Autor: Abigail Gibbs
Tytuł: „Kolacja z wampirem”
Oryginalny tytuł: „Dinner with a Vampire 01. The Dark Heroine”
Seria: Mroczna bohaterka
Tom: I
Wydawnictwo: MUZA SA
Ilość stron: 557
Wdech, wydech, oddychaj i klikaj spokojnie w klawiaturę.
Zacznę może od fabuły, bo jest jej tutaj dość trochę – w końcu ponad pięćset stron robi swoje.
Książka opowiada o siedemnastoletniej Violet Lee, niby takiej zwykłej nastolatce, która umówiła się z koleżanką/znajomą/przyjaciółką – skreśl niepotrzebne, nie pamiętam już tego fascynującego początku – na Trafalgar Square w Londynie. Wkrótce przypadkiem staje się świadkiem masowego morderstwa na trzydziestu mężczyznach, których rozgromiła mała grupka przeciwników. Oczywiście podczas całego tego zajścia siedziała sobie ukryta w krzaczkach i obserwowała wszystko. Kiedy już tajemniczy przybysze mieli zmywać się z miejsca zbrodni, ona zamiast siedzieć po prostu cicho – nie wiem, jak inni, ale mi morderstwo takiej bandy dorosłych kolesi zamknęłoby usta na długi, długi czas – szepnęła sobie niedbale pod nosem jedno, piękne słowo, uwielbiane przez grona ludzi na całym świecie, jednocześnie tak idealnie opisujące nowopoznanego Kaspara. Tym samym wydaje na siebie wyrok ostateczny i zdradza swoje położenie, przez co staje się zakładnikiem wampirów – morderców.
- Otwórz oczy, dziewczynko! Jestem cholernym księciem i rozkazuję ci! Nie wolno ci odejść!
Fabuła zdecydowanie tylnego aspektu osobowości nie urywała – ba, nawet nie szarpnęła jakoś mocniej, ledwo musnąć zdołała. Określiłabym ją na pewno jako przeciętną i nudną. Już jakoś w jednej czwartej znienawidziłam główną bohaterkę, przy dwóch trzecich miałam ochotę wyrzucić książkę przez – całkiem przypadkowo otwarte na oścież – okno. Zaczynałam sobie już nawet to wyobrażać, jak turla się po tym dachu i spada na bruk, ale potem stwierdziłam, że może zatrzymać się gdzieś na jakiejś dachówce i jeszcze mi widok z okna zepsuje. Tak więc leży tuż obok mnie w bezpiecznej odległości, na wyciągnięcie ręką, gdyby ruszył mną jakiś nagły impuls.
Wracając do fabuły – streszczać jej nie wypada, bo będzie to spoilerowanie akcji, chociaż nie ma tam zaskakujących fragmentów. Wszystko raczej przewidywalne i takie… zwykłe.
Książkę kupiłam w sumie tylko dlatego, że w Domu Książek na Monciaku była przecena. W głowie cały czas miałam akurat recenzję Ivy, która mocno krytykowała tą powieść, a jednak powiedziałam sobie: „cóż, możemy mieć inne gusta, a zawsze to jakaś książka”. Tak też „Kolacja z wampirem” czekała grzecznie na półeczce, aż w końcu po nią sięgnęłam.
- Ciiii! - syknął (...)
- Przecież nic nie mówię! (...)
- Ale głośno myślisz, a to mnie rozprasza.
Z początku nie było jeszcze najgorzej. Violet traktowałam neutralnie, jak zresztą wszystkich bohaterów tej książki. Nagrabiła sobie u mnie wybrykiem w pierwszym tygodniu pobytu u wampirów – albo później, nieważne, bo wybryk był tylko jeden. Na czym polegał nie zdradzę, wtajemniczeni wiedzą o co chodziło. Irytował mnie jej tok myślenia, który prezentował się mniej więcej następująco: „Oho, Kaspar mnie wkurzył. Nie odpuszczę mu tego, nie mogę. Już wiem, zrobię mu taki żarcik. Oho, jakaż jestem zła”. Tutaj opis całego jej działania, reakcja lekko – może troszeczkę bardziej niż lekko – zdenerwowanego Kaspara i jego mała zemsta, po której myśli Violet nie były już takie śmiałe, a ona sama zadowolona ze swojego pomysłu. „O nie, jednak mogłam tego nie robić, księcia wampirów jednak trzeba się bać, ojej”.
Cóż, jej myśli brzmiały inaczej, ale zapamiętałam je tak, jak napisałam powyżej.
Przechodząc do bohaterów – mogę wszystkich zaskoczyć i wskazać mojego ulubionego. Tak, mam takowego, a nawet dwóch.
Są nimi Kałamarz z jeziora nieopodal jakiegoś lasku, który zmacał Violet pierwszego dnia pobytu na dworze i królik, którego – niestety – zabił Kaspar (dla ciekawych – strona 506). Wirtualny znicz dla niego.
Reszta bohaterów albo jest bezpłciowa i ma imiona, które trudno zapamiętać – Eaglen? Valerian? Naprawdę? – albo irytuje na tyle, że ma się ochotę wyjąć tą patelnię z szafki i walnąć dosadnie w nos – a w przypadku Kaspara może odrobinę niżej. I jeszcze odrobinkę. I jeszcze troszkę. Prosto w królewskie klejnoty – na marynarce na przykład czy gdzieś, kto go tam wie. Dalej mnie dziwi, że jego gumki nie były jakieś diamentowe czy coś – może miałyby większą skuteczność.
- Związek? - powtórzyłem, rozglądając się i szukając odpowiedzi w ścianach - Nie przypominam sobie, żebyśmy byli zaręczeni.
- Kaspar, czy ty w ogóle nie zaglądasz na Facebooka? Zaznaczyłam tam, że jestem w związku! Z tobą!
Książka najbardziej irytowała mnie w jakiejś czwartej piątej długości – wiem to, bo cały czas sprawdzałam, jak dużo miałam jeszcze do końca. Co chwila zmieniałam pozycję czytania, patrzyłam, czy przypadkiem coś się ciekawego nie wydarzyło w Internetach, a to podnosiłam głowę znad tekstu i wzdychałam ciężko, myśląc tylko o tym, jak bardzo będę po niej cisnąć w recenzji.
No i cisnę, a przynajmniej tak myślę.
Jeśli chodziłoby o autorkę „Kolacji z wampirem” – zaczynała na wattpad.com, kiedy miała piętnaście lat. Historia Violet i Kaspara – Viaspara? Kiolet? – zdobyła tam ponad siedemnaście milionów wyświetleń, a wydawcy ponoć sami zgłosili się do pani Abigail Gibbs. Akurat sama autorka mnie zainteresowała, jak zresztą wszystkie pisarki, które zaczynały w młodym wieku. Dzięki niej chwilami miałam wrażenie, że moja samoocena co do mojej pisaniny wzrastała – racji mogłam nie mieć, ale zostawię to bez odpowiedzi (oddalam to pytanie!).
Humor w powieści nie wywołał nawet marnego, krzywego uśmieszku na moim ryjku. Violet można byłoby określić mianem pyskatej i sarkastycznej dziewczyny, ale tak jak lubię to u innych bohaterów, tak u niej to znienawidziłam. Spodziewałam się w związku z tą ironią czegoś, co mogłoby rozśmieszyć, a jednak musiałam jednak zadowolić się suchymi, chwilami naprawdę dziecinnymi tekstami. Kolejny krok do piwnicy rozczarowań.
Przebudź się albo zginiesz we śnie, dziewczynko.
Za to mogę szczerze powiedzieć, że rozśmieszyło mnie coś związanego z „Kolacją z wampirem”. Może będzie to odrobinę chamskie, ale obecnie targają mnie niezbyt pozytywne emocje. Chodzi o znaleziony gdzieś w Internecie wywiad z panią Gibbs, gdzie napisane jest: „Ludzie lubią Violet Lee, bo jest uparta, sarkastyczna, gwałtowna i zabawna”. W takim razie chyba nie jestem człowiekiem, bo postać Violet ani trochę nie przypadła mi do gustu i w żadnym razie nie powiedziałabym o niej, że jest zabawna.
Przydałoby się teraz wymienić parę plusów, żeby nie wyjść na takiego zająca bez serca, co to tylko krytykuje – to moja pierwsza taka recenzja, przysięgam.
Za plus całej opowieści mogę uznać dość luźny styl pisania – osobiście nużył mnie chwilami, ale być może inni sądzą zupełnie coś innego. Akcji rozgrywającej się na kartkach książki nie ma mało, co może spodobać się niektórym. Dodatkowo narracja prowadzona jest przez dwie osoby – Violet oraz Kaspara, co niewątpliwie dopełnia całość.
Na koniec przyczepię się jeszcze do okładki, dzięki której przez jakieś dwa tygodnie myślałam, że prawdziwym tytułem książki jest „Mroczna Bohaterka”. Wiwat, wielkie litery nazwy serii! Wiwat małe literki prawdziwego tytułu!
Podsumowując długie wyżalanie się:
„Kolacja z wampirem” nie jest książką, którą mogłabym określić mianem dobrej, lecz ledwo przeciętnej. Akcji jest dużo, jednak jest ona przewidywalna, zaś bohaterowie są irytujący i czasem ochota przywalenia im patelnią jest naprawdę wielka. Po przeczytaniu takiej lektury nie jestem nasycona tą wykwintną z pozoru kolacją, ale wciąż głodna – i nie chodzi tu tylko o głód czytelniczy.
Moja ocena:
Na chwilę obecną niestety nie interesują mnie opowieści z wampirami, chyba się nimi przejadłam, zwłaszcza takiej która jest przeciętna i przewidywalna... Nie lubię banalności ostatnio, wolę poświęcić czasu czemuś ambitniejszemu.
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogspot.com
A jeśli już chciałabyś się brać za czytanie czegoś o wampirach, odradzam Kolację (weź obiad, weź obiad!) :)
UsuńJa też myślałam, że Mroczna bohaterka to tytuł. Nigdy specjalnie mnie nie ciągnęło do tej książki. Cieszę się, że nie musiałam się męczyć z tą powieścią.
OdpowiedzUsuńPo głębszym zastanowieniu chyba ja również wolałabym się z nią nie męczyć...
UsuńOsobiście od tematyki wampirów, jak i generalnie wszelkiego rodzaju fantasy odeszłam jakiś czas temu. :) Dlatego na pewno nie sięgnę, a po Twojej recenzji to tym bardziej. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Dobra decyzja. :)
UsuńKiedy tylko patrzę na okładkę tej książki to już mi się chce krzyczeć. Jeżeli nigdy nie miałam ochoty wyrzucić książki przez okno, tak przy "Kolacji z wampirem" byłam do tego skłonna. Tak wkurzającej bohaterki nie da się znieść.
OdpowiedzUsuńJestem dokładnie tego samego zdania. Książka o mało co nie wyleciała u mnie przez okno, miałam już rzucać.
UsuńA mnie osobiście książka się podobała. Taka lekka, niezobowiązująca rozrywka.
OdpowiedzUsuńFakt, była lekka, ale nie przypadła mi do gustu. :)
UsuńZ tematyką wampirów dałam sobie spokój już jakiś czas temu, więc po tę książkę raczej nie sięgnę. Chyba nie stracę dużo, skoro jest przeciętna i przewidywalna ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, wiele nie stracisz. :)
UsuńDawno nie czytałam już podobnej historii, ale jeśli mówisz, że nieszczególna, to jeszcze to przemyślę ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Polecam przemyślenie, bo z początku również myślałam, że historia będzie niczego sobie. ;)
UsuńNie lubię wampirów, wkurzających główntch bohaterek, a płytkich, przewidywalnych powieści z nimi tymbardziej, więc to nie dla mnie :-/
OdpowiedzUsuńZapraszam (nominowałyśmy was do LBA ;-) ) ---> http://czytamwiecjestemcaxianelim.blogspot.com/?m=1
Wszystkie te cechy znajdziesz tutaj, nie polecam książki. :)
UsuńDziękujemy!
Ojojoj...na pewno nie sięgnę. Po wampirów nie wyciągam rąk nawet jak recenzja jest mocno pozytywna, a cóż dopiero w takiej sytuacji :)
OdpowiedzUsuńWampiry same w sobie nie są najgorsze, ale te z Kolacji - tak.
UsuńO nie, zdecydowanie to książka nie dla mnie :D Chyba nie ma nic gorszego niż irytujący główni bohaterowie :D Dzięki za ostrzeżenie! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Mona Te [Blog]
Proszę bardzo, cieszę się, że uchroniłam kogoś przed Kolacją z wampirem. :)
UsuńKurcze, widząc okładkę pewnie bym się skusiła na książkę... i tym samym skazałabym się na bardzo słabą lekturę! Dziękuję więc za uprzedzenie! ;D
OdpowiedzUsuńO, proszę, druga ocalona osoba. :)
UsuńWampiry w literaturze to nie dla mnie... Ostatnio dałam szansę pani Harris i mnie bardzo zawiodła.
OdpowiedzUsuńW "Mrocznej..." też jak widzę słabiutko.
Tak, w Kolacji z wampirem nie znajdzie się chyba nic nadzwyczajnego. :)
UsuńAni trochę mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńSłabiutka książka pełna luk... nie nie nie!
Dokładnie: jedno, wielkie nie! :)
UsuńA mnie się podobało! Zdecydowanie gorzej jest z tomem drugim..
OdpowiedzUsuń