Autor:
Victoria Schwab
Tytuł:
Mroczny duet
Tytuł
oryginału: Our Dark Duet
Seria:
Świat Verity
Tom:
II
Przekład:
Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Ilość
stron: 512
Kate
Harker nie boi się ciemności. Poluje na potwory i robi to dobrze.
August Flynn nigdy nie będzie człowiekiem, bez względu na to, jak
bardzo kiedyś tego pragnął.
Minęło
prawie sześć miesięcy, odkąd skrzyżowały się ich ścieżki, a
w tym czasie wojna między ludźmi i potworami rozgorzała na dobre.
W Prawdziwości August przyjął rolę przywódcy, którym nigdy nie
chciał być. W Dobrobycie Kate, w zupełnej zgodzie z naturą, stała
się bezwzględną łowczynią. Tymczasem z mroku wyłania się nowy
rodzaj potwora, który karmi się chaosem i wyciąga na powierzchnię
najgłębiej skrywane lęki swoich ofiar.
[Opis
wydawcy]
Victoria
Schwab ma to do siebie, że nie cacka się z czytelnikami, dlatego
też nie czułam się ani odrobinę zdziwiona, kiedy fabuła
„Mrocznego duetu” wystartowała z grubej rury, nie pozwalając
nawet na wzięcie głębszego oddechu. Z miejsca wrzucono mnie w wir
dzikich, szalonych wydarzeń, gdzie towarzystwo potworów (Za którymi
ani odrobinę nie tęskniłam... No dobra... Za Sunajami tak, ale za
pozostałymi – nie!) stanowiło najistotniejszy element. Jednak nie
przypuszczałam, że to dopiero wstęp do czegoś znacznie
mocniejszego. Czegoś, co można śmiało określić zabawą w „kotka
i myszkę”...
Nie
wiadomo, kiedy powstała skomplikowana sieć intryg, a każda ze
stron starała się dokładnie przewidzieć kolejne ruchy
przeciwnika. A to stanowiło nie lada wyzwanie. Przecież zarówno
ludzie Flynna, jak i same krwiożercze, nieobliczalne w czynach
potwory mieli słynne asy w rękawach, gdzie ich przedwczesne
wyłożenie zaskutkowałoby zakończeniem „zabawy”, pozwalając
przy tym zdobyć nieprzyjacielowi upragnioną przewagę. Niestety
przesiąknięci planowaniem kolejnych strategii nawet nie zdołali
dostrzec, że na ich terytorium wkradł się znacznie gorszy
przeciwnik, czerpiący z pochłaniającego Miasto Prawdy chaosu nie
tylko pożywkę, ale również dziką satysfakcję. Nawet najgorsze
potwory mogłyby mu pozazdrościć umiejętności siania totalnego
zniszczenia oraz nieuchwytności. Tym samym wprowadził jeszcze
większą głębię mroku i strachu, które w duecie wywoływały u
mnie nie tylko dreszcze, ale także ogromną chęć rozświetlenia
całego domu (Chociaż był środek dnia!) i wyposażenia się w
metalowe przedmioty, aby uniknąć spotkania z kreaturami
prześladującymi mieszkańców tamtej rzeczywistości. Oczywiście,
wszystko to sprowadzało się do spektakularnego finału, który...
wycisnął ze mnie łzy. Ryczałam jak głupia, chociaż doskonale
zdawałam sobie sprawę z tego, że mam przed sobą fikcyjnych
bohaterów, a nie ludzi z krwi i kości. Ale wiecie co? Może i mam
przez to złamane serce, które po tylu turbulencjach już nigdy nie
odzyska swojej pierwotnej formy, jednak uważam takie zakończenie za
satysfakcjonujące. Zapewne wielu z was teraz pomyśli, że w trakcie
pisania tej recenzji musiałam się mocno uderzyć w głowę, ale nie
mogę zmienić zdania. Po prostu udowadnia ono, że wszelkie wojny
zbierają swoje żniwa, a możliwość powodzenia misji może ściśle
wiązać się z utratą czegoś (lub kogoś) w imię lepszego jutra.
Aby
nie było, że jedynie rozpływam się nad fabułą, pozwolę sobie
pojęczeć na temat pewnego, dość istotnego – jak dla mnie –
elementu „Mrocznego duetu”. Mam tutaj na myśli Dobrobyt, w
którym toczyła się jakaś część zdarzeń. Nie, nie mam za złe
pani Schwab ukazania tego miasta, bo, jakby nie patrzeć, byłam go
ogromnie ciekawa, ale to, co otrzymałam... Nie! Zdecydowanie nie
kupowałam tego minimalizmu informacyjnego. Rozumiem, że dzięki
skrawkom wspomnianych scenerii powinna zadziałać nam wyobraźnia,
ale bez przesady. To tak, jakby dano nam skosztować przystawkę, a
pozostałe potrawy mogliśmy jedynie powąchać, mając przy tym
przewiązane czymś oczy. Nieładnie, pani Schwab, bardzo nieładnie!
Zawsze zakładała, że będzie rozkoszować się wolnością, jednak okazało się inaczej – samotność traci swój urok, kiedy nie ma się wyboru.
Znacie
to uczucie, kiedy nie widzieliście się z dobrym znajomym jakiś
szmat czasu, a gdy dochodzi do upragnionego spotkania, ciężko wam
uwierzyć, iż macie do czynienia z jedną i tą samą osobą?
Właśnie to przeżyłam, ponownie stykając się z Kate oraz
Augustem. Wprost nie mogłam przyjąć do wiadomości, jak bardzo się
zmienili!
Pragnąca
dotąd tego, aby ojciec ją docenił panna Harker porzuciła swoje
dotychczasowe życie i przeniosła się do Dobrobytu. To właśnie
tam, pod fałszywym nazwiskiem, służyła jako pogromczyni potworów
nękających tamtejszych ludzi. A pomagali jej w tym nowo poznani
znajomi, którzy – dzięki swoim hakerskim zdolnościom – umieli
zdobyć cenne informacje, gdzie dziewczyna umiejętnie je
wykorzystywała. Natomiast pan Flynn pozostał w Mieście Prawdy,
gdzie przejął dawne obowiązki swojego brata. Pochłonięty służbą
(oraz obecnością kogoś, kto nie dawał mu o sobie zapomnieć),
zaprzestał prób upodobnienia się do człowieka. Tym samym zniknął
nieporadny Sunaj, który przyjął maskę twardego i nieustępliwego
„Alfy”. Patrząc jednak przez pryzmat tego, co przeżyli i z czym
aktualnie mają do czynienia, nie ma się co dziwić, iż to wpłynęło
na ukształtowanie nowych tożsamości. Ale! Pomimo nabrania nowych
cech osobowości, nadal tkwił w nich duch dawnego „ja”, który z
czasem nabrał wyraźnych kształtów, dzięki czemu odetchnęłam z
ulgą, bo nie utraciłam swoich starych, dobrych znajomych. I to się
ceni! Także ogromną przemianę przeszła Ilsa, która również
dostała wiele kopniaków od życia. Jak wcześniej pozostawała
zamkniętą w swoim świecie Sunajką, tak teraz jej najbliżsi mieli
utrudnione zadanie, aby do niej dotrzeć. Jednak czy ona naprawdę
tak przeżywała to, co zgotował dla niej nieprzyjaciel? A może to
była tylko gra, by zmylić przeciwnika? Tego już nie mogę
zdradzić.
Jak
to w życiu bywa, skoro upadnie jeden antagonista, to dość szybko
znajduje się ktoś, kto z chęcią zajmuje jego miejsce. A co się z
tym wiąże? Pogłębienie masakryczności strategii, która za
czasów jego poprzednika nie odniosła wymarzonego skutku, by tym
razem poszło jak z płatka. A kiedy współpracuje się z równie
pragnącym rozlewu krwi wroga (a dokładniej jednej osoby) potworem,
to raczej nic nie wskazuje na to, aby tym razem. A muszę przyznać,
że oboje mieli głowy na karku, coraz lepiej grając na nosach
ludziom najstarszego pana Flynna, oraz jemu samemu. Ale nie ma tego
złego! Tak, wiem... dziwnie to brzmi, ale do walki dołączyła
kolejna istota, która swoją postawą udowadniała, że zadarcie z
nią to jak dotknięcie umazanymi paluchami stron książki kogoś,
kto dba o ich wygląd. Także możecie sobie wyobrazić stopień
zagrożenia, prawda?
Inaczej
sprawy się miały ze znajomymi Kate, którzy zamieszkiwali Dobrobyt.
Niestety Victoria Schwab przedstawiła ich jedynie powierzchownie.
Cóż... Także ciężko jest mi uwierzyć w to, że są wyśmienitymi
w swoim fachu mistrzami wkradania się do cudzych baz danych. Owszem,
wielokrotnie posłużyli pomocną dłonią pannie Harker, ale skoro
ciekawiła ich jej osoba, to jakim cudem jej nie sprawdzili? Dlaczego
pozwolili się jej okłamywać? A może oni wiedzieli, kim ona jest i
tylko czekali, aż sama się do tego przyzna? Ciężko to stwierdzić,
ale i tak uważam ich za najsłabiej wykreowanych bohaterów. Takich,
którzy zaistnieli tylko po to, by zapełnić pustkę.
Już
w trakcie lektury „Okrutnej pieśni” Victoria Schwab zdołała
mnie zauroczyć swoim kunsztem pisarskim, gdzie z pomocą –
pozornie przeciętnych – słów zdołała wyczarować mroczny,
przesycony do granic możliwości intrygami, mrożący krew w żyłach
świat, ale to, co uczyniła przy „Mrocznym duecie”...
Mistrzostwo! Chociaż niektóre elementy fabularne mnie parzyły,
także ponownie natknęłam się na parę słynnych schematów, to i
tak jestem zdania, że dopiero tutaj pokazała – według mnie –
na co ją stać i że wystarczy dosłownie niewiele, aby wstrząsnąć
człowiekiem, a jego emocje wcisnąć na czytelniczy rollercoaster!
Pani Schwab... cóż to pani ze mną wyprawia, hę?
Co
się tyczy kwestii błędów, wydawnictwo wzięło sobie do serca
wypowiedzi blogerów, którzy wypominali niezbyt dokładną korektę
„Okrutnej pieśni”, którzy wyraźnie sugerowali, że będą
mieli na baczności poprawność tekstu w „Mrocznym duecie” (a ja
byłam jednym z nich). Nie powiem, zdarzały się drobne potknięcia
w postaci zagubionych półpauz w kwestiach dialogowych (lub
nadprogramowych), ale cała reszta – moim zdaniem – jest
nieskazitelnie czysta, za co, załogo Czwartej Strony odpowiedzialna
za jakość tej książki, zasługujecie na jedno słowo: dziękuję!
Taka mała rzecz, a cieszy.
Podsumowując,
„Mroczny duet” wprowadza znacznie głębiej w ten mroczny,
przesiąknięty okrucieństwem i walką o przetrwanie świat, nie
pozostawiając nas obojętnymi na los wyimaginowanych bohaterów.
Nawet nie wiadomo, kiedy zostajemy pochłonięci przez fabularnego
potwora i wypluci dopiero wraz z kropką oznajmiającą koniec.
Doprawdy, ciężko będzie mi się pogodzić z faktem, że nie będzie
kolejnych części...
MOJA
OCENA:
RECENZJA
ZOSTAŁA ZAMIESZCZONA NA:
OKRUTNA PIEŚŃ | MROCZNY DUET
PRZECZYTAM
52 KSIĄŻKI W 2018 ROKU
fajnie, że podobało Ci się aż tak bardzo. 😊
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam ze to tylko duologia, ale moze i dobrze :-) tym bardziej czekam na kolejna czesc :-)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom już czeka na mojej półce. Muszę w końcu we wakacje się na niego skusić :)
OdpowiedzUsuńWiesz jak zachęcić do przeczytania :d Nie sięgnęłam jeszcze po pierwszy tom, bo nie lubię czekać na kolejne części cyklu i dopiero niebawem zagłębię się w tę historię. Cieszy mnie to, że wywołała u Ciebie takie pozytywne emocje :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka tak Ci się podobała bo mam ją w planach. Oczarował mnie ten świat i bardzo jestem ciekawa jakie autorka przygotowała zakończenie :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie planowałam zapoznać się z tą duologią, ale skoro postanowiłam, że jednak przeczytam "Mroczniejszy odcień magii", to może skuszę się też na drugi cykl Schwab. Zwłaszcza, że tak chwalisz. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie twórczość Schwab, ale wciąż odkładam zapoznanie się z nią na później :) Jednak po Twoim opisie chyba muszę przepchnąć ją gdzieś na początek listy "do przeczytania", bo bardzo lubię takie klimaty!
OdpowiedzUsuń/A