Autor:
Éric-Emmanuel Schmitt
Tytuł:
Oskar i pani Róża
Oryginalny
tytuł: Oscar et la dame rose
Przekład:
Barbara Grzegorzewska
Wydawnictwo:
Znak
Ilość
stron: 80
Jak
często myślimy sobie, że nasze życie jest do kitu? Deszczowa
pogoda uniemożliwiająca nam wyjście bez dodatkowego bagażu w
postaci parasolki. Niewdzięczny pies pożerający pracę domową lub
arcyważne papiery dla klienta. Zapychający nos katar utrudniający
oddychanie. Ale czy aby na pewno nie przesadzamy?
Oskar
już prawie nie pamięta, jak to jest żyć poza oddziałem
szpitalnym, bez otoczenia wiecznie śpieszących się lekarzy czy
innych chorych dzieci. Każdy jego dzień stoi pod znakiem kontroli
medycznych oraz oczekiwania na weekend, bo właśnie wtedy przybywają
do niego w odwiedziny rodzice.
Niestety
chłopiec wyczuwa, że atmosfera panująca wokół niego drastycznie
się zmienia. Nie rozumie, czemu opowiadane przez niego żarty nie
śmieszą pielęgniarek, chociaż
wcześniej na nie reagowały pozytywnie. Czyżby to była wina tego,
że dostrzegają samą Śmierć podążającą za nim niczym cień? A
może maczał w tym palce ten lekarz o krzaczastych brwiach, które
łączą się ze sobą w chwilach, gdy ich właściciel duma nad
kartą Oskara?
Te mroczne myśli są odpychane na bok,
kiedy do akcji wkracza pani Róża z całym arsenałem pomysłów. To
właśnie ona zachęca swojego nowego przyjaciela do wysyłania
listów do Boga, w których będzie mógł napisać to, co mu leży
na wątrobie. Chłopiec, z dozą niechęci, zgadza się na to.
Czy pomysł z wysyłaniem listów do
kogoś, kto nawet nie odpisze to dobre posunięcie? Jaką można mieć
pewność, że zapisane tam słowa dotrą do odbiorcy? A może mają
one jakiś głębszy sens?
Nigdy się tego nie dowiesz, póki nie
spróbujesz...
Robiąc
drobne przemeblowanie w pokoju, zostałam skłoniona do ściągnięcia
wszystkich książek z półek, coby móc bez problemów przesunąć
szafkę. Nie piszę tego dlatego, aby wam się poskarżyć na ten
stan rzeczy. Nic z tego! Otóż właśnie w ten sposób odnalazłam
swój dwunastoletni egzemplarz [Oskara i pani Róży], który wręcz
wybłagałam u mamy jeszcze za czasów nauki w podstawówce.
Pochłonęłam ten tytuł w ekspresowym tempie i szybko odstawiłam
między inne powieści, co jakiś czas ją przekładając. Jednakże
teraz pomyślałam sobie, że warto do niej powrócić. Czy opłacało
się? A może powinnam zostawić tę książkę w świętym spokoju,
coby nie zepsuć sobie wspomnień z nią związanych?
Uzbrojona
we wrażenia, jakie wywołała we mnie ta książka jeszcze za czasów
dziecinnego postrzegania świata, wręcz nie mogłam się doczekać
tego, jak zareaguję na nią po tylu latach. Wtedy jeszcze nawet nie
wiedziałam, jak to jest być dorosłym, bo byłam zbliżona wiekiem
do samego Oskara i jego przemyślenia wydawały mi się nad wyraz
sensowne. Wraz z chłopcem nie umiałam pojąć zachowania
otaczających go zewsząd ludzi. Jak oni mogli tak się zachowywać w
jego towarzystwie? Przecież doskonale zdawali sobie sprawę z tego,
że jest chory! I czemu rodzice chłopca uparcie wierzyli w istnienie
świętego Mikołaja, a jakakolwiek wzmianka o Bogu wywoływała u
nich dziwne reakcje? Te i inne pytania krążyły mi przez parę lat
po głowie i dopiero teraz, po ponownej lekturze, byłam w stanie na
nie odpowiedzieć. A to nie był koniec niespodzianek.
Z
pozoru zwyczajne listy wysyłane przez Oskara do samego Boga,
opowiadające o jego życiu w szpitalu niosły ze sobą coś znacznie
więcej, prócz skreślonych zdań na kartce papieru. Każda zapisana
tam historia ukazywała wiele mądrości, które byłam w stanie
pojąć dopiero po tylu latach. Teraz już nie byłam wściekła na
pielęgniarki czy lekarzy, tylko wręcz im współczułam. Strasznie
trudno jest patrzeć na dzieci cierpiące z powodu przeziębienia, a
co dopiero widzieć wokół siebie maluchy znoszące o wiele gorsze
choroby. Tym samym nieraz chciałam zasiąść na łóżku Oskara,
złapać go za rękę i wytłumaczyć, co tak naprawdę czuje
dorosły. Również pragnęłam wytłumaczyć mu postawę rodziców,
kiedy ci zawiedli jego zaufanie. Miałam łzy w oczach, gdy ten
cierpiał z powodu ich odrzucenia. Na całe szczęście sytuację
ratowała tytułowa pani Róża, pomagająca chłopcu znieść ból
(nie tylko fizyczny, ale również psychiczny). Jej barwne historyjki
wywoływały u mnie szczery uśmiech na twarzy, bo one służyły nie
tylko jako zapychacz czasu. To właśnie większość z nich niosła
tak uderzającą w twarz prawdę o świecie, że czułam się przez
nią znokautowana, ale te momenty działały jak oczyszczenie.
Niestety im bardziej zagłębiałam się w książkę, tym mocniej
wyczuwałam dokąd ona zmierza. Oczywiście pamiętam jej przebieg –
w końcu już miałam z nią styczność – ale dotąd nie umiem się
pogodzić z takim zakończeniem. Już za dzieciaka pękało mi przy
nim serce, a teraz... teraz było jeszcze gorzej.
Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera.
Może
Oskar ma zaledwie dziesięć lat, ale zdążył już przejść tak
potworną lekcję życia, że naprawdę nikt nie byłby w stanie mu
jej pozazdrościć. Cierpiący z powodu nowotworu panoszącego się w
jego organizmie został skazany do nazywania szpitala swoim domem, bo
już nie widział nadziei, że kiedykolwiek stąd wyjdzie. I chociaż
początkowo poznałam go jako naiwnego dzieciaka, to właśnie dzięki
pani Róży powoli zaczynał pojmować część spraw dorosłych, tym
samym zmieniając swój tok rozumowania. Oczywiście nadal pozostawał
on dziesięciolatkiem, co mnie ogromnie cieszyło. Przecież nawet
ona nie mogła zrobić mu aż tak
ogromnego prania mózgu. Jednakże jego przemyślenia, tworzące
mieszankę dwóch całkiem różnych światów, ukazywały wrażliwą
naturę chłopca, za którą jeszcze bardziej go pokochałam. A
szczerość, jakiej często nadużywał mnie nie bolała. Wręcz
przeciwnie – to właśnie ona podkreślała prawdziwy wiek Oskara.
Spytacie dlaczego? Otóż dzieci zawsze powiedzą prawdę!
Chociaż [Oskar i pani Róża] składa
się zaledwie z osiemdziesięciu stron, to jednak autorowi udało się
umieścić na jej stronach wiele charakterystycznych postaci, których
kreacja dość mocno zapadła mi w pamięci. Jedną z takich osób
była (i nadal jest) sama cio... znaczy się pani Róża (ciocią ona
była tylko i wyłącznie dla Oskara). To właśnie ta kobieta o
wybujałej fantazji stała się królową w oczach łaknącego
bliskości chłopca. Jej wyssane z palca opowieści zawsze zajmowały
zaszczytne miejsce w listach do Boga, bo to właśnie one napędzały
dziesięciolatka do działania. Niestety najgorzej miały się sprawy
z rodzicami głównego bohatera. Wydaje mi się, a raczej jestem tego
pewna, że to właśnie oni powinni być dla niego wsparciem w tych
ciężkich chwilach. A oni zachowywali się jak tchórze! Rozumiem,
iż można robić wiele głupot, ale żeby unikać kontaktu z synem?
Jeszcze nikt nie zmniejszył bólu poprzez unikanie chorej osoby, a
tym bardziej jedynego dziecka!
Ludzie boją się umierać, bo odczuwają lęk przed nieznanym.
Éric-Emmanuel Schmitt nie zastosował w tej książce zawiłych zdań
oraz nie wykreował wybujałego
świata to jednak udało mu się stworzyć niezwykłe arcydzieło.
Poprzez połączenie zwyczajnie brzmiących słów stworzył
przepiękną historię, która mogłaby wydarzyć się naprawdę.
Także sztuką jest przedstawić ją z punktu widzenia
dziesięcioletniego dziecka, a jemu ona wyszła bez dwóch zdań!
Idealnie odwzorował tok rozumowania chłopca, czego można
pozazdrościć. Aż naprawdę żałowałam, że [Oskar i pani Róża]
to cieniutka powieść, ale patrząc na to z innej strony jestem
zadowolona nawet z takiej ilości stron, bo niosą one więcej
mądrości, niżeli kilkusetstronicowe dzieła.
[Oskar
i pani Róża] to książka, która nauczyła mnie wielu życiowych
prawd, ale jedną z nich zapamiętam bardziej, niż resztę. Pisząc
to mam na myśli umiejętne wykorzystywanie swojego czasu. Jeżeli
naprawdę czegoś pragniemy i wyczuwamy, że nasze życie będzie bez
tego niekompletne – działajmy! Choćbyśmy mieli wiele wzlotów i
upadków, to nie wolno się poddawać. Każda rzecz, z jaką mamy
styczność powstała poprzez metodę prób i błędów, więc jest
nadzieja, że po burzy zawsze wychodzi słońce.
Podsumowując:
Jeżeli cały czas się wahacie i nie
jesteście pewni, czy aby na pewno warto sięgnąć po tę książkę,
odpowiadam: Warto! Nie bójcie stawić się czoła dziesięciolatkowi,
którego mądrości nieraz was zaskoczą, powodując natychmiastowe
zażenowanie z powodu swej „głupoty”. Jeżeli ja sama byłam w
stanie przeboleć uderzającą z liścia prawdę o życiu, to wy
także zdołacie tego dokonać. A jeżeli już sięgniecie po [Oskara
i panią Różę] – nie zapomnijcie położyć w zasięgu ręki
paczki chusteczek!
A teraz wiadomość dla tych, którzy już
przeczytali tę książkę: Powróćcie do niej raz jeszcze, a być
może odnajdziecie puenty, które zdołaliście przeoczyć. Ja sama
to zrobiłam i jak widać nie żałuję tej decyzji!
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Książka ma zaszczyt brania udziału w
wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017 roku!
Mam wrażenie, że "Oskar i Pani Róża" to jedna z tych książek, które powinien przeczytać każdy. Jakim cudem ja wciąż jej nie przeczytałam? Nie mam pojęcia. Muszę w najbliższym czasie wybrać się po nią do biblioteki.
OdpowiedzUsuńczytu-czytam.blogspot.com
Dodam od siebie, że również wszystkich zachęcam do zapoznania się z książką. Bardzo mnie poruszyła i żałowałam, że nie przeczytałam jej wcześniej, bo wcześniej mogłaby mnie w jakiś sposób odmienić, odmienić moje cierpienie, kiedy odchodziła babcia.
OdpowiedzUsuńW prostych słowach zostało przekazanych wiele ważnych rzeczy. Oskar uczy w sposób subtelny i jednocześnie wstrząsający, bo wciąż dla nas, ludzi dorosłych, jest nie do uwierzenia, że dzieci mogą tak trafnie oceniać pewne sprawy...
Myślę, że wrócę do niej jeszcze nie raz.
Czytałam w gimnazjum i byłam nią wtedy zachwycona, więc idąc z twoimi podpowiedziami na pewno jeszcze nieraz do niej wrócę ;)
OdpowiedzUsuńWiele lat wahałam się czy to powieść dla mnie :) Cieszę się z Twojej recenzji, bo potrzebowałam takich słów żeby się zdecydować :)
OdpowiedzUsuńJedyna lektura szkolna, którą przeczytałam z wielką chęcią! Jedyna, którą w ogóle do końca przeczytałam...Cudowna historia, do której z wielokrotnie mogłabym powracać i chyba to zrobię w najbliższym czasie! :) "Oskar i pani Róża" to książka bardzo przyjemna, łatwa w odbiorze i zarazem niezwykle wartościowa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie!
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2017/03/miasteczko-darkmord11.html
Uwielbiam ją! Chyba ciężko tego nie robić. ;)
OdpowiedzUsuńKlasyk, który w tak niewielkiej objętości przekazuje tak wiele! ;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam już dosyć dawno temu, ale do dzisiaj pamiętam wszystkie emocje, które we mnie wywołała i wiem, że jeszcze na pewno do niej wrócę, bo warto. Pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuń"Oskar i Pani Róża" to moja ulubiona krótka lektura, piękna i mądra :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
http://happy1forever.blogspot.com/
Och, jak ja dobrze pamiętam te swoje nerwy na rodziców Oskara. Jak oni mogli wierzyć w świętego Mikołaja? To ja w wieku siedmiu lat już wiedziałam, że on jest tylko wymysłem. A to za sprawą taty, który pakował moje prezenty, kiedy ja siedziałam cicho za zasłonką. Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńMimo niewielu stron ta książka ma dla mnie wielką moc. Pani Róża, choć momentami wydawała mi się taka nierealna, to jednak swoimi historiami pobudzała wyobraźnię i ukazywała prawdę. A Oskar... tak bardzo chciałam mu pomóc!