wtorek, 22 września 2015

Misja Ivy oczami #Ivy

Autor: Amy Engel
Tytuł: „Misja Ivy”
Oryginalny tytuł: „The book of Ivy”
Seria: Misja Ivy
Tom: I
Przekład: Paweł Beręsewicz
Wydawnictwo: Akapit Press
Ilość stron: 312


Ile to planów mają małe dziewczynki, jeżeli chodzi o ich ślub? Setki bajek pokazujących panny młode w przepięknych sukniach, przyszłych małżonków spoglądających z uśmiechem na damy swego serca. Te cudowne wesela, na których każdy się bawi i nie ma miejsca na waśnie. To wszystko jest cudownym marzeniem, jednak jak byśmy myśleli, gdyby nasze życie wyglądało całkiem inaczej?
Od kilkudziesięciu lat działa system, w którym córki pokonanych są wydawane za chłopców z rodzin zwycięzców. Tak działa wymuszona zgoda między stronami, które kiedyś walczyły o władzę. Największy bój toczyli o to Westfallowie oraz Lattimerowie, jednak to ci drudzy zasiedli na „tronie”.
Szesnastoletnia Ivy Westfall od zawsze wiedziała, że będzie musiała poślubić chłopaka, którego nie kocha. Była do tego przygotowana, jednak nie pomyślałaby, że jej przyszłym mężem ma zostać Bishop – syn samego prezydenta. Tak naprawdę miał on wejść w związek małżeński z jej starszą siostrą, jednak z pewnego powodu zmieniono tę decyzję. Ojciec dziewczyn musi nauczyć młodszą z córek tego, co wpajał przez wiele lat tej drugiej, a wszystko zmierza do jednego celu – zabicia tego, którego śmierć najbardziej zaboli głowę miasta.
Tylko czy Ivy udźwignie ciężar, jakim jest planowane morderstwo? Czy jest gotowa pomóc swojej rodzinie dojść do upragnionej władzy? Jakie tajemnice skrywa rodzina Lattimerów? I co zrobi dziewczyna, kiedy odkryje, że zaczyna coś czuć do... swojej przyszłej ofiary?


Na wielu blogach widziałam pozytywne opinie na temat tej książki, a jako że dystopia kręci mnie już od dłuższego czasu, to nie mogłam przegapić okazji, by porwać ten tytuł w swoje łapki. „Misję Ivy” zdobyłam dzięki wymianie książkowej na lubimyczytac. Już pierwszego dnia od otrzymania paczuszki rozpoczęłam swoją przygodę z główną bohaterką, tylko czy moja ekscytacja nie została ścięta nożem widniejącym na okładce?



Muszę przyznać, że po raz kolejny w życiu napaliłam się na jakiś tytuł, by później opłakiwać swoje cierpienie. Czytałam tyle recenzji zachwalających „Misję Ivy”, gdy ja odczułam ogromny zawód. Widziałam tutaj wiele schematów powielonych z takich książek, jak „Niezgodna” Veronici Roth czy „Delirium” Lauren Oliver. Owszem – to nie jest grzech, ale brakuje tutaj kreatywności od strony autorki, przez co ma się wrażenie, że w powietrzu unosi się zapach odgrzewanego kotleta, który został sypnięty dodatkową warstwą ziół, by zabić smród spalenizny. Rozumiem tę trudność, jaką jest oryginalność w dystopiach, bo coraz trudniej stworzyć coś, co nie będzie porównywane do innej książki, ale trzeba z tym walczyć. Amy Engel poniosła klęskę. Przejdźmy jednak dalej.
Główną bohaterką jest Ivy Westfall, którą z przyjemnością pozbawiłabym tego imienia. Już od samego początku nie obdarzyłam jej sympatią. Drażniła mnie swoim całokształtem i naprawdę nie wiem, jak udało mi się dotrzeć do końca książki. Dziewczyna była żywą marionetką w rękach ojca i siostry. Jej życie było podporządkowane wyborom tych dwojga, a Ivy zachowywała się tak, jakby ktoś pozbawił ją mózgu. Owszem – raz na jakiś czas udało jej się ruszyć łepetyną, ale wtedy miała chyba jakieś łącze z kimś innym, bo jakoś nie dowierzałam, że sama była w stanie to dokonać. Również panna Westfall (a raczej pani Lattimer) nie wyróżnia się niczym na tle innych bohaterek tego gatunku literackiego. Nawet krzaki wydawały mi się ciekawsze od niej.
Co mogę powiedzieć o reszcie postaci? Muszę przyznać, że nie odczuwałam jakiejkolwiek więzi z nimi. Sprawiały wrażenie tak płaskich, że jeszcze chwila, a byliby wyczyszczeni ze stron. I jeszcze ten Bishop, w którym pokładałam wszelkie nadzieje, że coś tutaj rozkręci, że pokaże charakterek... Czy pokazał? Jak dla mnie nie, ale niech inni już to oceniają.
Wątek miłosny był przewidywalny i oklepany niczym samochód w warsztacie u wujka Staszka. Od razu wiedziałam, że nie obejdzie się bez ckliwej historii, która miała porwać moje serce. Pudło. Tylko jestem zdziwiona, że nie było trójkąta uczuciowego... a może będzie to nadrobione w kolejnych częściach?

Amy Engel posługuje się prostymi (wręcz banalnymi) i zrozumiałymi dla czytelnika wyrażeniami, dzięki czemu nadaje książce lekkości, jednak ja odczuwam pewien niedosyt. Poruszyła ona także wiele ciekawych kwestii godnych mojej uwagi, lecz nie zadała sobie tego trudu, by je porządnie wytłumaczyć. Zdawały się być wykreowane na siłę, bez jakiegokolwiek przygotowania. Zgrzytałam przy tym zębami do tego stopnia, że bałam się o ich utratę. Może być też tak, że zostaną one rozwinięte w dalszych tomach, ale mam wrażenie, że do tego nie dojdzie...
Autorka także chciała nam pokazać swoimi oczami, co się dzieje z człowiekiem, który musi żyć według innych ludzi, jest sterowany przez wszystkich dokoła. Z jednej strony główna bohaterka pragnie być wierna ideałom, jakie wpajała jej rodzina, gdy z drugiej strony napiera na nią coś, co odkrywa wszystkie karty i ukazuje całkiem inną rzeczywistość. Tu muszę przyznać, że pomysł wydawał się trafiony, gdyby to także dopracowano. Amy Engel – mniej kombinowania, a więcej szkolenia.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: Na okładce „Misji Ivy” widać zdjęcie miasta łudząco podobnego do tego z szaty graficznej „Niezgodnej”. Przypadek?

Podsumowując:
Miałam nadzieję na wspaniałą zabawę przy lekturze tej książki, jednak przeliczyłam się. Nie znalazłam w niej nic nowego – chyba że mowa tutaj o odświeżeniu kilku fragmentów z innych książek tego gatunku.
Jeżeli chcecie oderwać się od poważnych tytułów i nieco się „odmóżdżyć”, to „Misja Ivy” jest dla Was jak znalazł!
Proszę... zabierzcie tę książkę ode mnie!

Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
lubimyczytac | nakanapie | granice

~***~

Zapraszam!



14 komentarzy:

  1. Kiedyś bardzo chciałam przeczytać tę książkę, bo bardzo mnie zainteresowała. Teraz już mnie do niej zdecydowanie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poza okładką nic, a nic mnie w niej nie intryguje. I chyba lepiej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że pojedziesz po tej książce, ale nie wiedziałam, że aż tak.
    Przyznam, że jestem w małym szoku. Ivy jest całkowicie zmanipulowana przez ojca i siostrę? W ogóle nie odzywa się w niej myśl, że helloł, nie mam własnego zdania, a nawet samodzielnie nie myślę, powinnam to zmienić? Może to ją wyróżnia na tle obecnie popularyzowanych bohaterek literackich, ale takiego ludzkiego robota to ja nie zdzierżę.
    Poza tym jeżeli brak bohatera, który jakoś przez całą powieść trzymał sobą poziom, którego ewidentnie mogłabym polubić lub darzyć jawną nienawiścią, a nie obojętnością, to to dla mnie minus. I to duży.
    Podziękuję za tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm po Twojej recenzji daruję sobie żeby uniknąć rozczarowania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet chciałam przeczytać tę książkę, ale po twojej recenzji raczej zrezygnuję... Zaczynają mi się przejadać te kalki dystopii.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami takie książki na "odmóżdżenie" też są dobre, jednak na razie raczej nie mam na nią ochoty. Mimo, że uwielbiam dystopię ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama fabuła brzmi ciekawie i chętnie bym się w nią zatopiła, ale wykonanie chyba mocno kuleje...

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja podziękuję i to zdecydowanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki Twojej recenzji będę się od tej książki trzymać z daleka, zwłaszcza, że nie lubię "ogrzewanych kotletów", zwłaszcza w ukochanych dystopiach :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Mona Te [Blog]

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma nic gorszego niż rozczarowanie :/

    OdpowiedzUsuń
  11. W pierwszej chwili myślałam, że będzie to książka dla mnie, jednak im dłużej czytałam Twoją recenzje, tym szybciej stygł mój entuzjazm co do przeczytania "Misji Ivy".

    OdpowiedzUsuń
  12. Opis brzmi jak mieszanka Dobranych i Delirium + motyw planowanego zabójstwa w takiej formie widziałam już w kilku innych tytułach, dlatego podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  13. A mi się ta książka podobała, ale każdy z nas ma prawo do własnego zdania :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Szkoda, że autorka tak sknociła tę książkę, bo pomysł fajny...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.