Autor: Joy Fielding
Tytuł: Ulica Szalonej Rzeki
Oryginalny tytuł: Mad River Road
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 398
Właśnie
złamano ci serce. Postanawiasz uleczyć je alkoholem z miejscowego
baru – w końcu to najlepszy sposób na zepsuty dzień!
Poznajesz
faceta. Mądry, przystojny, błyskotliwy. Po prostu ideał.
Zapraszasz go do domu, zaczyna między wami iskrzyć. Namawia cię do
porzucenia swojego obecnego życia. Zostawienia
w tyle pracy, której nienawidzisz, rodziny, która cały
czas tylko cię upomina. Chce wyjechać z tobą w podróż. Zwiedzić
Amerykę.
Zwariowane,
prawda? Ale z drugiej strony... co złego jest w ucieczce od problemu
prosto w objęcia przystojnego faceta? Jamie przystała
na taką propozycję. Dlaczego miałaby wciąż dusić się w swoim
małym, toksycznym światku?
Właśnie
tak zgodziła się jednocześnie na coś więcej, coś, czego potem
będzie żałować. Coś, co połączy jej los z Emmą i Lily,
samotnymi matkami. Czy wyniknie z tego coś dobrego? Jak te kobiety
poradzą sobie ze swoimi problemami?
[Ulicę
Szalonej Rzeki] miałam
okazję przeczytać dzięki Booktour'owi Karoliny z bloga
Biblioteczka na poddaszu. Zachęcił
mnie do tego opis z tyłu książki. Zazwyczaj zwracam też uwagę na
okładkę – w końcu mimo wszystko reprezentuje ona treść
książki, ale tutaj postanowiłam z tego zrezygnować. Głównie
dlatego, że oprawa graficzna niezbyt mi się spodobała. Mimo
wszystko postanowiłam dać Joy Fielding szansę. Czy skończyło się
to rozczarowaniem?
Powieść
rozpoczyna się spokojnymi opisami, które powoli wciągają
czytelnika w akcję. Potem następuje niewielki element zaskoczenia,
robi się ciekawie, nie wiemy, czego spodziewać się dalej. A wtedy
kończy się prolog i przechodzimy do właściwej fabuły. Tutaj
zdecydowanie mamy do czynienia ze spokojniejszymi, bardziej
przeciętnymi wydarzeniami, które raczej nas nie zaskoczą. Pojawia
się parę przykrych przypadków, poznajemy bliżej Jamie. Prawdziwa
akcja zaczyna się, kiedy poznaje ona Brada.
Zacznijmy
może od bohaterów, bo mamy ich tutaj dość sporo – aż cztery
postacie pierwszoplanowe! Jak poradziła sobie z nimi autorka?
Zapewne sądzicie, że zaniedbała którąś z nich, że nie
dopracowała jej tak, jak powinna. Tymczasem prawda jest całkowicie
inna. Dla Joy Fielding należą się wielkie brawa zwłaszcza za
różnorodność osób, jakie wykreowała w swojej powieści. Ale po
kolei.
Jamie
nie przypadła mi do gustu. Jej naiwność i lekkomyślność
irytowały. Z jednej strony byłabym w stanie ją zrozumieć, ale z
drugiej… po prostu nie mogę pojąć jej postępowania. Bądź co
bądź ciekawie było czytać o bohaterce, która jest mocno
nieidealna, a przez to bardziej ludzka.
Emma
jest nałogową kłamczuchą i złodziejką, a sceny z nią mimo
wszystko bardzo mi się podobały. Szczególnie motyw jej złych
cech. Jest to ciekawy wątek, który dodaje całej powieści dobrego
smaku. Czasem irytowała mnie swoim zachowaniem, ale… to przecież
nic złego. Przecież z normalnymi ludźmi też tak jest.
Lily
jest chyba najlepszą osobą z całego kobiecego trio. Miła, urocza,
opiekuńcza. Można by rzec, że ideał. A jednak ma swoją mroczną
przeszłość, ma parę sekretów, w niektórych sytuacjach skłoniła
się do kłamstwa. Mimo wszystko lubię ją.
Na
koniec pozostawiłam najlepsze – Brada. Dzięki niemu uświadomiłam
sobie, jak dawno nie natrafiłam w książce na takiego bohatera. Nie
zasługuje on na odwiedzenie rezydencji wszystkich moich fikcyjnych
mężów (niedługo trzeba będzie ich przesiedlić), ale z pewnością
go polubiłam za jego charakter! Nie chcę mówić zbyt dużo, żeby
nie zdradzać fabuły. Sami będziecie musieli sprawdzić, dlaczego
Brad jest tak świetnym bohaterem.
Jeśli
chodzi o styl Joy Fielding, moim zdaniem jest on po prostu dobry. Nie
mam raczej pola do popisu, jeśli chodzi o zachwalanie cudownych
opisów czy dialogów. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że książkę
czyta się przyjemnie. Wnioskuję, że niektórzy byliby w stanie
pochłonąć ją w krótkim czasie, u mnie jednak tak nie było z
różnych powodów.
W
całej powieści znajdziemy parę zwrotów akcji, których można by
się nie spodziewać. Osobiście muszę przyznać, że byłam
szczerze zaskoczona jednym z wydarzeń, które miały tu miejsce.
Ponadto nie jestem pewna, czy to ja zamieszałam coś w historii
podczas czytania, czy też był to celowy zabieg autorki, ale jedna
rzecz po prostu wbiła mnie w siedzenie.
Sam
pomysł na powieść jest dobry, nawet jeśli historia o
przeplatających się przypadkowo losach brzmi nieco przereklamowana.
Na pewno warto dać jej szansę i przekonać się na własnym umyśle,
czy Joy Fielding rzeczywiście jest „niekwestionowaną mistrzynią
suspensu”, jak głosi napis z tyłu okładki.
Kto
z was odważy się zamieszkać na ulicy Szalonej Rzeki i poczuć, co
takiego przydarzyło się naszemu kobiecemu trio? A może wolicie
pozostać świadkami, patrząc tylko na rozwijającą się akcję?
Wybór należy do was!
Podsumowując:
[Ulica
Szalonej Rzeki] to idealna lektura dla miłośników dobrej książki
na wieczór, którzy oczekują zaskakujących zwrotów akcji i
niezbyt ciężkiej, ale też nie do końca lekkiej tematyki. Nawet
jeśli nie zachęca was opis z tyłu czy też okładka, warto dać
temu tytułowi szansę.
Moja ocena:
Nie wiem czy się skusze. Mam jakoś mieszane odczucia względem tej książki :)
OdpowiedzUsuńOj, chyba to nie są moje klimaty. Raczej sobie odpuszczę, zbyt dużo i tak mam już książek do nadrobienia. ;/
OdpowiedzUsuńZaskakujące zwroty akcji brzmią zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuń