Tytuł: „Hopeless”
Oryginalny tytuł: „Hopeless”
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 392
Na
pierwszy ogień polecą bohaterowie, którzy są naprawdę świetnie wykreowani.
Nawet postacie drugoplanowe mają tutaj swoją niebanalną historię, co jest dość
dużym plusem dla powieści Hoover. Jeśli chodzi o Sky, czyli naszą główną
bohaterkę – nie polubiłam jej, ale też nie znienawidziłam. Właściwie tak można
opisać moje relacje z każdym bohaterem występującym w tej książce. Byli dla
mnie po prostu neutralni, nawet jeśli czasem miałam ochotę ich wyściskać,
czasem wydrzeć się na nich za ich zachowanie. Taką samą sytuację mam z Holderem
vel Deanem – a właściwie Deanem Holderem, może z tą małą różnicą, że nie miałam
ochoty mu przywalić. Jednak uczucia te minęły i zmieniły się w neutralność
gdzieś w połowie książki, gdzie wszystko zaczęło się wyjaśniać.
Jedną z rzeczy, za które kocham książki, jest to, że dzieli się w nich ludzkie losy na rozdziały. To niesamowite, ponieważ nie można tego zrobić w prawdziwym życiu. [..] Niezależnie od tego, co się dzieje, życie toczy się dalej, czy ci się to podoba, czy nie, i nigdy nie możesz pozwolić sobie na to, żeby się zatrzymać i po prostu złapać oddech.
Fabuła
nie jest oklepana, znajduje się w niej dość dużo akcji, ale również dużo, dużo
miłości, co zapewne spodoba się fanatykom romansów. Chwilami więź między Sky i
Holderem – bo nie oszukujmy się, każdy wie, że będą razem już przed samym
rozpoczęciem lektury – wydawała mi się przesłodzona. Może mam tak dlatego, że w
Obsydianie, którego czytałam wcześniej, wątek romantyczny był delikatny i
ludzie nie całowali się co najmniej co jakieś dwie – trzy strony (mowa tutaj o
akcji po spiknięciu się ze sobą, rzecz jasna).
Sam
pomysł jest moim zdaniem dobry, ale nic więcej nie mam tutaj do powiedzenia.
Książka jest przepełniona dramatem na każdym kroku, w pewnym momencie pojawia
się również ciężki temat. I tak jak w pewnym momencie ilość płaczu, żalu, bólu
i tym podobnych jest jeszcze w porządku, tak pod koniec dramat wylewa się już z
kielicha.
Styl
autorki nie jest przesadnie lekki, ale też nie można nazwać go ciężkim. Plasuje
się gdzieś pomiędzy, dlatego też nie jest raczej lekturą, którą można swobodnie
przeczytać bez jakichś malutkich rozważań na temat przeszłości Sky.
Osobiście
muszę przyznać, że rozczarowałam się Hopeless. Pierwszy raz z twórczością
Colleen Hoover spotkałam się w „Pułapce uczuć”, która była naprawdę, naprawdę
świetna i tego samego spodziewałam się po tejże książce – że nie wspomnę o
masie dobrych recenzji o ogólnym szału na jej punkcie. Niektórzy sądzą nawet,
że jest to najlepsza książka Hoover – osobiście uważam, że „Pułapka uczuć” była
o wiele lepsza.
Podsumowując:
Hopeless
nie jest lekką lekturą, którą można przeczytać ot, na odmóżdżeni mózgu po
ciężkiej książce. Akcja jest doba, nie licząc wielkich dramatów, które tutaj
występują. Jeśli ktoś chciałby zapoznać się z twórczością Hoover, od razu
poleciłabym mu nie Hopeless, a „Pułapkę uczuć”. Dużym plusem są z kolei
dopracowani bohaterowie, którzy mogą kusić swoją ciekawą przeszłością.
Mi "Pułapka uczuć" oraz "Maybe someday" bardziej podobały się od "Hopeless". Największy zawód przeżyłam jednak czytając "Losing Hope" które jest dokładnym streszczeniem pierwszego tomu, tylko że historię poznajemy z punktu widzenia Holdera. Naprawdę nie tej książki polecam! :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie Hopeless było ok, ale za to moja koleżanka teraz ją czyta i już się w niej zakochała :)
OdpowiedzUsuńHopeless jest jedną z moich ulubionych książek :)
OdpowiedzUsuńMi się Hopeless podobało, choć nie było idealne :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, love-ksiazki.blogspot.com
Uwielbiam Hopeless i myślę, że mogę ją zaliczyć do jednej z moich ulubionych powieści tego gatunku ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo mnie urzekła, ale wciąż obawiam się sięgnąć po Losing Hope ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks
Jestem przeciwniczką romansów i wątek miłosny w książkach irytuje mnie jak tylko może ;-; Dziękuję, że dopowiedziałaś o rozpoczęciu z Pułapką uczuć, bo od razu trafiłabym na coś ciężkiego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Księgarz Cmentarny
A mnie się baardzo podobała. Wręcz mnie zaskoczyło, że aż tak. A jeszcze bardziej lubię Maybe someday ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Mam na półce, ale niestety jeszcze jej nie czytałam - muszę wreszcie po nią sięgnąć :))
OdpowiedzUsuń"Hopeless" czeka na przeczytanie, jednak myślę, że będzie dosyć nietuzinkowa i się na niej nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :))
Pozdrawiam serdecznie,
Isabelle West
Z książkami przy kawie