Tytuł: „Intruz”
Oryginalny tytuł: „The Host”
Przekład: Łukasz Witczak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 560
Nikt mi nie powie, że nie zastanawiał się nad dalszą egzystencją
planety. Wielu z nas wyobrażało sobie, iż ludzkość wyginie przez
nieustające wojny, naukowcy badają tezy pochłonięcia Ziemi przez
samo Słońce czy też Wielkiego Wybuchu, gdy uderzy w nas ogromny
meteoryt (czy też coś innego).
Są również domysły, iż naszą planetę zaatakuje epidemia
zombie, którzy będą skrzeczeć jak zepsute radio, rzucając
się na nas, by zjeść te cudowne mózgi, które są ich
pożywieniem (u mnie go nie znajdą, więc jestem bezpieczna ^^).
Również były przebłyski informacji, że przejmie nad nami
kontrolę inny świat, który podbije wszystkie kontynenty. I
to było powodem napisania „Intruza”.
Melanie jest jednym z nielicznych ludzi, którzy nie zostali
przejęci przez obce organizmy. Wraz z bratem i ukochanym walczy o
każdy nowy dzień, by nie dać się złapać, ale również
czerpać z życia jak najwięcej.
Ale stało się. Melanie zostaje przejęta przez Intruza po swojej
próbie samobójczej. Miała ona nadzieję, że to
przeszkodzi im w kradzieży nowego ciała, a tym samym odkrycia
informacji o istnieniu innych. Jakże ona się myliła.
W jej organizm zostaje wszczepiona dusza imieniem Wagabunda. Ta
delikatna istota poznaje nowy świat i pomaga swoim odkryć tajemnice
ciała, w którym koegzystuje. Jednak ono jest odporne na jej
sposoby zdobycia wiedzy.
Bo Wagabunda nie domyśla się, iż nie jest tam sama.
Wraz z nią nadal jest Melanie, która jest gotowa na wszystko,
by tylko ochronić ukochane osoby.
„Zawsze mi się wydawało, że warunkiem człowieczeństwa jest choćby odrobina współczucia i miłosierdzia.”
Kiedyś wiele razy próbowałam przeczytać tę książkę,
lecz po dwóch, trzech pierwszych rozdziałach odkładałam ją,
by zanieść do biblioteki. Nie umiałam się wczuć w tę historię.
Dopiero zwiastun filmowy oraz wielka nagonka na „Intruza”
spowodowały, że spróbowałam raz jeszcze. I się udało.
Książka pochłonęła mnie całkowicie, iż dzisiaj mogę mówić
o chorej fascynacji nią. Gdy tylko mogę to sięgam po nią, by raz
za razem rozkoszować się tą historią. Ale jakie jest moje zdanie
o niej?
Stephenie Meyer poznałam poprzez bestsellerową sagę „Zmierzch”,
która ma tysiące fanów, ale również swoich
przeciwników. Osobna historia, gdzie nie ma wampirów
podziałała na mnie pozytywnie, gdyż w życiu przydaje się pewna
odskocznia.
Akcja rozgrywa się wiele, wiele, wieeele lat później. Cały
świat żyje w pokoju, nie ma wojen ani kłótni. Wszyscy są
równi wobec siebie, traktują każdego z szacunkiem. Wymazano
takie słowa jak: agresja, egoizm, rywalizacja. Taki idealny świat,
ale czy na pewno?
Główną narratorką historii jest Wagabunda – dusza, która
ma za sobą wiele żyć. Zwiedziła prawie wszystkie planety, dzięki
czemu zasługuje na swoje wyjątkowe imię. Nie jest to jednak typ
Intruza, który jest waleczny. Wręcz przeciwnie – jej potęgą
jest działanie w grupie. Dlatego też, gdy odkrywa w swojej głowie
głos prawdziwej właścicielki ciała jest przerażona. To jednak
nie przeszkadza jej walczyć z Melanie.
Wanda i Mel to dwa przeciwieństwa, które razem tworzą
wspaniały duet. Dusza jest znana ze swojej łagodności, altruizmu
oraz rozszerzania swej miłości dookoła, gdy Melanie to osoba
waleczna, momentami wredna, sarkastyczna. Wiele je dzieli, lecz gdy
przyjrzymy im się bliżej to możemy odnaleźć wspólny
mianownik – chęć ochrony ukochanych.
Jak to bywa w książkach dla młodzieży i tutaj znalazło się
miejsce na magiczny, wręcz prehistoryczny trójkącik miłosny.
Żeby było jeszcze lepiej to mamy go w takim stanie: Wagabunda –
Melanie – Jared oraz Wagabunda – Jared – Ian. Brzmi dumnie,
czyż nie? Nie. Taka zabawa już praktycznie nikogo nie kręci (mów
za siebie!). To jednak dodaje pikanterii historii.
Życie w Jaskini, ukrywanie się w niej jest nieco męczące. Cała
akcja praktycznie toczy się między tymi pokrytymi pyłem skałami.
Niektórych może to nużyć, gdyż to tak naprawdę odbiera
frajdę poznania całkowitego świata Dusz. Poniektóre momenty
pokazują go w jakimś świetle, lecz ja z miłą chęcią poznałabym
go bliżej. Okay, może na samym początku mam coś dla siebie, ale
brakuje tego większego odkrycia. Autorka skupiła się na walce
człowieczeństwa, co również jest świetnym
odzwierciedleniem tego, co czuje osoba podczas okupacji.
Drugoplanowe osoby wcale nie zostały dodane z powodu zapchania
fabuły. Każda z nich wniosła coś świeżego do historii, by nie
drążyć jednego i tego samego tematu. Jamie, Jeb, Kyle,
Tropicielka. Ich misja została wypełniona.
Tutaj można poprzeć tezę, że prawdziwych przyjaciół
poznaje się w biedzie, a czym bardziej – prawdziwy przyjaciel nie
pozwoli ci na to, byś ją poznał. Tak jest właśnie z Melanie i
Wagabundą. Ich przywiązanie do siebie nie było tylko w kwestii
cielesnej. To było coś znacznie głębszego.
Bardzo mocno się zżyłam z bohaterkami „Intruza”. Wręcz
czułam, że są to moje książkowe przyjaciółki, gdyż
odnalazłam między nami wiele podobieństw. Wraz z nimi przeżywałam
radość, opłakiwałam stratę bliskich czy też przerażenie, kiedy
okazały się wrogiem publicznym w schronieniu Jeba. W końcu Intruz
był dla nich śmieciem, którego trzeba zlikwidować, gdyż
segregacja istniała, istnieje i dalej będzie istnieć. Dodatkowe
podejrzenia, iż jest ona Tropicielką (kto nie czytał – zapraszam
do zagłębienia się w lekturze) jeszcze bardziej prowadziły nas do
śmiertelnego przerażenia.
Autorka zachowuje swoje lekkie pióro. Może nie wszystkie
opisy i dialogi powalają perfekcją, jednak nic nie przeszkadza w
rozkoszowaniu się lekturą. Mogę również śmiało
powiedzieć, że idzie o krok dalej od „Zmierzchu” i to również
powoduje, że większość woli tę powieść od tamtej sagi.
Stephenie Meyer potrafi poruszyć temat śmierci tak delikatnie,
jakby mój umysł smyrały skrzydła motyla. Nie każda książka
tak potrafi. :)
„Dziękuję, Wando. Siostro. Nigdy cię nie zapomnę.Bądź szczęśliwa, Mel. Ciesz się życiem. Doceniaj je.Będę, obiecała.Żegnaj – pomyślałyśmy obie naraz.”
Podsumowując:
W „Intruzie” znajdziemy wiele aspektów, które można
już dzisiaj obserwować: miłość, nienawiść, walkę o życie,
przyjaźń, ból, cierpienie, radość, a co więcej –
nadzieję.
Ta książka ma swój urok, ale cóż
się dziwić – to Stephenie Meyer. A jakby inaczej!
Serdecznie polecam wszystkim fanom tej autorki, ale również
tym, którzy chcą zobaczyć zagładę świata oczami jednej z
kobiet. :)
Moja ocena:
***
A ja miałam wrażenie, jakby to zupełnie inna autorka pisała. "Intruz" jest dużo lepszy od "Zmierzchu". Zwłaszcza kreacja bohaterów jest zauważalnie inna.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać ci rację. Szkoda, że nie przyszło mi to na myśl, gdy pisałam recenzję, ale teraz nie będę jej poprawiać. Niech będzie taka, jaka jest. :)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Zgadzam się z J., w "Intruzie" Meyer przechodzi na wyższy poziom pisarstwa. Jej opisy są zdecydowanie bogatsze w słownictwo. Kreacja różni się od rodzinki wampirów i lekko(?) naiwnej Belli.
OdpowiedzUsuńTo, #Ivy, już wiem, co jest Twoją książką :D
Ciekawa recenzja, świetnie napisana :)
Bella lekko naiwna? Ona jest głupia jak but! (przepraszam fanów Zmierzchu, ale musiałam). Tutaj mamy prawdziwą walkę o życie.
UsuńTak. Intruz to mój drugi świat. :D
Dziękuję za komplement, jak i komentarz. :*
Chciałam być dyplomatyczna, dlatego napisałam "lekko naiwna" :P
UsuńNazywajmy rzeczy po imieniu. :D
UsuńCzytałam, fajna książka. Zupełnie nie czuć, że to autorka Zmierzchu :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, nowa recenzja :)
No dokładnie! To taka miła odmiana po przesłodzonym Zmierzchu. :)
UsuńJuż biegnę. :D
Dzięki za komentarz. :)
Można dopatrzeć się w Intruzie czegoś głębszego, w Zmierzchu tego nie było :) a jednak powiem szczerze, że i tak Zmierzch był miłą dla mnie lekturą. Czułam się totalnie odprężona, zero myślenia :D
UsuńTaki odpoczynek dla mózgu. Czytasz i nie zagłębiasz się w to wszystko. ^^
UsuńDokładnie :) dlatego ja za bardzo nie krytykuję Zmierzchu, jak dla mnie był przyjemny :) ale zgadzam się, że to nic górnolotnego, ambitniejszych lektur szukać trzeba gdzie indziej ;)
UsuńNo ja w gimnazjum miałam na niego fazę, ale z biegiem czasu czuję się dziwnie z tą myślą. Teraz to bym na pewno tak nie wariowała, tylko wypożyczyła i czytała, gdy nie miałabym nic ambitniejszego w domu. XD
UsuńO, dokładnie, ja to samo ;D miło czasem wrócić do takich lekkich lektur
UsuńOtóż to. ;)
UsuńO "Intruzie" słyszałam nieraz. To jakaś recenzja, tu coś. Mimo to wciąż mam wątpliwości przed sięgnięciem po tą książkę. Złe historie długo zostają mi w głowie, jakby błagały o zlitowanie, że to nie one są winne tylko autor. Jestem zaciekłą antyfanką "Zmierzchu" więc obawiam się, że kolejna książka tej autorki także nie przypadnie mi do gustu (delikatnie mówiąc). Zobaczę, może kiedyś sięgnę po "Intruza", ale na razie nie zamierzam go ruszać.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że nie tylko Ty masz takie obawy. Znam kilka osób, które mają tak samo. Jednak jedną przekonałam i stwierdziła, że jej uprzedzenie prysło jak bańka mydlana po którymś rozdziale. Tylko trzeba zauważyć, iż Zmierzch jest dla nastolatków, gdy Meyer celowała z Intruzem dla nieco starszych. Ale mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie. :)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Zależy co uznamy za literaturę dla nastolatków ;D Ja na przykład wolałam Lema (szczególnie Dzienniki Gwiazdowe).
UsuńKsiążkę czytałam zaraz po premierze, ale pamiętam, że bardzo mnie zachwyciła. teraz planuje obejrzeć jej ekranizacje. Mam nadzieję, że również będzie znakomita.
OdpowiedzUsuńCo do ekranizacji to na początku mi się podobała. Byłam nawet na niej w kinie z przyjaciółką! Ale teraz stwierdzam, że jednak brakuje jej tej magicznej iskry, jaką posiada książka. :)
UsuńDziękuję za komentarz. ;)
A ja mam tę książkę na swojej półce i to od bardzo, bardzo dawna i jeszcze jej nie czytałam - nie potrafię się do niej zebrać, bo należy do gatunku za którym nie przepadam - ale kiedyś przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńBiedny Intruz - tyle czeka. Ale mam nadzieję, że się w końcu doczeka. ;)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Ano biedny i to bardzo ;)
UsuńPrzynajmniej dzięki Twojej recenzji sobie o nim przypomniałam więc może szybciej się z nim zapoznam ;)
Och, miło to przeczytać. :)
UsuńZmierzch - choć jeszcze nie przeczytałam wszystkich części - spodobał mi się. Słyszałam wiele razy, że Intruz lepszy, wię mam nadzieję, że już niedługo się za niego wezmę. Tym bardziej, że już od jakiegoś czasu czeka na półce ;)
OdpowiedzUsuńNo to ogromnie polecam zaprzyjaźnienie się z nim. Moim zdaniem nie pożałujesz. ;)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Ostatnio chyba jakaś moda na Intruza powróciła :) Dobrze, dobrze, bo jest to kawał dobrego, wartościowego tomiszcza. O tej apokalipsie zombie to dałaś czadu ;d u mnie też żywy trup za dużo nie wyje. ;P Początki tej książki są trudne, też nie mogłam przez nie przebrnąć. Jeśli chodzi o trójkącik (albo raczej czworokącik) - ujdzie w tłumie, z nich wszystkich lubiłam głównie Iana. ;)
OdpowiedzUsuń`no nie! Znowu spoiler z zakończeniem :D Czemu we wszystkich recenzjach, które czytam, bloger/ka muszą zdradzić jak ta historia się kończy!? Nieładnie, oj nieładnie, bo finałowe emocje w tej książce to jedna z jej większych zalet...
No cóż... skoro jest film to jest zainteresowanie książkami. Można tutaj wziąć przykład z Kamieniami na szaniec. I tak jednak nie przebije tego pewnego komentarza, że powinna powstać książka na podstawie filmu. Epic!
UsuńHmm... Ja jakoś nie odnajduję tego spoileru albo jestem ślepa *stawiam na to drugie*. Tak czy inaczej kto się domyśli jak jest naprawdę? ;)
Dziękuję za komentarz. :*
"Ta książka, jak wiele innych, ma pozytywne zakończenie..." - toć tu :D
UsuńOch ja głupia! Już to przerobiłam, bo wstyd i hańba mi! :D
UsuńWiele czytałam o tej książce, ale jakoś nie mogę się przekonać. Kiedyś bardzo lubiłam Zmierzch, a teraz tu już niekoniecznie, więc trochę jestem zniechęcona do autorki. Ale znając życie i tak przeczytam z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Jeżeli już znasz kunszt pisarski Meyer po Zmierzchu to teraz może cię nieźle zaskoczyć. Jest o niebo lepiej, dlatego polecam. :)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Bardzo podobał mi się "Intruz" :) Jest zupełnie inaczej napisany niż "Zmierzch" i jest strasznie wciągający :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alpaka
http://alpakowerecenzje.blogspot.com
Jest bardzo wciągający. Jak nie mogłam czytać papierowej wersji to przechodziłam na ebooka i chłonęłam go dalej. ;)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Czytałam. Bardzo mi się podobała. Jedna z moich ulubionych książek :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/
No u mnie też jedna z ulubionych książek. :)
UsuńDziękuję za komentarz. :)
Zakończenie mnie zawiodło, liczyłam na coś bardziej dramatycznego. Ale ogólnie książka niezła, choć przez początek mnie tez było ciężko przebrnąć. Ekranizacja dość słaba... I się waham, czy dalszy ciąg przeczytam jak się ukarze.
OdpowiedzUsuńA co do zombie Ivy, to i tak możesz zostać zainfekowana, bo one się nie skroją, że nie mają czego u ciebie szukać, dopiero jak nadgryzą to się okarze, że obiadu trzeba szukać gdzieś indziej. A wtedy już może być za późno...
Co do Zombie to mnie pocieszyłaś... :)
UsuńCieszę się, że polubiłaś lekko niedocenianego Intruza. To naprawdę dobra książka ;)
OdpowiedzUsuńTak. Chyba musiałam do niej dojrzeć. :)
UsuńŚwietna recenzja i świetna książka :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement. Tak, książka jest świetna. :D
UsuńA mi się ta książka nie podobała. Większość akcji toczyła się w ich kryjówce, nic nadzwyczajnego. Czasami Meyer zaskakiwała nas akcjami, ale było tego za mało. O wiele za mało. Poza tym Wagabunda nie zachwyciła jako główna postać. I ta jej wielka miłość do kogoś, kto... a zresztą nie będę tego ujawniać, ale ty na pewno wiesz, o co mi chodzi. ☺
OdpowiedzUsuń~Wagabunda🌺 (i już wiesz, że nie od tej książki ten pseudonim)