Tytuł:
"Córka Dymu i Kości"
Wydawnictwo:
Amber
Ilość
stron: 399
Na
wszystkich kontynentach na drzwiach domów pojawiają się czarne
odciski dłoni. Wypalają je skrzydlaci nieznajomi, którzy wkradają
się do naszego świata przez szczelinę w niebie…
Przemierzająca
kręte uliczki zasypanej śniegiem Pragi siedemnastolatka ze szkoły
sztuk plastycznych zostanie wkrótce uwikłana w brutalną wojnę
istot nie z tego świata. I odkryje prawdę o sobie – zrodzonej z
dymu i kości…
Jej
szkicowniki są pełne potworów. Mówi w wielu językach, nie tylko
ludzkich. Ma jaskrawoniebieskie niefarbowane włosy, niezwykłe
tatuaże i blizny. Kim jest?
Karou
prowadzi podwójne życie: jedno w Pradze jako utalentowana i
tajemnicza artystka, drugie w sekretnym sklepie, gdzie rządzi
Brimstone – Dealer Marzeń. Karou nie wie,skąd przybywa i czy jest
tylko człowiekiem. Nie wie, po co wyrusza przez magiczny portal na
ryzykowne wyprawy. I nie wie, do którego świata należy. Dopóki
nie spotka najpiękniejszej istoty: mężczyzny o skrzydłach z
płomienia, ustach bez uśmiechu i oczach koloru ognia, których
spojrzenie jest jak płonący lont wypalający powietrze pomiędzy
nimi.
Akiva
staje się jej tak bliski, jakby kochała go całe życie…
Córka
Dymu i Kości... Książka, którą pochłonęłam trzy razy, mimo
sporych oporów przed jej zakupem. W sumie widziałam ją nie raz,
zanim po nią sięgnęłam, ale zawsze ją omijałam. Nie miałam na
nią ochoty. Mimo wszystko, pewnego dnia postanowiłam na nią
zerknąć, bo chyba nigdy nie przestałaby mnie prześladować.
Przejrzałam ją z każdej możliwej strony, zanim ją kupiłam.
Brałam ją do ręki i odstawiałam, robiłam kolejne kółko między
półkami i do niej wracałam. W końcu się zdecydowałam. W ten
sposób zostałam wciągnięta w jej sidła. Na dobre.
Od
pierwszych stron poczułam jakąś dziwną więź, która łączyła
mnie z Karou. Odkąd sięgnęłam po tę książkę, mam bzika na
punkcie niebieskiego koloru. Te niebieskie włosy... Gdyby nie było
mi żal mojego naturalnego koloru, to z pewnością bym się
przefarbowała. Do tej pory uważam ją za moją ulubioną bohaterkę.
Do żadnej innej postaci nigdy się nie przywiązałam tak, jak do
niej.
Mimo
aktualnego, negatywnego nastawienia do wszelkich młodzieżówek, do
tej mam jakiś sentyment. Jakby nie patrzeć, książki w tej
tematyce opierają się w większości na schemacie: dziewczyna,
dwóch chłopaków, między którymi wybiera, jakiś zamknięty
świat, rewolucja. Karou ani nie wybiera, ani nie żyje w zamkniętym
świecie. Nasza bohaterka żyje podwójnie – z jednej strony uczy
się, chodzi do szkoły, jest zwykłą nastolatką, a z drugiej ma
swój świat, który cała reszta uważa za wytwór jej wyobraźni.
Mamy
tutaj nutkę magii, stworzenia nadprzyrodzone, ale i zwykłych ludzi,
których dopada codzienność. A kim jest nasza Karou? Mówiąc o
tym, odebrałabym przyjemność czytania tym, którzy jeszcze tego
nie zrobili. Córka Dymu i Kości jest owiana niejedną tajemnicą,
co dodatkowo potrafi wciągnąć. Jakby nie patrzeć, gdy czytałam
ją za pierwszym razem, przechodziłam przez ulicę, z nosem
książce, więc byłam bliska zderzeniu z samochodem. Pójść po
schodach piętro wyżej też mi się zdarzyło, no ale w moim
przypadku to w sumie normalne.
Szczerze
mówiąc, dla wielu zagadek nie byłam w stanie znaleźć sama
rozwiązania. Fakt jest faktem, niektóre rzeczy same nasuwają się
na myśl, ale nie są to najistotniejsze sprawy. No i niestety czasem
gubiłam wątek, ale później wszystko i tak łączyło się w
jedną, spójną, magiczną całość.
Tak
więc Córka Dymu i Kości góruje na liście moich książkowych
miłości. Wiem, ciągłe wszystko wychwalam, ale jeśli chcecie
negatywnej recenzji, to musicie poczekać do następnego razu. To wam
mogę obiecać, a póki co zachęcam do przeczytania pierwszej części
powieści Laini Tayol.
"Życzenia
nie są prawdziwe. Nadzieja jest prawdziwa. Jest jedyną prawdziwą
magią." -Brimstone/ Dealer Marzeń
Ocena:
5/6