Tytuł: "Po drugiej stronie kartki"
Oryginalny tytuł: "Off the page"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 439
Chyba każdy książkoholik uwielbia powracać do swoich
ulubionych lektur – chociażby po to, aby znów poczytać o ukochanym fikcyjnym
bohaterze, jednocześnie żałując, że w prawdziwym świecie takich nie ma. Ilu
fikcyjnych mężów już się nazbierało? Trzech? Siedmiu? Jedenastu? Kto by to
liczył. Jeśli jest z innej książki, to się nie liczy.
Na chwilę obecną u mnie znalazłaby się masa bohaterów z
książek czy opowiadań, których chciałabym w realnym świecie. Matko, gdyby tak
tylko pomacać ich klaty, dotknąć ich rąk, zobaczyć ich na własne oczy,
porozmawiać z nimi, przytulić się… Byłby to idealny prezent na święta.
U Delilah jest to możliwe. Tak, nie macie zwidów. Ta oto
szczęściara zdołała przywołać fikcyjnego bohatera do prawdziwego świata! To ona
jest tą legendarną! Tą, która poprowadzi armię fangirl na wojnę przeciwko
sezonowcom!
Wracam jednak do tematu głównego i to na poważnie. Faktem
jest, że Delilah zdołała przywołać do swojego świata ukochanego bohatera
fikcyjnego, którym był książę Oliver z bajki „Z innej bajki”. Wszystko
wydawałoby się idealne, gdyby nie to, że nie przeczytałam pierwszego tomu, a
zabrałam się od razu za drugi po pewnym czasie książka nie dała się nabrać
na podróbkę księcia, jakim był Edgar i zaczęła domagać się powrotu do
pierwotnej formy. Tutaj właśnie zaczyna się akcja.
Powiedzieć mogę tyle, że książkę pierwszy raz widziałam w
miejskiej bibliotece. W sumie przyciągnęła mój wzrok tym, że była całkiem nowa
w otoczeniu nieco podniszczonych i zżółkłych. Zakochałam się w okładce, opis przekonał
mnie do lektury jeszcze bardziej. Werdykt był prosty, nawet jeśli książki na
domowej półce wręcz jęczały, żebym je wreszcie przeczytała, a ówczesna lektura
wrzeszczała z biurka, że ją też wypadałoby chociaż zacząć.
Z początku szło gładko. Głównie przez dwa pierwsze
rozdziały, pisane z perspektywy Delilah i Olivera, bo kiedy trafiłam na Edgara,
przyznam szczerze, że odrobinę się zraziłam. Bajkowy świat „Z innej bajki” nie
do końca przypadł mi do gustu, aczkolwiek były momenty, które mi się podobały.
Być może to zirytowanie tymi fragmentami ze świata książkowego spowodowane było
tym, że pojawiały się głównie wtedy, kiedy działo się coś ciekawego u Delilah i
Olivera. I jest to całkiem możliwe, bo nie przeszkadzało mi to na tyle, żeby
zmienić ocenę całej lektury.
Zastanawiam się czy to na tym polega miłość - że się kogoś nie wyprowadza z błędu, bo złudzenia czynią go szczęśliwszym.
Im bardziej się zagłębiałam, tym lepsza wydawała mi się ta książka.
Całość (a przynajmniej większość) zbudowana jest według schematu: troszkę
przemyśleń – Delilah – Oliver – Edgar, dzięki czemu jesteśmy na bieżąco zarówno
z wydarzeniami świata rzeczywistego, jak i tego książkowego.
Styl autorek jest prosty i zawiera w sobie plastyczne opisy.
Szczególnie do gustu przypadły mi te krótkie przemyślenia, które były niby
oczywiste, a jednak ujęte w dobry sposób, który jednak skłaniał mnie na chwilę do
zastanowienia nad ich tematem. Książka odrobinę mi się dłużyła, ale to dlatego,
że przeczytałam jej część, musiałam przerobić lekturę, materiały na konkurs,
ogarnąć szkołę i dopiero wtedy ponownie do niej wrócić. Ale kiedy już ponownie
chwyciłam ją w swoje łapki, skończyłam w jakieś dwa dni. Bez łez i wzruszeń,
ale z myślą, że to była naprawdę świetna książka. I że ja też chcę swojego
Olivera.
Dla mnie śmierć zawsze była tylko pojęciem. (...)Nigdy jej nie widziałem.Nigdy nie trzymałem jej w dłoniach.Nigdy nie była dla mnie czymś na zawsze.
Dużym plusem w wydaniu tej książki są obrazki, które możnaby
znaleźć w „Z innej bajki”. Starannie wykonane, kolorowe, wtapiające się wręcz w
całość – idealnie pasują do lektury. Nie jest ich co prawda wiele, ale
nadrabiają to niewielkie obrazki przy początkach rozdziałów, które zdradzają
nam co nieco, o czym będzie w nich mowa.
Kolejną zaletą jest to, że przy każdej perspektywie zmienia
się czcionka. W przemyśleniach króluje na przykład Times New Roman (rozmiaru
Wam jednak nie powiem). Jednak muszę, po prostu muszę się wyżalić za perspektywę
Edgara napisaną czcionką Calibri, za którą nie przepadam. To akurat taki mój
mały fetysz, dlatego też nie zwracam na niego dużej uwagi przy końcowej ocenie.
W książce nie znalazłam bohatera, który przebiłby tych
dotychczasowo poznanych – a było ich sporo – ale po kolei.
Delilah nie jest jakąś szczególną postacią. Dla mnie po
prostu jest. Jak jedna z wielu bohaterek książkowych, była dla mnie po prostu
neutralna. Nie miałam ani razu ochoty jej zamordować ani przywalić, w
niektórych momentach mogę powiedzieć, że ją lubiłam. Jednak nic więcej.
Co do Olivera – nie mogę powiedzieć, że przebił innych moich
fikcyjnych mężów, ale był najlepszą z postaci w całej lekturze. Tak, że
mogłabym go poślubić. Bo… ludzie! Książę! Średniowiecze! Taki przystojny!
Zabawny! I w ogóle… Oliver! Ta jego nieporadność i niezrozumienie niektórych
rzeczy tak dla nas prostych (na przykład deszcz. Kiedy pierwszy raz go
zobaczył, myślał, że to ktoś płacze i szukał tego kogoś, żeby go pocieszyć)
były takie słodkie! Ale jeszcze bardziej podoba mi się to, co można uznać za
motto jego parringu z Delilah – ten cytat o deszczu i rozstaniu.
- Podobno jutro ma padać - szepcze. (...)
- Słucham?
- Zależy mi na tym, żebyśmy na zakończenie wymienili jakąś zupełnie zwyczajną uwagę. Coś, co byśmy mogli powiedzieć, gdybyśmy się mieli znowu zobaczyć następnego dnia, a potem jeszcze kolejnego. (...)
- Może za to w środę będzie słonecznie - podchwytuję wątek.Reszta bohaterów dzieli się na dwie grupy: chwilami irytujący i ci całkiem dobrzy. Do tej pierwszej zaliczyć mogę dwie bajkowe postacie, jakimi byli Humphrey i Strzała, który wydawał się być tak infantylny w niektórych momentach, że chciało się go przerobić na szynkę. Do drugiej z kolei mogę zaliczyć Jules (która w sumie jest całkiem spoko) czy Chris.
Wątek miłosny występuje tu przez praktycznie całą fabułę,
aczkolwiek potrafi zaskoczyć. Ogół jest całkiem przewidywalny, co jednak nie
zabiera nam przyjemności z czytania, zwłaszcza dzięki tym cudownym cytatom. I
wiem, że święta już niedługo, ale jeśli ktoś chciałby sobie sprawić prezent w
postaci dobrej książki – polecam „Po drugiej stronie kartki”. Chociaż w sumie
najpierw powinnam polecić pierwszą część, ale bez niej też się obejdzie!
Prawdziwa miłość, to pewnie coś, co można by jeść, czym można by oddychać i w czym można by spać. (...) Ale ja i tak postawiłabym na czekoladę, tlen i wygodny materac.
Podsumowując:
„Po drugiej stronie kartki” jest naprawdę świetną lekturą z
masą dobrych cytatów. Styl autorek jest prosty i zrozumiały, w bohaterach chyba
każdy mógłby odnaleźć swojego ulubieńca, a całość jest mieszanką powieści i po
części bajki. I mimo tego, że książki nie powinno oceniać się po okładce… tutaj
jest ona naprawdę świetna i tak dobrze odwzorowuje całość!
Moja ocena:
Ta książka chodzi za mną już od jakiegoś czasu :) Mimo że to nie do końca moje klimaty, to mam ochotę sięgnąć po "Po drugiej stronie kartki". Przyda mi się taka lekka i przyjemna lektura na odprężenie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)
http://mybooktown.blogspot.com/
Co prawda książka zupełnie nie w moich kategoriach, ale przeczytałabym ją ;) Niemniej jednak, jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Jodi Picoult, więc zanim sięgnę po książkę, której jest współautorką sięgnęłabym po lekturę tylko jej pióra ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zachęciłaś do przeczytania tej książki! Chociaż fabuła wywołuje we mnie nieco mieszane uczucia, to jednak mam na nią ochotę i może w Nowym Roku po nią sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Czytałam (po drodze zapraszam na moją recenzję pierwszego i drugiego tomu!) i z pewnością nie tego się spodziewałam, ale... to dobrze. Bo był wątek liceum, ale nie tak głupi i pełen ckliwości, jak w innych książkach, była irytująca bohaterka, ale dało się ją polubić, był książę z bajki, ale też niepozbawiony wad... była książka idealna, ale jednak pełna niedoskonałości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na recenzję "Rywalek"!
O książce usłyszałam jakieś parę tygodni temu i tez się przyznam ze poniekąd po okładce stwierdziłam, ze przeczytać ja muszę! Po przeczytaniu Twojej recenzji książki na mojej półce niestety nadal będą zawodzić wniebogłosy aby po nie w końcu sięgnęła, bo chyba najpierw załatwię sobie tą pozycję i w wolnych chwilach podczas przerwy świątecznej (których swoja droga dużo nie będzie xD) spróbuję przeczytać.
OdpowiedzUsuńhttp://zzaczytaniwksiazkach.blogspot.com/
Uwielbiam tą serię ;) Taki bajkowy świat dla każdego.
OdpowiedzUsuńThievingbooks
Przeczytałam jak na razie pierwszą część i totalnie się w niej zakochałam.
OdpowiedzUsuńŁatwa, lekka, przyjemna...
Nic dodać, nic ująć.
Główna bohaterka z pasją, to coś, co naprawdę cenię, a szczególnie jeżeli "pasja" w tym wypadku znaczy nasz niezastąpiony "książkoholizm".
Recenzja naprawdę genialna.
Pozdrawiam serdecznie,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Na razie czytałam tylko jedną książkę tej autorki, jednak wspominam ją bardzo dobrze, dlatego na pewno sięgnę po kolejne ;)
OdpowiedzUsuń