czwartek, 14 czerwca 2018

O mordercy, który postanowił w krwawy sposób zmienić obsadę filmową [Wojciech Nerkowski – „Zdrada scenarzystów”]


Autor: Wojciech Nerkowski
Tytuł: Zdrada scenarzystów
Seria: ??
Tom: II
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ilość stron: 408

Dynamiczny montaż, zabawna intryga i cięte riposty. Scenarzyści w najlepszej formie!
Ekscentryczna ekipa filmowa wyrusza na Teneryfę kręcić kryminał pod tytułem „Spisek scenarzystów”. Wszystko miało iść jak z płatka, lecz już pierwszego dnia na planie dochodzi do zabójstwa jednego z głównych aktorów. Scenarzyści rozpoczynają własne dochodzenie. Kuba popada w paranoję, a Sylwia próbuje przemówić ekipie do rozsądku. Ich śledztwo nabiera rumieńców, bo morderca nie zwalnia tempa i wysyła sygnały, że na jednym zabójstwie nie skończy.
Zamieszanie wokół filmu sprzyja promocji, dlatego wydaje się, że ktoś precyzyjnie to zaplanował. Tylko kto mógł wpaść na tak wyrafinowany pomysł? Czy przebojowym filmowcom uda się odnaleźć mordercę, zanim sami staną się ofiarami?
[Opis wydawcy]

Przesiąknięta do granic możliwości fantastycznymi historiami, wreszcie postanowiłam powiedzieć „STOP” nadnaturalnym wrażeniom i czym prędzej powrócić do czegoś bardziej przyziemnego. Wtedy z pomocą przyszła „Zdrada scenarzystów” autorstwa pana Wojciecha Nerkowskiego i fakt, że nawet jeszcze nie dotarłam do trzydziestej strony, a już pod nos „podstawiono” mi nieboszczyka. Cóż... To mogło oznaczać tylko jedno – chora gra z szalonym mordercą rozpoczęła się na dobre!

Jeżeli miałabym się porównać w trakcie lektury do jakiegoś domowego zwierzęcia, to bez wątpienia odpowiedziałabym, że stanowiłabym idealny odpowiednik psa. I to nie takiego zadbanego. Czułam się jak wygłodzony psiak, którego zamknięto w kojcu, gdzie tuż za siatką postawiono mu miski jedynie pachnące możliwym zwalczeniem skurczów żołądka. Na początku łagodnie węszyłam za sprawcą tego krwawego procederu, ale kiedy odnaleziono nową ofiarę – mój apetyt na wytropienie szaleńca diametralnie wzrósł. Robiłam to z taką zawziętością, że nawet nie spostrzegłam, iż prawdziwą ucztę (a tym samym bezlitosnego, pochłoniętego zabawą w kotka i myszkę z wymiarem sprawiedliwości mordercę) miałam tuż pod samym nosem. Czułam się przez to oszukana! W sensie pozytywnym, rzecz jasna! Ale jak mogłam go tak prędko wyśledzić, skoro autor umiejętnie lokował poszczególne elementy układanki, stopniowo prowadząc nas do rozwiązania tej zawiłej niespodzianki. A żeby nie osiwieć od nadmiaru dramatyzmu i strachu o własne cztery litery, w międzyczasie toczyło się również normalne życie, gdzie problemy natury miłosnej czy związane z ciężką pracą bywały maźnięte nutą dramatyzmu, czy sypnięte ogromem zdrowego, utrzymanego na wysokim poziomie poczucia humoru. I może właśnie te elementy niejednokrotnie przeważały nad głównym wątkiem, ale pan Wojciech Nerkowski robił dosłownie wszystko, abyśmy o nim nie zapomnieli (pamiętajcie, wygłodzony pies i te sprawy). Dobitnie udowodnił to kulminacyjnym momentem śledztwa, przez który – o mało co – nie dostałam zawału. Sprawa nabierała rozpędu i już prawie przestałam oddychać, kiedy autor cwanie przeskoczył do zupełnie innej, ponurej scenerii, pozostawiając mnie z tysiącem, jak nie milionem pytań o to, co tu się właściwie wydarzyło i jaki jest finał! Może już zawczasu pozałatwiam sprawy z własnym pogrzebem, zanim „Koniec scenarzystów” ujrzy światło dzienne i trafi w moje ręce? Bądź co bądź, po zaprezentowaniu takiego zakończenia jeszcze bardziej zżera mnie ciekawość.

Sylwia, pomimo traumatycznych wspomnień sprzed trzech lat, nie pozwoliła stłamsić się przeszłości, tym samym udowadniając, że pomimo swej kruchości, jest silną, a zarazem odważną kobietą. Nie każda zdołałaby, pomimo musu przeżywania tego wszystkiego na nowo (gdzie tym razem – na całe szczęście – ktoś inny robił za ofiarę), przelać tę historię na papier i przedstawić ją światu w formie filmu. I choć zrobiła to w jakimś stopniu pod naciskiem brata, to gdyby nie chciała do tego wracać, nikt by jej do tego nie zmusił. Poza tym, w trakcie lektury zauważyłam, że Sylwia powoli wychodziła ze swojej strefy komfortu, pozwalając sobie na coraz to śmielsze interakcje, co w połączeniu z jej intelektem tworzyło idealną całość. Natomiast Kuba wydawał mi się ociupinkę... dojrzalszy? Jedynie ociupinkę, bo nadal potrafił zachowywać się jak rozkapryszone dziecko, jednak dostrzegł, że skakanie z kwiatka na kwiatek (bo każdy jego związek nie przypominał tych wskazujących na „żyli długo i szczęśliwie”) powoli go męczy, przez co zaczął poważniej myśleć o stabilizacji. Tak, nie przecierajcie oczu – Kuba pozazdrościł siostrze stałego związku i sam zapragnął wracania do domu, gdzie już ktoś na niego z utęsknieniem czekał. Czyżby lada moment nasze duo miało zamienić się życiowymi rolami? W minimalnym stopniu, rzecz jasna. Jakoś mi się nie widzi pyskata Sylwia i małomówny Kuba. To jest nie do pomyślenia!
Lidia, bardziej znana pod pseudonimem Paloma Bis... Ugh, nawet nie wiecie, jak bardzo pragnęłam, aby raz na zawsze dała sobie spokój ze światem filmowym i wyjechała gdzieś do ciepłych krajów. Albo poleciała na Marsa w celu sprawdzenia, czy aby na pewno da się tam hodować ziemniaki. Wystarczało tylko, że otwierała usta, a już miałam jej serdecznie dosyć. Doprawdy nie mam bladego pojęcia, jak Sylwia i Kuba z nią wytrzymali. Absolutnie powinni zostać wynagrodzeni za tę mękę. Także tak samo na nerwy działał mi Artur (już nie Arek), który stał się... ciepłą kluchą. Jak w poprzednim tomie polubiłam go za całokształt, tak w „Zdradzie scenarzystów” dość mocno mi podpadł swoim zachowaniem. A kiedy jeszcze wyszedł na jaw jego obrzydliwy sekret... Czy jest możliwość rozdrapania pazurami twarzy kogoś wymyślonego? Powiedzcie, że tak. Proszę, proszę, PROSZĘ! Dobrze, że za to morderca został wykreowany po mistrzowsku, dzięki czemu zdołano ukryć wady niektórych bohaterów. Tak umiejętnie grał na nosach naszych scenarzystów, tak doskonale owinął ich sobie wokół paluszków... Przecież ja sama nabrałam się na jego sztuczki, o czym zdołałam już wcześniej wspomnieć!


Pan Wojciech Nerkowski ponownie zaatakował mnie swoimi pisarskimi umiejętnościami, gdzie plastyczny język, opanowane do perfekcji łączenie lekko porozrzucanych wątków, zręczne opisy oraz cięte riposty na poziomie stworzyły czytelniczego demona. Demona, który opętał mnie i nie opuścił, dopóki nie ujrzałam wytłuszczonego „KONIEC”, do którego ja dołączyłam swoje smutne zawodzenie. I jak „Spisek scenarzystów” zrobił na mnie wrażenie, tak „Zdrada scenarzystów” bije swoją poprzedniczkę o głowę! Tym razem to nie była tylko kryminalna przygoda z książką. To był papierowy film, gdzie kadry zostały zastąpione rozdziałami, a wszystko oglądałam oczami wyobraźni. Co jak co, ale ta kwestia stawia autorowi poprzeczkę, co oznacza tylko jedno: albo kolejna część będzie petardą nad petardami lub przeistoczy się w zimne ognie – ładny widoczek, ale szału nie ma. Cóż... czas pokaże. Ale jeżeli przejdzie samego siebie, automatycznie zacznę nazywać tego pana księciem komedii kryminalnych, konkurenta do tronu, do którego powoli zmierza Alek Rogoziński!

Podsumowując, jeżeli potrzebujecie kryminału, w którym, oprócz morderstw i skomplikowanych śledztw, pragniecie również zaznać odrobinę codzienności oraz absurdów codzienności, to książki autorstwa pana Wojciecha Nerkowskiego wam to zapewnią. Dynamizm, chwile refleksji, trupy, cięte riposty, trupy, absurdalne przygody, jeszcze więcej trupów – aż chce się czytać!

MOJA OCENA:


SPISEK SCENARZYSTÓW | ZDRADA SCENARZYSTÓW | KONIEC SCENARZYSTÓW

PRZECZYTAM 52 KSIĄŻKI W 2018 ROKU


10 komentarzy:

  1. Zaciekawiłaś mnie. Wcześniej nie miałam styczności z tymi ksiazkami, a teraz mam na nie ochotę :)

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A naprawdę warto, bo ta historia, z książki na książkę, robi się coraz ciekawsza. ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Koniecznie sięgnę! Jeszcze ta filmowa otoczka!

    OdpowiedzUsuń
  3. No popatrz.. Spisek scenarzystów totalnie wyleciał mi z głowy, a ty już zeecenzowałaś Zdradę.. Nie ma co - muszę zamówić obie książki. I to teraz. Inaczej zapomnę, a nie chce stracić okazji dobrej zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... Nie dziwię ci się, że zapomniałaś, skoro codziennie wychodzą nowe książki, gdzie co druga zwraca naszą uwagę, przez co zapominamy o tych, które widziało się, na przykład, tydzień temu. Także spokojnie. Jednakże, dobrze wiedzieć, że nadal masz ochotę przeczytać o losach Sylwii i Kuby. :)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Brzmi ciekawie. Autora nie znam, ale chętnie przeczytam jego książki. Bohaterowie muszą być naprawdę dobrze napisani, skoro można ich lubić lub nienawidzić. Najgorsi to tacy, wobec których pozostajemy obojętni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci, że trochę szkoda, iż tego autora zna tak niewielu czytelników, ale cóż się dziwić, skoro szum medialny jest wiecznie wokół jednych i tych samych pisarzy. ;) A co do bohaterów, to masz całkowitą rację. Ci neutralni są najgorsi ze wszystkich. Postaciom, których odróżniają jedynie imiona mówimy stanowcze WON!
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Nie znam tego nazwiska, ale dzięki twojej recenzji z chęcią spróbuje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, miło mi to słyszeć (czytać). :)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.