Autor: Amy Ewing
Tytuł: „Klejnot”
Oryginalny tytuł: „Jewel”
Tom: I
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 383
Ciepła dłoń matki trzyma mocno twoją, drobną rączkę i
ciągnie za sobą. Zimny wiatr sprawia, że drżysz, dziurawe buty nie mogą
poradzić sobie z kałużami. Jesteś gdzieś prowadzona, wiesz, że nie będzie to
nic przyjemnego. Co konkretnie ma się stać?
Bagno nie jest przyjemnym miejscem, jednak ma pod swoimi
błotnistymi kałużami prawdziwe diamenty dla mieszkającej w Klejnocie arystokracji.
Całe państwo – Samotne Miasto – podzielone jest na pięć sfer, na które składają
się kolejno, licząc od okręgów wysuniętych najbardziej na zewnętrz: Bagno, Farma,
Dym, Bank oraz Klejnot. Z każdym kolejnym kręgiem ludziom żyje się coraz
lepiej, co jest zresztą do przewidzenia po samych nazwach.
Wracając jednak do tych diamencików zakopanych pod błotem i
brudem – są to młode dziewczyny, zdolne urodzić dzieci bez żadnych problemów,
które z kolei posiadają przedstawicielki Klejnotu. Co ciekawe, są do tego
zdolne tylko z tego kręgu, dzięki genowi augurii. Właśnie dlatego wprowadzono
obowiązkowe badania dla dziewczynek, które stały się kobietami zdolnymi do
rodzenia potomków, które miały sprawdzić, czy dana mieszkanka Bagna będzie
zdolna do urodzenia zdrowego dziecka. Jeśli tak – natychmiast umieszczano ją w
Magazynie, oddzielając od rodziny i szkoląc ją na przyszłą surogatkę.
Violet znalazła się w Magazynie kiedy miała dwanaście lat.
Zdołała zaprzyjaźnić się ze starszą o rok Raven, która pomagała jej w nauce jednej
z trzech augurii. Po czterech latach zdecydowano, że obie trafią na Aukcję, na
której to arystokratki miały zakupić je, aby zapewnić ciągłość rodu. Surogatki
tracą na nich swoje imię, zastępując je numerem, który dostały. Im jest on
bliższy dwusetki, tym wartościowsza jest dziewczyna. Tak właśnie nasza główna
bohaterka, Violet Lasting, staje się numerem 197.
Może na początek wady książki, bo znajdą się takowe, a wolę
je wymienić przed zaletami. Po pierwsze: podobieństwo do niektórych popularnych
serii młodzieżowych, takich jak Igrzyska
Śmierci, Czerwona Królowa czy Rywalki, być może także do innych,
jednak osobiście tego nie dostrzegłam. Towarzyszy nam ono do Aukcji i znika,
kiedy Violet zostaje kupiona.
Muszę również przyznać, że nie podoba mi się opis książki z
tyłu. Nie mówi kompletnie nic o treści, jednak nadrabia to przednie skrzydełko
okładki. Teraz tylko pytanie – czy ktoś na nie patrzy, kiedy szuka ciekawej
książki? Osobiście zerkam na opis z tyłu, dlatego też gdyby przyszło mi kupić „Klejnot”
właśnie po ocenieniu paru zdań na odwrocie okładki, nie byłabym zbytnio
przekonana.
Za trzecią wadę, odrobinę powierzchownie, mogę uznać okładkę,
bo akurat ona jest łudząca podobna do tej Rywalek.
Wiele osób irytuje podobny koncept na nią i ta sama czcionka, jednak mi ona nie
przeszkadza, gdyż książki po okładce się nie ocenia, patrzy się na treść. Więc…
co z treścią?
– Szlachta wymierała – mówię, przypominając sobie to, co tak wiele razy wbijano mi do głowy. – Dzieci rodziły się chore albo z licznymi deformacjami i szybko umierały. Część kobiet w ogóle nie mogła ich mieć. Dzięki surogatkom, arystokracja może przetrwać. Augurie umożliwiają naprawę zniszczonych chromosomów.
Ze stylem Amy Ewing miałam do czynienia po raz pierwszy,
jako że jest to jej pierwsza książka, która – jak głosi informacja na skrzydełku
okładki – była jej pracą magisterską. Przyznam jednak, że jest on dobry i
prosty do zrozumienia, nie licząc niektórych wyjaśnień o Samotnym Mieście i
jego kulturze – wtedy momentami nie ogarniałam, może to jednak wina mojego
chwilami słabego rozumowania.
Powieść poprowadzona jest narracją pierwszoosobową, króluje
czas teraźniejszy, który czyta się bardzo dobrze. Możemy dokładnie poznać
emocje szalejące we wnętrzu Violet, wejrzeć w jej myśli i przekonania.
- Możesz spotkać się ze mną za kwadrans w bibliotece?Gdyby poprosił mnie, bym stawiła się na Księżycu, popędziłabym pakować walizki.
Właśnie, Violet. Jaka jest? Cóż, nie zdradzę wiele,
aczkolwiek wydaje się być ona dla mnie typową bohaterką takich powieści – nie
zachwyciła mnie, nie zapałałam do niej szczególnie wielką sympatią, aczkolwiek
polubiłam ją. W jednej z recenzji czytałam, że ktoś chwilami chciał ją zdzielić
za głupie zachowanie – którego jednak ja musiałam nie zauważyć, gdyż książka
pochłonęła mnie bez reszty – aczkolwiek fakt, że nawet po Aukcji martwiła się o
swoje przyjaciółki z Magazynu (konkretnie o jedną, ale to się wytnie) świadczy
o niej jednak pozytywnie.
Jednak czym byłaby dystopia bez wątku miłosnego? Dokładnie,
musi on się pojawić również tutaj! Violet oddaje swoje serce Towarzyszowi
siostrzenicy jej właścicielki bądź pani (nieco skomplikowane, prawda?) o
imieniu Ash. Co mogę powiedzieć o nim? Nic. Tak, nic oprócz tego, że się w nim
zakochałam. Mogłabym się tutaj zacząć rozwodzić nad tym, jaki to jest cudowny i
boski (w sumie to skończyłoby się na powtarzaniu tego zdania na okrągło,
wplatając może co chwila jakieś inne określenie), ale decyzję, czy zechcecie go
poznać zostawiam Wam. Zaręczony jest już ze mną, bierzemy ślub w sobotę!
Trudno pamiętać, kim się jest, kiedy non stop udaje się kogoś innego.
Co do pozostałych bohaterów, to jest ich całkiem sporo. Samych
arystokratek będzie około pięciu, a co dopiero służki, lekarze i inni,
aczkolwiek część z nich ma swoją własną historię. Spamiętałam jednak bez
problemu większość, dlatego też dużą liczbę drugoplanowców nie uznaję za wadę.
Może dodam jeszcze, że z mniej ważnych bohaterów uwielbiam Garneta, który jest
istnym utajonym ninją. Nie przesadzam, rozsadził mi szczękę na końcu.
Akcja nie jest tutaj wartka, aczkolwiek wciąga. Całość przeczytałam
w trzy dni, a po ostatnim rozdziale miałam ochotę krzyczeć. Dlaczego? Bo nie ma
jeszcze drugiej części. Książka zakończyła się dość niespodziewanie, jestem
wdzięczna, że nie zaspoilerowałam sobie ostatnich zdań. Zaczęłam przeszukiwać Internet
i, o ile dobrze się dowiedziałam, w Ameryce drugi tom tejże serii miała premierę
wczoraj, czyli szóstego października – kiedy to akurat skończyłam tom pierwszy.
Przypadek? Nie sądzę. Dlatego też pozostaje mi czekać na polskie wydanie – mam
nadzieję, że się ukaże, inaczej będę musiała chyba sama zawędrować do
wydawnictwa i przekupić ich ciasteczkami.
- Nadzieja to cudowna rzecz, nieprawdaż? - mówi cicho. - A jednak nie doceniamy jej, póki nie zniknie.
Pomysł na całość nie jest do końca oryginalny, patrząc na te
podobieństwa z początku, aczkolwiek same augurie i motyw surogatek wydaje mi się
interesujący, że nie wspomnę o historii Asha – ślub w sobotę, zapraszam! Świat
wykreowany przez Amy Ewing jest ciekawy, a arystokracja Klejnotu została
stworzona tak, aby pokazać to jej absurdalne zachowanie i kroki, jakie potrafi
podjąć, aby zdobyć swój upragniony cel.
Często w swoich recenzjach wspominam również o humorze,
który sobie w książkach cenię, jednak mimo tego, że tutaj nie było go chyba
wcale, pasowało to do całości. Trudno byłoby zażartować coś jako bohaterka,
jeśli jest się zmuszanym do ciąży i karanym za złe zachowanie, kiedy to spod
jednych kajdan przechodzi się do drugich.
- Czy dobrze słyszę, że zaczął się sezon polowań na surogatki?
Podsumowując:
„Klejnot” dla niektórych może być zwyczajną powieścią,
przypominającą masę innych, popularnych serii, aczkolwiek dla mnie jest przyjemną
lekturą, którą pochłonęłam z wielką przyjemnością. Znajdzie się w niej parę
oryginalnych - według mnie - pomysłów, dość dobrze wykreowaną dystopię i lekki
styl. Pierwsza reakcja po przeczytaniu? Boska. Reakcja po napisaniu recenzji?
Świetna. Emocje trochę jednak już opadły.
Moja ocena:
Za egzemplarz pragnę serdecznie podziękować wydawnictwu Jaguar. :)
~***~
Przypominam o konkursie, w którym możecie zgarnąć "Gregora i Niedokończoną Przepowiednię"! :)
Cześć! :*
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, tak pozytywnie zacznę, a czy książkę zamierzam przeczytać? Tak, ale nie nastawiam się na nią jak na arcydzieło, ale jak na przyjemną lekturę. I "Igrzyska śmierci" i "Czerwona królowa" bardzo mi się podobały, więc trochę obawiam się, że uznam początek za strasznie plagiatowy i zrażę się po nim do całej powieści... ale chyba tak nie będzie. Mam nadzieję, że książka niedługo trafi w moje łapki :*
U mnie recenzja książki, którą polecają, ale ja się zawiodłam...
Pomysł z surogatkami i świat dystopii - to mnie intryguje. Boję się jednak, że podobieństwo do innych serii nie pozwoli mi dobrze odebrać tej powieści. Ale jestem skłonna przeczytać :)
OdpowiedzUsuńWpadnę na ślub!
Książka jest w moich klimatach więc na pewno kiedyś po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaskoczyłaś, bo liczyłam raczej na typową młodzieżówkę :) Na pewno dam się namówić.
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Mimo podobieństw do innych książek i tak chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńKlejnot już czeka na przeczytanie w październikowym stosiku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
modnaksiazka.blogspot.com
Raczej się skuszę, tylko będę musiała jej poszukać w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńPodchodzę dosyć ostrożnie do książek, w których można zauważyć podobieństwo do innych znanych powieści, ale mimo to myślę, że ta seria mogłaby mi się spodobać ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie mówię "nie", a okładka, jak dla mnie, ma w sobie coś niezwykle intrygującego ;)
OdpowiedzUsuńZ tego co wymieniłaś czytałam tylko Igrzyska Śmierci, więc może nie byłaby dla mnie taka wtórna ;) Kupić raczej nie kupię, ale jak gdzieś się natknę, pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc książka nawet mi się podobała.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam w jeden wieczór, ale faktycznie mnie również raziły w oczy literówki :)
Zapraszam do mnie po recenzję, mam nadzieję że przypadnie Ci do gustu.
http://modnaksiazka.blogspot.com/2015/10/wolnosc-ma-swoja-cene-klejnot-amy-ewing.html
Tak, literówki tutaj były niestety dość częste. c:
UsuńJakoś nie jestem przekonana co do tej książki. I ta okładka rodem z "Rywalek"... można było stworzyć coś, co się nie będzie kojarzyć z inną serią...
OdpowiedzUsuńPiękna okładka pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń