Autor: Alice Hill
Tytuł: „Skazani”
Seria: „Przed czasem”
Tom: I
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 582
Zastanawialiście się kiedykolwiek
jakby to było, gdyby pewnego dnia zabrakło w naszym życiu tej
najważniejszej osoby? Zapewne raz czy dwa nachodziły was takie
myśli, jednak szybko je rozwiewaliście, odpukując w niemalowane
drewno. Chcieliście odrzucić od siebie taką wizję, bo
przepowiadała ona bolesne zakończenie pewnego rozdziału. Wtedy
przypominało się wam, że warto odwiedzić tę osobę. Tylko co by
było, gdyby świat zwrócił się przeciwko wam?
Tamtego dnia Thilli nie zapomni do
końca swojego życia. Miał to być zwyczajny powrót do domu,
jednak dziewczyna – zamiast obiadu – odnajduje ciało
zamordowanej mamy. Po tym tragicznym wydarzeniu wraz z ojcem
przenoszą się do nowego domu, by tam zacząć nowe życie.
Nastolatka zmienia także szkołę, w której z początku nie
potrafi się odnaleźć. Poznaje ona jednak nowych przyjaciół
i z ich pomocą powoli wkręca się w codzienną rutynę.
Nie może być jednak łatwo. Thilli
nadal nie potrafi pogodzić się ze śmiercią matki, co trawi ją od
środka. Na dodatek na jej drodze staje kilku przystojniaków,
gdzie każdy z nich wzbudza w niej różne emocje.
Czy dziewczyna da radę pokonać
przeciwności losu i zacząć żyć dniem dzisiejszym? A może śmierć
jej matki to tylko początek koszmaru, jaki został przypisany do jej
osoby już wieki temu? I co mają z nią wspólnego te dziwne
wspomnienia, które towarzyszą jej w kilku ważnych momentach?
Kiedy otrzymałam tę książkę i
po raz pierwszy trzymałam ją w rękach miałam wrażenie, że
wpakowałam się w kłopoty. Trochę czasu minęło od mojego
ostatniego spotkania z tak potężną lekturą, przez co miałam
pewne obawy. Przygryzałam wargę, gdy sięgałam po nią i ponownie
odkładałam, ale w końcu powiedziałam sobie: Ivy, nie tchórz!
Weź się w garść! Dałam sobie kopa w pupę (dosłownie) i
zaczęłam czytać. Tylko czy ta książka pochłonęła mnie od
pierwszej strony? A może byłam „skazana” na cierpienie,
czytając ją?
„Bieganie nie było moją miłością, a sposobem na samotność. A ja nigdy w życiu nie czułam się bardziej samotna. Czy ktoś musiał polegać na uczuciu samotności? Chyba tylko samobójcy na krawędzi dachu.”
„Skazanych” pochłaniałam nieco
dłużej, niż inne książki, jednak ilość stron mówi sama
za siebie. Potężne tomiszcze, gdzie każda strona jest
przesiąknięta jakąś akcją wciąga czytelnika bardzo szybko.
Opisy (nad)zwyczajnego życia nastolatki przeplatane z tajemniczymi
fragmentami pobudzają ciekawość czytelnika, wywołując wiele
skrajnych emocji. Z początku nie umiałam zrozumieć tych
dodatkowych scen. Nie wiedziałam, co o nich myśleć, jednak z
czasem mój mały mózg zaczął trybić i z
niecierpliwością oczekiwałam dalszej dawki potężnych ludzkich
emocji w nich zawartych. Nawet miałam wrażenie, że chętnie
usunęłabym kilka scen z pewną osobą, by móc czytać więcej
o tamtym fantastycznym świecie!
Wielkim plusem jest także
zamieszczenie ilustracji, które wykonała Marta Kreczmer. Są
one idealnym uzupełnieniem całej historii, co pozwala zapomnieć o
tych nieszczęsnych nadmiarach fabuły i pozwolić nacieszyć się
odrobiną kolejnego talentu. Mam nadzieję, że współpraca
obu dziewczyn nie skończy się jedynie na tej części książki, bo
wtedy nie będzie to samo! Te ilustracje są prześliczne! Gratuluję
talentu!
Co ja mogę powiedzieć o głównej
bohaterce? Na pewno nie przeczytacie, że uznaję ją za miłą i
słodką dziewczynkę, którą można schrupać. Thilli –
jak to na nastolatkę przystało – bywa sarkastyczna, wybuchowa i
nie potrafi dogadać się z ojcem. Tutaj jednak jej zachowanie ma
swoje wytłumaczenie, bo jak wcześniej wspominałam dziewczyna
straciła matkę i musiała na nowo zacząć układać swoje życie.
Jednak moje współczucie było zbyt słabe, bym mogła
przymknąć oko na to, co ona wyprawiała. Po prostu nie umiałam
polubić Thilli. Odrzucała mnie jej osoba, przez co wiele razy (z
jej powodu) odkładałam książkę na bok. To było nie do
zniesienia! Cieszę się, że nie znam takiej osoby w realnym
świecie, bo... dobra, lepiej nie kończę... I teraz sporo osób
stwierdzi, że tak naprawdę nie współczułam głównej
bohaterce, bo nie mam serca. Ja mam serce, ale z kamienia – taka
wada fabryczna.
Przejdźmy teraz do chłopaków,
którzy także mieli swoje pięć minut, czyli Adán
oraz Asmund. Zajmę się nimi, ponieważ to przykład chłopaków,
totalnych przeciwieństw, walczących o względy jednej dziewczyny.
Tak, proszę państwa! Mowa tutaj o Thilli, która jednak nie
zraziła ich swoimi szczeniackimi odzywkami i grozą otaczającą ją
z każdej strony. Nie wiem czemu, ale na początku miałam wrażenie,
jakby ktoś wyprał im mózgi w Perwollu (nie, nie robię
reklamy...) i nakazał spoglądać tylko za jedną dziewczynę.
Owszem, później wszystko zostało wyjaśnione (a raczej
okazało się wstępem do większych wyjaśnień), ale i tak to
bolało. A tak to byłam oczarowana chłopakami, a w szczególności
Adánem. Ten tajemniczy buntownik skradł moje skamieniałe
serce, które kruszyło się za każdym razem, gdy było
wspomniane jego imię. Chyba za bardzo się rozklejam...
„Samotność mnie przerastała, przytłaczała i zaciskała lodowate palce na moim sercu. Miałam wrażenie, że tracę oddech. Ostatecznie, na zawsze. (...) I może chciałam. Chciałam – przez chwilę albo przez wieczność – nie odzyskać oddechu.”
Także nie byłabym sobą, kiedy nie
wspomniałabym o wątku miłosnym, a w tej książce był on nieco...
zwariowany? Nietypowy? Nie umiem odnaleźć określenia, które
opisałoby dziwaczność tego, co znalazłam w tej książce. Po raz
pierwszy w życiu miałam wrażenie, że stworzył się pięciokąt
(!) miłosny! Nie, nie przecierajcie oczu ze zdziwienia – ja
naprawdę to napisałam. Thilli miała tylu adoratorów, że w
tym wszystkim przebiła słynną Bellę Swan, za co jej ogromnie
(nie)gratuluję. Z czasem jednak sprawy się skomplikowały i z
pięciokąta pozostał nam czworokąt, ale cały czas było zbyt
wielu wyznawców kultu tej panny! Przepraszam bardzo za to, co
napiszę, jednak szlag mnie trafia, gdy czytam o czymś takim.
Rozumiem, że książka jest skierowana do młodzieży, ale bez
przesady! A potem taka nastolatka wyobraża sobie stado mężczyzn
wzdychających na jej widok! Dobra. Wdech... wydech... idziemy dalej.
Alice Hill nie można nazwać
beztalenciem, bo to ogromna obraza dla autorki i niewybaczalny
grzech! Twórczyni „Skazanych” wręcz maluje słowami, a
przedstawiony przez nią świat zachwyca i przeraża zarazem. Jest w
tym zasługa mitologii hebrajskiej, która była inspiracją do
stworzenia tej powieści. Muszę jednak stwierdzić, że Alice Hill
musi jeszcze trochę popracować nad postaciami (a dokładniej nad
Thilli), bo to właśnie od niej zależy, czy ktoś będzie w stanie
przeczytać całość, bo to ona gra tutaj pierwsze skrzypce.
Kochana: proszę o poprawienie wizerunku głównej bohaterki!
Resztę można spijać litrami, ale boję się, że ta mała osa
wpłynie mi do gardła i mocno użądli, a to na pewno źle się
skończy.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: I
znowu mamy motyw rudowłosej bohaterki. Dlaczego nie jest ona
blondynką? Albo brunetką? Rozumiem – rude są w modzie, ale czy
to nie jest czas, aby wykreować nowy trend?
Podsumowując:
Mimo wielu niedociągnięć (i
przeciągnięć) przyznam, że Alice Hill ma możliwość, aby jej
nazwisko było rozchwytywane. Wykreowany przez nią świat może
wytrącić was z równowagi i nie pozwoli zbyt szybko o sobie
zapomnieć. To kolejny diament, który trzeba oszlifować.
Trzeba to jednak zrobić dokładnie, bo nie będzie odwrotu.
Teraz tylko czekać na kolejną
część, by zdecydować, czy się dotrwa do finiszu, chociaż czuję,
że Alice Hill dopiero się rozkręca, więc drugi tom będzie
petardą!
Za egzemplarz książki dziękuję
samej autorce Alice Hill!
Książka przeczytana w ramach akcji
Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!
Kolejna książka do mojej listy ;) Nie mam pojęcia kiedy ja to wszystko przeczytam, bo książek jest coraz więcej, a czasu nadal tyle samo :D Jednak mam nadzieję, że uda mi się wkrótce sięgnąć po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńhttp://alejaczytelnika.blogspot.com/.
Mnie książka po prostu pochłonęła!
OdpowiedzUsuńZakochałam się i już nie mogę się doczekać, aż przeczytam całość!
Wydaje mi się, że treść nie jest jakaś fenomenalna, ale być może nadejdzie taki dzień, w którym przeczytam tą książkę :)
OdpowiedzUsuńJa też myślę, że drugi tom będzie lepszy od pierwszego. Czekam na premierę :)
OdpowiedzUsuńNo proszę! A ja jeszcze w ogóle o książce nie słyszałam! Moja wina! :(
OdpowiedzUsuńNa książkę mam niesamowitą chrapkę i mam nadzieję, że uda mi się ją niedługo dorwać :))
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam i bardzo mi się podobała. Teraz czekam niecierpliwie na drugi tom.
OdpowiedzUsuńNie za bardzo lubię takie postaci, jaką jest Thilli, jednak przeżyła ona tak wiele, że dobrze rozumiem jej zachowanie. I - jak sama autorka wspomniała w wywiadzie - traumę ma się dłużej niż parę akapitów. Wyimaginowana postać też człowiek.
OdpowiedzUsuńChętnie kiedyś przeczytam :)
Nie czytałam jeszcze tej książki i raczej tak zostanie. Nie lubię książek wydawanych w tym wydawnictwie.
OdpowiedzUsuńTo jest aktualnie wada maaasy książek - wkurzająca i głupia główna bohaterka -_-.
OdpowiedzUsuńRecka spoko, ale ta Thilly mnie serio odraża, więc nie wiem czy przeczytam...
Pozdrawiam ;-)
http://czytamwiecjestemcaxianelim.blogspot.com/?m=0
~Anelim