Reżyseria:
Thea Sharrock
Scenariusz:
Jojo Moyes
Gatunek:
Dramat
Produkcja:
USA
Premiera:
10 czerwca 2016 (Polska), 2 czerwca 2016 (świat)
Nikt z nas nie chciałby stracić tego, co dla nas najważniejsze.
Nikt z nas nie chciałby być zmuszony do zmiany swojego trybu życia z powodu
jednego wypadku. Nikt z nas nie chciałby stać się nagle więźniem własnego
ciała, chcącym wydostać się ze swojej klatki i powrócić do osoby, którą kiedyś
się było.
Will na skutek wypadku zostaje prawie w całości sparaliżowany.
Z pełnego energii mężczyzny zmienia się w zgorzkniałą, zamkniętą w sobie osobę.
Nie znajduje więcej powodów, aby żyć dalej. Stracił swoją ukochaną, stracił
możliwość uprawiania sportów, stracił możliwość spełniania swojej pasji.
Lou potrzebuje pieniędzy. Zwolniono ją z pracy, a sytuacja w
jej rodzinie nie jest najlepsza. Zrozpaczona w największym stopniu, zgadza się
na wszystko. Nawet na propozycję opieki nad niepełnosprawnym.
Właśnie tak zaczyna się historia przedstawiona w [Zanim się
pojawiłeś]. Muszę przyznać, że poszłam na ten film głównie z dwóch powodów:
1.
Gra w nim Sam Claffin,
którego ubóstwiam.
2.
Trailer wydawał się być
świetny, podobnie jak recenzje dotyczące książki Jojo Moyes, na podstawie
której nakręcono film.
I tak jak zazwyczaj staram się najpierw przeczytać książkę,
a dopiero potem obejrzeć film, tak teraz nie mogłam się powstrzymać. Zdecydowałam
się na seans zaraz dzień po premierze. Chusteczki przygotowałam już wcześniej.
Ale… czy były mi one potrzebne? Czy [Zanim się pojawiłeś] okazało się tak
świetne, jak o tym teraz głośno w Internecie?
FABUŁA
Szczerze mówiąc, sam pomysł na powieść oraz film nie jest
jakiś szczególnie niezwykły. Jest prosty, ale za to świetnie przedstawiony. Czasem
sprawiał dla mnie wrażenie magicznego. Ale to zapewne za sprawką wątku
miłosnego, który – jak w większości romansów – był niesamowity, ale w
rzeczywistym świecie nie byłoby tak pięknie i ładnie.
Co najlepsze, [Zanim się pojawiłeś] nie jest tylko jednym,
wielkim wątkiem miłosnym. O nie. Znajdziemy tu także motyw rodziny, marzeń i przede
wszystkim życia oraz jego wartości. To ten ostatni jest najpiękniejszy, ma
największe znaczenie.
Nie wiem jak inni, ale ja podczas seansu nie nudziłam się
nawet przez sekundę. Fakt, może nie mamy tutaj pościgów, wybuchów i morderstw
jak w filmie akcji, ale znajdziemy tutaj przecież codzienne perypetie Lou oraz
Willa, które bez wątpienia nie należą do nudnych. Ponadto możemy cieszyć oko
pięknymi ujęciami zamku, który wygląda szczególnie pięknie w porze zimowej.
Pokochałam głównych bohaterów. Głównie Willa. Szczególnie za
to, jak bardzo był uparty i wytrwale dążył do celu. Z kolei Lou… była naprawdę
jedną z nielicznych postaci, które nie irytowały mnie przez większość czasu. Pokochałam
jej radość i fakt, że zachowała w sobie coś z dziecka, nie do końca stała się
poważnym, pracującym dorosłym, który potrzebował pieniędzy dla rodziny. Była
sobą. Nieco zwariowaną i dziwną, ale… sobą.
Zakończenie dosłownie zniszczyło moje serce. Tak, popłakałam
się. Podobnie jak wszystkie koleżanki, z którymi oglądałam ten film. Chusteczki
jednak się przydały. Bardzo.
AKTORZY
A teraz wszyscy razem, wielkie brawa dla Sama Claffina za
genialnie zagraną rolę Willa Traynora! Warto zobaczyć ten film chociażby tylko
dla niego i jego cudownego uśmiechu!
Emilia Clarke (znana z „Gry o Tron”) w roli Lou sprawdziła
się dobrze, ale czasem miałam dość bezustannych wędrówek jej brwi. Czasem
wyglądała z tym zabawnie, jednak innym razem fakt ten mi przeszkadzał. Tak, być
może to głupie, ale tak było!
Aktorzy drugoplanowi również popisali się dobrą robotą.
Mogliśmy tutaj zauważyć przykładowo Matthew’a Lewisa (kojarzycie Neville’a z
Harry’ego Pottera?) w roli Patricka. I ten moment, kiedy widzisz w nim kogoś
znajomego, ale nie możesz sobie przypomnieć, kogo…
MUZYKA
W trakcie filmu mogliśmy usłyszeć Ed’a Sheeran’a. „Photograph”
idealnie wpasowało się w klimat. Podobnie było zresztą z „Not Today” od Imagine
Dragons, a także „Unsteady” X Ambassadors. Tworzyły one świetne tło
muzyczne dla całego filmu i tylko wzmacniały odczuwane przez nas emocje!
OGÓLNE WRAŻENIE
[Zanim się pojawiłeś] to naprawdę świetny film okraszony dobrym humorem, który bez
wątpienia warto obejrzeć. Nietuzinkowe zakończenie, cudowna oprawa muzyczna,
genialni aktorzy. Na seansie, na którym byłam, płakali nawet przedstawiciele
płci męskiej. Dlatego jeśli jesteś wrażliwy – weź ze sobą chusteczki. Co
najmniej paczkę. A co, jeśli nigdy nie płaczesz na filmach, nawet tych
najbardziej wzruszających? I tak weź ze sobą chusteczki. Tak na wszelki
wypadek! :)
A czy Wy już macie za sobą seans [Zanim się pojawiłeś]? Jak wrażenia? ;)
A może napiszesz coś na temat kontrowersji związanych z tym filmem?
OdpowiedzUsuńWait. Lou zwolniono z pracy? Gdzie tam! Tak, czytam książkę, do kina wybieram się na początku lipca, kiedy to zapłacę jedynie 6 zł za bilet. Z ostatnich odwiedzin na Filmwebie widziałam, że moi znajomi nie zachwalają filmu w swoich ocenach.
OdpowiedzUsuńWiem, jak się kończy, bo sama sobie zrobiłam spoiler któregoś razu w księgarni, i nawet się cieszę, bo wiem, czego się spodziewać, hollywoodzkiego zakończenia nie będzie.
Sam jest dobrym argumentem, żeby iść, zwłaszcza, że łączy w sobie wygląd z Piratów z Karaibów/ Królewny Śnieżki z Love, Rosie. A poza tym lubię go jako aktora, więc dlaczego by nie?
Właśnie widziałam, że Matthew gra Patricka i aż mi się chce śmiać. Nie pasuje mi do tej roli, dla mnie byłby dobry jako Nathan.
Ciekawe, jaką ocenę ja wystawię po obejrzeniu.
Pozdrawiam! :)
Książkę czytałam, jest naprawdę świetna :D
OdpowiedzUsuńA film... Cóż na film idę w poniedziałek i zobaczymy :)
Pozdrawiam i zapraszam na nową recenzję,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Bardzo chce i obejrzeć, i przeczytać, ale koleżanka mi powiedziała jak to się skończy. Mimo że wielkiego wow nie będzie to i tak jestem ciekawa jakie emocje we mnie wzbudzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko WiktoriaCzytaRazemZWami
Również straszliwie się popłakałam! Także uwielbiam Sama, i dlatego właśnie chciałam ten film obejrzeć...bo znając fabułę spodziewałam się ogromnych emocji.
OdpowiedzUsuńFaktycznie...brwi Emilii Clarke żyją własnym życiem, co niezwykle mnie bawi. No a muzyka - cudo! :)
Pozdrawiam! włóczykijka z marcepanowych recenzji
Sama jeszcze nie miałam okazji być,ale słyszałam że jest świetny. Będę musiała się wybrać :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Julka z bloga http://karmeloweczytadla.blogspot.com/
Byłam, byłam!
OdpowiedzUsuńI wiesz co ci powiem? Mnie film się podobał! Coś tam mnie "uwierało", lecz ogólnie rzecz ujmując, film mi się podobał!
Po czym wzięłam się za książkę... i przepadłam!
Kto nie czytał - NIECH TO KONIECZNIE ZROBI!
Książka jest cudowna! Zaraz się biorę za lekturę drugiego tomu... a później za wszystkie powieści pani Moyes ^^
Ed Sheeran... oh i ta piosenka, przy której zawsze, zawsze naprawdę płaczę... Musze obejrzeć.
OdpowiedzUsuńBoję się ogromnie, że film mnie rozczaruje, bo książkę wręcz uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie to samo z Nevillem... Matthewem!
OdpowiedzUsuńSam wybił się na wyżyny i doskonale spełnił powierzone mu zadanie.
Jak dla mnie cudowny film :)
Byłam na tym filmie i uwielbiam ♥♥♥♥ Sam i Emilia to duet idealny, soundtrack cudowny, łzy poleciały, czego chcieć więcej? Chętnie obejrzałabym to kolejny raz <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
http://natalie-and-books.blogspot.com/
Wybieram się do kina w przyszłym tygodniu i nie mogę się doczekać się tych wszystkich wrażeń! ;) Pozdrawiam. Skryta Książka
OdpowiedzUsuńJestem ogromnie ciekawa tego filmu i na pewno go obejrzę, ale na początku koniecznie muszę przeczytać książkę, koniecznie! :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz poszłam z własnej woli na tego typu film i muszę przyznać, że zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Chyba przeproszę się z miłosnymi historiami ;)
OdpowiedzUsuńWszedzie pełno o tej książce i jej ekranizacji. Jakoś czuje przesyt i w tej chwili nie mam ochoty sie zapoznawać z tym wszystkim. Poczekam sobie jakieś pół roku, harmider ucichnie i wtedy sobie zamówie książke. I obejrze ekranizacje. W takiej kolejności.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :*
Byłam na filmie! Oj byłam z przyjaciółką i również się popłakałyśmy. Przepiękny film! I podobnie jak Ty, nie przeczytałam książki. Potem chciałam to nadrobić, ale nie potrafiłam się skupić, gdyż film jest (z tego co mi się wydaje) wiernym odwzorowaniem książki, więc...film musi mi wystarczyć. I jest piękny. Chętnie obejrzałabym go jeszcze raz. Nie dość, że historia cudowna, to jeszcze rewelacyjna gra aktorów i soundtrack, którego uwielbiam i często sobie słucham ostatnio. :)
OdpowiedzUsuńPolecam wszystkim bardzo serdecznie!!! Naprawdę warto wybrać się do kina. I nie zapomnijcie o chusteczkach :)