Autor: Kiera Cass
Tytuł:
Syrena
Oryginalny
tytuł: The Siren
Przekład:
Małgorzata Kaczarowska
Wydawnictwo:
Jaguar
Ilość
stron: 392
Ile
to razy nauczyciele zwracali uwagę swoim uczniom, aby nie rozmawiali
na lekcji i nie przeszkadzali innym? Zapewne wielu z was zostało
upomnianych, a nieliczni dorzucą, że za nieposłuszeństwo dostali
bardzo długą, negatywną uwagę do dzienniczka. Ja sama pamiętam,
jak nawet kazano mi się rozsiadać z koleżanką, gdy już nasze
rozmowy przekraczały pewną granicę. A co by było, gdyby każdy
umiał powstrzymać się od wydawania jakichkolwiek dźwięków
i udzielał się tylko proszony?
Kahlen
po części może to spełnić. Mogłaby udzielić odpowiedzi tylko
poprzez pismo, bo jej głos mógłby... zabić.
Kahlen
to syrena, która musi być posłuszna rozkazom Matki Ocean.
Parę razu do roku musi wykorzystać swój głos do tego, aby
nakarmić Ją nieświadomymi swego losu ludźmi przebywającymi w tym
czasie w Jej ramionach, gdy resztę dni musi uważać, aby nikogo nie
skrzywdzić. Dziewczyna może jedynie rozmawiać ze swoimi siostrami,
ale tylko wtedy, gdy nie ma w pobliżu człowieka. Dźwięk jej głosu
oddziałuje w każdym zakątku świata, a syrena z trudem znosi los
pomocnicy największej Zabójczyni.
Do
końca służby pozostało jej już niewiele lat. Wtedy zostanie
uwolniona od swojego obowiązku i stanie się na powrót zwykłą
śmiertelniczką oraz będzie musiała nauczyć się żyć od nowa.
Jej pamięć zostanie wymazana. Wszystko zacznie z czystą kartą.
Kahlen czeka na ten moment z ogromnym utęsknieniem, lecz nigdy nie
przypuszczała, że coś spowoduje u niej morze zwątpień. A raczej
ktoś.
Akinli
to zwyczajny człowiek o złotym sercu. To zawsze o takim mężczyźnie
marzyła dziewczyna, lecz wiedziała, że w tej chwili nie może
sobie pozwolić na takie uczucia. Miłość jednak miała inne plany.
Od tego momentu ich losy plączą się i ciężko rozerwać to
połączenie. Kahlen wie, iż to nie może się dobrze skończyć,
ale postanawia zaryzykować. Pewnym krokiem przechodzi przez próg
rutyny przesiąkającej Akinlego.
Tylko
czy ta miłość ma jakiekolwiek szanse? Czy Kahlen wie co robi, gdy
ryzykuje odkrycie swojej tajemnicy, byle tylko być blisko chłopaka?
I jak zareaguje Matka Ocean, gdy odkryje całą prawdę?
Bo
prawdziwe uczucie jest w stanie przetrwać wszystko.
Pamiętam,
jak kiedyś uwielbiałam pewien serial dla dziewczyn, gdzie głównymi
bohaterkami były trzy dziewczyny, które pewnego razu zostały
przemienione w syreny. Wręcz niecierpliwie oczekiwałam każdego
nowego odcinka, a powtórki były dla mnie dodatkową porcją
ulubionego deseru. Z czasem jednak wyrosłam z niego, ale tematyka
tych mitycznych stworzeń kołatała w mojej głowie i gdy
dostrzegłam zapowiedź [Syreny] powiedziałam sobie jedno – warto
zapoznać się z tą książką. Tylko czy po skończonej lekturze
chciałam pozostać tytułową syreną? A może prosiłam o to, aby
Matka Ocean zabrała mnie na samo dno i odebrała życie?
„Nasza pamięć jest jak wadliwy aparat fotograficzny – nie możemy być pewni, że obraz, który staramy się uchwycić będzie rzeczywiście wyraźny.”
Tempo
całej powieści przybrało formę nieobliczalnego Oceanu: z początku
tafla wody była nieskazitelna i nieskalana żadnymi bruzdami, lecz
po pewnym czasie zaczęły ukazywać się niewinnie wyglądające
fale, które z każdym kolejnym rozdziałem zwiększały swoją
objętość, aby na końcu wywołać czytelnicze tsunami! Jednak
pewne szczegóły nie pozwoliły mi do końca odczuć skutków
tej atmosfery, ale o tym za chwilę.
Pierwsze
sto stron to tak naprawdę powolne wprowadzenie do świata Kahlen i
ukazania nam, z czym dziewczyna musi się mierzyć jako syrena.
Chociaż Ona (Matka Ocean) oszczędziła ją i dała jej szansę
przeżyć znakomitą przygodę swojego życia – co główna
bohaterka wykorzystuje – ale kiedy przychodzi moment śpiewu...
wtedy już nie jest tak kolorowo. Największe zmiany w życiu Kahlen
zachodzą dopiero wtedy, gdy na swej drodze spotyka dobrodusznego
Akinlego. I w tym momencie akcja powieści nabiera prędkości,
wzburzone fale literek uderzają o piaszczystą plażę czytelnika,
jednak powiem jedno – miłość od pierwszego wejrzenia jest
przereklamowana i mogłam odczuć tego potęgę.
Jak
byłam zainteresowana kreacją syren i jej ograniczeniami związanymi
z przebywaniem między ludźmi, tak mniej obchodziło mnie
wyolbrzymione ogromne uczucie rosnące między dziewczyną a jej
wybrankiem serca. Może jestem sadystką, ale wolałam czytać opisy
związane z potworną naturą stworzeń potrafiących swoim głosem
zmusić kogoś do pozbawienia się życia poprzez utonięcie czy
zachłyśnięcie wodą, niżeli czytać prawie pieśni pochwalne
związane z Akinlim. Czy w ogóle normalnym jest to, że
znajdujesz nastolatkę, która nie może mówić, „nie
ma bladego pojęcia” o swoim pochodzeniu i o tym, jak się tutaj
pojawiła i zapraszasz ją do siebie, zamiast odwieźć na najbliższy
posterunek policji? Tak, wiem – to zepsułoby całą romantyczną
otoczkę, jednak trzeba być naprawdę głupim, aby zaufać obcej
osobie, która nawet nie jest w stanie odezwać się do ciebie.
I ta wybuchająca miłość w przeciągu kilku dni? Chyba jestem za
stara, aby wierzyć w takie bajki. Gdyby wyciąć ten nieszczęsny
fragment to powiedziałabym, że książka jest znakomita. A jako że
jest to główny wątek to... cieszę się, że wcześniej
mogłam przeczytać coś znacznie realniejszego.
„Pływanie było działaniem, latanie uczuciem.”
Kahlen
to taki typ głównej bohaterki, której na początku
współczułam, a zarazem zazdrościłam życia w
niezniszczalnym ciele i przeżywania tylu przygód, na które
zwykły śmiertelnik nie może sobie pozwolić. Chociaż była
ukazana jako niespełniona romantyczka, tak na początku nie
odczuwałam tego zbyt mocno i kibicowałam jej w wytrzymaniu tych
wszystkich lat, jakie musiała przeżyć jako syrena. Swoją miłość
przelewała na siostry i troszczyła się o nie. Jednak bywały
momenty, gdy musiała odpocząć i zdystansować się do otaczającego
ją świata – wtedy też ją rozumiałam. Miłość ukazała jednak
jej najgorsze cechy, gdy ryzykowała życie sióstr, aby
walczyć o swoje. To było samolubne ze strony dziewczyny i od tego
momentu pałałam do niej niechęcią. Właśnie z tego powodu (i tej
nieszczęsnej pogody widniejącej za naszymi oknami) nie miałam
ochoty kontynuować książki i odstawiłam ją na półkę.
Dopiero po kilku dniach do niej wróciłam i traktowałam losy
Kahlen z przymrużeniem oka.
Chociaż
w drugiej połowie książki główna bohaterka wydawała mi
się przerysowana, tak nie mogę powiedzieć o jej siostrach, które
automatycznie zdobyły moje serce. Miaka, Elizabeth, a nawet Aisling
– wszystkie miały to coś, co nie pozwala człowiekowi ich nie
lubić. Owszem – ta ostatnia nie grzeszyła serdecznością i nie
emanowała radością, jednak wyróżniała się na tle
pozostałych, dając się zauważyć. Gdybym miała wybierać, którą
z syren najbardziej lubię to wskazałabym właśnie ją. A pewne
nowiny na jej temat są dla mnie pieczątką potwierdzającą to, że
jest wyjątkowa. Z chęcią przeczytałabym o niej oddzielną
książkę, ale śmiem przypuszczać, że nigdy do tego nie
dojdzie... A co mogę powiedzieć o Akinlim? Kiedy autorka dopuściła
go do głosu to miałam ochotę uciekać w siną dal. Ale przyznam
jedno – idealnie pasował do Kahlen. Obaj przesadzeni bohaterowie
tworzą idealną (mdłą od słodyczy) całość.
No
i jakże mogłabym zapomnieć o bezlitosnej, ale również
kochającej bezgranicznie swoje córki Matce Ocean, która
została ukazana w prawdziwym świetle. Autorka doskonale podkreśliła
jej nieprzewidywalność i potęgę, za co ją mogę – z czystym
sumieniem – pochwalić.
Wątek
miłosny? Jak dla mnie można nabawić się czytelniczej cukrzycy, a
to nie służy nikomu. Chociaż romantycy będą zadowoleni z takiego
obrotu spraw, gdy dla mnie związek po niecałym tygodniu znajomości
wydaje się absurdalny i niezwykle... sztuczny. Chociaż znam taką
osobę, która związała się z chłopakiem po dwóch
tygodniach znajomości, co także nie wywołało u mnie pozytywnych
emocji. Tak czy siak to kolejny przerysowany aspekt, ale nie mogę
zapominać, że książka skierowana jest do nastolatek. Przyznam
jednak, że to daje złudne nadzieje młodszym czytelniczkom, które
marzą o TAKIEJ miłości.
„Wszyscy uważają, że śmierć to smutne zakończenie, ale to nieprawda. Gdyby tak było, każde życie byłoby po prostu tragedią.”
Chociaż
mogłabym się przyczepić do wielu schematycznych fragmentów,
które napatoczyły się na mnie w trakcie czytania [Syreny],
tak muszę przyznać, że Kiera Cass wie, jak tworzyć. Chociaż jej
kunszt pisarski nie jest na wysokim poziomie i nie zdobędzie
Literackiej Nagrody Nobla, to jednak umie oczarować czytelnika swoim
łączeniem słów, co skrzętnie wykorzystuje. Autorka stawia
na naturalność i to się chwali, lecz z czasem prostota tekstu może
przytłoczyć każdego i wypadałoby wtrącić co nieco świeżości
w dany fragment. No i – oczywiście – nie przeciągać strun.
[Syrena]
ma na celu ukazanie wszystkim, że nieważne kogo obdarzamy
uczuciami, ale ważne jest to, by były one szczere i pochodziły z
głębi serca. Dlatego warto ukazywać swoim najbliższym to, że są
dla nas wyjątkowi i nikt nie jest w stanie ich zastąpić.
Z
serii „rozkminy bluszczyny”: Ciekawe, czy ja dałabym radę jako
syrena, jeżeli chodzi o to życie w ciszy, gdy jest się między
ludźmi. Przecież ja jestem taką gadułą, że... No dobra...
Musiałabym żyć w odosobnieniu, rozmawiając sama ze sobą. Tylko
to by mi pozostało...
Podsumowując:
Chociaż
[Syrena] nie należy do tych ambitnych lektur, to jednak czas
spędzony z nią uważam – w większości – za udany. Dzieło
Kiery Cass to lekka powieść, idealna na spokojne wieczory, gdy
człowiek chce się zrelaksować i odetchnąć od codziennego życia.
Oczywiście osoby stroniące od romansów powinny sięgnąć po
ten tytuł w ostateczności, żeby nie spotkała ich tak przykra
niespodzianka, jak mnie. A ci, co kochają strony lepiące się od słodyczy uczuć –
śmiało możecie wydać na tę książkę swoje ostatnie pieniądze!
Moja
ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Za
egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!
Ta książka totalnie trafiła w mój gust. Lubię takie lekkie, niezaawansowane powieści, które szybko się czyta, a można miło spędzić przy nich czas :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
SKRYTA KSIĄŻKA
Ja zawsze się irytuję gdy autor/autorka ma fajny pomysł na historię, wszystko super opisuje, a tu nagle pojawiają się dwa razy dłuższe wychwalania cud bożyszcza. Syreny w sumie nie miałam w planach, ale może właśnie tak dla odprężenia się na nią skuszę. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce i bardzo chciałam ją przeczytać, ale dopiero Ty przekonałaś mnie w stu procentach (mimo tego wątku romantycznego, który już na starcie najpewniej będę traktować z przymrużeniem oka). Ja również dawno temu śledziłam przygody tych trzech syren i od jakiegoś czasu chciałam sięgnąć po jakąś książkę w tym temacie. I całe szczęście, że nadeszła taka książka akurat od Kiery Cass, której styl bardzo polubiłam, czytając Selekcję :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com/
Nie mogę się przekonać do tej książki, może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńJa osobiście mam mieszane uczucia, ale kto wie...może kiedyś się przekonam.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym przeczytać cokolwiek od tej autorki...pierwsze pewnie będą ,,Rywalki" :)
Myśle, że dam sobie spokój z tą książką. Tematyka syren nieszczególnie mnie interesuje i przypuszczam, że główna bohaterka nie przypadła by mi do gustu. Zostawiam ją fanom tego typu lektur ;3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
PS Prawie straciłam drugie konto na google ale udało mi sie przypomnieć hasło =^o^=
Jestem jej ciekawa, jednakże nieco boję się zaufać autorce, mimo iż jeszcze została mi Korona i jeden dodatek do serii Rywalki. ;/
OdpowiedzUsuńTo książka, autorka i gatunek kompletnie nie dla mnie. Wiem, że Rywalki zrobiły furorę, ale mnie chęć na nie nigdy nie naszła, pomimo tego, że czytywałam jeszcze młodzieżówki, gdy pierwsyz tom miał swoją premierę.
OdpowiedzUsuńO syrenach też nigdy nie czytałam i nawet nie oglądałam H2O w telewizji, więc to i tak nie za bardzo moje klimaty:D
Strasznie jestem ciekawa tej książki, ale wiadomo Kiera tworzy typowe młodzieżówki, więc bez wątku miłosnego chyba się nie obędzie :D Boję się, że autorka będzie tworzyć schematycznie, więc na razie chyba sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
Główna bohaterka niczym księżniczka Disneya.
OdpowiedzUsuńOsobiście interesuje mnie taka mityczna tematyka i pomysł wydaje się ciekawy. Może jakoś przeboleję ten wątek miłosny. ;)
przyznam ze z cieakwoscia czytalam recenzje bo bylam zaintrygowana tym tytulem i teraz wiem ze to dobry odmozdzacz :D
OdpowiedzUsuńCzasem każdemu z nas potrzebna jest niewymagająca książka. Myślę, że będzie to pozycja dla mnie, jednak najpierw chciałabym przeczytać serię "Rywalki", która podobno również nie jest zobowiązująca.
OdpowiedzUsuńŚwietna, szczera recenzja :)
Zapraszam do mnie, do wzięcia udziału w konkursie!
Z książkami przy kawie
Sama nie wiem czy mam na nią ochotę czy nie gdy usłyszałam o tej książce trochę przypominała Małą Syrenkę no i ta wielka miłość po tygodniu,chyba jednak nie w najbliższym czasie, lepiej zrobię aż poczekam aż będzie dostępna w bibliotece:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,books--my-life.blogspot.com
Czytałam tę książkę, a raczej próbowałam, bo mnie strasznie nudziła. Po przebrnięciu przez te smętne fragmenty dotarłam do cukierkowego love story z wyraźną inspiracją Małą Syrenką i książka poszła w kąt. Lubię wszelkie historie miłosne, ale nie aż takie. Uczucie ma się rozwijać powoli, cieszyć czytelnika, a nie krzyczeć "Za dwie strony będziemy się migdalić przez resztę rozdziału, czyli czytaj o naszej wspaniałej miłości przez kolejne cztery kartki!". Odpadam.
OdpowiedzUsuńA co się tyczy Kahlen - z początku ceni sobie przyjaźń ponad wszystko, aby później olać przyjaciółki i narazić je na niebezpieczeństwo ujawnienia prawdy. Można popełniać błędy, ale ona robiła je świadomie...
~Wagabunda🌺