poniedziałek, 11 czerwca 2018

Klątwa słabszej kontynuacji w natarciu [Veronica Roth – „Spętani przeznaczeniem”]


Autor: Veronica Roth
Tytuł: Spętani przeznaczeniem
Tytuł oryginału: The Fates Divide
Seria: Naznaczeni śmiercią
Tom: II
Przekład: Michał Zacharzewski
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 516

 Akos – syn podbitego narodu, jest sługą przeznaczonym księżniczce panującej nacji – Cyrze. Życiem dwojga od narodzin rządzi przeznaczenie, narzucone przez wyrocznie. Raz wypowiedziany los staje się nieodwracalny, a nad rodzącą się miłością ciąży fatum śmierci. W walczący o równowagę świat wkraczają dawne demony. Tyran – ojciec Cyry uważany za martwego – powraca z kosmicznej wędrówki, by zniszczyć życie mieszkańców planety Thuvhe.
Po zekranizowanej „Niezgodnej” i bestsellerze „Naznaczeni śmiercią” nadchodzi wyczekiwany finał losów Cyry i Akosa. Czy bohaterom uda się obalić bezduszną tyranię? I czy będą w stanie odmienić to, co jest nieodmienialne?

Zakończenie „Naznaczonych śmiercią” pozostawiło po sobie – w moim przypadku – lekki niedosyt wrażeń, co spowodowało, że czas oczekiwania na kolejny tom dłużył mi się niemiłosiernie. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że kiedy tylko ponownie zagłębiłam się w ten międzygalaktyczny świat, który dał mi się poznać jako brutalny, dość krwisty, gdzie ludzie robią wszystko, byle przetrwać, uświadomiłam sobie bolesną prawdę: Nie tego oczekiwałam!
Nie powiem, ponownie zyskująca w moich oczach Veronica Roth zauroczyła mnie przesiąkniętą magią rzeczywistością, gdzie każdy musi pilnować swoich czterech liter, by te za szybko nie przylgnęły do wnętrza trumny, jednak uparcie czułam towarzystwo myśli, że tej historii ewidentnie czegoś brakuje. Zapewne przyczyniły się do tego liczne wędrówki, które – choć pozwalają znacznie lepiej poznać ten świat i odkryć jego zakamarki, nawet te prawie zapomniane przez ludzkość – powodowały znużenie porównywalne do tego, jakie towarzyszyło mi przy wiecznych spekulacjach związanych z przyszłymi atakami na wrogów danej strony. Miałam wtedy nieodparte wrażenie, że „Spętani przeznaczeniem” zaczynają upodabniać się do zupełnie innej książki z dorobku tej pani, a mianowicie „Zbuntowanej”, gdzie nie posiadam z nią zbyt wiele miłych wspomnień. Owszem, zdarzały się spektakularne momenty, gdzie wyniki licznych intryg, źle podjętych decyzji czy też niespodziewanych odkryć wyciskały z gardła te dwa słynne słowa, niegdyś wypowiedziane przez Abelarda Gizę w jednej z produkcji rozwiązanego już kabaretu Limo (mowa oczywiście o tej, gdzie ten pan jest odziany w odświętny, dresowy garnitur), ale to za mało. O wiele za mało, aby mnie porwać bez reszty, skoro przez większość lektury prawie nic się nie działo. To zaowocowało tym, że finał losów Cyry i Akosa okazał się dla mnie przewidywalny, prosty do bólu, a zarazem... nijaki. Autorka nie do końca wykorzystała potencjał drzemiący w tym pomyśle. Może to też wina tego, że wszędzie trąbiono o tym, że to najlepsza powieść w jej dorobku, przez co się nakręciłam. A szkoda, bo pierwszy tom wskazywał, że Veronica Roth dopiero nam pokaże, na co ją stać! Ewentualnie to ja dostałam wybrakowany egzemplarz „Spętanych przeznaczeniem”, przez co nie mogę potwierdzić słów widniejących w licznych rekomendacjach.

Szczęście... – powiedziała Sifa – ... to tylko prosty konstrukt, dzięki któremu ludzie mogą wierzyć, że kontrolują pewne aspekty swojego przeznaczenia.

Niewiele brakowało, aby Cyra Noavek wraz z Akosem Kereseth podzielili los Tris Prior oraz Tobiasa ukrywającego się pod imieniem „Cztery”. Dokładniej, chodzi mi tutaj o rosnącą z rozdziału na rozdział irytację na tę dwójkę, gdzie ich waśnie oraz wszelkie przemyślenia dotyczące ich związku nieraz spędzały mi sen z powiek. Na całe szczęście ta dwójka w jakimś stopniu okazała się dojrzalsza od bohaterów słynnej trylogii Niezgodna, co i tak nie zmienia faktu, że powolnymi kroczkami upodobniali się do nich względem podjętych ruchów, co nie było mi na rękę. I jak Akos jeszcze się jakoś wybronił swoim chłodnym i logicznym myśleniem, gdzie nawet odważył się przeciwstawić losowi, tak Cyra (znienawidzona przez większość społeczeństwa) działała zbyt impulsywnie, co w wielu przypadkach nie kończyło się pomyślnie, dzięki czemu jeszcze bardziej ją „kochano”. Jednak warto zwrócić uwagę na to, że oboje – pomimo młodego wieku – niejednokrotnie zostawali wystawiani na ciężkie próby, gdzie przeznaczenie nurtu naprawdę ich nie oszczędzało. Wiele przeżyli, co odcisnęło się na ich psychice, a tym samym na umiejętności radzenia sobie z zaistniałą sytuacją.
Zapewne większość czytelników skupiała swoją uwagę, zaraz po tej parze, na „ukaraną” swym darem Cisi, próbującą okiełznać pogrążoną w rozpaczy po utracie bardzo bliskiej osoby panią kanclerz, Isae, czy też na tej wysoko postawionej damie, ale jak dla mnie Veronica Roth powinna poświęcić więcej czasu Eijehowi, bo to właśnie on wydawał mi się najciekawszy. Wycofany, milczący jak najęty, skrywający mroczny sekret chłopak wręcz zasługiwał na taką szansę. Przypuszczam jednak, że autorka zrobiła to specjalnie, aby nie przyćmił innych bohaterów. A szkoda, bo może dzięki temu więcej by się działo! Ale i tak został łagodniej potraktowany od Lazmeta Noavek, tyrana, a zarazem ojca Cyry, który wypadł dość... blado. Jak na antagonistę, to nie wydaje mi się, aby wyróżniał się czymś szczególnym. Takich jak on było wielu i – mówiąc szczerze – już mi się przejedli. Ma ktoś może tabletki zwalczające zgagę?



Gdyby nie wyrobione przez lata pisania lekkie pióro Veroniki Roth, jej głowa pełna wyczesanych w kosmos pomysłów czy moje drobne przywiązanie do tej autorki (Co jest naprawdę szokujące, patrząc na to, że parę lat wstecz dość często wyklinałam na jej twórczość.), to zapewne ponownie mogłabym ją znienawidzić. Jak już wcześniej mówiłam, ta historia miała przed sobą świetlaną przyszłość, torowaną licznymi pochwałami, jednak ponownie powtórzę – nie wykorzystano do końca drzemiącego w niej potencjału. Całość ratowały niektóre aspekty, ale również to, że tej książki się nie czytało – przez nią się płynęło. Nawet w najnudniejszych chwilach dawałam się ponieść słowom wypowiedzianym przez Roth. Dosłownie nie wiedziałam, kiedy pochłonęłam połowę książki, chociaż dopiero co ją zaczęłam czytać. Także godne uwagi jest wplecenie wątku homoseksualnego, który nie narzuca się swoją „potęgą”. Został ukazany w subtelny sposób, dzięki czemu nie miałam wrażenia, jakby został upchnięty tutaj na siłę, jakby pani Roth kierowała się wszechobecną modą na tego typu relacje miłosne między istotnymi bohaterami. Aczkolwiek, nadal jestem zła na autorkę, bo przecież przy takim „arsenale” mogła wspiąć się wysoko, a nie pozostać w połowie drogi na szczyt.

Podsumowując, nie mogę uznać „Spętanych przeznaczeniem” za kompletny niewypał, ponieważ znalazłam tutaj wiele pozytywnych akcentów, które dawały mi nadzieję na to, że może kolejny rozdział odczaruje złą passę rutyny, jednakże polemizowałabym z tym, że jest to najlepsza książka z dorobku Veroniki Roth. Zapewne fani autorki będą nią zachwyceni, lecz ja, pomimo lekkiego pióra, niebanalnych opisów czy dozy poczucia humoru uważam, że „Naznaczeni śmiercią” wypadają na tle tej książki znacznie lepiej. Tak czy inaczej, nie odradzam lektury, chociaż proszę, byście nie popłynęli nurtem za rekomendacjami, bo możecie się srogo rozczarować. Wiem, co mówię!

MOJA OCENA:
RECENZJA ZOSTAŁA ZAMIESZCZONA NA:

NAZNACZENI ŚMIERCIĄ | SPĘTANI PRZEZNACZENIEM

PRZECZYTAM 52 KSIĄŻKI W 2018 ROKU

#VeronicaRoth #Spętaniprzeznaczeniem #NajlepszaksiążkaVeronikiRoth #Trzecihasztagkłamie


22 komentarze:

  1. Ach, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości! Mnie najbardziej wkurzyło to, że autorka stworzyła bardzo interesujący świat przedstawiony, a potem go zupełnie zmarnowała. No i reklamować to jako jej najlepsza książka, to w najlepszym wypadku nieporozumienie. Ja też spodziewałam się dużo więcej - jakiegoś buntu, powrotu do pierwotnych ideałów Shotet, a tu klops. No i Biedny Eijeh, z którym autorka nie wiedziała, co zrobić, a masz rację, że zasłużył na lepsze wątki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem, także po cichu liczyłam, że to taka cisza przed burzą, a tu zaledwie dwa razy zagrzmiało, a ciemne chmury zostały przegoniono przez wiatr kolejnej tułaczki po planetach. Tym samym powtórzyła sytuację z trylogii „Niezgodna”, gdzie tam również nie doszło do akcji nad akcjami! Cóż... Autorka nie zaszalała, impreza książkowa się nie udała. Zamiast hucznej zabawy była stypa.
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
    2. Gdyby chociaż ktoś spektakularnie zginął albo się bohatersko poświęcił, ale nic z tego... No i dla mnie ta książka zupełnie nie buduje napięcia.

      Usuń
    3. No, mnie też tego brakowało. Ale stało się – seria zakończona, a autorka już nic nie zmieni. A nam pozostaje jedynie lamentować.
      No, też to zauważyłam. Owszem, czytałam tę książkę gładko, bo skończyłam ją w ekspresowym tempie, ale to zasługa lekkiego pióra i innych elementów wspomnianych w recenzji, ale nie szalejącej do granic możliwości fabuły.

      Usuń
  2. Nie czytałam pierwszego tomu, więc nie wiem czy zaczynać w ogóle z tą serią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna, powiem Ci tak: Ja nie byłam usatysfakcjonowana tym tomem, kiedy pierwszy zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale Ty nie dowiesz się, jak odbierzesz tę serię, jeżeli po nią nie sięgniesz. To nie jest tak, że Ci nakazuję ją przeczytać, ale każdy odbiera dane utwory inaczej i nigdy nie wiesz, czy czasem jakaś perełka nie ucieka sprzed nosa. Ale to już Twoja wolna wola. :)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Czytałam sobie pierwszy tom Niezgodnej,było poprawnie, jednak nie uwiodło nnie na tye, bym chciała sięgnąć po inne książki tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie „Niezgodna” była poprawną i w jakimś stopniu obiecywała rozwój niespodziewanych akcji, gdzie rebelia zbierze krwawe żniwa, ale cóż... Kontynuacja mnie zawiodła. Za to książka „Naznaczeni śmiercią” dała mi nadzieję na jeszcze większe BOOM, ale cóż... Wyszło jak wyszło.
      Dziękuję za komentarz! ;)

      Usuń
  4. Nie lubię się z tą autorką. Po całej trylogii "Niezgodna" już chyba nie mam ochoty czytać jej kolejnych książek... Zwłaszcza, jeśli w pewnych momentach są takie podobieństwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci, że ja też się z nią nie lubiłam, ale z natury lubię niektórym dawać drugą szansę, jednak ja Ciebie do tego nie zmuszam. Przecież sama mam listę z nazwiskami autorów, których dzieła będę unikać do końca życia. ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Według mnie druga część jeszcze lepsza od pierwszej :) każdy lubi co innego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to – każdy lubi co innego. Dzięki temu nie jest tak nudno! ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  6. Zdecydowanie mogę coś na temat tych książek powiedzieć, ponieważ dopiero wczoraj dostałam od wydawnictwa Jaguar swoje dwa tomy :D Dopiero jestem na stronie siedemdziesiątej pierwszego tomu, ale ta historia jest naprawdę ciekawa... Różni się zdecydowanie od innych książek, sama fabuła i ten klimat w tej historii są naprawdę ciekawe.
    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/06/buntowniczka-z-pustyni-alwyn-hamilton.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, pierwszy tom jest zdecydowanie klimatyczny, przez co człowiek niekiedy zapomina, że sam przebywa na Ziemi. Ale zobaczymy, jak przypadnie ci do gustu całokształt. ^^
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  7. Mnie nawet pierwszy tom nie przypadł do gustu :) Było nudno, a dialogi sztywne i nienaturalne. Nie lubię się z tą autorką :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się nie lubiłam z tą autorką, ale pomyślałam sobie, że warto dać jej drugą szansę. I z pomocą „Naznaczonych śmiercią” przychylniej na nią spojrzałam, kiedy drugi tom... Widać, co o nim sądzę. I zapewne, gdyby pierwszy był na tym samym poziomie, co „Spętani przeznaczeniem”, odpuściłabym sobie poznanie końca serii. :D
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  8. Pierwszy tom ma świetny początek, w którym autorka buduje przed naszymi oczami fascynujący świat przedstawiony i dlatego tak dużo się po tej serii spodziewałam. A tu w drugiej części kompletne rozczarowanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, „Naznaczeni śmiercią” daje nam nadzieję, że w kolejnym tomie będą same ładunki wybuchowe rozrywające nasze czytelnicze zmysły na kawałki. A tu lipa...
      Dziękuję raz jeszcze za skomentowanie tej recenzji. :D

      Usuń
  9. Nie czytałam tej dylogii i w sumie nic mnie do niej nie ciągnie. :P Niezgodna mi się podobała, ale czytałam ją dość dawno temu i szczerze mówiąc już niewiele z niej pamiętam. Naznaczonych śmiercią sobie odpuszczę, wolę się zabrać za książki, które bardziej mnie interesują, szkoda mi czasu na twórczość Roth. ;)
    Pozdrawiam! :)
    http://recenzjeklaudii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja również nie byłam zachwycona historią Tris i Tobiasa, ale stwierdziłam, że warto dać szansę tej autorce. Ale, jak widać, Veronica Roth nie uczy się na błędach. ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.