Autor:
Anna Hrycyszyn
Tytuł:
Zatopić „Niezatapialną”
Wydawnictwo:
Genius Creations
Ilość
stron: 382
Czasami
niegrzeczne dzieci przypominają mi lądowych piratów, a to za
sprawą swoich złośliwych występków. Nieraz udało mi się
zobaczyć, jak skradały się do piaskownic tylko po to, aby zabrać
zalegające w piasku zabawki. Nie w celach zabawy. Ich zadaniem było
je ukraść, a sprzeciwiających się właścicieli zwyzywać lub
poszarpać. Wtedy do akcji wkraczali niezadowoleni rodzice i cała
akcja kończyła się fiaskiem.
A
teraz wyobraźcie sobie te same dzieci, ale na prawdziwym pirackim
statku, niekontrolowane przez nikogo.
Kraina
Tysiąca Jezior i Rzek od zawsze przyjmowała w swoje progi nie tylko
handlarzy, ale również morskich rozbójników, czyhających na
towar transportowany przez tych pierwszych. Bywali lepsi i gorsi, ale
Jollienesse Rożnowski i jej ekipa płynąca na „Niezatapialnej”
stała się wręcz legendą w Palude. Wszystko za sprawą swych
udanych rozbojów. I chociaż działali oni wbrew prawu, to jakimś
cudem zdołali podbić serca prostego ludu.
Władza
nie mogła dłużej tolerować destrukcyjnej działalności piratów.
Postanowiono pilniej przestrzegać praw, wprowadzając przy tym
drastyczne zmiany, mające na celu zastraszenie rzezimieszków.
Jednak piraci nie zamierzali zaprzestać swoich grabieży, uparcie
ignorując zbliżający się wielkimi krokami koniec ich szaleństw.
Za
„Niezatapialną” ruszył w pogoń sam kapitan Feliks Ucelli,
który posiadał na swoim koncie wiele zasług dla władz Palude.
Mężczyzna nie wyobrażał sobie, aby jego jednostka nie była w
stanie pochwycić pani kapitan Rożnowski. Dzielnie podążał za
świadomą ogona Nes, mającą w zanadrzu plan awaryjny.
Czy
zabawa w kotka i myszkę znalazła jakieś zakończenie? A może
„Niezatapialna” okazała się nieuchwytna, przez co Feliks
Ucelli musiał obejść się smakiem?
Zazwyczaj
to woda bywa zdradziecka i nieprzewidywalna, ale czy ludzkie uczucia
nie przebiły jej o głowę?
Pierwsze
strony mnie męczyły, ale to nie za sprawą błędów. Przyczyniły
się do tego opisy, które z początku przypominały mi arkusz
egzaminu maturalnego z matematyki na poziomie rozszerzonym. Owszem,
widywałam statki nie tylko na filmach, nawet raz jednym płynęłam,
ale to było za czasów, kiedy nie patrzyło się na pokład, a na
oddalający się ląd. Czułam po prostu znużenie przy opisach
standardowych czynności, jakie zachodziły na „Niezatapialnej” w
chwili zagrożenia. Ta cała nerwowość załogi źle na mnie
oddziaływała. Dopiero, gdy akcja przeniosła się na suche tereny i
dobrnęła do elementu fabuły nadającego smaczku historii, uznałam,
że ta książka jednak ma szansę podbić moje serce. I biorąc pod
uwagę ten właściwy wstęp opinii – miałam rację. Oczywiście
nie wzniosę za to toastu, ale pozwolę sobie zakrzyknąć: Arr!
Przemierzając
spokojne oraz niestabilne wody z panią kapitan, czułam się jak
piratka, prawie ochoczo kibicując każdej inicjatywie, z jaką
wychodziła ona czy też jej świta. Prawie, ponieważ niektóre
wybory były nad wyraz niebezpieczne i głupie. Ale to właśnie
wszelkie upadki Nes, których byłam świadkiem, nie pozwalały mi
krzyczeć o zakrzywieniu rzeczywistości. A tak autorka może spać
spokojnie, ponieważ udało jej się uprawdopodobnić wydarzenia.
Nawet motyw rewolucji wyszedł nader naturalnie. Wszelkie akty buntu
w połączeniu z dzikim pościgiem Straży za załogą
„Niezatapialnej” uzupełniały się wzajemnie, a ja chłonęłam
to jak gąbka wodę, pragnąc kolejnej fali niespodziewanych zwrotów
akcji, których także tutaj nie brakowało. Niekiedy tylko
odczuwałam zmęczenie poczynaniami Nes, ale wtedy na ratunek
przychodziły zdarzenia powiązane z innym bohaterem, co ratowało
sytuację. Także zakończenie wydawało mi się nieco niepasujące
do całej reszty, ale nie zamierzam za nie wybatożyć pani Anny
Hrycyszyn rzepą. Poczułam po nim lekki niedosyt, lecz czasami
lepiej odczuwać głód, niżeli cierpieć z przejedzenia. No dobra…
uzupełniłam sobie te braki, kiedy gryzłam paznokcie z
poddenerwowania. Macie jakiś dobry patent, aby wyzbyć się tego
brzydkiego nawyku?
– Złe czasy, Nes. | – Bardzo złe, skoro nie można ufać tym, którzy mienią się być przyjaciółmi […]
Przez
całą [Zatopić „Niezatapialną”] przewija się tak wielu
bohaterów, że gdyby nie czuwający nade mną narrator, to naprawdę
miałabym przechlapane. To właśnie on przedstawił mi
najistotniejsze osoby, przez co mogłam je lepiej poznać. Chyba
nikogo nie zdziwię, kiedy napiszę, że podziwiałam Nes za jej
odwagę oraz upór w dążeniu do wyznaczonego celu. Także troska
pani kapitan o załogę uświadomiła mnie, że pomimo niezbyt
prestiżowego zawodu, kojarzącego się z odarciem z uczuć, ona
jednak je posiadała, raz za razem to udowadniając.
No i niekiedy nie grzeszyła inteligencją, ale nadrabiała to czynami. Nawet sam Feliks Ucelli, wierny państwu i oddany swemu obowiązkowi chwytania przestępców, pokazał mi, że przy nim także nie mogę oceniać po pozorach. Może nieraz jego łatwowierność wytrącała mnie z równowagi, ale w jakiś sposób mnie też rozczulała i naprawdę nie dziwię się Nes, że czuła do niego coś w rodzaju słabości. Ja sama chętnie uświadomiłabym go, że świat wcale nie jest taki kolorowy, jak mu się wydaje. Znowu uderzam na suche lądy, znaczy się uderzam w prywatne grunty… Może pozwólcie, że przejdę dalej?
No i niekiedy nie grzeszyła inteligencją, ale nadrabiała to czynami. Nawet sam Feliks Ucelli, wierny państwu i oddany swemu obowiązkowi chwytania przestępców, pokazał mi, że przy nim także nie mogę oceniać po pozorach. Może nieraz jego łatwowierność wytrącała mnie z równowagi, ale w jakiś sposób mnie też rozczulała i naprawdę nie dziwię się Nes, że czuła do niego coś w rodzaju słabości. Ja sama chętnie uświadomiłabym go, że świat wcale nie jest taki kolorowy, jak mu się wydaje. Znowu uderzam na suche lądy, znaczy się uderzam w prywatne grunty… Może pozwólcie, że przejdę dalej?
Nie
mogę zapominać o pozostałych bohaterach, bo przecież oni również
tworzyli [Zatopić „Niezatapialną”]. Przez karty powieści
przetoczyło się wiele przyjaznych dusz dobrowolnie podających
pomocną dłoń, ale nie obyło się też bez antagonistów, którzy
pozornie przypominali aniołków. Po prostu istna mieszanka
charakterów, działająca niczym przyprawy w kuchni. Naprawdę nie
wyobrażam sobie, aby zabrakło rozczulającego dbałością o pełne
żołądki załogi „Niezatapialnej” v’Ankary czy też Xandre’a,
którego do samego końca nie wiedziałam, po której stronie
barykady umiejscowić. Nikt nie był idealny, ale to im tylko
dodawało uroku.
Chociaż
sposób prowadzenia narracji oraz zastosowanie czasu przeszłego nie
są mi nieznane, to przyzwyczajona do tego, że to główny bohater
przedstawia wyimaginowany świat, musiałam przekierować swój umysł
na właściwe tory. Dlatego też mogę napisać, że Anna Hrycyszyn
zachwyciła mnie swoją kreatywnością, lecz zatrzymam się przy
opisach. Nie chcę od razu narzucać, że są one złe i odrzucające,
ale niekiedy brakowało mi dalszej części wypowiedzi, jakiegoś
uzupełnienia myśli narratora. Raz sprawował się bez zarzutów, by
za pierwszym zakrętem wybrać drogę na skróty. Oczywiście nie
pragnę kilometrowych zwierzeń o czyichś problemach natury
gastrycznej, czy rozpływania nad urodą jakiejś damy, ale karmienie
czytelnika piaskiem pomiędzy wykwintnymi daniami źle oddziałuje na
żołądek. Ale jako że to debiut, to nie będę szykować
szczoteczki do zębów i kubła wody do szorowania pokładu
„Niezatapialnej”. Nie jestem aż tak okrutna!
Podsumowując:
Chociaż
rejs „Niezatapialną” oraz piesze wędrówki po świecie
wykreowanym przez autorkę miewały wzloty i upadki, to muszę
przyznać, że nie żałuję decyzji o przeczytaniu tej książki.
Może pani Anna Hrycyszyn musi jeszcze nieco popracować nad
warsztatem, ale już teraz gwarantuje nam smaczną ucztę
czytelniczą, przy której nie trudno o szybsze bicie serca. Dlatego
też każdy szczur lądowy powinien poczuć wiatr we włosach i dać
się ponieść historii Jollienesse Rożnowski, nie zapominając o
opakowaniu Aviomarinu. Tak na wszelki wypadek.
Moja
ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Za
egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius
Creations oraz portalowi Polacy nie
gęsi!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017
roku!
O, widzę że recenzja również zawitała na blogu! To super!
OdpowiedzUsuńOkładka jakoś nie zachęca do sięgnięcia po książkę, ale skoro tak chwalisz wnętrze, pomijając te niewielkie wady, jestem w stanie uwierzyć że jednak jest warta zainteresowania. Chętnie przeczytam :)
Owszem, zacumowała również na Bluszczu, ale zanim to zrobiła, otrzymała z góry pozwolenie na wypłynięcie z pewnego portu... ;)
UsuńJak dla mnie jedynym minusem tej okładki jest czcionka, bo pozostałe aspekty - jak dla mnie - są wyśmienite! Ale cieszę się, że chcesz dać tej książce szansę. :)
Sama fabuła wydaję się być bardzo interesująca, więc mogę chyba przymknąć oko na te minusy i zakrzyknąć - "AHOJ PRZYGODO!"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Uwielbiam motyw piratów w ksążkach i filmach i już samo to bardzo zachęca mnie do tej powieści! A skoro jest tak dobra to zdecydowanie ląduje na mojej liście do przeczytania :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zaczytana-w-fantastyce.blogspot.com
Zgadzam się z tobą. Również świetnie się przy niej bawiłam, choć zabrakło mi kilku elementów albo jakiegoś dopracowania niektórych wątków. ;)
OdpowiedzUsuńMoże w przyszłości się zapoznam z tą pozycją, ale na teraz mam za dużo innych książek ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Jakoś nie czuje przyciągania do tej pozycji, niestety ani za pomocą okładki, ani też fabuły. Na razie podziękuje, ale jak wiadomo kobieta zmienną jest, więc kto wie, może kiedyś :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
http://happy1forever.blogspot.com/
W sumie to tak na prawdę nic nie słyszałam o tej książce i o tej autorce, ale też raczej książka nie dla mnie. Będę chyba polecała swoim koleżanką, Masz bardzo fajny blog, pozdrawiam, zostaje tutaj na dłużej i zapraszam do siebie, dzisiaj nowy post: http://gosiaandbook.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń