Autor: Lindsey Stirling
Tytuł: Jedyny
pirat na imprezie
Oryginalny tytuł: The Only Pirate at the
Party
Przekład: Jerzy Bandel
Wydawnictwo: Feeria young
Ilość stron: 296
Jak często próbowaliśmy spełnić
swoje marzenia? Niektórzy twierdzą, że los się do nich
uśmiechnie i czekają na cud, gdy inni próbują wspomóc
szczęście i robią wszystko, byle tylko uzyskać oczekiwany efekt.
Niestety bywa tak, że nasze losy potoczą się inaczej. Marzenie
jest już na wyciągnięcie ręki, kiedy prosta droga zamienia się w
wyboistą, a rzucane pod nogi kłody są na tyle ciężkie, iż nie
jesteśmy w stanie ich podnieść. W tym momencie większość się
poddaje i stara się zapomnieć o planach, gdy ci nieliczni dalej
walczą. Nawet wzywają innych do pomocy. A gdy udaje się pokonać
przeszkody – wracają na wytyczoną przez siebie ścieżkę.
Tak samo było z Lindsey Stirling.
Niewielka ciałem, ale wielka duszą
dziewczyna udowodniła całemu światu, że na scenie znajdzie się
miejsce dla szalonej tańczącej skrzypaczki. Pokonała trudną
drogę, gdzie zdarzały się chwile zwątpienia, ale powiedzenie „po
burzy zawsze wychodzi słońce” okazało się prawdziwe i po każdym
upadku udawało jej się podnieść.
Tym razem nie nagrała dla nas kolejnej
wspaniałej płyty. Odłożyła na chwilę skrzypce i zatopiła się
w pisaniu, by przekazać nam do rąk skrawek swego życia. [Jedyny
pirat na imprezie] – jej niewinnie wyglądające dziecko
posiadające bogate wnętrze.
Czy jesteś na tyle odważny, by
rozpocząć przygodę z panną Stirling? Jak odbierzesz jej
zwierzenia?
Bo warto wierzyć w siebie do samego
końca. I ona to zrobiła!
Jak tylko dowiedziałam się, że Lindsey
Stirling wydała swoją książkę moją głowę zaprzątała tylko
jedna myśl – muszę ją mieć! Odkąd usłyszałam piosenkę
[Crystallize] zaczęłam uważnie śledzić poczynania tej
skrzypaczki i nawet byłam gotowa zakupić [Jedynego pirata na
imprezie] w oryginale, ale przed moją niezręczną batalią z
językiem angielskim uratowało mnie wydawnictwo Feeria young.
Niezmiernie ucieszyła mnie ta nowina, że wzięli pod swe skrzydła
tę autobiografię, a gdy Bluszczowe Recenzje uzyskały patronat nad
tym tytułem – oszalałam z radości! Tylko czy to było dobre
posunięcie? Czy okazałam się godna noszenia stroju pirata? A może
moje wyobrażenia zrzuciły mnie z mostku i zostałam pożarta przez
krwiożercze rekiny?
„Zawsze znajdzie się ktoś, kto mi mówi, żebym „zwolniła”. Czy to chodzi o jazdę samochodem, mówienie, czy życie, to słowo cały czas wisi mi nad głową. Czasem ustępuję, ale jakiś głos szepcze mi do ucha: „Hej, zwolnisz, jak umrzesz, na razie jest czas, żeby przyśpieszyć!” Ten głos zawsze ma rację.”
Chociaż mogłoby mi się wydawać, że
znam Lindsey Stirling doskonale, bo wystarczy puścić fragment
jakiejkolwiek piosenki tej artystki, a ja - bez mrugnięcia okiem –
podam dokładny tytuł. Ta publikacja oświeciła mnie, że wcześniej
znałam ją od muzycznej strony i dopiero tutaj ukazała ona swoją
prawdziwą twarz.
Skrzypaczka odważyła się i otworzyła
szerzej, domknięte do tej pory, drzwi prowadzące do jej
prywatności. Dopuszcza nas do siebie i pozwala każdemu
zainteresowanemu jej osobą poznać ją bliżej poprzez oprowadzenie
po swoim życiu. Krok po kroku ukazuje spore skrawki siebie i rodziny
Stirling. Wszystko zaczyna się od dzieciństwa skrzypaczki, które
praktycznie nie różniło się niczym od naszego. Tak samo jak
my zbaczała batalie z rodzeństwem, miała odmienne zdanie niż
rodzice oraz co rusz rozmyślała, jak mile spędzić czas z
przyjaciółmi. Ogromnie bawiły mnie pierwsze próby
zarobienia przez Lindsey pieniędzy poprzez sprzedawanie lemoniady
(która prędzej doprowadziłaby człowieka do cukrzycy, niżeli
zaspokoiła pragnienie), jednak najbardziej zaskoczyła mnie jej
determinacja związana z samodzielnym uszyciem sobie stroju na
Halloween. Panna Stirling dopięła swego i ukończyła swoje,
wcześniej zaplanowane, dzieło. Jej zawziętość była widoczna na
każdym kroku, a w połączeniu ze sprytem ukazywały silne dziewczę
gotowe walczyć o swoje. A jej największym marzeniem było
występowanie na scenie. Tylko jeszcze wtedy nie wiedziała, że
będzie wystawiona na ciężką próbę.
Z przerażeniem czytałam o jej
problemach zdrowotnych, które niszczyły nie tylko organizm,
ale również kontakty z rodziną i przyjaciółmi.
Miałam łzy w oczach, bo nie przypuszczałam, że ta kochająca cały
świat dziewczyna mogła zamykać się w sobie i unikać ludzi,
wykręcając się coraz to gorszymi wymówkami. Ucieszył mnie
jednak fakt, że w najgorszych momentach mogła liczyć na wsparcie
bliskich. Jej mama okazała się prawdziwym aniołem stróżem
i nie pozwoliła córce przegrać z chorobą. Z ogromną ulgą
czytałam, jak życie Lindsey zmienia się na lepsze. Chociaż dalej
było pełne wzlotów i upadków, ale żaden inny
fragment nie doprowadził mnie do aż tak ogromnej rozpaczy. Ja wręcz
płakałam i jeszcze miałam łzy w oczach, kiedy skrzypaczka
zmieniła kierunek zwierzeń i poprowadziła mnie za rękę w nieco
inne życie – przeznaczone tylko dla nielicznych. Od tego momentu
już tylko mogłam zazdrościć, jak ze zwyczajnej dziewczyny z
sąsiedztwa zamieniła się w rozchwytywaną gwiazdę estrady, która
nadal pozostawała sobą. Pochwalę ją również za to, że
jest świadoma swoich wad i jawnie się do tego przyznaje. Bo
przecież nikt nie jest idealny, prawda?
„Z początku martwiłam się, że znienawidzę jeżdżenie w trasy, bo lubię stałość. Jestem typem domatorki. Nie wiedziałam jednak, że poza podróżowaniem wszystko w trasie jest niezwykle stałe. To jak w Dniu Świstaka. Każdego dnia pracuję z tymi samymi ludźmi, jem to samo, daję ten sam występ. Jedynie wolna niedziela czyni tydzień tygodniem. Poza tym wszystko zamienia się w szereg dni, które są niemalże identyczne. Uwielbiam to.”
Przyznam szczerze, że miałam pewne
obawy co do kunsztu pisarskiego Lindsey Stirling, ale już od
pierwszej strony wiedziałam, że czeka mnie niesamowita przygoda.
Skrzypaczka zawarła w tej książce całą siebie, co widać w
każdym najmniejszym zdaniu. Do swojego pamiętnika przemyciła swoje
słynne poczucie humoru, a energia oplata czytelnika i nie dopuszcza
do przeczytania tego wszystkiego bez wyczuwania emocji. Żeby jednak
nie męczyć ludzi jedynie opowieściami możemy także podziwiać
zdjęcia z prywatnych albumów rodziny Stirling i obserwować
nie tylko zmiany psychiczne Lindsey, ale również fizyczne.
Dodatkowo znajdziecie pod nimi komentarze potrafiące wywołać
szeroki uśmiech na twarzy!
[Jedyny pirat na imprezie] to nie tylko
pamiętnik rozchwytywanej skrzypaczki i najlepszej youtuberki. To
także przekaz dla wszystkich tych, którzy czekają, aż ich
marzenia same się spełnią. Można tak trwać latami, gdy swojemu
szczęściu trzeba pomóc. Trzeba przewidzieć wzloty i upadki,
ale są one potrzebne, by nas motywować do działania. Walczmy o
siebie i swoje szczęście!
Z serii „rozkminy bluszczyny”:
Możecie uważać mnie za narcyza, ale nadal nie mogę się napatrzeć
na tylną okładkę, gdzie widnieje logo naszego bloga. Ten patronat
to nasz ogromny sukces, a dla mnie – fanki talentu Lindsey Stirling
– ogromne wyróżnienie!
Podsumowując:
[Jedyny pirat na imprezie] to obowiązkowa
lektura dla każdego fana twórczości Lindsey Stirling, który
chce poznać jeszcze bliżej swoją idolkę. Nawet nie dostrzeżecie,
kiedy wejdziecie do jej szalonego świata i utkwicie w nim na długo.
Pomogą ci w tym niebanalne historie z życia autorki, przepiękne
zdjęcia oraz sama możliwość odkrycia wielu tajemnic (które
już nie będą tajemnicami, ale to można wyciąć). Dlatego też
nie zwlekajcie i udajcie się do księgarni i zakupcie tę książkę,
a później czytajcie ją w akompaniamencie twórczości skrzypaczki. A jeżeli jeszcze nie poznaliście tego
szalonego skrzata – nadróbcie straty!
Warto wydać na tę książkę swoje
ostatnie pieniądze!
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Za egzemplarz książki, jak i też
możliwość patronowania jej, ogromnie dziękuję wydawnictwu Feeria young!
***
Również bardzo lubię Lindsey Stirling...jako upadła skrzypaczka. Książkę z chęcią bym przeczytała. Nie spodziewam się po niej ,,ochów i achów", ale myślę, że warto się z nią zapoznać. Zwłaszcza, gdy tak polecasz! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! włóczykijka z marcepanowych recenzji
Choć Lindsey Stirling słyszałam tylko kilka piosenek, to jestem pod wielkim wrażeniem jej talentu (ale ja w ogóle podziwiam wszystkich skrzypków i to, co potrafią oni z instrumentu wydobyć ♥), w sumie z chęcią przeczytałabym jej książkę. Jedno mnie tylko boli... że polska okładka w stosunku do oryginalnej jest ciut przesadzona, szczególnie w kolorystyce.
OdpowiedzUsuńI kolejna recenzja wychwalająca pod niebiosa autobiografie Lindsey. Aż chce sie ją czytać! Bede ją zamawiać pod koniec miesiąca i zabiore ze sobą na urlop. Bede sie nią rozkoszować w Hiszpanii :)
OdpowiedzUsuńBuziolki :* Czekam na kolejny wpis. Jesteście wspaniałe!
Własnie słucham jej utworów na słuchawkach przed pracą. Nie wiedziałam, że ta dziewczyna tyle przeszła!
OdpowiedzUsuńJestem naprawdę ciekawa tej historii :) Może niebawem sama skuszę sie na powyższą lekturę.
OdpowiedzUsuńBrawo ja. Czytałam już ten post i zapomniałam skomentować. Ale jedno jest pewne, że jeżeli zostaną mi oszczędności, to kupię tę książkę. ;)
OdpowiedzUsuńJestem ogromnie ciekawa tej książki odkąd zobaczyłam ją u Ciebie na instagramie. Może uda mi się po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Skryta Książka
Może być naprawdę świetnie!
OdpowiedzUsuńCiągle tylko paplasz o tej książeczce... Trzeba się przekonać, co to za cudo :D
Pozdrawiam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Lubie twórczość Lindsey, choć jakoś nigdy bardziej nie przypatrywałam się jej osobie. Dobrze, że wydała taką autobiografie - niektórzy myślą, że sławni ludzie dostają wszystko od razu, na zawołanie i nie ma pojęcia, ile pracy trzeba wnieść, aby coś osiągnąć :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tutti
MÓJ BLOG
Uwielbiam Lindsey. Słucham ją od paru lat i chętnie przeczytałabym książkę. Nie miałam pojęcia, że taką napisała ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę się bliżej zapoznać z tą pozycją bo czuję, że mi się spodoba! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
happy1forever.blogspot.com
Znam tę skrzypaczkę, ale nie śledzę jej na tyle, by wiedzieć o tym, że wydała autobiografię. A to ci niespodzianka!
OdpowiedzUsuńSądząc po twojej opinii widzę, że warto dać tej książce szansę, by poznać Lindsey Stirling od innej strony. Ja sama jestem zaintrygowana tą chorobą psującą wszelkie relacje między dziewczyną a innymi ludźmi. Co takiego mogło do tego doprowadzić? Zapisuję kolejną książkę na moją listę. Nieważne, że mam tam już 47 tytułów. No, teraz 48! ☺
I strasznie mi się podobają te twoje wstępy do recenzji. Są świetne!
~Wagabunda🌺