Autor:
Wojciech Nerkowski
Tytuł:
Zdrada scenarzystów
Seria:
??
Tom:
II
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Ilość
stron: 408
Dynamiczny
montaż, zabawna intryga i cięte riposty. Scenarzyści w najlepszej
formie!
Ekscentryczna
ekipa filmowa wyrusza na Teneryfę kręcić kryminał pod tytułem
„Spisek scenarzystów”. Wszystko miało iść jak z płatka, lecz
już pierwszego dnia na planie dochodzi do zabójstwa jednego z
głównych aktorów. Scenarzyści rozpoczynają własne dochodzenie.
Kuba popada w paranoję, a Sylwia próbuje przemówić ekipie do
rozsądku. Ich śledztwo nabiera rumieńców, bo morderca nie zwalnia
tempa i wysyła sygnały, że na jednym zabójstwie nie skończy.
Zamieszanie
wokół filmu sprzyja promocji, dlatego wydaje się, że ktoś
precyzyjnie to zaplanował. Tylko kto mógł wpaść na tak
wyrafinowany pomysł? Czy przebojowym filmowcom uda się odnaleźć
mordercę, zanim sami staną się ofiarami?
[Opis
wydawcy]
Przesiąknięta
do granic możliwości fantastycznymi historiami, wreszcie
postanowiłam powiedzieć „STOP” nadnaturalnym wrażeniom i czym
prędzej powrócić do czegoś bardziej przyziemnego. Wtedy z pomocą
przyszła „Zdrada scenarzystów” autorstwa pana Wojciecha
Nerkowskiego i fakt, że nawet jeszcze nie dotarłam do trzydziestej
strony, a już pod nos „podstawiono” mi nieboszczyka. Cóż... To
mogło oznaczać tylko jedno – chora gra z szalonym mordercą
rozpoczęła się na dobre!
Jeżeli
miałabym się porównać w trakcie lektury do jakiegoś domowego
zwierzęcia, to bez wątpienia odpowiedziałabym, że stanowiłabym
idealny odpowiednik psa. I to nie takiego zadbanego. Czułam się jak
wygłodzony psiak, którego zamknięto w kojcu, gdzie tuż za siatką
postawiono mu miski jedynie pachnące możliwym zwalczeniem skurczów
żołądka. Na początku łagodnie węszyłam za sprawcą tego
krwawego procederu, ale kiedy odnaleziono nową ofiarę – mój
apetyt na wytropienie szaleńca diametralnie wzrósł. Robiłam to z
taką zawziętością, że nawet nie spostrzegłam, iż prawdziwą
ucztę (a tym samym bezlitosnego, pochłoniętego zabawą w kotka i
myszkę z wymiarem sprawiedliwości mordercę) miałam tuż pod samym
nosem. Czułam się przez to oszukana! W sensie pozytywnym, rzecz
jasna! Ale jak mogłam go tak prędko wyśledzić, skoro autor
umiejętnie lokował poszczególne elementy układanki, stopniowo
prowadząc nas do rozwiązania tej zawiłej niespodzianki. A żeby
nie osiwieć od nadmiaru dramatyzmu i strachu o własne cztery
litery, w międzyczasie toczyło się również normalne życie,
gdzie problemy natury miłosnej czy związane z ciężką pracą
bywały maźnięte nutą dramatyzmu, czy sypnięte ogromem zdrowego,
utrzymanego na wysokim poziomie poczucia humoru. I może właśnie te
elementy niejednokrotnie przeważały nad głównym wątkiem, ale pan
Wojciech Nerkowski robił dosłownie wszystko, abyśmy o nim nie
zapomnieli (pamiętajcie, wygłodzony pies i te sprawy). Dobitnie
udowodnił to kulminacyjnym momentem śledztwa, przez który – o
mało co – nie dostałam zawału. Sprawa nabierała rozpędu i już
prawie przestałam oddychać, kiedy autor cwanie przeskoczył do
zupełnie innej, ponurej scenerii, pozostawiając mnie z tysiącem,
jak nie milionem pytań o to, co tu się właściwie wydarzyło i
jaki jest finał! Może już zawczasu pozałatwiam sprawy z własnym
pogrzebem, zanim „Koniec scenarzystów” ujrzy światło dzienne i
trafi w moje ręce? Bądź co bądź, po zaprezentowaniu takiego
zakończenia jeszcze bardziej zżera mnie ciekawość.
Sylwia,
pomimo traumatycznych wspomnień sprzed trzech lat, nie pozwoliła
stłamsić się przeszłości, tym samym udowadniając, że pomimo
swej kruchości, jest silną, a zarazem odważną kobietą. Nie każda
zdołałaby, pomimo musu przeżywania tego wszystkiego na nowo (gdzie
tym razem – na całe szczęście – ktoś inny robił za ofiarę),
przelać tę historię na papier i przedstawić ją światu w formie
filmu. I choć zrobiła to w jakimś stopniu pod naciskiem brata, to
gdyby nie chciała do tego wracać, nikt by jej do tego nie zmusił.
Poza tym, w trakcie lektury zauważyłam, że Sylwia powoli
wychodziła ze swojej strefy komfortu, pozwalając sobie na coraz to
śmielsze interakcje, co w połączeniu z jej intelektem tworzyło
idealną całość. Natomiast Kuba wydawał mi się ociupinkę...
dojrzalszy? Jedynie ociupinkę, bo nadal potrafił zachowywać się
jak rozkapryszone dziecko, jednak dostrzegł, że skakanie z kwiatka
na kwiatek (bo każdy jego związek nie przypominał tych
wskazujących na „żyli długo i szczęśliwie”) powoli go męczy,
przez co zaczął poważniej myśleć o stabilizacji. Tak, nie
przecierajcie oczu – Kuba pozazdrościł siostrze stałego związku
i sam zapragnął wracania do domu, gdzie już ktoś na niego z
utęsknieniem czekał. Czyżby lada moment nasze duo miało zamienić
się życiowymi rolami? W minimalnym stopniu, rzecz jasna. Jakoś mi
się nie widzi pyskata Sylwia i małomówny Kuba. To jest nie do
pomyślenia!
Lidia,
bardziej znana pod pseudonimem Paloma Bis... Ugh, nawet nie wiecie,
jak bardzo pragnęłam, aby raz na zawsze dała sobie spokój ze
światem filmowym i wyjechała gdzieś do ciepłych krajów. Albo
poleciała na Marsa w celu sprawdzenia, czy aby na pewno da się tam
hodować ziemniaki. Wystarczało tylko, że otwierała usta, a już
miałam jej serdecznie dosyć. Doprawdy nie mam bladego pojęcia,
jak Sylwia i Kuba z nią wytrzymali. Absolutnie powinni zostać
wynagrodzeni za tę mękę. Także tak samo na nerwy działał mi
Artur (już nie Arek), który stał się... ciepłą kluchą. Jak w
poprzednim tomie polubiłam go za całokształt, tak w „Zdradzie
scenarzystów” dość mocno mi podpadł swoim zachowaniem. A kiedy
jeszcze wyszedł na jaw jego obrzydliwy sekret... Czy jest możliwość
rozdrapania pazurami twarzy kogoś wymyślonego? Powiedzcie, że tak.
Proszę, proszę, PROSZĘ! Dobrze, że za to morderca został
wykreowany po mistrzowsku, dzięki czemu zdołano ukryć wady
niektórych bohaterów. Tak umiejętnie grał na nosach naszych
scenarzystów, tak doskonale owinął ich sobie wokół paluszków...
Przecież ja sama nabrałam się na jego sztuczki, o czym zdołałam
już wcześniej wspomnieć!
Pan
Wojciech Nerkowski ponownie zaatakował mnie swoimi pisarskimi
umiejętnościami, gdzie plastyczny język, opanowane do perfekcji
łączenie lekko porozrzucanych wątków, zręczne opisy oraz cięte
riposty na poziomie stworzyły czytelniczego demona. Demona, który
opętał mnie i nie opuścił, dopóki nie ujrzałam wytłuszczonego
„KONIEC”, do którego ja dołączyłam swoje smutne zawodzenie. I
jak „Spisek scenarzystów” zrobił na mnie wrażenie, tak „Zdrada
scenarzystów” bije swoją poprzedniczkę o głowę! Tym razem to
nie była tylko kryminalna przygoda z książką. To był papierowy
film, gdzie kadry zostały zastąpione rozdziałami, a wszystko
oglądałam oczami wyobraźni. Co jak co, ale ta kwestia stawia
autorowi poprzeczkę, co oznacza tylko jedno: albo kolejna część
będzie petardą nad petardami lub przeistoczy się w zimne ognie –
ładny widoczek, ale szału nie ma. Cóż... czas pokaże. Ale jeżeli
przejdzie samego siebie, automatycznie zacznę nazywać tego pana
księciem komedii kryminalnych, konkurenta do tronu, do którego
powoli zmierza Alek Rogoziński!
Podsumowując,
jeżeli potrzebujecie kryminału, w którym, oprócz morderstw i
skomplikowanych śledztw, pragniecie również zaznać odrobinę
codzienności oraz absurdów codzienności, to książki autorstwa
pana Wojciecha Nerkowskiego wam to zapewnią. Dynamizm, chwile
refleksji, trupy, cięte riposty, trupy, absurdalne przygody, jeszcze
więcej trupów – aż chce się czytać!
MOJA
OCENA:
SPISEK SCENARZYSTÓW | ZDRADA SCENARZYSTÓW | KONIEC SCENARZYSTÓW
PRZECZYTAM
52 KSIĄŻKI W 2018 ROKU
Zaciekawiłaś mnie. Wcześniej nie miałam styczności z tymi ksiazkami, a teraz mam na nie ochotę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
A naprawdę warto, bo ta historia, z książki na książkę, robi się coraz ciekawsza. ;)
UsuńDziękuję za komentarz!
Koniecznie sięgnę! Jeszcze ta filmowa otoczka!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy. ;)
UsuńDziękuję za komentarz!
No popatrz.. Spisek scenarzystów totalnie wyleciał mi z głowy, a ty już zeecenzowałaś Zdradę.. Nie ma co - muszę zamówić obie książki. I to teraz. Inaczej zapomnę, a nie chce stracić okazji dobrej zabawy :)
OdpowiedzUsuńNo cóż... Nie dziwię ci się, że zapomniałaś, skoro codziennie wychodzą nowe książki, gdzie co druga zwraca naszą uwagę, przez co zapominamy o tych, które widziało się, na przykład, tydzień temu. Także spokojnie. Jednakże, dobrze wiedzieć, że nadal masz ochotę przeczytać o losach Sylwii i Kuby. :)
UsuńDziękuję za komentarz!
Brzmi ciekawie. Autora nie znam, ale chętnie przeczytam jego książki. Bohaterowie muszą być naprawdę dobrze napisani, skoro można ich lubić lub nienawidzić. Najgorsi to tacy, wobec których pozostajemy obojętni.
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że trochę szkoda, iż tego autora zna tak niewielu czytelników, ale cóż się dziwić, skoro szum medialny jest wiecznie wokół jednych i tych samych pisarzy. ;) A co do bohaterów, to masz całkowitą rację. Ci neutralni są najgorsi ze wszystkich. Postaciom, których odróżniają jedynie imiona mówimy stanowcze WON!
UsuńDziękuję za komentarz!
Nie znam tego nazwiska, ale dzięki twojej recenzji z chęcią spróbuje :-)
OdpowiedzUsuńO, miło mi to słyszeć (czytać). :)
UsuńDziękuję za komentarz!