niedziela, 19 października 2014

Pocałunek Kier oczami #Ivy

Autor: Lynn Raven
Tytuł: „Pocałunek Kier”
Oryginalny tytuł: „Der Kuss Kjer by Lynn Raven”
Przekład: Magdalena Mistewicz
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Foka
Ilość stron: 504



Przy pomocy podstępu, Mordan, pierwszy dowódca armii wojowniczych Kierów, dostaje w swe ręce młodą Lijanas z ludu Nivardów. Na polecenie swojego władcy Haffrena ma dostarczyć uzdrowicielkę na dwór królewski. Lijanas myśli jednak tylko o jednym – o ucieczce. Lecz gdy poznaje bliżej Mordana  słynnego „Krwawego Wilka” – ten zaczyna ją coraz bardziej pociągać. A on odczuwa to samo w stosunku do niej. Obydwoje czeka jednak śmiertelna niespodzianka.

Ponownie muszę się zabawić w odświeżanie swoich starych recenzji, gdyż aktualnie wyparowała mi wena na stworzenie coś nowego. W kolejce czekają cztery książki, a będzie ich jeszcze więcej. Postaram się napisać świeżą opinię we wtorek (o ile znowu nie będę miała minusowej chęci). Wróćmy jednak do książki, jaką jest „Pocałunek Kier”


Piękna i Bestia. Tak mogę określić te dwie postaci, które można było poznać w tej historii. Nie chodzi mi o to, że Lijanas niczym Bella rozmawia z imbryczkiem. Porównuję bohaterów do tytułu tej bajki, ponieważ tak sobie wyobrażałam ich wygląd. Na szczęście Mordan nie był aż tak owłosiony.
Głównymi postaciami są Lijanas i Mordan.
Mordan to wojowniczy Kier, pierwszy dowódca armii swoich rodaków. Jest bezlitosnym mordercą, który ma za sobą okrutną przeszłość. „Krwawy Wilk” jest znany w każdej wiosce. Pewnego dnia otrzymuje rozkaz od swojego króla, Haffrena, by przyprowadził do Turasu nivardzką uzdrowicielkę imieniem Lijanas. Zebrał swoich najlepszych ludzi i wyruszył na misję.
Lijanas to uzdrowicielka, znana w całej Anscharze. Urokliwa kobieta oczekuje powrotu swojego ukochanego, by dać mu ostateczną odpowiedź na pytanie, które on zadał przed swym wyjazdem. Lijanas zostaje wezwana do ciężko chorego pacjenta, nie wyczuwając małego podstępu. Zostaje schwytana przez Kierów, którzy wyruszają z nią do swojej wioski, napotykając na swojej drodze na przeszkody.

Lynn Raven nieco mnie zaskoczyła tą książką. Na samym początku czytanie jakoś mi nie szło, ale z czasem wszystko się rozkręciło i z przyjemnością oddałam się lekturze.
Musiałam się przyzwyczaić do stylu pisania tej pani. Posługiwała się starymi zwrotami, które pierwszy raz spotkałam w trakcie swojej przygody z książkami. Natomiast imiona jak i nazwy wiosek są tak wymyślne, że można to uznać za rekompensatę.
Fabuła jest wprost magiczna. Znalazłam tutaj wzruszające momenty, były chwile, kiedy uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale również są krwawe sceny, przy których miałam gęsią skórkę. Dreszczyk emocji zapewniony.
Narracja jest trzecioosobowa, co jest kolejnym atutem. Historia jest opowiadana pod kątem Lijanas i Mordana, ale także bohaterów drugo czy trzecioplanowych. Dzięki temu mamy większy wgląd w ich naturalne życie i codzienne rytuały. Możemy poznać tamten świat z różnych perspektyw. Kolejny plus.
Opisy natury i pomieszczeń nie odstraszają swoją prezentacją. Czasem mi się zdawało, że jest tego za dużo, ale wkrótce stwierdziłam, że gdyby było krótsze to wszystko straciłoby sens.
Spoglądając na okładkę można zauważyć srebrzystowłosą dziewczynę o magnetycznie zielonych oczach. Kiedyś sama chciałam mieć taki kolor patrzałek (mam brązowe) i nie raz spoglądam na nią z zazdrością. Może to trochę chore zazdrościć wyretuszowanej postaci na kawałku kartonu, ale ta zielona barwa nie daje mi spokoju. Muszę jeszcze wspomnieć o cudownym koniu koło niej. Może i ma wygląd zwierzęcia ze wścieklizną, ale i tak bym go wybrała na przejażdżkę konną.

Pomysł na książkę wydał mi się oryginalny. Nie znalazłam tutaj nic co by mi podpowiedziało: „#Ivy, ten fragment powinien ci przypomnieć lekturę tego i tego autora”. Nie. Mój mózg nic takiego nie zakodował.
Tak jak napisałam na samym początku było mi ciężko czytać początek. Może to spowodowało to, że po czasie odwidziała mi się ta lektura? Postanowiłam jednak ją przeczytać do końca. Nie żałuję tego. Opinie innych czytelników okazały się zgodne z prawdą.
Co mi się w najbardziej podobało? Oczywiście osobisty koń Mordana. Był tak wyjątkowy, że chętnie bym go wyrwała z powieści i zrobiła mu stajnię koło swojego łóżka.
Następny lajk otrzymują rozmowy między Mordanem a Lijanas. Uwielbiałam czytać co było z nimi związane. Podchodziłam do tego z sercem i odczuwałam ich emocje. Ich wzajemne przyciąganie przypominało mi bieg w spowolnionym tempie. Dorastające uczucie bohaterów dodaje pikanterii.
Nie mogę zapomnieć, że również uroniłam łzy. Nie ze śmiechu. Ze smutku. Nieczęsto mi się to zdarza, bo jak twierdzą – mam serce z kamienia. Jednak okazuje się, że to tylko wymysły. Po prostu nastała taka sytuacja, że nie umiałam się powstrzymać. Przygryzałam wargę, słone krople spływały mi po policzkach i czytałam dalsze rozwinięcie akcji. Czy zakończyło się to happy endem? To już tajemnica.
Jedyne, co mi przeszkadzało to jaskrawość stron. Nie lubię, gdy coś takiego przeszkadza w czytaniu. Może można się do tego przyzwyczaić, ale osoby, które mają problemy ze wzrokiem to raczej męczy, niżeli zachęca do kontynuacji. chciałam wtedy zmienić ustawienia jasności, ale to papierowa książka – nie z nią te numery!

Książkę polecam serdecznie fanom Lynn Raven, którzy mieli przyjemność przeczytania jej innych dzieł. Również gorąco wciskam ją przed nosy książkoholikom, którzy kochają takie klimaty. Jak wam niestraszne opisy walk i rozcinania ciał to „Pocałunek Kier” jest dla was idealny.

Moja ocena: 4+/5

Recenzje można znaleźć również tutaj:

 ~ *** ~ 

Służbowa notatka.


Zaległości na waszych blogach nadrobię w najbliższy wtorek, ewentualnie w piątek. Jak zauważyliście zostawiam również komentarze pod recenzjami, które są już trochę „do tyłu”. Czytam wszystko – dobra ja. :)

18 komentarzy:

  1. Zdecydowanie nie mój gatunek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę szkoda, bo książka warta uwagi, ale nie będę cię do niej zmuszać. ;)

      Usuń
  2. Zaciekawiłaś mnie tą recenzją. Znowu. Lista książek do przeczytania się wydłuża, a czasu na to nie ma.
    A mnie coś to przypomina, przynajmniej to porwanie. To samo stało się przecież z Violet w "Mrocznej bohaterce". Ale nie ma książki, która byłaby gorsza od tej, przynajmniej takie jest moje zdanie.
    Dawno już nie czytałam młodzieżowej powieści pisanej w trzeciej osobie, tym chętniej sięgnęłabym po "Pocałunek Kiera". Jeśli masz ją w swojej biblioteczce, to wiedz, że kiedyś mi ją pożyczysz ;)

    Czekam na kolejną recenzję ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy recenzowałam tę książkę to Mroczna Bohaterka dopiero była przede mną. ;)
      No to raczej pod młodzieżowe nie podchodzi, ale co tam. Tak, posiadam ją na swojej półce i grzecznie czeka na kolejną osobę, która ją weźmie w tango. ;D

      Usuń
  3. Książka, od której zaczęła się moja miłość do poważniejszego fantasy. Od tamtej pory zaczynałam z wolna zauważać coraz więcej wad w paranormalach młdzieżowych i sięgałam po książki z innego gatunku. Cudo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak dobrze pamiętam to ja cię do niej przekonałam. :D Ale jak widać po twoim entuzjazmie - było warto. ;)

      Usuń
  4. To mnie zaciekawiłaś, bo zawsze gdy widziałam tę okładkę to myślałam, że jest słaba,a tu proszę takie zaskoczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami szaty graficzne nas oszukują, dlatego uwielbiam powiedzenie: nie oceniaj książki po okładce. ;)

      Usuń
  5. Jakoś do tej pory nie mogłam się zdecydować co do tej powieści. Mam ją co prawda na półce, ale nie spieszyło mi się do ściągnięcia jej stamtąd. Widzę jednak, że warto to zmienić w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem bardzo się opłaca odkurzyć okładkę i zacząć ją czytać. :)

      Usuń
  6. Bardzo sporadycznie sięgam po fantasty, ale na powyższą książkę wyjątkowo mam ochotę, choć sama nie wiem dlaczego. Być może masz taki rewelacyjny dar przekonywania? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja i rewelacyjny dar przekonywania? Oj, cyrysia, masz rewelacyjne poczucie humoru! :)

      Usuń
  7. Nazwa już kiedyś obiła mi się o uszy. Może i po to sięgnę- jeszcze się zobaczy;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie się wydawało, że to coś na okładce, to nie koń, a Pożeracz Dusz. ;)
    Dialogi Mordana i Lijanas rzeczywiście są prześwietne. :D
    "Pocałunek..." to jedna z moich ulubionych książek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest koń! I tego się trzymajmy! :D
      Ja mam tak samo. Pocałunek Kier należy do tych ulubionych! :)

      Usuń
  9. Od dłuższego czasu planuję przeczytać (czy. zmusić się ;)) coś z gatunku fantasty, ale to raczej będzie inna książka... Choć kusisz, obawiam się, że mi może nie przypaść do gustu ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to niektórzy mówią - nie przekonasz się, gdy nie przeczytasz. Ale nie namawiam. :)

      Usuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.