Autor: Anna Gręda
Tytuł: „Popiół i piach”
Seria: „Ogar Boga”
Tom: I
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 432
Zdarzyło się nie raz, że ktoś z nas
był zmuszony do spaceru po uśpionych ulicach miasta. Wtedy każdy
zakamarek zdaje się być ślepą uliczką, a przypadkowo napotkani
ludzie sprawiają wrażenie tych morderców, jakich to się
widziało w wielu serialach kryminalnych. Serce zamienia nam się w
przerażonego kolibra pragnącego wydostać się z kościstej klatki.
Tylko co byśmy zrobili, gdyby okazało się, że naszym utrapieniem
mogą być... nowonarodzone wampiry?
Niektórzy mieszkańcy Nowego Jorku
mieli już możliwość poznać tych krwiopijców, ale nie
skończyło się to dla nich dobrze. Młodziaki żerujące na
ludziach zaalarmowały jednak Kirę Santiago, która nie
zamierzała im tego popuścić. Każdy, który stanął na jej
drodze, nie mógł liczyć na ulgi niczym wielodzietne rodziny
w komunikacji miejskiej.
Tylko skąd tyle nowonarodzonych, o
których nawet nie wiedział ten najważniejszy z nich,
Quentin? I kto jest na tyle odważny, by tworzyć je i wysyłać w
teren wbrew swemu prawu? A może ten zabieg ma jakieś znaczenie,
którego sens musi odkryć sama Kira?
To nie jest moje pierwsze spotkanie z
twórczością Anny Grędy. Ponad dwa lata temu miałam
przyjemność przeczytać spod pióra tej autorki „Angelusa”,
pierwszy tom serii „Requiem dla aniołów”. Niestety nie
przypadł mi do gustu, dlatego też obawiałam się kolejnego
spotkania z panną Grędą. Do „Popiołu...” przekonała mnie jednak
myśl, iż autorka przez ten czas mogła popracować nad sobą w
kwestii literackiej. Jednak czy miałam rację?
Główna bohaterka, Kira Santiago
nie jest byle kim. Kobieta – hybryda, która nie da sobie w
kaszę dmuchać. Pewna siebie łowczyni o ciętym języku i potężnej
aurze, która potrafi usadzić nawet najpotężniejsze istoty z
mitów i legend. Kiedy w jej mieście zaczyna się źle dziać
zwołuje ona swoich przyjaciół, którzy pomogą
rozwikłać jej tajemniczą zagadkę. W ten skład wchodzą:
Charlotta i Frederic (o których wiemy tylko tyle, iż to są
czarodzieje), mroczny i potężny szaman Silvyr, bardzo ludzka
wampirzyca Amelia oraz ciekawski demon Flesh, który dołącza
do tej bandy dopiero po jakimś czasie.
Prawie całą historię można poznać z
perspektywy Kiry, ale autorka umożliwiła także wniknięcie w
umysły Amelii oraz Flesha, tworząc z nich w pewien sposób
ważne osoby. Tylko która z tych postaci podbiła moje serce?
Przyznam szczerze, że Kira ma w sobie to
coś, co mnie irytowało. Może to ma też związek z tym, że już
raz miałam styczność z bohaterką o tym imieniu i była tak samo
uparta, jak ta? Nie jestem tego pewna, ale może być też i tak.
Dodatkowo na początku nie umiałam się przyzwyczaić do tego, że
rozmawia ona w swojej głowie ze swym wewnętrznym ogarem, Banshee.
Miałam wrażenie, iż to zostało ściągnięte z „Intruza”. Z
czasem jednak przyzwyczaiłam się do tego i czytanie jakoś mi szło.
No i nawet nieco polubiłam samą Banshee.
Inaczej jednak było z Amelią –
wampirzycą, która miała w sobie więcej z człowieka, niżeli
z krwiopijcy. Jej chęć asymilacji z ludźmi była taka...
naturalna. Widać po niej, iż nie jest pogodzona ze swoim losem i
nie umie zaakceptować faktu o swym martwym sercu. Strasznie jej
współczułam, gdy opowiedziała swoją historię przemiany,
ale wydawała mi się ona za krótka. Chciałabym jej więcej.
O wiele więcej!
No a Flesh... Co by tutaj o nim
powiedzieć... A niech to zostanie moją słodką tajemnicą. ;)
Inne postaci również odgrywały
tutaj swoją rolę, ale zauważyłam, że kilka z nich jest tu tylko
po to, by zapchać nieco fabułę. Takie jest moje odczucie. To boli!
Czuję jednak niedosyt z tego powodu, iż
bardzo szybko odkryto, kto stoi za nowonarodzonymi wampirami
odstawionymi z kwitkiem oraz najważniejsze – więcej było tutaj
skupiania się na nieistotnych rzeczach, a te ważne zostawały w
pewien sposób odtrącane, odpychane od wyjaśnień. Dopiero w
połowie powieści powoli zaczęłam się wciągać w całą
historię, ale po męczącym prologu i topornych pierwszych
rozdziałach to już nie było to samo. Zabrakło tego wielkiego
efektu wow, ale nie mogę powiedzieć, że nie jestem zaskoczona.
Również szybkie odnalezienie twórcy świeżych
krwiopijców jest dla mnie minusem. Myślałam, że to zostanie
rozwiązane w dalszej części, a tu niespodzianka – mamy podanego
sprawcę na tacy! Posolić czy polać sokiem z cytryny?
Wątek miłosny? Owszem, można na niego
trafić, ale czy na pewno jest taki, jaki byście chcieli? Jak dla
mnie zrzucenie go na dalszy plan to strzał w dziesiątkę, chociaż
bywało tak, że to właśnie on grał pierwsze skrzypce. Tak czy
inaczej nie było go na tyle, bym musiała w tej kwestii narzekać.
:)
„Urodziłam się, by polować... i by
na mnie polowano.”
Pióro autorki uległo znacznej
poprawie. Opisy są o wiele żywsze, bardziej realistyczne, a dialogi
nie są wymyślone na poczekaniu i nie czuć od nich żadnej
sztuczności. Jednak mogłabym się przyczepić do nadmiaru tego
pierwszego. Owszem, bywają ludzie, którzy uwielbiają, gdy
jest dużo opisów, ale ja wolę wyważone proporcje. Mam nadzieję, że
w kolejnych tomach ta sytuacja znacznie się poprawi.
Również pochwalę autorkę za
bardzo ciekawy pomysł połączenia tylu nadnaturalnych istot w
jednej książce, ale bywały momenty przytłoczenia z ich strony,
czyli tak jak wcześniej mówiłam – zapychacze. Ale ogromny
plus za ten zabieg.
Podsumowując:
Bywają wzloty i upadki. Anna Gręda
dopiero się rozkręca, ale już dziś mogę powiedzieć, że mimo
tylu minusów ta seria ma w sobie pewien potencjał, który
mi mówi, że gdyby wydano tę książkę za granicą to
zapewne stałaby się bestsellerem. Niestety mieszkamy w Polsce i
nasze rozwijające się perły są niczym czterolistne koniczyny
upchnięte między tymi trójlistnymi – po prostu giną.
Książkę polecam fanom fantastyki,
którzy nie wymagają od książek ogromnej dawki przepychu.
„Popiół i piach” to przyjemna lektura, do
której trzeba przywyknąć, by móc się wgryźć w
fabułę. Wiem, że wśród was znajdą się tacy, którym
ta książka przypadnie do gustu i z przyjemnością zawyjecie do
księżyca.
Recenzja została zamieszczona na:
Fanpage autorki >klik<
Blog autorki >klik<
Fanpage książki >klik<
Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!>klik<
Hmm. Mnie też imię od razu skojarzyło się z panną Walker, ale to dlatego, że jestem świeżo po Częściowcach.
OdpowiedzUsuńTak sobie czytam tę recenzję i mam mieszane odczucia, co do samej książki. Z jednej strony chciałabym sprawdzić, czy naprawdę jest tyle minusów w tej powieści, z drugiej - czy warto tracić czas na coś, co mnie nie zachwyci?
Może Cię o nią za jakiś czas poproszę ;)
Ściskam mocno!
Świetna okładka! Ale o samej książce czy autorce nigdy ne słyszałam.
OdpowiedzUsuńWampiry - no way. Nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńZ ogromną ochotą przeczytałabym tę książkę . :)
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką fantastyki, aczkolwiek czasami ja podczytuję. Odnośnie powyższej książki, nie będę jej jakoś usilnie szukać, ale jak trafi się okazja, to z czystej ciekawości ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńWidziałam tę pozycję w nowościach wydawniczych, ale nie będę jej za bardzo poszukiwać.
OdpowiedzUsuń