Autor: Sabina Jakubowska
Tytuł: „Dom na Wschodniej”
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Relacja
Ilość stron: 332
Premiera: 25.11.2015
Przeprowadzki nigdy nie są łatwe. Sam
fakt, że trzeba spakować cały dorobek swojego życia i przewieźć
go w dane miejsce już spędza sen z powiek. A co, jeżeli taka
zmiana wiąże się nie tylko z kartonową walką? Jakie tajemnice
niesie ze sobą taka zmiana miejsca zamieszkania?
Doro wraz z matką i młodszą siostrą
porzucają rodzinny Kraków i przenoszą się na podkrakowską
wieś, gdzie mają rozpocząć życie w wynajmowanym domku. Ich nowe
miejsce zamieszkania jednak nie było marzeniem chłopca, lecz wie,
że tylko tutaj będą bezpieczni i nie stawia oporów, gdy
musi robić coś, czego wcześniej od niego nie wymagano. Powoli
oswajając się z nowym otoczeniem sam postanawia poznać ludzi
żyjących koło niego. Los rzuca go w kierunku domu rodziny pani
Emmy: mieszanki różnych osobowości i charakterów. Na
samym początku Doro nie umie przekonać się do dystyngowanej
kobiety i jej podopiecznych, lecz wie, że każdy trudny początek ma
przed sobą coraz łatwiejszą trasę.
Z czasem wszystko się zmienia, a wraz z
kolejnym krokiem ku wielkiej przyjaźni z dziwną rodziną odnajduje
on tajemniczy stary klucz, który zaczyna zaprzątać jego
myśli i nie chce odpuścić ani na chwilę. Wraz z nowymi znajomymi
postanawia rozwikłać jego zagadkę. Przed nimi długa droga, ale
nie poddają się. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale
co zrobić, gdy kusi cię prawda o istnieniu tego przedmiotu?
Czy Doro i jego przyjaciele podołają
zadaniu, które sami sobie wyznaczyli? Czy wraz z tym
wydarzeniem nastolatek odkryje prawdziwe piękno podkrakowskiej wsi i
– w końcu – spojrzy na nią łagodniej? I co zrobi, gdy poczuje,
że jego życie ponownie się zmienia?
I jedno, najważniejsze pytanie: Czy
chłopak będzie w stanie wyznać, co tak naprawdę skłoniło jego
rodzinę do tak drastycznej zmiany życiowej?
Kiedy otrzymałam wiadomość z
propozycją możliwości przeczytania tej książki, a następnie
zrecenzowania jej – obawiałam się. Opis mnie zaintrygował,
jednak sami wiecie, że ja i obyczajówki to ciężki orzech do
zgryzienia. Postanowiłam zaryzykować. Kiedy otworzyłam książkę
na pierwszym rozdziale wiedziałam już, że nie ma odwrotu. Przede
mną była historia, za którą autorka otrzymała
przedpremierowo Nagrodę Główną w konkursie „Promotorzy
Debiutów” Instytutu Książki i Fundacji Tygodnika
Powszechnego. Tylko czy „Dom na Wschodniej” stał się dla mnie
azylem? A może zapragnęłam go spalić?
„Nie można być samemu we trójkę.”
Na samym początku nie umiałam wczuć
się w tę książkę. Miałam wrażenie, jakbym kosztowała
niedosolonego rosołu, ale po kilku rozdziałach autorka postanowiła
dosypać soli i dopiero wtedy zaczęłam rozkoszować się lekturą.
Cała akcja krąży wokół domu na
Wschodniej, który ze zwykłego budynku staje się azylem i
miejscem najbardziej szalonych pomysłów. Nie byłoby jednak
tego wszystkiego, gdyby nie jego osobliwi mieszkańcy. To właśnie
oni zaczęli nakręcać lawinę zdarzeń, dzięki czemu, podczas
czytania, mogłam pokazać wiele twarzy (nie mylić ze słynną
trylogią – nie moja bajka). „Dom na Wschodniej” wywołał u
mnie spazmy śmiechu, wycisnął łzy, zmusił moje serce do
szybszego bicia oraz spowodował ciarki na plecach. Dodatkowo pod
koniec akcja przyśpieszyła, a ja myślałam, że zaraz dostanę
palpitacji i moja mama będzie musiała dzwonić po karetkę. Na
szczęście obyło się bez tego doświadczenia.
Jak wcześniej myślałam, że popełniłam
błąd i niepotrzebnie zajęłam czyjeś czytelnicze miejsce, tak
teraz muszę przyznać – brakowało mi tego typu książek.
Przecież człowiek nie żyje samą fantastyką, co uświadomił mi
debiut Sabiny Jakubowskiej. Przyczepię się jednak do kilku wątków,
które wydały mi się nad wyraz sztuczne i raczej nie uwierzę,
że mogłyby wydarzyć się naprawdę. Tu nieco przekombinowano, ale
dajmy już temu spokój.
Na samym początku nie mogłam się
przekonać do głównego bohatera. Doro, a dokładniej Teodor
Kowalski, jako narrator całej historii sprawiał wrażenie osoby,
która próbuje na siłę coś nam przekazać. Kiedy
przeczytałam, że jest on oczytany oraz sam pragnie napisać
książkę, pomyślałam sobie – a to ci dobre. Dopiero w
późniejszych rozdziałach zapałałam do niego sympatią.
Odkryłam w nim wrażliwego chłopaka, który dla swojej
rodziny jest skory do poświęceń. Nie jest on także obojętny
wobec swoich przyjaciół i zawsze wyciągał do nich pomocną
dłoń. Momentami bywał jednak samolubny, ale szybko wytrącał się
z tego stanu. A kiedy poznałam jego sytuację – zaczęłam mu
współczuć przeszłości. Nie zdradzę Wam, co takiego
odkryłam, bo sama czekałam na ten moment. Aby poznać ten sekret –
zapraszam do lektury!
Muszę także wtrącić parę słów
o drugoplanowych postaciach, gdzie każda z nich ma swoją rolę i
wywiązuje się z niej. Co mogę powiedzieć o Pi-Stachu, Jachu,
Konstancji i innych mieszkańcach domu na Wschodniej? Otóż
każda z tych osób jest zwyczajnie dziwna i normalna zarazem.
No bo jak wytłumaczyć fakt, że Konstancja uważa sarenkę za swego
brata a Pi-Stachu odzywa się jedynie wtedy, gdy wyczuwa potrzebę?
Odpowiedź jest jedna: Przecież każdy z nas ma w sobie jakąś
specyficzną cechę, która nas wyróżnia, nieprawdaż?
To atut pozwalający nam wyróżniać się w tłumie, a ci
bohaterowie zyskują w oczach dzięki tej naturalnej kreacji. I
dzięki tym cechom odkrywanie kart związanych z tajemniczym kluczem
było jeszcze ciekawsze! Ale czy w końcu odnaleźli zamek, do
którego on pasował? Wiecie, co w tej chwili chciałam
napisać, prawda?
„Codziennie znajdujemy się na zakręcie i codziennie wybieramy, a ta historia może potoczyć się w prawo, w lewo albo jeszcze inaczej. Może być dobrze, może być źle. Suma wyborów.”
Sabina Jakubowska posługuje się prostym
językiem, jednak z samego początku trzeba przywyknąć do jej stylu
wyrażania się i kreowania świata. Po oswojeniu książki
odkrywamy, jak zręcznie bawi się naszymi uczuciami i ukazuje, że
przyjaźń i miłość to silne uczucia, a kiedy w grę wchodzi
codzienność oraz trudy życia trzeba walczyć o lepsze jutro i nie
poddawać się. Człowiek uczy się całe życie, a wyniesiona przez
nas wiedza może być cennym materiałem, którym można się
dzielić z tymi, którzy dopiero poznają ciężkie kroki ku
dorosłości.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: To
chyba pierwszy raz, kiedy nie zwracam uwagi na błędne zapisy bądź
zjedzone myślniki czy kropki. Przecież nie mogę się czepiać
czegoś przed ostateczną korektą, czyż nie?
Podsumowując:
Mimo mojego niepewnego nastawienia
okazało się, że „Dom na Wschodniej” posiada swój
specyficzny urok. Ktoś może powiedzieć: książek o takiej
tematyce jest mnóstwo, więc czemu mam zwrócić na nią
swoją uwagę? Owszem – nie jest to może jakieś wybitne dzieło,
jednak rozwijająca się fabuła oraz nietuzinkowi bohaterowie z dozą
dziwaczności powinni przebić się przez tłum. Nie zmienia to
jednak faktu, że Sabina Jakubowska nie może osiąść na laurach i
dalej szlifować swoje pióro, aby stworzyć coś, co porwie
mnie już od pierwszego zdania. Trochę samolubnie, ale cóż...
Książka jest skierowana do młodzieży,
lecz starszy czytelnik także znajdzie w niej coś dla siebie.
Przyznam szczerze, że „Dom na Wschodniej” nie powinien mieć
ograniczeń wiekowych, bo to wchodzi pod katalogowanie.
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Za egzemplarz książki serdecznie
dziękuję pani Agacie Aleksandrowicz oraz Grupie Wydawniczej Relacja!
Ojej, brzmi tak intrygująco, że sama dam się namówić :)
OdpowiedzUsuńThievingbooks
Chyba specyfika tego tytułu do mnie nie przemawia. Co nie zmienia faktu, że z chęcią sięgnęłabym po jakąś dobrą obyczajówkę. Bo jak słusznie stwierdziłaś, nie samą fantastyką człowiek żyje. A fakt, że nawet cytaty do mnie nie przemaiwają potwierdza przypuszczenie, że książka raczej by mnie nie porwała.
OdpowiedzUsuńI w tym miejscu widać, jak bardzo różnimy się pod kątem gatunków książek, które czytamy. :P
UsuńAle mam u siebie dwie książki z gatunku literatury współczesnej nie będące fantastyką ani kryminałami. Ale obczajówkami tez bym ich nie nazwała. Jestem ciekawa, jak będzie je można zakwalifikować... ;)
UsuńI tak się dowiesz, że trzymasz w domu książkowych przebierańców, bo okażą się związani z Twoimi ulubionymi gatunkami. XD
UsuńBrzmi ciekawie. Lubię obyczajówki i trudne tematy. Chyba powinnam przeczytać. :D
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie. Zwłaszcza ostatnio :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę zaciekawiłaś mnie tą książką. Szczególnie kupiło mnie porównanie do rosołu - faktycznie bez soli to nie to samo :P
OdpowiedzUsuńSama znowu czytam dużo fantastyki, ale staram przeplatać to innymi gatunkami.
Pozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
A tak mnie jakoś naszło na takie porównanie. Nie od dziś wiadomo, że jestem zwariowana pod tym względem. ^^
UsuńOsobiście lubię obyczajówki - a Twoja recenzja zdecydowanie sprawiła, że mam ochotę sięgnąć po tę książkę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
"...trzeba przywyknąć do jej stylu wyrażania się i kreowania świata." O tak, z pewnością!
OdpowiedzUsuńŁatwiej go oswoić oraz zrozumieć twórczość autorki, patrząc przez pryzmat jej biografii. Dlaczego? Albowiem ta ostatnia dobitnie świadczy, że i w realnym życiu rzeczywistość ustępuje u niej fantazji - nie zawsze tej najpiękniejszej...
www.dil-banshee.cba.pl
oj sławku anonimie - cały ten blog to cały ty
UsuńTylko 9 słów w tym "poście-odpowiedzi", a ile tam... dewaluacji, uprzedmiotowienia oraz agresji ukrytej pod pseudo ironią i lekceważeniem, które to - nie pierwszy już raz - zastąpić mają merytoryczną dyskusję. Jesteś tego świadom Autorze "odpowiedzi" ? Pokaż mi swój język, a powiem Ci kim jesteś... ;)
UsuńRozumiem, że zamierzają Państwo wyjaśnić sobie zaistniałą sytuację, lecz prosiłabym, aby zmienić miejsce dyskusji. :)
UsuńGospodarzu Niniejszego Bloga, są ludzie, których prawda bardzo pali,
Usuństąd najchętniej schowaliby ją pod dywan, nie zdając sobie sprawy,
że w ten oto sposób - prędzej czy później - wzniecą tylko pożar...
Zaistniała sytuacja nie wymaga (z mojej strony) wyjaśnienia,
ponieważ fakty mówią same za siebie, a Autor "odpowiedzi"
niestety nie jest partnerem do rzeczowej dyskusji... ;)
Stąd nie zamierzam zaśmiecać Twojego bloga pustymi słowami,
a tym bardziej wypowiadać się, właśnie tutaj, na tematy
nie związane bezpośrednio z recenzowaną książką
- im poświęcone są inne miejsca w sieci...
Tam też, nota bene, można znaleźć także okruchy
wcześniejszej twórczości autorki literackiego debiutu. ;)
Interpretacja dzieła i jego odbiór są sprawą indywidualną,
tym niemniej dobra znajomość twórcy pozwala skonfrontować
utwory z jego życiem, a przez to lepiej poznać jakim "kodem"
nadaje, dlaczego i po co; wszak to, o czym "artysta mówi"
nie bierze się znikąd, lecz zwykle gdzieś głęboko w nim tkwi...
Wiem, że taki redukcjonizm trąci psychologizmem, ale w tym
konkretnym przypadku jest on, jak najbardziej, uzasadniony.
Lektura recenzji, która zdaje się być dosyć wyważoną opinią,
a nie jakąś reklamową laurką dla autorki "Domu na Wschodniej",
pozwala mi, dzięki postawionym w niej akcentom, utwierdzić się
w dotychczasowym przekonaniu na temat twórczości Sabiny...
Dlatego, tym bardziej oczekuję premiery książki, by móc sprawdzić to
bezpośrednio na nowym dziele i jeszcze lepiej (choć z dystansu)
poznać tak bliską mi kiedyś osobę, której "Dobra Cząstka"
na zawsze już chyba pozostanie w moim sercu...
Po obyczajówki sięgam naprawdę rzadko i jeśli już to robię, to książka musi naprawdę mnie zaciekawić. Przyznam, że ta wydaje się być ciekawa, więc zapiszę sobie na liście ;)
OdpowiedzUsuńAleja Czytelnika
Co prawda obyczajówek nie lubię... ale strasznie urzekła mnie swoją prostą okładka! Wiem, że książki nie powinno oceniać się po okładce, ale własnie dzięki niej zerknęłabym do lektury! ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja!
Pozdrawiam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
DOM NA WSCHODNIEJ. Gdyby nie to, że do większości bohaterów autorka włożyła wyobrażeniowy kawałek siebie i próbuje lansować swoją “osobistą wizję“ , i gdyby nie obecność innych chorobowych intruzji specyficznie wpływających na styl i treść książki (m.in. w postaci pomieszania językowego, temporalnych spłaszczeń, pewnych natręctw i perseweracji, głównie seksualnych) byłaby to dobra książka - niewątpliwie ma talent. Fragmentami jest po prostu świetna, co ciekawe, z reguły wtedy, gdy nie pisze.... w pierwszej osobie. To tyle w skrócie, świeżo po lekturze... ;)
OdpowiedzUsuń