Autor: JP Delaney
Tytuł: Lokatorka
Tytuł oryginału: The
Girl Before
Przekład: Mariusz Gądek
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 464
Po wielu traumatycznych
przeżyciach Jane postanawia odseparować się od bezwzględnej
przeszłości i zacząć wszystko od początku. Jednakże szybko
odkrywa, że rozpoczęcie nowego etapu w życiu wcale nie jest takie
proste, jak wcześniej zakładała. A wszystko zaczyna się w chwili,
gdy próbuje znaleźć mieszkanie do wynajęcia. Niestety każde
proponowane przez wynajętą do tego celu agencję posiada jedną
istotną wadę – wysokość opłat. I kiedy już myśli, iż jej
poszukiwania spełzną na niczym i zostanie zmuszona odejść z
kwitkiem, los się do niej uśmiecha. Wreszcie natrafia na Folgate
Street 1, które bezapelacyjnie podbija serce kobiety. Przyćmiona
ultranowoczesnymi warunkami Jane zgadza się nawet żyć według
surowych reguł, jakie narzuca na swoich lokatorów właściciel
mieszkania, byle tylko jej plany stały się rzeczywistością.
Kobieta nie spodziewa się jednak, że wraz z podpisaniem umowy
ściągnie na siebie znacznie więcej problemów...
Jane wdaje się w romans
z pedantycznym właścicielem apartamentu, Edwardem Monkfordem.
Chociaż ich związek opiera się jedynie na wzajemnej fascynacji i
pożądaniu, kobieta pragnie, aby ta enigmatyczna więź przerodziła
się w coś znacznie głębszego. Nawet postanawia poznać nieco
lepiej swojego ukochanego, ale z każdym kolejnym faktem o Edwardzie
robi się coraz gorzej. Dzięki zabawie w detektywa odkrywa, że
ówczesna lokatorka Folgate Street 1, niejaka Emma Matthews, również
nie była obojętna Monkfordowi. A to jeszcze nie koniec
niespodzianek. Otóż kobiety łączyło o wiele więcej, niżby się
spodziewały. Co więcej, Emma w znacznym stopniu przypominała istną
kopię samej Jane, co również brzmi niepokojąco. Najbardziej
przerażające jest to, że dawna ukochana właściciela apartamentu
umarła z powodu przykrego wypadku.
Kto przyczynił się do
śmierci Emmy Matthews? Czy Jane powinna obawiać się chłodnego i
zdystansowanego Edwarda? A może niebezpieczeństwo czyha na nią z
zupełnie innej strony?
Każdy, kto kiedykolwiek
musiał zmierzyć się z misją „wynajęcie mieszkania”,
doskonale zdaje sobie sprawę, że osoby z niskimi dochodami nie
zawsze mogą liczyć na łut szczęścia. Zazwyczaj te tanie
mieszkania miewają wiele elementów zaskoczenia (gdzie strasznie
trudno określić to zjawisko pozytywnym) lub z automatu uznajemy je
za istną ruderę. Przez ten koszmar przechodziła sama Jane, jedna z
głównych bohaterek [Lokatorki]. Z powodu marnej pensji wiele
ciekawych ofert wynajmu przechodziło jej koło nosa, aż – w końcu
– trafiła na istną perełkę, a mianowicie apartament mieszczący
się na Folgate Street 1. Jane, urzeczona minimalizmem oraz
ultranowoczesnymi warunkami życia, postanowiła zaryzykować i
powalczyć o możliwość zamieszkania tam. Nawet nie odstraszały ją
wszelkie zakazy i nakazy, jakich musi wystrzegać się potencjalny
lokator! Trudno się dziwić – wielu dałoby się pokroić za takie
wygody, ale mnie samą to miejsce przerażało i wszelkie jego opisy
wywoływały gęsią skórkę. Również sam właściciel, niejaki
Edward Monkford wprowadzał wiele zamętu, chociaż tak naprawdę
niewiele czynił. Wystarczyło jedynie, że Jane zaczęła węszyć
(tak, wiem – brzydkie określenie, ale doskonale odzwierciedla jej
śledztwo), przy czym co rusz czułam się atakowana przeróżnymi
zaskakującymi faktami napędzającymi lawinę powoli nabierającą
ogromnych kształtów. Autor umiejętnie przeplatał je między sobą,
tworząc solidny łańcuch, którym oplatał mój umysł i nie
pozwalał na uwolnienie się od tej historii, nim poznam całą
prawdę. Niejednokrotnie prawie że przeczuwałam, kto stoi za
tajemniczą śmiercią Emmy, kiedy ponownie odbierano mi wygraną
kartę. Ale muszę przyznać, że na początku wcale nie odczuwałam
aż takiej dawki adrenaliny, jak w późniejszych rozdziałach
[Lokatorki]. Było to spowodowane wątkami miłosnymi, gdzie sceny
erotyczne wymagały wiele do życzenia. Przy jednej nawet tak się
skrzywiłam, jakbym wypiła szklankę świeżo wyciśniętego soku z
cytryny. Za to ostatnie kilkadziesiąt stron książki... Naprawdę
nie spodziewałam się aż tak ogromnych niespodzianek! Z szeroko
otwartymi oczami obserwowałam toczącą się akcję, nie dowierzając
temu, co się właśnie odprawia. „Czy to jakiś żart?” –
szeptałam sama do siebie aż do ostatniej strony. Również
rozwiązanie największej zagadki postawionej przez autora
spowodowało u mnie ogromne zaskoczenie! Jak widać, JP Delaney
nieźle manipuluje swoimi czytelnikami, nie ma co. Gdyby startował w
wyborach na prezydenta Polski, na pewno omamiłby mnie swoimi
obietnicami. Słowo daję!
Czy „przymus powtarzania” i „odtwarzanie” nie są tylko wydumanymi określeniami tego, że ludzie są z natury niewolnikami przyzwyczajeń?
Chociaż Emma i Jane nie
są ze sobą w żaden sposób spokrewnione, to podobieństwo
zewnętrzne wywołuje u wielu otaczających je ludzi pewien
dyskomfort. Na szczęście każda z nich może pochwalić się
indywidualnym charakterem, dzięki czemu śmiało wytypowałam swoją
ulubienicę, którą została druga z kobiet. Emma wielokrotnie mi
podpadała swoimi manipulacjami, przez co w pewnym momencie
przestałam jej współczuć trudnego położenia. Cień kłamstw,
jaki rzucała, powodował, że nie tylko ja miałam jej serdecznie
dość. Sama również wpadła we własną pułapkę, czym popadała
ze skrajności w skrajność. Owszem, jej gry aktorskiej mogłoby
pozazdrościć wiele sławnych kobiet z filmowej branży, ale
odczuwałam ogromną ulgę, kiedy powracałam do zrównoważonej i
pełnej ciepła Jane. Ogromnie kibicowałam jej, by życie kobiety
ponownie zyskało jasne barwy mogące rozwiać ciemne chmury dawnej
tragedii. I już, kiedy prawie do tego doszło, dała się ponieść
chwili, co spowodowało wmanewrowanie w pokrętny związek ze słynnym
Monkfordem. Nie potrafiłam zrozumieć, co ona takiego w nim widzi.
Ona, ta mądra kobieta, która przyrzekała samej sobie, że ponownie
nie popełni tego samego błędu. Dopiero z czasem pomyślałam
sobie, iż ta zażyłość musi mieć drugie dno. Tylko czy miała?
Tego już nie mogę zdradzić, ale powiem jedno – po tych
bohaterach można się wszystkiego spodziewać!
W moim odczuciu zabrzmi
to odrobinę chamsko, ale jeżeli przyszłoby mi stwierdzić, skąd
już znam styl pisania, jakim posługuje się JP Delaney, bez wahania
podałabym nazwisko autorki bestsellerowej trylogii {Niezgodna},
czyli Veronici Roth. Tak samo, jak ona nie bawi się w masywne opisy,
a dni zdają się nieubłaganie pędzić przed siebie, dzieląc dane
wydarzenia nawet o grube miesiące. Tych pisarzy dzieli jednak to, że
u pana JP Delaneya od początku do końca jest w większości dobrze
rozplanowane. Dialogi nie cuchną sztucznością, a bohaterowie są
dokładnie nakreśleni, przez co człowiek nie ma wrażenia, że co
rusz czyta o jednej i tej samej postaci, tylko że o zmienionych
danych osobowych. Również przypadło mi do gustu ukazanie, jak
często dajemy się zwodzić otaczającym nas maszynom. Sama
doskonale wiem, jak nowoczesna technologia ułatwia nam egzystowanie,
ale również zdaję sobie sprawę, że wystarczy tak niewiele, aby
uzależniła nas od siebie i złapała w pułapkę swoich
niedopracowań i wad. Tylko nadal nie potrafię przeboleć tych
makabrycznych scen erotycznych. Owszem, nie znalazłam ich aż nadto,
bo w końcu to była jedynie zagrywka psychologiczna, aby co rusz
czytelnik posiadał mętlik w głowie, ale niesmak pozostał i
zapewne dość szybko o nim nie zapomnę.
Podsumowując:
Pomimo wielu pozytywnych
opinii wzniecających apetyt na tę książkę, nadal odczuwałam
pełno obaw związanych z jej lekturą. W jakimś stopniu nabrały
one realnych kształtów, ale koniec końców muszę stwierdzić, że
autor wykonał kawał dobrej roboty! Początkowo wątpiłam, czy aby
na pewno mam do czynienia z thrillerem psychologicznym, ale im bliżej
byłam końca [Lokatorki], nabierałam pewności, że rzucałam
fałszywe oskarżenia. Dlatego, jeżeli pragniecie pobawić się w
detektywów, sponsorując sobie dawkę skrajnych emocji, gdzie
dodatkowo setki przypuszczeń nie pozwolą wam na spokojny żywot –
koniecznie sięgnijcie po ten tytuł!
Moja ocena:
Recenzja została
zamieszczona na:
Przeczytam 52 książki w
2017 roku
Ostatnio mam właśnie ochotę na dobry thriller psychologiczny, ale to, co czytam mnie rozczarowuje. "Lokatorka" wydaje się być inna, więc dam jej szansę!
OdpowiedzUsuńKusi mnie ta powieść ogromnie, chętnie dałabym jej szansę :)
OdpowiedzUsuńThriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków i nie przeszkadza mi to, że w przypadku powyższej książki nie jest to od razu oczywiste.
OdpowiedzUsuńNadal nie umiem się przekonać do sięgnięcia po tę powieść. Noszę w sobie obawę, że ukazane zagrywki psychologiczne niczym mnie nie zaskoczą, a lektura nie będzie wielką przyjemnością. Jednak nie mówię nie, może kiedy lista książek do przeczytania się zmniejszy, dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Dawno nie czytałam dobrej książki. To, co ostatnio miało być "wow" mnie rozczarowało. Może z tą będzie inaczej?
OdpowiedzUsuńJa bardzo dużo o Lokatorce słyszałam i podobnie jak Ty trochę się tego obawiałam - jestem odwrotkiem świata i jak coś się komuś podoba to mi niekoniecznie. Ale Twoja recenzję nieco mnie uspokoiła, więc może i ja dam w końcu "Lokatorce" szansę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Od dawna poluję na ten egzemplarz w bibliotece. ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie przekonuje mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, ta książka jest zbyt przereklamowana. Więcej przy niej ziewałam lub warczałam z irytacji, niżeli wciągałam w fabułę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Dziwną Dziewczynką - ta książka jest aż nadto przereklamowana. Bywają znacznie lepsze thrillery psychologiczne.
OdpowiedzUsuń