Autor: Fiona Wood
Tytuł: W dziczy
Oryginalny tytuł: Wildlife
Przekład: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 376
Ile to razy narzekaliśmy na lekcje
prowadzone w tradycyjny sposób? Na pewno wielu z was marzyło
o tym, aby nauczyciel był bardziej kreatywny i próbował
przekonać wszystkich do swojego przedmiotu. Filmy edukacyjne,
wyjścia w plener czy spotkania z ciekawymi ludźmi – tak wiele
możliwości, a jednak siedzenie czterdzieści pięć minut w sali i
pisanie notatek góruje nad tym wszystkim.
A co by było, gdyby pewnego dnia szkoła
zaproponowała wam wyjazd w pewne miejsce, gdzie spędzicie cały
semestr i będziecie uczyć się w całkiem innych warunkach?
Reflektowalibyście na takie rozwiązanie? Bo ja na pewno! I nie
tylko ja.
Sibylla już od dłuższego czasu
przygotowywała się na tę zieloną szkołę. Była wręcz
przeszczęśliwa, że może odetchnąć od szkolnych murów i
nawet nie przerażała ją wizja totalnego pustkowia. Nie
przewidziała ona jednak, że na miejscu będzie musiała walczyć
nie tylko o dobre stopnie, ale również o swoją przyjaźń.
Do tego wszystkiego dochodzą problemy miłosne, jednak są one
błahostką w porównaniu z tym, co przeżywa ta druga.
Lou kończy terapię, która miała
na celu wyciągnąć ją z depresji. Rodzina dziewczyny postanawia jej pomóc otworzyć się na innych ludzi i wysyła
ją w sam środek dziczy. Są pewni tego, że zmiana otoczenia jest
idealnym lekiem dla ich córki. Lou jednak nie zamierza
integrować się ze swoją grupą. Zamyka się przed innymi i nie
dopuszcza nikogo na tyle blisko, by
mogła się z kimś zaprzyjaźnić. Jej powiernikiem myśli
zostaje zeszyt, w którym zapisuje swoje uczucia. Rozpamiętuje
ona bolesną dla siebie przeszłość i nie potrafi zamknąć furtki
związaną z nią, aby móc pójść do przodu. Z
ponurego świata wyrywają ją jednak potyczki słowne Sibylli i jej
najlepszej przyjaciółki Holly.
Czy Sibylla straci swoją przyjaciółkę?
Czy Lou dopuści do siebie jakąkolwiek osobę? I dlaczego te dwie –
mimo tak odległych światów – sprawiają wrażenie
podobnych do siebie?
Czasami wystarczy jeden wyjazd, aby
zrozumieć, że nie wszyscy są takimi ludźmi, za jakich się
podają.
[W dziczy] to książka, która
intrygowała mnie od dłuższego czasu. Po ciekawej rekomendacji na
okładce stwierdziłam, że warto zaryzykować i dać jej szansę.
Kiedy tylko skończyłam ją czytać moje myśli wirowały jak
szalone. Nie potrafiły się uporządkować. Tylko jaka jest moja
opinia o tym tytule, gdy już wszystko sobie przemyślałam? Czy
chciałabym wyjechać do tytułowej dziczy, aby przeżyć niesamowitą
przygodę? A może pozwoliłabym, aby rozszarpały mnie tamtejsze
zwierzęta?
„Żałoba jest jak jednokierunkowy tunel. Tyle że nie wiadomo, czy po drugiej stronie istnieje wylot.”
Mocno odzwyczaiłam się od książek,
gdzie mam do czynienia z dzieloną narracją. Miałam spore trudności
z przestawieniem się na takie przeskakiwanie z jednej postaci do
drugiej. Z czasem jednak mój umysł zaczął ze mną
współpracować i przyswoił sobie ten ważny aspekt i –
prawie bez awarii – mogłam całkowicie oddać się lekturze.
Autorka odrzuca tradycyjny schemat
przedstawienia zajęć szkolnych i przenosi nas w sam środek
australijskiego pustkowia. To właśnie tam, w samym sercu gór,
można odnaleźć budynki należące do obozowiska, którego
nie można zaliczyć do tych luksusowych. Główne bohaterki
musiały się zmierzyć ze spartańskimi warunkami, mnóstwem
nauki oraz zajęciami fizycznymi. Do tego wszystkiego dochodzi chęć
dorosłych, aby młodzież odrzuciła nowoczesność i zaczęła żyć
w zgodzie z naturą. Ale czy to możliwe?
Fiona Wood miała całkiem ciekawy pomysł
na kreację swojego wyimaginowanego świata, jednak ja przez
większość książki czułam, że czegoś tutaj brakuje. Nie chodzi
mi tutaj o ukazanie całej tej dziczy i synchronizacji z naturą,
jednak o sam wątek zajęć szkolnych. Miałam wrażenie, jakby był
ignorowany i raz na jakiś czas pozwalano mu wyjść z szafy, by
chwilę później ponownie go tam zamknąć. Tak samo drażniło
mnie wieczne wspominanie nastolatków o stosunkach seksualnych,
jakby młodzież myślała jedynie o seksie i o tym, gdzie
najszybciej zakupi środki antykoncepcyjne. A może ja jestem już
taka stara i naprawdę szesnastolatkowie interesują się takimi
tematami? O zgrozo... Oby to nie była prawda!
Muszę przyznać, że najlepiej czytało
mi się rozdziały, gdzie narratorką była Lou. Dziewczyna – mimo
walki z depresją – miała bardzo urzekający sposób na
pokazywanie otaczającego ją świata. Oczywiście
nie były to optymistyczne przemyślenia, jednak miały w sobie to
coś, co porusza nawet najbardziej skamieniałe serca. Natomiast
jeżeli chodzi o Sibyllę... Mam co do niej mieszane uczucia.
Widziałam po niej, że to inteligentna dziewczyna, jednak była tak
zaślepiona swoją przyjaciółką, Holly, iż nawet nie
zauważała, jak tamta na każdym kroku robi wszystko, byle tylko ją
upokorzyć. Sib tkwiła w bardzo toksycznej przyjaźni. Nawet tak
wycofana od społeczeństwa Lou potrafiła to dostrzec. Z czasem
jednak przyzwyczaiłam się do Sibylli.
Jeżeli mogę ponarzekać na postaci
drugoplanowe, to wykorzystam ten moment i wyciągnę tutaj za włosy
taką „osobowość”, jaką była Holly. Ta dziewczyna tak mnie
doprowadzała do szału, że aż chciałam ją udusić. Dosłownie!
Naprawdę nie potrafię znieść kogoś, kto zgrywa najlepszego
przyjaciela, a na każdym kroku kpi sobie z tej drugiej osoby i rzuca
jej kłody pod nogi. Aż czasami żałowałam, że autorka zbyt mocno
zarysowała tę postać. Natomiast na prawdziwą uwagę zasługiwał
Michael – najlepszy przyjaciel Sib, który był wiecznie
spychany na bok. Ogromnie mu współczułam tych wiecznych
upokorzeń ze strony uczniów, jednak chłopak zaimponował mi
swoją obojętnością na to wszystko. Niewiele osób potrafi
ignorować takie zaczepki.
Reszta pobocznych bohaterów była
dla mnie jedynie tłem tła (cóż za dobór słów
– brawa dla mnie) i nie przemawiała do mnie. Przedstawieni jako
schematyczni nastolatkowie nie urzekają. I to naprawdę boli.
„Jestem pewna, że zachowam ją na zawsze, będzie mi przypominać dzisiejszy dzień, gdy ogarnęły mnie nadzieja i zadowolenie. Kiedy poczułam, że smutek odchodzi. Dzień, gdy mój uśmiech przypomniał sobie, że nie musi za każdym razem czekać na rozkazy z mózgu, a przyszłość ocknęła się ze snu, przeciągnęła i otworzyła ramiona, by mnie powitać. A ja pojęłam, że nie muszę już żyć z dnia na dzień.”
Kunszt pisarski Fiony Wood jest poprawny,
jednak brakowało mi niekiedy iskry rozpalającej wyobraźnię.
Dostrzegałam ją jedynie, gdy do głosu dochodziła Lou. Właśnie
przy niej autorka miała największe pole do popisu, jednak
postanowiła ona mocniej skupić się na Sib, co nieco pogarsza
sytuację. Nie mogę jednak odmówić tego, że ukazała ona
tytułową dzicz w taki sposób, że miałam wrażenie, jakbym
sama przebywała w tamtym miejscu, oddychała świeżym powietrzem i
przysłuchiwała się dźwiękom natury. To jest ogromny plus.
[W
dziczy]
pokazuje nam, że nie każda przyjaźń należy do tych czystych i
zrównoważonych. Niekiedy jedna strona daje za dużo od
siebie, gdy druga bezpardonowo to wykorzystuje, nie dając nic w
zamian. Aż trudno uwierzyć, iż większość ludzi tkwi w tak
toksycznych relacjach. To znacznie odbija się na psychice i odbiera
pewność siebie. Wiem co mówię.
Podsumowując:
[W dziczy] to książka, która ma
wiele plusów i minusów, jednak nie można ją uznać za
koszmar wydawniczy. Chociaż jej lektura może pozostawić niedosyt
czytelniczy, a tak odmienne bohaterki mogą nieco zdezorientować, to
jednak warto zaryzykować i dać szansę tej historii. Tylko proszę
nie wymagać od niej zbyt wiele.
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Za egzemplarz książki serdecznie
dziękuję wydawnictwu Jaguar!
Książka ma zaszczyt brania udziału w
wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!
***
Nie jestem przekonana co do niej. Pomysł wydaje się być ciekawy, ale raczej nie mam zamiar jej czytać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRozumiem cię doskonale. Sama tak mam przy niektórych książkach. :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Dobra, ja mam problem z książkami, w których występują młodsze ode mnie osoby, jakoś nie mogę się przemóc (ostatnio), by czytać o kimś, kto jeszcze nie opuścił ścian "budy". Plus nie lubię dzielonej narracji, zawsze, nawet jeśli jest najlepsza z możliwych, irytuje mnie. Sam szkic zarys fabuły również do mnie nie przemówił :( Nie moje klimaty!
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogspot.com
Hej Matylda!
UsuńMnie również nieco irytują wątki szkolne, ale to przez to, że sama chciałabym wrócić do tych czasów. Dzielona narracja bywa w porządku, ale tylko wtedy, gdy każda ze stron ma coś do zaoferowania.
I jakby nie patrzeć - każdy ma swój gust. Gdyby każdy kochał to samo to nie byłoby możliwości eksperymentowania, czyż nie? :)
Cześć, cześć <3
UsuńJa jakoś za nimi nie tęsknię, nie minęło aż tak wiele czasu od momentu wyrwania się ze szkolnych murów, jakoś, kurczę, no, zawsze chciałam je opuścić :D
Pewnie :D Uwielbiam czytać, co ludzie sądzą na różne tematy, jak to mówi moja mama jedni lubią rybki, drudzy akwarium, a kolejni morze :D Dla każdego coś dobrego :)
Przyznaj szczerze - czekasz, aż coś tak skrytykuję, że aż oczy będą wypływać od nadmiaru kwasu. :D
UsuńOkładka jest prześliczna! Jednak sama treść tej książki do mnie nie przemawia...Sama nie wiem dlaczego :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/04/zwiadowcy-ruiny-gorlanu.html
Dla mnie okładka jest w miarę, nie widzę w niej nic nadzwyczajnego. Mnie tutaj zaciekawił zdawkowy opis i to nim się kierowałam przy wyborze książki. A jak zadziałała fabuła to widać po recenzji. ;)
UsuńRównież pozdrawiam!
Ja pierwsze co spojrzałam na nią i pomyślałam "Boże, jaki kicz" XD Nie no, sama treść mnie odrzuca, a okładka nie pomaga...
Usuńdrewniany-most.blogspot.com
Katrina - raz są lepsze okładki, a raz gorsze. Ale to treść ma się obronić! Widzę jednak, że ona cię również nie zaciekawiła, więc już nie marudzę... ;)
UsuńNigdy nie słyszałam o tej książce. I chociaż nie jest to typ literatury po który zazwyczaj sięgam, to pewnie gdybym miała ją w ręce to spróbowałabym się do niej przekonać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Secretsofbooks.blogspot.com
Czasami warto zaryzykować i zasmakować czegoś nowego. :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Jeszcze się z ta książką nie spotkałam, nie jest najgorsza jednak na chwilę obecną mnie nie intryguje więc jak narazie odmówię.
OdpowiedzUsuńRozumiem cię doskonale. :)
UsuńOkładka wcale nie jest taka zła. Treść niestety niezbyt mnie zachęca :/ http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńI tak w życiu bywa. Rozumiem. :)
UsuńChociaż na początku chciałam ją przeczytac, ale teraz mam pewne obawy. Jak znajde ją w bibliotece to ją wypożycze. Nie zamierzam jej kupować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was serdecznie i czekam na kolejne recenzje =^^=
Liczy się fakt, że dasz tej książce szansę. :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Jakoś nie jestem zainteresowana tą książką, a tandetna okładka jeszcze bardziej mnie odrzuca :/ Może kiedyś dam jej szansę, ale nie sądzę. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Ja tam nie patrzę na okładki, bo to często bywa zwodnicze. Nie raz czy dwa już się sparzyłam na takim wyborze lektury poprzez szatę graficzną.
UsuńRównież pozdrawiam. <3
Tym razem chyba spasuję ;) Nie jestem do końca przekonana.
OdpowiedzUsuńRozumiem cię i nie próbuję przekonać do zmiany zdania. :)
UsuńNie znam tej książki, ale masz o niej dość dobrą opinię, bardzo chętnie ją przeczytam. Podoba mi się motyw lekcji nie w klasie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
http://books-world-come-in.blogspot.com/
Tak. Szare budynki szkolne już są niemodne. ;)
UsuńRównież pozdrawiam!
Cieszę się, że Ci się podobało.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, brzmi ciekawie.
Nasza klasa nie jeździ na wycieczki - takie zarządzenie dyrektora. Nauka przede wszystkim i całą zabawę trafia szlag. A jak gdzieś się wybieracie, jest to jedynie głupie muzeum.
Cała prawda.
Pozdrawiam,
Isabelle West
Szukam jej juz jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńSwoją recenzja jeszcze bardziej mnie do niej zachęciłas ;)
Pozdrawiam !
http://fanofbooks7.blogspot.com