poniedziałek, 6 czerwca 2016

Jedyny pirat na imprezie oczami #Ivy

Autor: Lindsey Stirling
Tytuł: Jedyny pirat na imprezie
Oryginalny tytuł: The Only Pirate at the Party
Przekład: Jerzy Bandel
Wydawnictwo: Feeria young
Ilość stron: 296

Jak często próbowaliśmy spełnić swoje marzenia? Niektórzy twierdzą, że los się do nich uśmiechnie i czekają na cud, gdy inni próbują wspomóc szczęście i robią wszystko, byle tylko uzyskać oczekiwany efekt. Niestety bywa tak, że nasze losy potoczą się inaczej. Marzenie jest już na wyciągnięcie ręki, kiedy prosta droga zamienia się w wyboistą, a rzucane pod nogi kłody są na tyle ciężkie, iż nie jesteśmy w stanie ich podnieść. W tym momencie większość się poddaje i stara się zapomnieć o planach, gdy ci nieliczni dalej walczą. Nawet wzywają innych do pomocy. A gdy udaje się pokonać przeszkody – wracają na wytyczoną przez siebie ścieżkę.
Tak samo było z Lindsey Stirling.
Niewielka ciałem, ale wielka duszą dziewczyna udowodniła całemu światu, że na scenie znajdzie się miejsce dla szalonej tańczącej skrzypaczki. Pokonała trudną drogę, gdzie zdarzały się chwile zwątpienia, ale powiedzenie „po burzy zawsze wychodzi słońce” okazało się prawdziwe i po każdym upadku udawało jej się podnieść.
Tym razem nie nagrała dla nas kolejnej wspaniałej płyty. Odłożyła na chwilę skrzypce i zatopiła się w pisaniu, by przekazać nam do rąk skrawek swego życia. [Jedyny pirat na imprezie] – jej niewinnie wyglądające dziecko posiadające bogate wnętrze.
Czy jesteś na tyle odważny, by rozpocząć przygodę z panną Stirling? Jak odbierzesz jej zwierzenia?
Bo warto wierzyć w siebie do samego końca. I ona to zrobiła!


Jak tylko dowiedziałam się, że Lindsey Stirling wydała swoją książkę moją głowę zaprzątała tylko jedna myśl – muszę ją mieć! Odkąd usłyszałam piosenkę [Crystallize] zaczęłam uważnie śledzić poczynania tej skrzypaczki i nawet byłam gotowa zakupić [Jedynego pirata na imprezie] w oryginale, ale przed moją niezręczną batalią z językiem angielskim uratowało mnie wydawnictwo Feeria young. Niezmiernie ucieszyła mnie ta nowina, że wzięli pod swe skrzydła tę autobiografię, a gdy Bluszczowe Recenzje uzyskały patronat nad tym tytułem – oszalałam z radości! Tylko czy to było dobre posunięcie? Czy okazałam się godna noszenia stroju pirata? A może moje wyobrażenia zrzuciły mnie z mostku i zostałam pożarta przez krwiożercze rekiny?

Zawsze znajdzie się ktoś, kto mi mówi, żebym „zwolniła”. Czy to chodzi o jazdę samochodem, mówienie, czy życie, to słowo cały czas wisi mi nad głową. Czasem ustępuję, ale jakiś głos szepcze mi do ucha: „Hej, zwolnisz, jak umrzesz, na razie jest czas, żeby przyśpieszyć!” Ten głos zawsze ma rację.”

Chociaż mogłoby mi się wydawać, że znam Lindsey Stirling doskonale, bo wystarczy puścić fragment jakiejkolwiek piosenki tej artystki, a ja - bez mrugnięcia okiem – podam dokładny tytuł. Ta publikacja oświeciła mnie, że wcześniej znałam ją od muzycznej strony i dopiero tutaj ukazała ona swoją prawdziwą twarz.
Skrzypaczka odważyła się i otworzyła szerzej, domknięte do tej pory, drzwi prowadzące do jej prywatności. Dopuszcza nas do siebie i pozwala każdemu zainteresowanemu jej osobą poznać ją bliżej poprzez oprowadzenie po swoim życiu. Krok po kroku ukazuje spore skrawki siebie i rodziny Stirling. Wszystko zaczyna się od dzieciństwa skrzypaczki, które praktycznie nie różniło się niczym od naszego. Tak samo jak my zbaczała batalie z rodzeństwem, miała odmienne zdanie niż rodzice oraz co rusz rozmyślała, jak mile spędzić czas z przyjaciółmi. Ogromnie bawiły mnie pierwsze próby zarobienia przez Lindsey pieniędzy poprzez sprzedawanie lemoniady (która prędzej doprowadziłaby człowieka do cukrzycy, niżeli zaspokoiła pragnienie), jednak najbardziej zaskoczyła mnie jej determinacja związana z samodzielnym uszyciem sobie stroju na Halloween. Panna Stirling dopięła swego i ukończyła swoje, wcześniej zaplanowane, dzieło. Jej zawziętość była widoczna na każdym kroku, a w połączeniu ze sprytem ukazywały silne dziewczę gotowe walczyć o swoje. A jej największym marzeniem było występowanie na scenie. Tylko jeszcze wtedy nie wiedziała, że będzie wystawiona na ciężką próbę.
Z przerażeniem czytałam o jej problemach zdrowotnych, które niszczyły nie tylko organizm, ale również kontakty z rodziną i przyjaciółmi. Miałam łzy w oczach, bo nie przypuszczałam, że ta kochająca cały świat dziewczyna mogła zamykać się w sobie i unikać ludzi, wykręcając się coraz to gorszymi wymówkami. Ucieszył mnie jednak fakt, że w najgorszych momentach mogła liczyć na wsparcie bliskich. Jej mama okazała się prawdziwym aniołem stróżem i nie pozwoliła córce przegrać z chorobą. Z ogromną ulgą czytałam, jak życie Lindsey zmienia się na lepsze. Chociaż dalej było pełne wzlotów i upadków, ale żaden inny fragment nie doprowadził mnie do aż tak ogromnej rozpaczy. Ja wręcz płakałam i jeszcze miałam łzy w oczach, kiedy skrzypaczka zmieniła kierunek zwierzeń i poprowadziła mnie za rękę w nieco inne życie – przeznaczone tylko dla nielicznych. Od tego momentu już tylko mogłam zazdrościć, jak ze zwyczajnej dziewczyny z sąsiedztwa zamieniła się w rozchwytywaną gwiazdę estrady, która nadal pozostawała sobą. Pochwalę ją również za to, że jest świadoma swoich wad i jawnie się do tego przyznaje. Bo przecież nikt nie jest idealny, prawda?

Z początku martwiłam się, że znienawidzę jeżdżenie w trasy, bo lubię stałość. Jestem typem domatorki. Nie wiedziałam jednak, że poza podróżowaniem wszystko w trasie jest niezwykle stałe. To jak w Dniu Świstaka. Każdego dnia pracuję z tymi samymi ludźmi, jem to samo, daję ten sam występ. Jedynie wolna niedziela czyni tydzień tygodniem. Poza tym wszystko zamienia się w szereg dni, które są niemalże identyczne. Uwielbiam to.”

Przyznam szczerze, że miałam pewne obawy co do kunsztu pisarskiego Lindsey Stirling, ale już od pierwszej strony wiedziałam, że czeka mnie niesamowita przygoda. Skrzypaczka zawarła w tej książce całą siebie, co widać w każdym najmniejszym zdaniu. Do swojego pamiętnika przemyciła swoje słynne poczucie humoru, a energia oplata czytelnika i nie dopuszcza do przeczytania tego wszystkiego bez wyczuwania emocji. Żeby jednak nie męczyć ludzi jedynie opowieściami możemy także podziwiać zdjęcia z prywatnych albumów rodziny Stirling i obserwować nie tylko zmiany psychiczne Lindsey, ale również fizyczne. Dodatkowo znajdziecie pod nimi komentarze potrafiące wywołać szeroki uśmiech na twarzy!
[Jedyny pirat na imprezie] to nie tylko pamiętnik rozchwytywanej skrzypaczki i najlepszej youtuberki. To także przekaz dla wszystkich tych, którzy czekają, aż ich marzenia same się spełnią. Można tak trwać latami, gdy swojemu szczęściu trzeba pomóc. Trzeba przewidzieć wzloty i upadki, ale są one potrzebne, by nas motywować do działania. Walczmy o siebie i swoje szczęście!
Z serii „rozkminy bluszczyny”: Możecie uważać mnie za narcyza, ale nadal nie mogę się napatrzeć na tylną okładkę, gdzie widnieje logo naszego bloga. Ten patronat to nasz ogromny sukces, a dla mnie – fanki talentu Lindsey Stirling – ogromne wyróżnienie!

Podsumowując:
[Jedyny pirat na imprezie] to obowiązkowa lektura dla każdego fana twórczości Lindsey Stirling, który chce poznać jeszcze bliżej swoją idolkę. Nawet nie dostrzeżecie, kiedy wejdziecie do jej szalonego świata i utkwicie w nim na długo. Pomogą ci w tym niebanalne historie z życia autorki, przepiękne zdjęcia oraz sama możliwość odkrycia wielu tajemnic (które już nie będą tajemnicami, ale to można wyciąć). Dlatego też nie zwlekajcie i udajcie się do księgarni i zakupcie tę książkę, a później czytajcie ją w akompaniamencie twórczości skrzypaczki. A jeżeli jeszcze nie poznaliście tego szalonego skrzata – nadróbcie straty!
Warto wydać na tę książkę swoje ostatnie pieniądze!

Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:

Za egzemplarz książki, jak i też możliwość patronowania jej, ogromnie dziękuję wydawnictwu Feeria young!
Książka ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!

***

12 komentarzy:

  1. Również bardzo lubię Lindsey Stirling...jako upadła skrzypaczka. Książkę z chęcią bym przeczytała. Nie spodziewam się po niej ,,ochów i achów", ale myślę, że warto się z nią zapoznać. Zwłaszcza, gdy tak polecasz! :)
    Pozdrawiam! włóczykijka z marcepanowych recenzji

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć Lindsey Stirling słyszałam tylko kilka piosenek, to jestem pod wielkim wrażeniem jej talentu (ale ja w ogóle podziwiam wszystkich skrzypków i to, co potrafią oni z instrumentu wydobyć ♥), w sumie z chęcią przeczytałabym jej książkę. Jedno mnie tylko boli... że polska okładka w stosunku do oryginalnej jest ciut przesadzona, szczególnie w kolorystyce.

    OdpowiedzUsuń
  3. I kolejna recenzja wychwalająca pod niebiosa autobiografie Lindsey. Aż chce sie ją czytać! Bede ją zamawiać pod koniec miesiąca i zabiore ze sobą na urlop. Bede sie nią rozkoszować w Hiszpanii :)
    Buziolki :* Czekam na kolejny wpis. Jesteście wspaniałe!

    OdpowiedzUsuń
  4. Własnie słucham jej utworów na słuchawkach przed pracą. Nie wiedziałam, że ta dziewczyna tyle przeszła!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem naprawdę ciekawa tej historii :) Może niebawem sama skuszę sie na powyższą lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo ja. Czytałam już ten post i zapomniałam skomentować. Ale jedno jest pewne, że jeżeli zostaną mi oszczędności, to kupię tę książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem ogromnie ciekawa tej książki odkąd zobaczyłam ją u Ciebie na instagramie. Może uda mi się po nią sięgnąć :)
    Pozdrawiam, Skryta Książka

    OdpowiedzUsuń
  8. Może być naprawdę świetnie!
    Ciągle tylko paplasz o tej książeczce... Trzeba się przekonać, co to za cudo :D
    Pozdrawiam,
    Isabelle West
    Z książkami przy kawie

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubie twórczość Lindsey, choć jakoś nigdy bardziej nie przypatrywałam się jej osobie. Dobrze, że wydała taką autobiografie - niektórzy myślą, że sławni ludzie dostają wszystko od razu, na zawołanie i nie ma pojęcia, ile pracy trzeba wnieść, aby coś osiągnąć :/
    Pozdrawiam
    Tutti
    MÓJ BLOG

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Lindsey. Słucham ją od paru lat i chętnie przeczytałabym książkę. Nie miałam pojęcia, że taką napisała ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Koniecznie muszę się bliżej zapoznać z tą pozycją bo czuję, że mi się spodoba! :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
    happy1forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Znam tę skrzypaczkę, ale nie śledzę jej na tyle, by wiedzieć o tym, że wydała autobiografię. A to ci niespodzianka!
    Sądząc po twojej opinii widzę, że warto dać tej książce szansę, by poznać Lindsey Stirling od innej strony. Ja sama jestem zaintrygowana tą chorobą psującą wszelkie relacje między dziewczyną a innymi ludźmi. Co takiego mogło do tego doprowadzić? Zapisuję kolejną książkę na moją listę. Nieważne, że mam tam już 47 tytułów. No, teraz 48! ☺
    I strasznie mi się podobają te twoje wstępy do recenzji. Są świetne!

    ~Wagabunda🌺

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.