środa, 24 września 2014

Intruz oczami #Ivy

Autor: Stephenie Meyer
Tytuł: „Intruz”
Oryginalny tytuł: „The Host”
Przekład: Łukasz Witczak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 560


Nikt mi nie powie, że nie zastanawiał się nad dalszą egzystencją planety. Wielu z nas wyobrażało sobie, iż ludzkość wyginie przez nieustające wojny, naukowcy badają tezy pochłonięcia Ziemi przez samo Słońce czy też Wielkiego Wybuchu, gdy uderzy w nas ogromny meteoryt (czy też coś innego).
Są również domysły, iż naszą planetę zaatakuje epidemia zombie, którzy będą skrzeczeć jak zepsute radio, rzucając się na nas, by zjeść te cudowne mózgi, które są ich pożywieniem (u mnie go nie znajdą, więc jestem bezpieczna ^^). Również były przebłyski informacji, że przejmie nad nami kontrolę inny świat, który podbije wszystkie kontynenty. I to było powodem napisania „Intruza”.
Melanie jest jednym z nielicznych ludzi, którzy nie zostali przejęci przez obce organizmy. Wraz z bratem i ukochanym walczy o każdy nowy dzień, by nie dać się złapać, ale również czerpać z życia jak najwięcej.
Ale stało się. Melanie zostaje przejęta przez Intruza po swojej próbie samobójczej. Miała ona nadzieję, że to przeszkodzi im w kradzieży nowego ciała, a tym samym odkrycia informacji o istnieniu innych. Jakże ona się myliła.
W jej organizm zostaje wszczepiona dusza imieniem Wagabunda. Ta delikatna istota poznaje nowy świat i pomaga swoim odkryć tajemnice ciała, w którym koegzystuje. Jednak ono jest odporne na jej sposoby zdobycia wiedzy.
Bo Wagabunda nie domyśla się, iż nie jest tam sama.
Wraz z nią nadal jest Melanie, która jest gotowa na wszystko, by tylko ochronić ukochane osoby.

„Zawsze mi się wydawało, że warunkiem człowieczeństwa jest choćby odrobina współczucia i miłosierdzia.”

Kiedyś wiele razy próbowałam przeczytać tę książkę, lecz po dwóch, trzech pierwszych rozdziałach odkładałam ją, by zanieść do biblioteki. Nie umiałam się wczuć w tę historię. Dopiero zwiastun filmowy oraz wielka nagonka na „Intruza” spowodowały, że spróbowałam raz jeszcze. I się udało. Książka pochłonęła mnie całkowicie, iż dzisiaj mogę mówić o chorej fascynacji nią. Gdy tylko mogę to sięgam po nią, by raz za razem rozkoszować się tą historią. Ale jakie jest moje zdanie o niej?
Stephenie Meyer poznałam poprzez bestsellerową sagę „Zmierzch”, która ma tysiące fanów, ale również swoich przeciwników. Osobna historia, gdzie nie ma wampirów podziałała na mnie pozytywnie, gdyż w życiu przydaje się pewna odskocznia.
Akcja rozgrywa się wiele, wiele, wieeele lat później. Cały świat żyje w pokoju, nie ma wojen ani kłótni. Wszyscy są równi wobec siebie, traktują każdego z szacunkiem. Wymazano takie słowa jak: agresja, egoizm, rywalizacja. Taki idealny świat, ale czy na pewno?
Główną narratorką historii jest Wagabunda – dusza, która ma za sobą wiele żyć. Zwiedziła prawie wszystkie planety, dzięki czemu zasługuje na swoje wyjątkowe imię. Nie jest to jednak typ Intruza, który jest waleczny. Wręcz przeciwnie – jej potęgą jest działanie w grupie. Dlatego też, gdy odkrywa w swojej głowie głos prawdziwej właścicielki ciała jest przerażona. To jednak nie przeszkadza jej walczyć z Melanie.
Wanda i Mel to dwa przeciwieństwa, które razem tworzą wspaniały duet. Dusza jest znana ze swojej łagodności, altruizmu oraz rozszerzania swej miłości dookoła, gdy Melanie to osoba waleczna, momentami wredna, sarkastyczna. Wiele je dzieli, lecz gdy przyjrzymy im się bliżej to możemy odnaleźć wspólny mianownik – chęć ochrony ukochanych.
Jak to bywa w książkach dla młodzieży i tutaj znalazło się miejsce na magiczny, wręcz prehistoryczny trójkącik miłosny. Żeby było jeszcze lepiej to mamy go w takim stanie: Wagabunda – Melanie – Jared oraz Wagabunda – Jared – Ian. Brzmi dumnie, czyż nie? Nie. Taka zabawa już praktycznie nikogo nie kręci (mów za siebie!). To jednak dodaje pikanterii historii.
Życie w Jaskini, ukrywanie się w niej jest nieco męczące. Cała akcja praktycznie toczy się między tymi pokrytymi pyłem skałami. Niektórych może to nużyć, gdyż to tak naprawdę odbiera frajdę poznania całkowitego świata Dusz. Poniektóre momenty pokazują go w jakimś świetle, lecz ja z miłą chęcią poznałabym go bliżej. Okay, może na samym początku mam coś dla siebie, ale brakuje tego większego odkrycia. Autorka skupiła się na walce człowieczeństwa, co również jest świetnym odzwierciedleniem tego, co czuje osoba podczas okupacji.
Drugoplanowe osoby wcale nie zostały dodane z powodu zapchania fabuły. Każda z nich wniosła coś świeżego do historii, by nie drążyć jednego i tego samego tematu. Jamie, Jeb, Kyle, Tropicielka. Ich misja została wypełniona.
Tutaj można poprzeć tezę, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a czym bardziej – prawdziwy przyjaciel nie pozwoli ci na to, byś ją poznał. Tak jest właśnie z Melanie i Wagabundą. Ich przywiązanie do siebie nie było tylko w kwestii cielesnej. To było coś znacznie głębszego.
Bardzo mocno się zżyłam z bohaterkami „Intruza”. Wręcz czułam, że są to moje książkowe przyjaciółki, gdyż odnalazłam między nami wiele podobieństw. Wraz z nimi przeżywałam radość, opłakiwałam stratę bliskich czy też przerażenie, kiedy okazały się wrogiem publicznym w schronieniu Jeba. W końcu Intruz był dla nich śmieciem, którego trzeba zlikwidować, gdyż segregacja istniała, istnieje i dalej będzie istnieć. Dodatkowe podejrzenia, iż jest ona Tropicielką (kto nie czytał – zapraszam do zagłębienia się w lekturze) jeszcze bardziej prowadziły nas do śmiertelnego przerażenia.
Autorka zachowuje swoje lekkie pióro. Może nie wszystkie opisy i dialogi powalają perfekcją, jednak nic nie przeszkadza w rozkoszowaniu się lekturą. Mogę również śmiało powiedzieć, że idzie o krok dalej od „Zmierzchu” i to również powoduje, że większość woli tę powieść od tamtej sagi. Stephenie Meyer potrafi poruszyć temat śmierci tak delikatnie, jakby mój umysł smyrały skrzydła motyla. Nie każda książka tak potrafi. :)

„Dziękuję, Wando. Siostro. Nigdy cię nie zapomnę.
Bądź szczęśliwa, Mel. Ciesz się życiem. Doceniaj je.
Będę, obiecała.
Żegnaj – pomyślałyśmy obie naraz.”

Podsumowując:
W „Intruzie” znajdziemy wiele aspektów, które można już dzisiaj obserwować: miłość, nienawiść, walkę o życie, przyjaźń, ból, cierpienie, radość, a co więcej – nadzieję.
Ta książka ma swój urok, ale cóż się dziwić – to Stephenie Meyer. A jakby inaczej!
Serdecznie polecam wszystkim fanom tej autorki, ale również tym, którzy chcą zobaczyć zagładę świata oczami jednej z kobiet. :)

Moja ocena: 
Recenzja znalazła się również na:

***


42 komentarze:

  1. A ja miałam wrażenie, jakby to zupełnie inna autorka pisała. "Intruz" jest dużo lepszy od "Zmierzchu". Zwłaszcza kreacja bohaterów jest zauważalnie inna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać ci rację. Szkoda, że nie przyszło mi to na myśl, gdy pisałam recenzję, ale teraz nie będę jej poprawiać. Niech będzie taka, jaka jest. :)

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z J., w "Intruzie" Meyer przechodzi na wyższy poziom pisarstwa. Jej opisy są zdecydowanie bogatsze w słownictwo. Kreacja różni się od rodzinki wampirów i lekko(?) naiwnej Belli.
    To, #Ivy, już wiem, co jest Twoją książką :D
    Ciekawa recenzja, świetnie napisana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bella lekko naiwna? Ona jest głupia jak but! (przepraszam fanów Zmierzchu, ale musiałam). Tutaj mamy prawdziwą walkę o życie.
      Tak. Intruz to mój drugi świat. :D
      Dziękuję za komplement, jak i komentarz. :*

      Usuń
    2. Chciałam być dyplomatyczna, dlatego napisałam "lekko naiwna" :P

      Usuń
    3. Nazywajmy rzeczy po imieniu. :D

      Usuń
  3. Czytałam, fajna książka. Zupełnie nie czuć, że to autorka Zmierzchu :)
    Zapraszam do mnie, nowa recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie! To taka miła odmiana po przesłodzonym Zmierzchu. :)
      Już biegnę. :D
      Dzięki za komentarz. :)

      Usuń
    2. Można dopatrzeć się w Intruzie czegoś głębszego, w Zmierzchu tego nie było :) a jednak powiem szczerze, że i tak Zmierzch był miłą dla mnie lekturą. Czułam się totalnie odprężona, zero myślenia :D

      Usuń
    3. Taki odpoczynek dla mózgu. Czytasz i nie zagłębiasz się w to wszystko. ^^

      Usuń
    4. Dokładnie :) dlatego ja za bardzo nie krytykuję Zmierzchu, jak dla mnie był przyjemny :) ale zgadzam się, że to nic górnolotnego, ambitniejszych lektur szukać trzeba gdzie indziej ;)

      Usuń
    5. No ja w gimnazjum miałam na niego fazę, ale z biegiem czasu czuję się dziwnie z tą myślą. Teraz to bym na pewno tak nie wariowała, tylko wypożyczyła i czytała, gdy nie miałabym nic ambitniejszego w domu. XD

      Usuń
    6. O, dokładnie, ja to samo ;D miło czasem wrócić do takich lekkich lektur

      Usuń
  4. O "Intruzie" słyszałam nieraz. To jakaś recenzja, tu coś. Mimo to wciąż mam wątpliwości przed sięgnięciem po tą książkę. Złe historie długo zostają mi w głowie, jakby błagały o zlitowanie, że to nie one są winne tylko autor. Jestem zaciekłą antyfanką "Zmierzchu" więc obawiam się, że kolejna książka tej autorki także nie przypadnie mi do gustu (delikatnie mówiąc). Zobaczę, może kiedyś sięgnę po "Intruza", ale na razie nie zamierzam go ruszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że nie tylko Ty masz takie obawy. Znam kilka osób, które mają tak samo. Jednak jedną przekonałam i stwierdziła, że jej uprzedzenie prysło jak bańka mydlana po którymś rozdziale. Tylko trzeba zauważyć, iż Zmierzch jest dla nastolatków, gdy Meyer celowała z Intruzem dla nieco starszych. Ale mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie. :)

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
    2. Zależy co uznamy za literaturę dla nastolatków ;D Ja na przykład wolałam Lema (szczególnie Dzienniki Gwiazdowe).

      Usuń
  5. Książkę czytałam zaraz po premierze, ale pamiętam, że bardzo mnie zachwyciła. teraz planuje obejrzeć jej ekranizacje. Mam nadzieję, że również będzie znakomita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do ekranizacji to na początku mi się podobała. Byłam nawet na niej w kinie z przyjaciółką! Ale teraz stwierdzam, że jednak brakuje jej tej magicznej iskry, jaką posiada książka. :)

      Dziękuję za komentarz. ;)

      Usuń
  6. A ja mam tę książkę na swojej półce i to od bardzo, bardzo dawna i jeszcze jej nie czytałam - nie potrafię się do niej zebrać, bo należy do gatunku za którym nie przepadam - ale kiedyś przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny Intruz - tyle czeka. Ale mam nadzieję, że się w końcu doczeka. ;)

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
    2. Ano biedny i to bardzo ;)
      Przynajmniej dzięki Twojej recenzji sobie o nim przypomniałam więc może szybciej się z nim zapoznam ;)

      Usuń
    3. Och, miło to przeczytać. :)

      Usuń
  7. Zmierzch - choć jeszcze nie przeczytałam wszystkich części - spodobał mi się. Słyszałam wiele razy, że Intruz lepszy, wię mam nadzieję, że już niedługo się za niego wezmę. Tym bardziej, że już od jakiegoś czasu czeka na półce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ogromnie polecam zaprzyjaźnienie się z nim. Moim zdaniem nie pożałujesz. ;)

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  8. Ostatnio chyba jakaś moda na Intruza powróciła :) Dobrze, dobrze, bo jest to kawał dobrego, wartościowego tomiszcza. O tej apokalipsie zombie to dałaś czadu ;d u mnie też żywy trup za dużo nie wyje. ;P Początki tej książki są trudne, też nie mogłam przez nie przebrnąć. Jeśli chodzi o trójkącik (albo raczej czworokącik) - ujdzie w tłumie, z nich wszystkich lubiłam głównie Iana. ;)

    `no nie! Znowu spoiler z zakończeniem :D Czemu we wszystkich recenzjach, które czytam, bloger/ka muszą zdradzić jak ta historia się kończy!? Nieładnie, oj nieładnie, bo finałowe emocje w tej książce to jedna z jej większych zalet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... skoro jest film to jest zainteresowanie książkami. Można tutaj wziąć przykład z Kamieniami na szaniec. I tak jednak nie przebije tego pewnego komentarza, że powinna powstać książka na podstawie filmu. Epic!

      Hmm... Ja jakoś nie odnajduję tego spoileru albo jestem ślepa *stawiam na to drugie*. Tak czy inaczej kto się domyśli jak jest naprawdę? ;)

      Dziękuję za komentarz. :*

      Usuń
    2. "Ta książka, jak wiele innych, ma pozytywne zakończenie..." - toć tu :D

      Usuń
    3. Och ja głupia! Już to przerobiłam, bo wstyd i hańba mi! :D

      Usuń
  9. Wiele czytałam o tej książce, ale jakoś nie mogę się przekonać. Kiedyś bardzo lubiłam Zmierzch, a teraz tu już niekoniecznie, więc trochę jestem zniechęcona do autorki. Ale znając życie i tak przeczytam z czystej ciekawości :)
    Pozdrawiam :)
    http://lustrzananadzieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli już znasz kunszt pisarski Meyer po Zmierzchu to teraz może cię nieźle zaskoczyć. Jest o niebo lepiej, dlatego polecam. :)

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  10. Bardzo podobał mi się "Intruz" :) Jest zupełnie inaczej napisany niż "Zmierzch" i jest strasznie wciągający :)

    Pozdrawiam,
    Alpaka
    http://alpakowerecenzje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest bardzo wciągający. Jak nie mogłam czytać papierowej wersji to przechodziłam na ebooka i chłonęłam go dalej. ;)
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  11. Czytałam. Bardzo mi się podobała. Jedna z moich ulubionych książek :)

    http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie też jedna z ulubionych książek. :)
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  12. Zakończenie mnie zawiodło, liczyłam na coś bardziej dramatycznego. Ale ogólnie książka niezła, choć przez początek mnie tez było ciężko przebrnąć. Ekranizacja dość słaba... I się waham, czy dalszy ciąg przeczytam jak się ukarze.
    A co do zombie Ivy, to i tak możesz zostać zainfekowana, bo one się nie skroją, że nie mają czego u ciebie szukać, dopiero jak nadgryzą to się okarze, że obiadu trzeba szukać gdzieś indziej. A wtedy już może być za późno...

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że polubiłaś lekko niedocenianego Intruza. To naprawdę dobra książka ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetna recenzja i świetna książka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement. Tak, książka jest świetna. :D

      Usuń
  15. A mi się ta książka nie podobała. Większość akcji toczyła się w ich kryjówce, nic nadzwyczajnego. Czasami Meyer zaskakiwała nas akcjami, ale było tego za mało. O wiele za mało. Poza tym Wagabunda nie zachwyciła jako główna postać. I ta jej wielka miłość do kogoś, kto... a zresztą nie będę tego ujawniać, ale ty na pewno wiesz, o co mi chodzi. ☺

    ~Wagabunda🌺 (i już wiesz, że nie od tej książki ten pseudonim)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.