wtorek, 17 października 2017

Emocjonalny rollercoaster! [Jeff Zentner – Goodbye Days]

Autor: Jeff Zentner
Tytuł: Goodbye Days
Tytuł oryginału: Goodbye Days
Przekład: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 432

Wystarczyło bardzo niewiele, aby siedemnastoletni Carver Briggs w jednej chwili z anonimowego nastolatka stał się najbardziej rozpoznawalnym chłopakiem w swojej okolicy. Niestety nie przyczyniły się do tego jego opowiadania, które tak namiętnie tworzy, co rusz je udoskonalając. Również nie pomogły mu w tym występy w śmiesznych filmikach nagrywanych wraz z paczką najlepszych przyjaciół, gdzie te prędzej czy później trafiały do sieci. Nagły szum wokół jego osoby ma swoje korzenie w zwyczajnej czynności, ale nikt dotąd nie podszedł do niego w celu zrobienia wspólnego zdjęcia czy poproszenia o autograf. I nikt tego nie zrobi, ponieważ nagła sława Carvera wcale nie posiada pozytywnego wydźwięku. Co więcej – z dnia na dzień wydaje się coraz gorzej. A to wszystko za sprawą jednej wiadomości, której odczytanie przyczyniło się do tragicznej śmierci Marsa, Blake'a i Eliego.
Siedemnastolatek nie potrafi pogodzić się z myślą, że przez własną głupotę oraz zgubną niecierpliwość doszło do łańcucha reakcji, który doprowadził do śmierci jego najbliższych przyjaciół. Pogrążony w rozpaczy próbuje w jakiś sposób wrócić do normalności, lecz otaczający go ludzie wcale mu tego nie ułatwiają. Niegdyś serdecznie nastawieni do niego, teraz izolują go od siebie, starając się unikać kontaktu z mordercą. Również świadomość, że ojciec jednego z jego zmarłych druhów, wpływowy sędzia, ani odrobinę nie napawa optymizmem. Na szczęście Carver może jeszcze liczyć na wsparcie swoich troskliwych rodziców, starszej siostry Georgii oraz Jesmyn – dziewczyny Eliego. Przepraszam, byłej dziewczyny, ponieważ jego już nie ma.
Bliscy Blake'a, Eliego i Marsa proszą, a niekiedy wręcz żądają od nastolatka, aby ten przeżył wraz z nimi czas pożegnań. Pragną, by spędził z nimi jeden dzień, podczas którego będą wspominać tragicznie zmarłych oraz robić to, co robiliby z nimi przed ich śmiercią. Za każdym razem wygląda to zupełnie inaczej, za każdym razem rozdrapywane rany bolą znacznie bardziej, za każdym razem na światło dzienne wychodzą informacje, które dotąd skrywały się za zasłoną dymną.
Czy Carver udźwignie ten bolesny ciężar na swoich barkach i kiedyś dostrzeże promienie słońca nieśmiało wydobywające się zza ciemnych chmur? A może pozwoli, aby czarna rozpacz przejęła nad nim kontrolę, przez co całkowicie zapomni o radości życia? I jak potoczy się jego groźna batalia z sędzią, który nie zawaha się pociągnąć za wszystkie sznurki, aby tylko udowodnić nastolatkowi winę?

Chyba nie ma na świecie takiego środka masowego przekazu, w którym nie wspominano o konsekwencjach, jakie niesie ze sobą korzystanie z telefonu komórkowego podczas prowadzenia samochodem. Praktycznie wszędzie trąbi się o tym, aby ignorować tę pokusę, aby nie stwarzać zagrożenia na drodze. Przecież zawsze można odpisać po dotarciu na miejsce docelowe, a jeżeli już naprawdę nie potrafimy się powstrzymać, to warto zjechać na najbliższy parking i oddać się lekturze. Niestety niektórzy nadal nie potrafią pojąć tych słów, ignorują je ile wlezie, przez co dochodzi do wielu wypadków, które dość często posiadają masakryczny finał. Właśnie taki scenariusz spotkał najlepszych przyjaciół Carvera, gdzie kierujący samochodem postanowił zaspokoić ciekawość siedemnastolatka i szybko udzielić mu odpowiedzi na dręczące go pytanie. Tym samym, zamiast przeżywać kolejne zwariowane przygody, o których mogłoby być głośno, siedemnastolatek musiał pogodzić się z myślą, że nigdy więcej nie zobaczy swoich druhów z Brygady Sos. Już samo to powoduje, iż świat nagle staje się czarno-biały, a śmiech zdaje się jedynie wspomnieniem. Dlatego też trudno się dziwić, że wystarczyło – w moim przypadku – przeczytać paręnaście stron i już po omacku poszukiwać paczki chusteczek mogących pomóc mi się pozbyć paskudnych łez napływających mi do oczu. A to jeszcze nie koniec przykrych niespodzianek. Posądzany o dołożenie sporej cegiełki do wypadku Carver wielokrotnie mierzył się z nieprzyjaznymi spojrzeniami, przykrymi słowami czy samym odrzuceniem przez uczniów, którzy stanęli po stronie tych, co z ogromną chęcią ujrzeliby nastolatka w pasiastym uniformie więziennym.
Przez to, co aktualnie przedstawiłam, może wydawać się, że ta książka stanowi pojemny zbiór dołujących, wywołujących chandrę, wyciskających łzy wydarzeń, ale nie martwcie się – to tylko złudzenie. Każdy doskonale wie, że „po burzy zawsze wychodzi słońce” i promieni takowego tutaj nie zabrakło! Uaktywniane z dobrym wyczuciem czasu liczne wspomnienia przygód Brygady Sos pozwalały odetchnąć od całego cierpienia, wywołując szeroki uśmiech i niesamowitą chęć odkrycia tego, co działo się dalej. Również późniejsze wydarzenia powoli odciążały obolałe od nadmiaru wrażeń umysły, nabierając coraz chętniej lekkości. Również co rusz napotykałam się na chwytające za serce cytaty, przy których ciężko było nie oderwać się na chwilę od lektury i zasiąść w zadumie nad ich prawdziwością. A samo zakończenie... Rany, że ja przy tej książce się nie odwodniłam, to jest cud nad cudami!

Nauczycielka fizyki zadała nam kiedyś pytanie: „Co jest według was cięższe? Kilogram piór czy kilogram ołowiu?”. Wszyscy bez wahania odpowiedzieliśmy, że kilo ołowiu. Dzisiaj już wiem, że ciężar trumny najlepszego przyjaciela nie równa się ciężarowi ołowiu i pierza. Jest znacznie cięższy.

Strasznie ciężko jest polubić bohatera, kiedy ten co rusz użala się nad sobą, próbując ukazać wszystkim dookoła, jak bardzo jest mu ciężko. Wtedy ma się ochotę wziąć taką osobę za ramiona i ostro nią potrząsnąć, coby oprzytomniała. Aczkolwiek, gdyby to Carver specjalizował się w tego typu zachowaniach, to nie potrafiłabym mieć mu tego za złe. Owszem, chciałabym mu przemówić do rozumu, ale brałabym poprawkę na to, przez co niedawno przeszedł. Przecież dobrze wiemy, że już utrata jednej bliskiej nam osoby powoduje, że w powietrzu zaczyna brakować właściwej ilości tlenu, a co dopiero, kiedy śmierć odbiera nam aż trzech najwspanialszych kompanów! Wtedy nasze umysły przestają prawidłowo funkcjonować, a zdrętwiałe serca z trudem wybijają swój naturalny rytm. A żeby tego jeszcze było mało, niektórzy bliscy tragicznie zmarłych chłopaków dokładają mu cierpień w postaci setek oskarżeń. I zapewne, gdyby nie wsparcie Georgii oraz Jesmyn, to Carver – z powodu natłoku negatywnych bodźców – nie byłby w stanie normalnie funkcjonować. Z ich pomocą powoli wychodził ze skorupy utkanej z bólu, próbując na nowo pokochać otaczający go świat. Także pomagał mu w tym specyficzny tok rozumowania, który nie wszyscy są w stanie pojąć i oswoić. Ja nie miałam z tym żadnego problemu. Ba, nawet wiele razy gratulowałam mu w myślach doskonałego przemyślenia, na które sama w życiu bym nie wpadła. Niestety najbardziej bolał mnie fakt, że wielu ludzi zrobiło sobie z Carvera kozła ofiarnego, na którym można wyładować własne frustracje. Owszem, był w jakimś stopniu winny tego, co się stało, ale – na litość boską! – przejrzeliby w końcu na oczy, że najwięcej winy ponosili ci, co nie zareagowali na gest kierowcy. Niestety mroczne uczucia przysłoniły im prawdę, co zaskutkowało takim, a nie innym przebiegiem powrotu do normalności siedemnastolatka.
Po raz pierwszy w życiu przyszło mi się zmierzyć z twórczością Jeff Zentnera i muszę przyznać, że gdybym wcześniej wiedziała, iż opisywane przez niego historie są tak przesiąknięte realizmem, to już wcześniej dałabym mu szansę. Oprócz plastycznego języka, wielu życiowych mądrości oraz bohaterów z krwi i kości pokochałam go za to, że potrafił ukazać prawdziwą twarz pogrążonego w żałobie człowieka. Udowodnił, że odtworzenie realnego procesu przeżywaniu bólu po stracie kogoś bliskiego wcale nie polega na „O, nie żyjesz. Potęsknię za tobą jakieś kilka dni, a później kogoś poznam, od czasu do czasu o tobie wspomnę, ale i tak cię zapomnę”. Jeff Zentner daje również życiową lekcję, która powinna wielu otworzyć oczy i uświadomić, że zakazany owoc może i smakuje najlepiej, ale jego zjedzenie może przynieść zgubę.

Podsumowując:
[Goodbye Days] to książka, która powinna zostać wpisana do kanonu lektur szkolnych, i to w trybie natychmiastowym! Porażająca realnością, zachwycająca mądrością i celnością, poruszająca nie tylko serca, ale również wyobraźnię, wzruszająca historia Carvera powoduje, że wystarczy naprawdę niewiele, aby dać się porwać wielobarwnym emocjom emanującym na kartkach i totalnie przeniknąć do tego świata. Dlatego też, jeżeli pragniecie sięgnąć po tę książkę, to zarezerwujcie sobie na nią sporo czasu, bo dość szybko się od niej nie uwolnicie!

MOJA OCENA:
RECENZJA ZOSTAŁA ZAMIESZCZONA NA:

PRZECZYTAM 52 KSIĄŻKI W 2017 ROKU




13 komentarzy:

  1. Nie czytałam tej książki, ale jeżeli spodobałaby mi się tak jak Tobie, to widzę, że dużo straciłam. I jestem ciekawa, czy to wpisanie w kanon lektur szkolnych byłoby dobrym pomysłem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, zainteresowałaś mnie. Już chyba wiem, co chcę dostać na imieniny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo zachęcającej opinii, ja jednak raczej odpuszczę sobie tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam tę książkę to tu, to tam, ale szczerze mówiąc, dopiero teraz wiem, o czym jest. Wygląda na naprawdę ciekawą, więc pewnie z czasem znajdzie się na mojej liście czytelniczej.
    Pozdrawiam
    #LaurieJanuary

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba ten rodzaj książki, który mimo wszystko wzrusza - taka tematyka :) Podobało mi się, że autorka postawiła na psychologię i ukazała fazy radzenia sobie z utratą bliskich.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta książka bardzo mnie intryguje i to od dłuższego czasu. Teraz trochę się obawiam tego realizmu w opisach, nie chcę popaść w depresję. A temat, masz rację, ważny. Szkoda, że kanon lektur nie modyfikuje się tak szybko i tak trafnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy ktoś twierdzi, że dana lektura powinna być w kanonie lektur - biorę w ciemno! Wiem, że to jedyne i niezapomniane historie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubie dołujących książek ale ta mnie zaciekawiła!:))
    Buziolki i zapraszam do nas!:)
    teczowabiblioteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię historie, które wzruszają i poruszają. To zdecydowanie coś dla mnie.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo lubię takie niebanalne książki młodzieżowe. Myślę, że będzie to ksiązka, która zdecydowanie pobudzi mnie do refleksji i coś po sobie zostawi. Jak tylko będę miała okazję, chętnie zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Smutne książki to nie dla mnie. Poza tym już sam gatunek to nie moja bajka :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Sama nie wiem czemu, ale odpycha mnie od tej książki. Im więcej recenzji tym bardziej utwierdzam się, że nie chcę jej czytać :)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie przepadam aż nadto za smutnymi, depresyjnymi historiami, ale dla niektórych robię wyjątek i po nie sięgam. I obiecuję, że kiedyś przeczytam "Goodbye days" :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.