Autor: Bartłomiej Basiura
Tytuł: „Hipnoza”
Wydawnictwo: Rozpisani.pl
Ilość stron: 307
Tytułowa hipnoza kojarzy nam się z
filmami, gdzie jakiś pan stoi z wahadełkiem, którym macha
przed oczami niewinnej osoby. Wypowiada po cichu jakieś słowa i
zazwyczaj pada tekst „Jak policzę do trzech i pstryknę, to...”.
Znacie to? Zapewne tak. I bohaterowie książki także to znają.
W spokojnej i odizolowanej od reszty
miasteczka dzielnicy ginie młoda dziewczyna. Wszelkie ślady
wskazywałyby na samobójstwo, jednak pozostawiona przez kogoś
wiadomość uświadamia policjantów, że to jednak będzie
jedna z trudniejszych spraw. Ktoś bawi się z nimi, próbuje
decydować o każdym kolejnym kroku. A oni zachowują się tak, jakby
byli...
z a h i p n o t y z o w a n i!
„No przecież musisz zaspokoić własne
pragnienie! I tak w kółko. I tak cały czas. Upadasz coraz
niżej i przez ludzi takich jak my nie masz zwyczajnie szans, aby
wyjść z tego dołku.”
To dziwne uczucie, kiedy trylogię
zaczyna się od środka, gdy dopiero parę miesięcy później
chwyta się za tom pierwszy. Co jak co, ale to moje czytanie od pupy
strony kiedyś nabawi mnie wielu chorób, o których wolę
nie wspominać, bo moja wredna osobowość wykorzysta to i nadmiernie
będzie to ukazywać. Jednak muszę przyznać, że tytułowa hipnoza
na mnie nie zadziałała, przez co czeka was czytanie wielu
negatywnych emocji, jakie mną targają. Po „Uczniu Carpzova”
oczekiwałam świetnej lektury, lecz to, na co natrafiłam uważam za
niedopracowane.
Prolog zachęcał do wgłębienia się w
książkę, jednak z rozdziału na rozdział czułam się
przytłoczona treścią. Miałam nadzieję, że im głębiej wejdę w
tę historię, to coś zacznie się zmieniać, jednak po
kilkudziesięciu stronach powiedziałam sobie DOŚĆ. To przykre, gdy
książkoholik nie zamierza kończyć napoczętej lektury, jednak
nawet perspektywa odkrycia, kto mącił naszym policjantom jakoś
mnie nie zachęciła. Może kiedyś zdecyduję się na powrót
do tej książki, ale jeszcze zastanowię się nad tym. I to
wielokrotnie.
„Miała wrażenie, że ktoś za bardzo
wziął sobie do serca książki Browna, bo zabawa w symbole do niej
nie przemawiała.”
Owszem, Basiura uwielbia bawić się z
czytelnikami w kotka i myszkę, prowadząc nas krętymi drogami, byle
tylko namieszać w naszych głowach, i pozostawić tam mętlik. To
świetna zagrywka na dezorientację, lecz nadmierne opisy z życia
bohaterów oraz często powtarzające się wątki w danym
temacie nużą. Chciałam wyważonych proporcji w kwestii dialogów
i rozmyśleń, jednak przeważało smęcenie w głowie danego
bohatera. A dłuższe przebywanie w czyjejś skórze zagraża
naszemu życiu lub zdrowiu.
Mimo tak ogromnego minusu z wywlekaniem
niepożądanych informacji jestem jednak zdania, że postaci
występujące w „Hipnozie” sprawiają wrażenie, jakby każda z
nich miała za zadanie wprowadzić coś świeżego w książkę. I w
tym miejscu mam rację. Nie ma tutaj schematycznych bohaterów,
którzy są tak mdli i przeżuci, że czytelnik zaklepuje sobie
wizytę u psychiatry, bo ma już dość takich wrażeń. Tutaj można
jedynie zarejestrować się jedynie w celu wspólnego
zanalizowania postaci.
Podsumowując:
Bartłomiej Basiura ma ogromny potencjał,
jednak w tej książce ukazał jedynie fragment tego, co potrafi. To
niedobrze, bo zazwyczaj pierwszy tom decyduje o tym, czy chcemy
poznać kontynuację. Tutaj jednak mamy szczęście, że można
zacząć od środka, a nie będzie wielkiego problemu. Owszem –
kilka rzeczy będzie dla nas zagadką, ale czy w takich książkach
właśnie nie chodzi o tworzenie klimatu tajemniczości i grozy?
Nie wiem, czy mogę polecać tę książkę,
skoro sama jestem rozczarowana. Może wspomnę tylko to, że jeżeli
uwielbiasz, kiedy dialogi są jedynie tłem to możesz zainteresować
się „Hipnozą”. Ale uwaga – za efekty uboczne nie odpowiadam.
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Książka przeczytana w ramach akcji:
Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!
Po tytule i pierwszym akapicie miałam taką myśl: "Może być ciekawie!".
OdpowiedzUsuńAle wczytałam się dalej w Twoją recenzję i jak dotarło do mnie, że przeważają dialogi, mam takie wewnętrzne wielkie "NIE!" wywieszone na szarej fladze.
Więc podziękuję.
To opisy przeważają, nie dialogi. ;)
UsuńOkay.
UsuńAle przeważają. A ja muszę mieć równowagę.
No to witam w klubie. :)
UsuńSzkoda, że książka Cię nie zahipnotyzowała. Nie lubię, kiedy dialogi są tłem. Nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, bo naprawdę wiele oczekiwałam po tej książce, ale nie tego.
UsuńOkładka jest rzeczywiście hipnotyzująca, ale nie jestem do końca przekonana do tego, co znajduje się w środku tej książki. Nie jestem zbytnią fanką przeważającej ilości opisów, dlatego czuję, że mogłaby mnie ta książka nieco rozczarować :<
OdpowiedzUsuńOwszem - okładka hipnotyzuje, sprawia wrażenie, że jak nie sięgniesz po tę książkę to będziesz stracony. I tu jest chyba ten moment, kiedy szata graficzna robi nas w kuku. :P
UsuńNo i podziękuję :)
OdpowiedzUsuńOraz dziękuję za pomoc - omijam tę hipnotyzującą okładkę ;)
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak niskiej noty. Czytałam inną powieść autora, czyli ''Zamkniętą prawdę'' i bardzo mi się podobała. Dlatego dziwi mnie, że następna książka nie jest lepsza, tylko gorsza.
OdpowiedzUsuńNatomiast też nie lubię, kiedy opisy w dużej mierze przeważają nad dialogami.
"Zamkniętej prawdy" jeszcze nie ruszałam, ale "Hipnoza" w porównaniu z "Uczniem Carpzova" wypada słabiutko.
UsuńRany, jak długo mnie nie było na Twoim blogu :O
OdpowiedzUsuńKsiążka ma hipnotyzującą okładkę oraz jej opis wydaje się przyciągać czytelnika, jednak nadmiar opisów szkodzi niczym schabowy po 23, gdy idzie się spać kilkanaście minut po jego zjedzeniu. Odpuszczę sobie ten tytuł.
Zmierzam do kolejnej recenzji.
A mówią, że ja mam dziwne porównania... Birdy - wygrywasz! :D
Usuń