Autor:
Thomas Arnold
Tytuł:
Tetragon
Seria:
?
Tom:
II
Wydawnictwo:
Agencja Reklamowo-Wydawnicza Vectra
Ilość
stron: 408
Każdego
dnia możemy usłyszeć o tym, że zaginął jakiś człowiek. To
dość przykra informacja, ale prawda zazwyczaj bywa brutalna i
nieprzewidywalna w skutkach. Niektórzy z tych ludzi powracają
do domu cali i zdrowi, gdy reszta nie ma już takiego szczęścia.
Traumatyczne przeżycia odbijają się na ich psychice, przez co
popadają w depresję lub – co gorsza – zaczynają wariować, a w
skrajnych przypadkach postanawiają odebrać sobie życie. Zdarza się
też tak, że w ogóle nie zostają odnalezieni. To najgorsza z
możliwych opcji. Wtedy rodzina nie wie, czego się spodziewać. Czy
bliska ich sercu osoba żyje w innym kraju i ma się dobrze? A może
brak kontaktu jest równoznaczny z jej śmiercią?
Życie
bywa brutalne i ukazuje ono swoje oblicze wszystkim.
Syn
wiceszefa policji znika w tajemniczych okolicznościach, a na miejscu
domniemanej zbrodni technicy znajdują ślady krwi chłopaka. Wszyscy
mają wrażenie, że to będzie jedno z wielu typowych śledztw,
jednak z każdą kolejną godziną nie są już tego tak pewni. Złe
cienie na tę sprawę rzucają niepochlebna opinia o Ericu McAleerze
oraz wiedza na temat mężczyzny, który spotkał się z nim
przed jego zaginięciem. Sprawą zajmuje się James Adams – jeden z
najlepszych detektywów z wydziału zabójstw w
Cleverland. To właśnie on odnajduje niecodzienne znalezisko
uświadamiające go w tym, że ta sprawa pomoże mu ukazać swoje
umiejętności w tej dziedzinie.
W
tym samym czasie młodszy kolega Adamsa – detektyw David Ross –
zostaje przydzielony do zbadania zwłok porzuconych w kolejowym
magazynie. Każdy element wskazuje na to, że ofiara nie żyje już
od kilku miesięcy, ale nikt nie jest w stanie wyjaśnić jej
tajemniczego pojawienia się w tych stronach. Podczas sekcji patolog
odkrywa szereg toksyn, które składem wskazują na jad pewnego
pajęczaka. I to nie byle jakiego.
Obaj
panowie wiedzą, że czeka ich długa i żmudna droga do odkrycia
wszystkich kart związanych z tymi sprawami. Bezlitośnie
przypominają im o tym wskazówki zegara oraz sama myśl, że
ktoś wiecznie spogląda na ich ręce. Obserwator siedzi im wiecznie
na ogonach i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Czy
te dwie – pozornie inne sprawy – mają jakieś punkty wspólne?
Co takiego James Adams dowiedział się o swoim znalezisku? I
dlaczego kapitan Arthur Goldwyn z dnia na dzień zostawia swoich
podwładnych i słuch o nim ginie?
W
tej chorej grze trzeba mieć oczy dookoła głowy. I nie można ani
przez chwilę zwątpić w swoje umiejętności, bo ta drobna nieuwaga
może kosztować życie niewinnych osób.
Po
dość matematycznych dwóch tygodniach przyszła pora na to,
aby odrzucić wszelkie obliczenia i powrócić do właściwego
świata, jakim jest literatura. Potrzebowałam czegoś mocnego, co
całkowicie odciągnie moje myśli od egzaminu i pozwoli odetchnąć.
Mogłam wybrać coś lżejszego, ale potrzebowałam książkowego
kopa. Już przed egzaminem planowałam, że po jego napisaniu sięgnę
po [Tetragon] Thomasa Arnolda, który już długo grzał
miejsce na mojej półce. Czy pozwolił mi on zapomnieć o
wszelkich stresach? A może dostarczył mi kolejnych zmartwień?
„Wszystkich nas czeka koniec. Nie wiemy tylko kiedy.”
Już
na samym początku książki poczułam ból wszystkich
czytelników rozpoczynających dane serie od środka.
Towarzyszył mi on przez parę pierwszych rozdziałów, kiedy
to dopiero poznawałam głównych bohaterów, przez co
nie umiałam skatalogować w swojej głowie kto jest kim. Owszem –
znalazłam w tekście podpowiedzi, jednak co rusz musiałam wspomagać
się opisem z tylnej okładki. Ten czytelniczy harmider zakłócał
mi odbiór czytanego przeze mnie tekstu, lecz z czasem mój
umysł zapamiętał istotne informacje rozróżniające każdą
z postaci (dzięki czemu bohaterowie nie otrzymywało cudzych danych)
i – w końcu – mogłam się zająć najważniejszym, czyli
fabułą!
Już
sam opis wskazuje na sporą dawkę emocji, ale nie przepuszczałam,
że będzie ona tak mocno na mnie oddziaływać. Autor co rusz
zaskakiwał mnie swoją pomysłowością. Praktycznie czułam się
zespolona z książką, gdzie chłonęłam wszystkie słowa niczym
gąbka wodę. Z przerażeniem w oczach i mocno bijącym sercem
śledziłam poczynania detektywów, ale nie tylko oni mieli
swoje pięć minut. Thomas Arnold zadbał o wielowątkowość swojego
thrilleru kryminalnego i – z pomocą wszechwiedzącego narratora –
dopuszczał czytelników do świata innych kluczowych postaci.
Głównym celem była możliwość ukazania nam odmienności
charakterów. I całkowicie mu się udało. Do każdego
przypadku trzeba podejść pod psychologicznym kątem, aby dokładniej
zrozumieć ich zachowanie. Momentami może być ciężko, ale opłaca
nam się nieco pomęczyć, by uzyskać zaskakujący efekt. Jaki? Tego
nie mogę wam zdradzić.
Im
bardziej zagłębiałam się w [Tetragon], tym pewniejszym krokiem
wchodziłam w całą fabułę. W kulminacyjnych momentach nie umiałam
oderwać wzroku od tekstu i z zapartym tchem obserwowałam każdą
akcję mogącą pomóc w toczącym się śledztwie. Nawet
łapałam się na tym, że zaciskam nerwowo pięści, gdy pada strzał
czy też wyczuwam w powietrzu mieszankę rdzy i soli towarzyszącą
przy upływie krwi. Przyznam jednak, iż w pewnym momencie książka
stawała się dla mnie coraz cięższa od przesytu. Chociaż moja
ciekawość pożerała wszystkie podawane na tacy informacje, to i
tak mam wrażenie, jakby autor próbował dać jak najwięcej z
siebie i nieco przekombinował. Oczywiście nie chcę ganić pana
Arnolda za kreatywność! Nie śmiałabym! Niektóre wątki
naprawdę były potrzebne, jednak niektóre rozwijały się do
ogromnych rozmiarów. Wiem, że dzięki temu [Tetragon] jest
przesiąknięty tajemnicami wyłaniającymi na każdym kroku, co
powoduje lawinę zdarzeń. Pojedyncze zaprzątały głowę, ale razem
tworzyły nić powoli ukazującą nam drogę do kłębka. Chociaż
parę razy byłam sprytniejsza od detektywów. Możliwe, że
moje dedukcje zdarzeń wiążą się z moim zamiłowaniem do
niektórych seriali kryminalnych. Ale i tak muszę przyznać,
że końcówka całkowicie wcisnęła mnie w fotel i nie mogłam
wypowiedzieć ani jednego słowa.
„To nie jest prywatna vendetta, chociaż chwilami każdy z nas marzy, aby temu całemu (...) wsadzić w dupę strzelbę i naciskać spust, dopóki powyżej lufy będą jeszcze flaki.”
Chociaż
przez karty [Tetragonu] przewija się wiele postaci, to najbliższy
mojemu sercu okazał się detektyw David Ross, który podbił
moje serce swoim stylem bycia, gdzie był gotowy zrobić wszystko,
aby poszło po jego myśli. Miał w nosie wszelkie zakazy, jednak
zgrywanie twardziela od początku do końca wymaga wielu poświęceń,
co nieraz było udowodnione. Za to oazą spokoju (a zarazem
przeciwieństwem Davida) okazał się jego starszy kolega po fachu,
James Adams. Chociaż nie zachwycał wysportowaną sylwetką czy
poczuciem humoru to nie można mu odmówić sprytu i
zaradności. To bardzo ważne w wykonywanym przez niego zawodzie i
bardzo chwalone. Ja sama jestem pod wrażeniem jego umiejętności
łączenia faktów. I pomyślcie, że to właśnie tych panów
najczęściej ze sobą myliłam. Nie pytajcie jak... Po prostu tylko
ja jestem do tego zdolna. Chyba.
Każda
osoba przewijająca się przez tę książkę miała swoją określoną
rolę i doskonale ją odgrywała. Autor pamiętał, że nikt nie jest
idealny, dzięki czemu nie wyczuwałam ani krzty sztuczności bijącej
od ich kreacji. Chociaż czasami miałam ochotę uciekać, bo nie
lubię przebywać w tłumach, a tutaj momentami czułam się
przytłoczona... Ale w kryminale ilość (łączona z jakością) to
idealna para pozwalająca zapędzić czytelnika w kozi róg. I
ja tam parę razy siedziałam!
„– Interesujesz się sąsiadem – źle. Nie interesujesz się – jeszcze gorzej.– Pieprzenie!– Zaczynasz przeklinać... Przebywanie ze mną zdecydowanie ci nie służy.”
Wielu
autorów próbuje zamydlić oczy czytelnikowi poprzez grę
słów, których sami tak do końca nie rozumieją.
Pragną wykazać swoją mądrość, lecz niezbyt im to wychodzi.
Thomas Arnold nie musi się bać takiego wyroku. Zręcznie splata
proste i dobrze znane wszystkim słowa z tymi nieco trudniejszymi,
jednak poprzez treść pozwala zrozumieć ich znaczenie. Także nie
mogę przyczepić się do kreacji świata, bo już wcześniej
wspominałam o oddaniu temu wszystkiemu rzeczywistego charakteru.
Powtórzę jednak pewną kwestię: nadmiar szkodzi. Tak,
uderzam tutaj w ten przesyt wątków. Mam nadzieję, że w
końcu zostanie to zrównoważone i czytelnik nie będzie czuł
się przytłoczony. No i gratuluję umiejętności wykorzystywania
niektórych istotnych faktów, o których swego
czasu huczały media. Mogę jedynie zdradzić, iż jest to związane
z przepięknym księżycem widniejącym na okładce. Nie będę
zdradzać, o co z nim dokładnie chodzi, bo zepsułabym wszystkim
lekturę.
[Tetragon]
udowadnia, że nigdy tak do końca nie poznamy drugiego człowieka.
Możemy się łudzić swoją wszechwiedzą, kiedy prawda jest
całkowicie inna. Nigdy nie wiadomo, jakie demony ktoś skrywa
wewnątrz siebie i kiedy ujrzą one światło dzienne. A niektórzy
bardzo dobrze je ujarzmiają...
Podsumowując:
„Cudze
chwalicie, swego nie znacie” - tym oto stwierdzeniem mogę
podsumować całokształt książki [Tetragon] autorstwa Thomasa
Arnolda, która wstrząsnęła mną totalnie i – na pewno –
nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć! Jak wcześniej
podchodziłam do niej z rezerwą, tak z czystym sercem mogę
powiedzieć, iż autor ma smykałkę do kryminałów i
udowadnia to na każdym kroku. Kreacja bohaterów, a także
przedstawionego na kartach skrawka świata jest dopracowana, gdzie
nie prześlizgnie się żaden fałsz psujący tę emocjonalną
melodię. Dlatego też nie czekajcie i sięgajcie po tę książkę,
ale uprzedzam – warto zapoznać się z pierwszym tomem przygód
detektywów, bo możecie wpaść w tę samą pułapkę co ja.
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Za
egzemplarz książki serdecznie dziękuję samemu autorowi!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!
Nie jestem fanką kryminałów, ale książka mnie zaciekawiła. Tylko ja zacznę od 1 tomu :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
http://books-world-come-in.blogspot.com/
Czemu by i nie spróbować, może być ciekawe - ale na początku pierwszy tom ;)
OdpowiedzUsuńTeż chcę siedzieć w czytelniczym kozim rogu :D
OdpowiedzUsuńMoje książkowe klimaty :) Serię mam od dawna w planach, ale wiadomo brak czasu, "pilniejsze" tytuły... ;))
OdpowiedzUsuńW każdym razie kiedyś będę chciała rozejrzeć się za książkami autora i je przeczytać ;)
Pamiętam jak na początku myślałam, że autor pochodzi zza granicy a tu niespodzianka.. Pamietam, że sporo wspominałaś o nim na waszym fan page.
OdpowiedzUsuńNajpierw poszukam w bibliotece książek autora a dopiero później pomyśle o zakupie. Ale wole poczekać, aż bede mogła je wypożyczyć. Mam inne priorytety zakupowe.
Trzymaj sie :3
O.Ja. Cięęęę!
OdpowiedzUsuńTakie recenzje dają niezłego kopa! Nic tylko czytać, czytać, czytać!!