Autor: Robert C. O'Brien
Tytuł: „Z jak Zachariasz”
Oryginalny tytuł: „Z for Zachariah”
Przekład: Rafał Lisowski
Wydawnictwo: Ya!
Ilość stron: 240
Czym jest dla nas samotność? Zapewne większość z nas wyobraża
sobie poczciwego staruszka siedzącego na ławce w parku. Dookoła
niego nie ma żadnego człowieka, który mógłby mu
towarzyszyć w tak chłodny jesienny wieczór. Wszyscy są
zabiegani, nie zauważają go. Poprawiając szale myślą jedynie o
cieple domowego ogniska i o sprawach, które trzeba załatwić
następnego dnia. Naprawdę nikt nie przystanie przy ławce, by
zapytać staruszka o zdrowie i pozwolić mu opowiedzieć własną
historię. Nikogo nie obchodzi jego los.
To jeden z myślników, który mógłby się
znaleźć pod punktem „samotność”. Jest ich jeszcze więcej,
można je wypisać przez dłuższy czas. Powyższy akapit może być
przykładem utraty kogoś bliskiego. Staruszek chciałby otworzyć
usta do kogoś innego, niż do swojego odbicia w lustrze czy
listonosza, który przynosi mu rachunki oraz emeryturę. Są
nas miliony, a dla niego nie ma nikogo.
A gdyby to nas spotkało? Utknęlibyśmy w martwym punkcie, tracąc
wszystkich, na których nam zależało. Słyszelibyśmy jedynie
nasz głos roznoszący się echem pośród czterech ścian.
Bylibyśmy zdani na samych siebie. Czy dalibyśmy radę?
Ann Burden przeżyła wojnę atomową. Jej szczęście nie trwa zbyt
długo, gdyż świat nie jest już taki sam, jak wcześniej, a
ludzie, których kochała, zginęli. Osamotniona przez los
pomieszkiwała w jaskini, gdzie niegdyś bawiła się ze swym
rodzeństwem.
Piętnastoletnia dziewczyna nie wie, czy oprócz niej ktoś
jeszcze żyje. Nie ma łączności ze światem. Radia nie działają,
tak samo telefony. Ale pewnego dnia wszystko się zmienia, gdy
zauważa obłok dymu unoszący się niedaleko niej.
Kim może być ta nieznajoma osoba, która powoduje mieszane
uczucia u nastolatki? Czy w końcu odnalazła kogoś, z kim może
spędzić resztę życia? A może to jej wróg, który
zamierza ją dobić? Jeszcze niedawno Ann bała się, że jest
ostatnim człowiekiem na świecie. Teraz jest odwrotnie – narasta w
niej lęk, że nie jest sama...
„Na pierwszej stronie widniał napis: „A jak Adam” (...) potem było „B jak Baltazar”, „C jak Chazael” i tak dalej. Na samym końcu znajdowało się „Z jak Zachariasz”, a ponieważ wiedziałam, że Adam był pierwszym człowiekiem, bardzo długo sądziłam, że Zachariasz musi być tym ostatnim.”
Ostatnio wszędzie można spotkać książki dla młodzieży, gdzie
głównym tematem przewodnim jest postapokaliptyczna wizja
świata. Takie powieści zalewają nasz rynek, proponując coraz to
śmielsze wyobrażenia naszej przyszłości. Jedne wypadają lepiej,
a jeszcze inne gorzej. Do jakiej grupy zaliczę „Z jak Zachariasz”,
biorąc pod uwagę to, iż to jedna z pierwszych powieści
postapokaliptycznych?
Cała Ziemia odczuwa skutki wojny atomowej. Prawie wszyscy ludzie nie
żyją, tak samo rośliny i zwierzęta. Reszta zostaje
napromieniowana i kontakt z tymi przedmiotami grozi śmiercią. Jest
jednak jedno miejsce, które radioaktywność prawie nie
sięgnęła. To właśnie tam, w tej małej mieścinie skrywa się
Ann Burden, która po stracie najbliższych musi sama o siebie
zadbać. Na szczęście ma zapasy żywności ze sklepu oraz zwierzęta
hodowlane, dzięki którym zyskuje świeże produkty, jednak
możliwość chodzenia z sytym żołądkiem nie zapewni jej bliskości
drugiej osoby. I tak pewnego dnia do jej samotni trafia ktoś obcy.
Ann nie chciała mu się ukazać, jednak zrobiła to, gdy nieznajomy
potrzebował jej pomocy. Co z tego wynikło?
Ann wydawała mi się dojrzałą dziewczyną jak na swój wiek,
jednak miewała takie sytuacje życiowe, które ukazywały jej
dziewczęcą naiwność. Piętnastolatka musiała szybko wydorośleć,
by móc w pełni zająć się obowiązkami, jakie pełnili
kiedyś jej rodzice. Ann wzięła na swe barki codzienność i
walczyła o każdy nowy dzień. Jej obawa przed kimś obcym była
uzasadniona, gdyż nie była pewna, czy może zaufać nowo przybyłemu
na jej teren. Jednak przezwyciężyła swe obawy, by uratować
intruza. Ja sama nie jestem pewna swej reakcji. Możliwe, że
postąpiłabym tak samo, ale któż to wie. Niby zgrywam
odważną osobę, ale jak przyjdzie co do czego to bywam lękliwa i
ciężko mi przebywać w towarzystwie osób, których
twarzy nie kojarzę. Nawet zwykła podróż autobusem do domu
bywa dla mnie wyzwaniem.
W „Z jak Zachariasz” możemy obserwować, jak istota ludzka
zmienną jest. Z pozoru przyjaźnie nastawiona potrafi okazać się
kimś, kto pragnie nam udowodnić swoją wyższość i wykorzystać
ją przeciwko nam. Takim przykładem jest pan Loomis. Z początku
poznajemy go jako wdzięcznego za uratowanie życia mężczyznę,
który cieszy się, iż w końcu odnalazł żywą duszę pośród
pustkowia. Z czasem jednak odkrywa swoją prawdziwą twarz, przez co
ze spokojnej powieści zaczyna nam się tworzyć coś na zasadzie
thrillera. Ann zbyt długo nie cieszyła się towarzystwem, gdyż
jego zachowanie zaczynało ją powoli wykańczać psychicznie. A jest
to coś gorszego od nękania fizycznego, chociaż z tym też miała
do czynienia. Autor chciał w ten sposób pokazać, że nawet
odrobina radości może być zmieszana ze smutkiem. Jednego dnia ktoś
wyciąga do nas rękę, pragnie być twym towarzyszem, by następnej
doby próbować wbić ci nóż w plecy. Nie można być
lekkomyślnym. Trzeba obserwować, gdyż wystarczy jeden szczegół,
by doszło do nieszczęścia.
Książka jest napisana w formie pamiętnika. Sama Ann zapisuje w nim
swoje myśli, zdobyte doświadczenia czy toczące się do przodu
życie. Wszystko mamy spisane w czasie teraźniejszym, a język
wypowiedzi jest prosty, nie ma w nim nic wyszukanego. To idealnie
pasuje do kogoś, kto opisuje dni zaraz po jakimś wydarzeniu czy
nawet w trakcie jego trwania. Opisy są prawie ogólnikowe,
autor nie szaleje z nimi aż tak bardzo. „Z jak Zachariasz” czyta
się szybko i nawet nie zauważamy, gdy dobrniemy do samego końca
powieści.
Kiedy przeczytałam informację, iż książka pierwszy raz została
opublikowana w 1974 roku to zaniemówiłam. Nie spodziewałam
się, natrafię na coś, co jest starsze ode mnie czy nawet od mojej
siostry (lektury szkolne nie wchodzą w ten zakres). Dojrzałam
również informację, iż Robert C. O'Brien nie miał okazji
sam dokończyć swego dzieła. Zrobiły to za niego żona z córką,
a pomogły im w tym notatki należące do autora powieści, a zarazem
ich męża i ojca, który przedwcześnie opuścił ten świat.
„Z jak Zachariasz” została wyróżniona Nagrodą im.
Edgara Allana Poe, a obecnie trwają prace nad ekranizacją tej
książki.
Podsumowując:
Może ta książka nie jest aktualnie jakimś wybitnym arcydziełem
(mimo takiego wyróżnienia) to jednak mogę śmiało
powiedzieć, iż to przyjemna lektura na chłodny wieczór, gdy
siedzimy w fotelu przykryci kocem, popijający gorącą herbatę.
„Z jak Zachariasz” polecam osobom, które uwielbiają nutkę
(nie nutę – nutkę) grozy i wizje nieprzyjemnej dla nas
przyszłości, wręcz pesymistycznej.
Moja ocena: 3+/5
Recenzja została zamieszczona na:
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Ya!
Fanpage wydawnictwa: >>klik<<
~***~
Coś niezwiązane z recenzjami:
Wiecie, że czuję się staro? Już jutro obchodzę dwudzieste urodziny! Rany, jak ten czas szybko leci... :)
Muszę powiedzieć, że mnie zaciekawiłaś. Jeśli tylko wpadnę gdzieś na tę książkę, to z ciekawości po nią sięgnę. Tematyka jest mi bliska, do tego cała historia autora... :D Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę, mam za dużo książek do przeczytania, a na przeciętne powieści czasu brak i ochoty też. Podoba mi się jednak ten motyw z ukońćzneiem książki autora przez jego bliskich. Niesamowite!
OdpowiedzUsuńJaka dziwna okładka, w ogóle mi nie odpowiada. Co do samej fabuły, również nie wzbudziła mojego zainteresowania, dlatego pasuje.
OdpowiedzUsuńps. ty się czujesz staro!!! nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę 20-stki :) Ja już od kilku lat mam za sobą ten cudowny wiek.
Nie każda książka musi być świecącą perełką, nie mniej jednak jest w niej coś intrygującego co mnie do niej przyciąga. W szczególności jeżeli chodzi o formę pamiętnika, którą bardzo lubię w literaturze, zapisuję ją sobie:)
OdpowiedzUsuńCiekawie byłoby sięgnąć po książkę opisującą świat po apokalipsie, która powstała w ubiegłym wieku. Czuję się zainteresowana :) Jak wiesz, lubię czytać powieści pisane w pierwszej osobie (co widać po moich blogach), poza tym postać pana Loomisa mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńJednak mam już tyle powieści na liście do przeczytania, że chyba sobie odpuszczę. Ale kto wie, może za kilka lat po nią sięgnę, gdy nasz rynek literacki zaleją dziwne serie? ;)
P.S. Pamiętaj, że ja już mam dwadzieścia od prawie trzech miesięcy, Ty jeszcze przez trzy godziny i 11 minut jesteś nastolatką :P Nie smutaj!
W takim razie trochę spóźnione 100 lat ;) I duuuużo książek - tych wymarzonych, wytęsknionych, wyczekanych... Zresztą, ich nigdy nie za dużo :)
OdpowiedzUsuńWygląda mi to oryginalnie ;) ażmi narobiłaś ochoty, kurczę, chyba dopiszę do listy ;)
OdpowiedzUsuń