wtorek, 1 sierpnia 2017

[PRZEDPREMIEROWO] Miłosny układ oczami Aleksandry

Autor: Layla Wheldon 
Tytuł: Miłosny układ
Seria: Dance ● Sing ● Love
Tom: I
Wydawnictwo: Editio (Editio Red)
Ilość stron: 528
PREMIERA: 17.08.2017

Taniec od zawsze stanowił ważny element w życiu Livii Innocenti. Nic więc dziwnego, że dziewczyna związała swoją przyszłość z zespołem, wraz z którym tworzy niesamowite show podczas koncertów oraz w teledyskach najbardziej cenionych i uznawanych gwiazd sceny muzycznej. I chociaż ta praca wymaga wiele poświęceń, gdzie jednym z nich jest częsta zmiana miejsca pobytu, Livia czuje się przeszczęśliwa, że może stanowić część tego świata, poznawać nowe zakątki kuli ziemskiej czy współpracować z najpopularniejszymi osobistościami. Ale niestety przychodzi taki moment, kiedy zaczyna przeklinać na swój zawód...
James Sheridan, bożyszcze fanek w różnych granicach wiekowych, ulubieniec wszelkiej maści portali plotkarskich ze względu na swój nietypowy związek, niedługo ma rozpocząć swoje tournée po Europie, jednakże brakuje mu – prócz kolejnego zejścia się z ukochaną – zespołu tanecznego pomagającego dokonać z jego zwyczajnego koncertu (o ile jego koncerty można takimi nazwać) coś, co ludzie będą mogli zapamiętać do końca swych dni. W tym celu zatrudnia profesjonalną ekipę, w której skład wchodzi właśnie Livia. Jako że dziewczyna jest do niego uprzedzona, ich współpraca nie wygląda zbyt dobrze. Na dodatek Liv zostaje zmuszona do częstszego oglądania twarzy zarozumiałego i aroganckiego piosenkarza, a to za sprawą choreografii, według której kilka utworów muszą wykonać w duecie. A James wcale tego nie ułatwia. Prawie na każdym kroku pokazuje, że ma nad panną Innocenti znaczącą przewagę, którą odważnie wykorzystuje. Tym samym dochodzi między nimi do spięć i nieprzyjemnych nieporozumień, lecz pomiędzy dogryzaniem sobie oraz wzajemnym oszczerstwom przychodzi moment stanowiący ogromny przełom w ich relacji.
Jak potoczy się niecodzienna znajomość Livii i Jamesa? Czy ich nieprzyjemny początek znajomości zostanie zamieciony pod dywan i zapomniany, dzięki czemu będą mogli poznać się na nowo i zrozumieć, że ich serca już od dawna biją jednym rytmem? Tylko jak przeskoczyć fakt, że James nadal coś czuje do swojej byłej i nie wyobraża sobie kogoś innego u swego boku? A może Livia ma stanowić jedynie odskocznię od problemów w pokręconym związku gwiazdora? Czy ten wspólny taniec nie przyniesie jedynie bólu?


Jako osoba wielbiąca filmy taneczne (och, człowiek spędził wiele godzin na ich oglądaniu i marzeniu, by samemu spróbować dorównać utalentowanym tancerzom...), pomyślałam sobie, że debiut Layli Wheldon, gdzie taniec stanowi dość ważny element fabularny, nie może pozostać przeze mnie nie zauważony. Niemalże rozpromieniona możliwością poznania Livii, której świat kręci się wokół tej wspaniałej, aczkolwiek wymagającej dziedziny, wręcz nie mogłam się doczekać lektury. I jak przypuszczałam, początek stanowił niesamowity wstęp do całej powieści. Był przepełniony miłością do tańca. Mgiełka stworzona z pasji i poświęceń dość długo unosiła się nad rozdziałami, a towarzyszące przy tym emocje tworzyły doskonały pakiet wrażeń. Tylko że po jakimś czasie to cudo zeszło ze sceny, ustępując miejsca szalonej historii miłosnej, gdzie uczucia bohaterów zdawały się być napędzane oparami przeszłości oraz nieprzychylnej i niepewnej przyszłości. Nieraz stawałam się świadkiem pięknych i zmysłowych scen, gdzie autorka zgrabnie i ze smakiem przedstawiła sceny łóżkowe, dodając skomplikowanej miłości pikanterii godnej papryczki chilli. Nie obyło się także od ognistych kłótni, a to za sprawą wybuchowych charakterów naszych bohaterów. Jednakże nawet ukazanie prawdziwej przyjaźni czy miłości nie mogło wyzbyć się ze mnie uczucia, że po jakimś czasie brakowało mi tego, co od początku napędzało lawinę zdarzeń i pomogło Livii oraz Jamesowi stanąć na swojej drodze. Także ukazanie związków, gdzie docieranie do siebie poprzez słowa dość często zostawało zastępowane stosunkami seksualnymi czy drobnymi gestami, które wydawały mi się takie... zmechanizowane. Owszem, zdarzały się momenty pełne wyznań i próby załagodzenia spraw, co pozwalało odetchnąć od erotycznych wrażeń, ale i tak bałam się, że lada moment to przeminie i ponownie nastanie ogromny wybuch TYCH uczuć. Dopiero kiedy główna bohaterka przebywała poza zasięgiem naszego gwiazdora, odczuwałam ogromną ulgę, bo właśnie wtedy mogłam odetchnąć od tych scenerii. Rozumiem, mam do czynienia z romansem, ale czy to oznacza, że niemalże na każdym kroku muszę mieć styczność z tego typu scenami? Już nawet chciałam zrobić wyjątek dla pojawiających się w tekście wulgaryzmów (sami dobrze wiecie, jaki mam do nich stosunek), ale kiedy tylko James zaczynał ich używać jako przecinków, chciałam uderzyć go słownikiem, coby mógł odkryć nowe słownictwo. Porzucając jednak te przykre incydenty, wciskając je w ciemny kąt, muszę rzec, że zostałam oczarowana wykreowanym światem. Może jakoś nie ciągnie mnie do zachłyśnięcia się sławą i możliwości płynących z wysokiego statusu, nie mogę odmówić temu wszystkiego jednego – realności. Nie jestem również w stanie zapomnieć o części humorystycznej książki, bo dla niej również nie zabrakło miejsca. Niekiedy musiałam się powstrzymywać przed gwałtownymi wybuchami śmiechu, bo raczej ludzie przechodzący pod moim oknem mogliby się przestraszyć i zejść na zawał, a ja nie chciałabym mieć nikogo na sumieniu! Tylko szkoda, że zakończenie wydawało mi się takie... pospolite? Tylko to słowo ciśnie mi się na usta. Żeby nie było, pobudza ono chęć szybkiego poznania kontynuacji losów Livii i Jamesa, ale mam nieodparte wrażenie, że to już po prostu było.



Warto ryzykować. Na tym właśnie polega życie. Na ciągłym ryzykowaniu i graniu va banque. O wszystko. Nie zamykaj swojego serca, ponieważ zostało zranione i złamane. Może ktoś w przyszłości wejdzie z butami do twojego życia z taśma klejącą zrobioną z miłości i wszystko poskleja w całość.

Tylko świadomość, że ja jestem realna, a Livia jedynie wymyślona, powstrzymuje mnie przed uduszeniem tej dziewczyny, gdzie w międzyczasie walczyłabym z chęcią przytulenia jej. Uwielbiałam ją za cięty język, umiejętność wyrażania własnego zdania oraz miłość, jaką obdarzała swoją pasję, jednakże kiedy w grę wchodziły uczucia, wydawała się nie tą osobą, którą polubiłam. Jej niemalże toksyczny związek z Jamesem (inaczej nie potrafię go określić) powoli ją niszczył, Liv stawała się cieniem samej siebie. Chyba niewielu lubi, kiedy bohater wiecznie się upija, aby tylko pogonić w siną dal smutki. A kiedy przyszedł moment zagubienia, nieumiejętne sterowanie własnym ciałem, chciałam potrząsnąć naszym gwiazdorem, by ten wreszcie zdecydował, którą z pań tak naprawdę kocha, bo przez cały czas bawił się uczuciami naszej bohaterki. Chociaż z drugiej strony nie obiecywał jej czegoś stałego, także nie wiem, czy jest sens obarczania go winą... Jednakże pewna była przyjaźń, jaka łączyła Livię z Kathy. Dziewczyny zawsze mogły na siebie liczyć i nawet kiedy ta druga była w szczęśliwym związku, potrafiła stanąć na wysokości zadania i wspierać przyjaciółkę. I jak na osobę pełniącą tę funkcję umiała również sprawić, aby ta wyszła z otępienia i przestała przypominać zombie.
Layla Wheldon, a raczej Sandra Sotomska (bo to właśnie ta dama ukrywa się pod tym pseudonimem artystycznym), jak na debiutantkę przystało, popełnia jeszcze nieco błędów, ale już teraz mogłam zauważyć, że ma potencjał i naprawdę nie dziwi mnie ogromne zainteresowanie jej dziełami na Wattpadzie. Dziewczyna ma ogromny talent do kreowania charakterystycznych i rzucających się w oczy bohaterów, którzy nie tylko mają zalety, ale również dzielą się z resztą świata swoimi wadami. Także plastyczne opisy są w stanie wywołać kompleksy u tych, którzy sami mają z nimi problem. Człowiek rzeczywiście ma wrażenie, jakby przechadzał się tymi samymi ścieżkami, co postaci w książce! Tylko pragnę uprzedzić, że tym samym autorka podniosła sobie poprzeczkę i życzę szczęścia, aby kolejny tom uniknął spotkania z klątwą krążącą nad słabszymi jakościowo kontynuacjami serii!

Podsumowując:
Chociaż [Miłosny układ] nie jest wybitną powieścią, nie znajdziesz tutaj wielu pouczających słów mogących wywołać zadumę nad życiem oraz chęć zostania filozofem, ale towarzyszące podczas lektury wrażenia nie pozwolą ci usiedzieć w miejscu. Czasami nawet nie warto mrugać, aby nie przegapić akcji, której tempo jest porównywalne do prędkości, jaką może osiągnąć bolid formuły 1. Także jeżeli chcesz poznać dobry debiut, gdzie pasja oraz gorąca, ociekająca erotyzmem znajomość utalentowanej tancerki oraz gwiazdora światowego formatu stanowią klucz do wniknięcia w szeregi wyższych sfer – ta książka jest zdecydowanie dla ciebie!


Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:

Za przedpremierowy egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio!
Książka ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017 roku!






11 komentarzy:

  1. Och, widzę, że znalazłaś kolejną perełkę z wattpada :)
    Pierwszy raz słyszę o Miłosnym układzie ale po twojej recenzji wiem, że kiedyś na pewno sięgne po tę książkę. Nawet nie zraża mnie to nawiązanie do zmechanizowanych odruchów bo mnie tym ogromnie zaciekawiłaś. Jeszcze większe zaciekawienie pobudza wątek erotyczny i sama znajomość Livii i Jamesa.
    Świetna recenzja, jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkałam się z recenzją, która bardzo negatywnie mówiła o tej książce. Twoja jest jednak łagodniejsza, przedstawia ją w innym świetle i powiem Ci (a raczej napiszę), że nawet mnie do siebie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiedziałam, że autorka jest Polką! Mnie niestety odrzuca trochę ilość romansu w tej książce. A z dobrych książek o tańcu polecam Ci "Uwerturę"!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze do końca przekonana nie jestem... ale kto wie, może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam tą książke jedynie z widzenia bo kiedyś miałam ją przeczytać na wattpadzie i nie zdążyłam.. Chociaż nic nie zaszkodzi jak ją sobie zamówie, bo czytając pozytywne recenzje zaczynam mieć obsesje na jej punkcie :DD

    OdpowiedzUsuń
  6. Chętnie czytam debiuty, a ten wydaje się ciekawy, także będę miała na uwadze :)
    kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam debiuty, a że też już jestem po lekturze "Dance, sing, love" mogę śmiało stwierdzić, że ten zasługuje na uznanie, chociaż zgadzam się z Tobą, że przed autorką jeszcze troszkę pracy ☺

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej nie sięgnę po tę książkę, bo nie jest to tematyka dla mnie. Przeczytałam jednak Twoją recenzję z ogromnym zaciekawieniem, gdyż piszesz niezwykle interesująco. :)
    Na pewno będę wpadała częściej.
    Pozdrawiam!
    Zapraszam na konkurs, w którym do wygrania jest książka “Moja Lady Jane”

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę świetnie się przy tej powieści bawiłam. Również jestem maniaczką filmów o tańcu i po prostu nie mogłam sobie odpuścić przeczytania jej. Była pospolita, ale również urokliwa i według mnie, jest idealna na lato. :D
    Czekam na kolejne tomy tejże serii!

    OdpowiedzUsuń
  10. UCH! Nie lubię takich aroganckich dupków, którzy próbują pokazać, że są od kogoś lepsi!
    Ooo tak, te filmy taneczne. Też je lubiłam. Jako nastolatka czy dziecko lubiłam po ich oglądnięciu skakać po całym domu i udawać, że umiem tańczyć lol. Po latach twierdzę jednak, że nienawidzę tańczyć, a moje ruchy są tak pokrętne jak stare drzewa w lesie. No i dobrze. Zostawmy taniec osobom, które się w tym sprawdzają XD. Podoba mi się ta mgiełka pasji, która się tu unosi - jak to nazwałaś. Coś jednak czuję, że nie polubiłabym głównych bohaterów, a także tego romantycznego wątku. Raczej sobie odpuszczę "Miłosny układ"!
    #SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapisuje i kupuje w dniu premiery :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.