wtorek, 20 października 2015

Obsydian oczami Królika

Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł: „Obsydian”
Oryginalny tytuł: „Obsidian”
Tom: I
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 442

Opis: Oni nie są tacy jak my…Kiedy przeprowadziliśmy się do Zachodniej Wirginii, zanim zaczęłam mój ostatni rok w szkole, musiałam przyzwyczaić się do dziwacznego akcentu, rwącego się łącza internetowego i całego morza otaczającej mnie nudy... Aż do momentu, kiedy spotkałam mojego nowego, wysokiego sąsiada o niesamowitych, zielonych oczach. Wtedy sprawy zaczęły obierać zupełnie inny kierunek... Ale kiedy zaczęłam z nim rozmawiać zrozumiałam, że Daemon jest wyniosły, arogancki i doprowadza mnie do szału. Zupełnie nam nie po drodze. Zupełnie. Jednak kiedy prawie nie zginęłam, a Daemon dosłownie zamroził czas, cóż... stało się coś zupełnie niespodziewanego…Wpadłam w kłopoty, groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Jedyną szansą, żebym wyszła z tego cało, było trzymanie się blisko Daemona, aż przygaśnie blask…Jeśli oczywiście sama go wcześniej nie zabiję.



Gdyby zacząć wymieniać świetne cytaty z „Obsydiana”, mogłaby to być wspaniała recenzja bez żadnych innych słów ode mnie. Na początku wyjątkowo o nich, bo ubóstwiam dobre kwestie bohaterów książkowych, ale tutaj naprawdę są one warte zapamiętania. Ten sarkazm, ta ironia, to… wszystko! Nie mogę przestać się zachwycać, bo… to po prostu trzeba przeczytać.


Jednak cytaty będą się przewijać, a tymczasem na pierwszy rzut poleci fabuła. Cóż, jest przewidywalna, fakt, ale z drugiej strony – nie do końca. Przykładowo: od razu wiedziałam, że główny bohater będzie kimś specjalnym, ale w miarę jak czytałam i zagłębiałam się w tekst, tym bardziej nie miałam pojęcia, kim on, do cholery, jest. Osobiście bardzo mi się to podobało, bo w końcu nastąpiło dość miłe zaskoczenie, kiedy to dostałam wytłumaczenie. Dlaczego? Bo akurat książek z takimi istotami w rolach głównych albo nie czytałam wcale, albo bardzo, bardzo mało.
Zaraz po informacji, kim to jest główny bohater i paru innych, stwierdziłam, że reszta lektury mi się nie spodoba – głównie dlatego, że od razu przed oczami miałam masę filmów i wyobrażeń z Internetu i tym podobnych. A tymczasem autorka stworzyła całkiem nowy obraz, który bym wyściskała zamiast zabić siekierą, co w sumie normalnie powinno się zrobić na wiadomość o ich pochodzeniu.
Sprawdziłam recenzję, którą dodałam zeszłej nocy. Żadnych komentarzy. Ludzie są do bani. Ale doszło mi kilku obserwatorów. Ludzie są cudni.
Bohaterowie wyjątkowo przypadli mi do gustu. Katy chwilami przypominała mi nielubianą przeze mnie Violet Lee z „Kolacji z wampirem” poprzez to swoje niesłuchanie jednej, wyjątkowej osóbki i nieużywanie chwilami swojej mózgownicy, ale wydawało mi się to zupełnie naturalne i nie potrafię – po prostu nie potrafię – nie uwielbiać Katy, ale nie mogę także ukrywać, że zdobyła mnie w dużej mierze przez swoje zamiłowanie do książek i pisanie bloga z recenzjami (jak ja, yay!). Jej uwagi potrafiły rozbawić, a zachowanie – nawet jeśli było odrobinę głupie i nierozważne – było dla mnie naprawdę przeciętne i zaczynałam zastanawiać się, czy sama bym tak nie postąpiła.
Kawałek dalej jest McDonald's. Weźmiemy dla ciebie Happy Meal. Może cię uszczęśliwi.
Jeśli chodzi o Daemona Blacka, czyli książkowego przystojniaka – jego po prostu nie dało się nie kochać. Fakt, że czasami zachowywał się jak dupek, jak by to powiedziała Katy, ale dzięki dodatkowi na końcu książki czyli wybranym rozdziałom pisanych z jego perspektywy, wszystko stało się w miarę jasne – jasne jak światło, z pozdrowieniami dla kumatych.
Pozostałe postacie również wydawały mi się względnie dopracowane. Mowa tu o Dee, Ash – wrednej babeczce, której chętnie wyrzuciłoby się spaghetti na głowę, a która pojawia się w połowie książek, w których występuje motyw szkoły – Adamie, Andrew, Lesie i Carissie.
– Wierzycie w Boga?
– Wydaje się być spoko gościem. 
Pomysł na powieść jest moim zdaniem naprawdę świetny i oryginalny. Nie było tutaj zbyt dużego wysiłku w wymyślanie nazw, bo nie było ich dużo, ale jeśli już się pojawiały, to miały swoje znaczenie.
Styl autorki jest lekki i łatwy do zrozumienia, co czyni książkę idealną na odpoczynek od innych, ciężkich lektur. I nawet jeśli nie chciałabym dawać tutaj żadnych minusów, bo powieść była naprawdę świetna, tak jednak muszę stwierdzić, że autorka mogła się bardziej postarać i osiągnąć dzięki temu powieść wręcz idealną.
– Od tamtego czasu tylko dźga mnie długopisem. 
– Pewnie dlatego, że chce cię dźgnąć czymś innym.
Chociaż książka była przewidywalna, takiego końca się nie spodziewałam. Zerknęłam sobie dyskretnie, ile stron mi jeszcze zostało i stwierdziłam: „luzik, skończę tak koło dwudziestej, recenzja i gotowe”. I właśnie zaraz po tym stwierdzeniu przewróciłam kartkę, gdzie na końcu drukowanymi literami pojawiło się sześć literek, których nie powinno być w dobrej książce:
KONIEC.
Aż poderwałam się z łóżka. Naprawdę.
Żałowałam, że to wszystko skończyło się w takim momencie, gdzie nagle pojawiło się coś nowego, niewiadomego. Następuje luźna rozmowa i nagle… koniec. Pocieszył mnie jedynie perspektywa wspomnianego wcześniej dodatku i zapowiedzi drugiej części, której jednak nie czytałam – nie chcę robić sobie smaku na „Onyksa”, który ląduje na mojej półeczce książek, które chcę mieć.
– Ash skopie ci dupę, Daemon.
– Gdzie tam, za bardzo ją lubi.
Podsumowując:
„Obsydian” jest świetną książką, na którą warto ostrzyć sobie pazurki. Lekki styl sprawia, że powieść czyta się naprawdę szybko, bohaterowie są dopracowani i nie trudno ich polubić, dialogi są chwilami naprawdę zabawne, co jest wielkim plusem dla miłośników dobrego humoru. Książka wciąga i trzyma w swoich szponach aż do ostatniej strony, dlatego też bez wyrzutów sumienia mogę ją polecić. Kolejną zaletą może być delikatny wątek miłosny – dla jasności, mam tutaj na myśli to, że bohaterowie nie zakochują się w sobie na zabój i nie całują na każdym kroku, że nie wspomnę o mocniejszych igraszkach – który nie przeszkadza w fabule, ale idealnie jest w nią wpasowany.

Kończąc tą recenzję, mam tylko szczerą nadzieję, że zdobyłam u Daemona dodatkowe punkty. 

Moja ocena: 

9 komentarzy:

  1. Ja się zakochałam w serii Lux. Im dalej, tym lepiej. Teraz czekam na ostatni tom i jestem niezmiernie ciekawa, jak to się wszystko skończy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od dawna czaje się na tą książkę i jestem przekonana ze tak jak Tobie Daemon przypadnie mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę się chyba zapoznać z początkiem tej serii ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już od długiego czasu planuję sięgnąć po tę książkę, więc mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam. Seria LUX - to jedna z moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie ostatnio przeczytałam tę książkę, ale moje zdanie jest nieco inne... ;) Prawdopodobnie ujawnię więcej w recenzji. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam tą książkę i nie przypadła mi do gustu ;(

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja znajoma mi jej nie poleca, ale inna wręcz przeciwnie xD
    I weź tu, człowieku, zdecyduj się, co masz zrobić xD
    Może jednak spróbuję ją przeczytać?
    Recenzja cudowna, a Daemon... Cóż... Chyba gościa kocham.
    Pozdrawiam,
    Isabelle West
    recenzjekawoholika.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.