Tytuł: Klejnot
Oryginalny
tytuł: The Jewel
Seria: Klejnot
Tom: I
Przekład:
Iwona Wasilewska
Wydawnictwo:
Jaguar
Ilość stron:
384
Jak często
my, dziewczyny, podkradałyśmy sukienki oraz obcasy swoim mamom i
przebierałyśmy się, dumnie obserwując swoje odbicie w lustrze?
Ile to razy połamałyśmy szminki lub popsułyśmy opakowania pudru,
kiedy próbowałyśmy zrobić wystrzałowy makijaż godny
księżniczki? Po całych przygotowaniach chodziłyśmy dumne po
domu, a nasi rodzice różnie reagowali na naszą przebierankę.
Liczył się jedynie sam fakt, że wyglądałyśmy jak panny z bajek
Disneya bawiące się na balu w doborowym towarzystwie.
Co jednak
byśmy zrobiły, gdybyśmy były uczone nienagannych manier oraz
życia w przepychu, żeby tylko stać się niewolnicami arystokracji?
I na dodatek miałybyśmy rolę surogatki, która ma urodzić
potomka swej pani, nawet nie mając prawa głosu przy doborze
imienia.
Otoczone
dzikim i groźnym oceanem Samotne Miasto zostało podzielone na pięć
dzielnic, gdzie najbliżej położone zdradliwych wód
najbiedniejsze Bagno drastycznie różni się od znajdującego
się w samym centrum Klejnotu. Tylko co z tego, skoro to właśnie w
tych slumsach mieszkają wyjątkowe dziewczyny, gdzie te sypiające
na pieniądzach nie mają możliwości urodzenia swojego dziedzica?
To właśnie
dlatego wymyślono Aukcje, gdzie można zakupić nastolatkę, która
powije następcę rodu. Są one przygotowywane do tej roli już od
najmłodszych lat, szkolone przez najlepszych specjalistów w
tej dziedzinie.
Violet Lasting
jest jedną z tych dziewczyn. Przebywając w Magazynie musi wiele się
nauczyć, aby być dobrym towarem na Aukcji, gdzie mieszkanki
Klejnotu i Banku walczą między sobą, żeby kupić jak najlepszą
dziewczynę. Odciągnięta od rodziny siedemnastolatka wie, że na
dniach czeka ją ten koszmar. Wtedy stanie się zwykłym numerem, a
jej imię i nazwisko przepadną.
Violet, pośród
dwustu dziewczyn, zyskuje bardzo wysoki numer. Panna oznaczona liczbą
197 zostaje nabyta na licytacji przez Dziuszesę Jeziora, która
ma wobec niej pewne plany. Nowo zakupiona surogatka ma dla niej
urodzić córkę. Byłoby to całkiem proste, gdyby nie jeden
fakt – ma to zrobić w jak najkrótszym czasie. Mają jej w
tym pomóc Augurie – niecodzienne moce, z jakich uczyła się
korzystać będąc w Magazynie.
Czy dziewczyna
da radę wykonać to, co od niej wyczekuje jej nowa pani? A co, jeśli
serce Violet mocniej zabije do kogoś, kogo nie ma prawa pokochać? I
co się stanie, gdy nastolatka odkryje, że może być tą wybranką,
która może wyrwać wszystkie surogatki spod niewoli
arystokracji?
Jedno jest
pewne – Violet będzie musiała nauczyć się wirować między
prawdą a kłamstwami, by wyjść z tego balu życia cała.
Już od
dłuższego czasu Wydawnictwo Jaguar kusiło wszystkich
książkoholików tym tytułem. Ja sama byłam ciekawa
„Klejnotu”, więc kiedy nadarzyła się okazja otrzymania swojego
egzemplarza książki, to nie wahałam się ani chwili dłużej! Z
mocno bijącym sercem oczekiwałam paczuszki, a kiedy wreszcie
znalazła się w moich rękach miałam nadzieję na niecodzienną
historię. Tylko czy ten klejnot jest wart fortunę, jaką wydano na
jego promocję?
„Wolność ma swoją cenę.”
Początkowe
rozdziały bardzo powoli wprowadzały mnie w całą fabułę, dzięki
czemu miałam ogromną nadzieję poznać bliżej Bagno i inne
dzielnice, jednak autorka zadbała jedynie, byśmy mogli zaobserwować
życie w Magazynie, całe przygotowania do Aukcji oraz późniejszy
pobyt nastolatki w Klejnocie. Wspomniane wcześniej Bagno, Farma czy
Bank były potraktowane jedynie powierzchownie, nad czym bardzo
ubolewam. Zapewne poznamy te sektory w pozostałych częściach, co
nie jest dla nas zaskoczeniem, prawda? Przecież chodziło tutaj o
wprowadzenie nas w ten cały arystokratyczny świat i ukazanie nam
jego potwornych wad, co się udało. Z zaciekawieniem obserwowałam
życie mieszkanek Klejnotu, które dodawały pikanterii. Przy
ich przywitaniach nawet przypomniał mi się pewien suchar: Dlaczego
kobiety całują się na powitanie? Żeby się nie pogryźć! Komu
wysuszyłam pranie?
Książkę
czyta się płynnie i nawet człowiek nie zauważa, kiedy zatraca się
w świecie wykreowanym przez Amy Ewing. Oczywiście bywały momenty,
gdy „Klejnot” wypluwał mnie z siebie z wielu powodów, ale
o tym później...
Jak z początku
myślałam, że polubię Violet, tak z każdym kolejnym rozdziałem
ta myśl powoli rozpływała się na boki. Bardzo długo nie miałam
do czynienia z tak irytującą główną bohaterką. Owszem –
na samym początku sprawiała wrażenie altruistki, gdy chciała jak
najlepiej dla swoich bliskich i przyjaciół, lecz po kilku
tygodniach przebywania w Klejnocie ta postawa przeistaczała się w
egoizm. Dobrze: raz na jakiś czas przypomniało jej się, że
istnieje ktoś oprócz niej i rozmyślała o tych osobach, ale
nie na długo. Nawet wtedy, gdy otrzymała pewną kuszącą
propozycję, która mogłaby zmienić życie surogatek to
Violet myślała tylko o sobie. No dobra... Był ktoś jeszcze. Ash.
Macie jakieś pytania?
Wspomnę
jednak, że dopiero pod koniec książki zaimponowała mi tym, że
umiała ponownie włączyć w sobie chęć pomocy bliźnim i
przestała myśleć tylko o sobie. Nie będę pisać dokładnie, o co
tutaj chodzi – sami musicie to sprawdzić. Jednak ten gest nie
zmieni mojego zdania na temat surogatki Diuszesy Jeziora.
Gdyby wycisnąć
z tej książki całą słodycz, jaką zostały obdarowane wszelkie
rozdziały, to mogłabym założyć własną plantację cukru. Tyle
mogę powiedzieć na temat wątku miłosnego, który powoli
przysłaniał ważniejszy – według mnie – aspekt tej historii.
Tak, wiem: każecie mi zerknąć na opis, gdzie wspomniano o tym
kalectwie „Klejnotu”. Jednak ja miałam nadzieję, że to nie
będzie aż tak wysunięte na pierwszy plan. O głupia ja!
Skoro
popsioczyłam na temat głównej bohaterki oraz jej problemów
uczuciowych, to teraz mogę przejść do postaci drugoplanowych,
które były o wiele ciekawsze od Violet. Mowa tutaj o Diuszesy
Jeziora, Lucienie oraz Garnecie. To właśnie właściciele tych
imion wprowadzali coś do tej książki, co pozwoliło mi ją
dokończyć. Z tej całej trójki najbardziej przypadła mi do
gustu Diuszesa. I teraz pewnie wszyscy czytelnicy tej powieści są
zaskoczeni... Chodzi mi o to, że właścicielka naszej wspaniałej
surogatki ma powody, aby zachowywać się tak, a nie inaczej. Kto
normalny kocha niedotrzymywania słów? Diuszesa została po
prostu skrzywdzona, bo nie uzyskała tego, co jej kiedyś obiecywano.
A że próbuje ona to odzyskać w taki sposób, to mnie
to nie dziwi. Od zawsze wiadomo, że w takich kręgach intrygi są na
porządku dziennym. Tylko czy kobieta da radę wykonać swoją małą
misję, w którą włączyła Violet? Na to może wam
odpowiedzieć jedynie lektura „Klejnotu”.
„Nadzieja to cudowna rzecz (...). A jednak nie doceniamy jej, póki nie zniknie.”
Chciałabym
sobie ponarzekać na kunszt pisarski Amy Ewing, jednak gdybym to
zrobiła, to naprawdę musiałabym pójść na ścięcie, bo w
tej kwestii nie mam (prawie) do czego się przyczepić. Autorka
zręcznie posługuje się wiedzą zdobytą na studiach i wykreowała
dla nas powieść, którą można jeść palcami, ale trzeba
pamiętać o kawałkach, którymi można się udławić bądź
zasłodzić. Na pewno dobrze wiecie, o co mi chodzi. No i dochodzi
jeszcze jeden fragment, w którym Amy Ewing miałaby niezłą
bombę dla czytelników, gdyby nie postanowiła podstawiać nam
pod nos odpowiedzi tuż po zaistniałym incydencie. Dopiero później
atakuje nas niespodziankami, jednak ten drobny niesmak nadal
pozostawał na języku.
Muszę także
popsioczyć na temat literówek, których trochę
odnalazłam podczas czytania książki. Myślałam, że skoro jest
tak mocno promowana, to nie może się zdarzyć coś takiego!
Rozumiem – jedno czy dwa źle zapisane słowa z przekręconą
kolejnością liter czy błędnie odmienioną końcówką mogą
się ukazać, bo czasami ciężko odnaleźć takie niespodzianki, ale
w pewnym momencie troszkę ich się nazbierało. Nawet znalazłam
dialog, który na sto procent miał pełnić funkcję zwykłego
akapitu. Na pewno poinformuję o tym wydawnictwo, podając dokładne
błędy oraz strony, gdzie można je odnaleźć.
Co tak
naprawdę chciała nam przekazać autorka? Moim zdaniem chodziło
tutaj o to, że nikt nie ma prawa wykupywać ludzi na własność.
Człowiek urodził się wolny, a odbieranie mu tego przywileju jest
najgorszą rzeczą, jaka może mu się przydarzyć. Jesteśmy panami
samych siebie i nie możemy pozwolić na to, by handlowano nami
niczym bawełnianymi majtkami na straganie.
Z serii
„rozkminy bluszczyny”: Już znałam jedną książkową Violet,
która bardzo mnie irytowała. A może to jedna i ta sama
osoba, tylko postanowiła oderwać się od wampirów i zostać
surogatką?
Podsumowując:
Mimo
irytującej głównej bohaterki i mdłej historii miłosnej
można dostrzec potencjał w twórczości Amy Ewing. To debiut
tej pani, więc trzeba jej wybaczyć te niedociągnięcia i mieć
nadzieję na to, że w kolejnej części otrzymamy rekompensatę za
naszą wyrozumiałość.
Jeżeli
uwielbiacie świat pełen intryg wśród arystokratycznych
rodzin oraz jesteście gotowi zmierzyć się z denerwującą Violet –
ta książka jest w sam raz dla was!
A teraz
wybaczcie, bo muszę podjechać do szpitala i zrobić badania krwi,
bo boję się, że mogłam nabawić się cukrzycy. Chyba powoli
wyrastam z tego typu młodzieżówek...
Moja ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Za egzemplarz
książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!
Wcześniej na tym blogu pojawiła się recenzja tej książki w wykonaniu Królika!
Świetna recenzja, zawarłaś w niej całą kwintesencję :)
OdpowiedzUsuńLiterówki faktycznie raziły w oczy. Nie sądziłam, że tak znane Wydawnictwo pozwoli sobie na wydanie niedopracowanego tekstu.
Mimo wszystko czekam na następną część, dam szansę Jaguarowi na poprawę :)
Buziaki,
modnaksiazka.blogspot.com
Jak recenzja Królika nastawiła mnie na to, że w jakieś przyszłości sięgnę po tę powieść, tak Twoja mnie zniechęciła. Nie wiem, czy to wina podobieństwa Violet do innej literackiej imienniczki czy literówki (szukanie ich stało się już moim zboczeniem prawie zawodowym), ale chyba podziękuję.
OdpowiedzUsuńObawiam się tej bohaterki, nie wiem czy przez to książka mnie do siebie przekona ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Nie lubię przesłodzonych książek - komiczne zakończenie recenzji :)- do tego książka nie jest zbytnio w moich klimatach, ale jakoś napaliłam się na nią i już w niedługim czasie powinnam ją przeczytać. Chyba, że trafi mi się coś ciekawszego :)
OdpowiedzUsuńMasz bardzo ciekawy styl przedstawiania książek. Nie ma oklepanych formułek a to się chwali ;)
OdpowiedzUsuńNadal nie jestem przekonana do tej książki.
Bardzo podoba mi się okładka tej książki i sama teść też mnie kusi. Mam nadzieję, że pozycja szybko trafi w moje ręce, mam wielka ochotę ją przeczytać bo lubię tego typu młodzieżówki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
http://happy1forever.blogspot.com/
Koniecznie muszę przeczytać tą książkę :)
OdpowiedzUsuńJa sobie zdecydowanie podaruję. Kompletnie do mnie ta koncepcja z surogatkami nie przemawia, a i spodziewam się mojego odbioru głównej bohaterki, skoro Ciebie nie zachwyciła. Śliczne okładki też nie za bardzo pomogą, bo raczej rzadko się kieruję zmysłem wzroku przy wyborze książki i upodobaniami estetycznymi, które i tak nie współgrają z grafiką Klejnotu. PLantacja cukru... a może Magazyn cukru? Rozwala mnie w ogóle nazwanie miejsca prztrzymywania dziewczyn Magazynem. To takie... kiczem mi tu zalatuje? Chyba tak. Bo sam motyw walki o wolność i prawa decydowania o sobie jest okej, ale chyba nie w takiej płytkiej otoczce. Dziękuję, nie skorzystam :P
OdpowiedzUsuńW sumie rozważałam przeczytanie tej książki... lecz jakoś krucho u mnie z czasem, przez co czytam tylko to, co bardzo ale to BARDZO chcę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej na razie ;)
Wydaje mi się, że zarówno fabuła, jak i okładka są podobne do "Rywalek". Jednak w najmniejszym stopniu mnie to nie zniechęca i wiem, że muszę jak najszybciej przeczytać tę książkę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lunatyczka
Serdecznie zapraszam na bloga http://czytajacechochliki.blogspot.com/ o książkach, którego prowadzę z przyjaciółką :D oczywiście miło by było, gdybyś zostawiła po sobie ślad :)
OdpowiedzUsuńHejka! Nominowałam Was do dwóch tagów. Więcej informacji tutaj http://alejaczytelnika.blogspot.com/2015/10/tea-book-tag-harry-potter-characters.html ;)
OdpowiedzUsuńDochodzę do wniosku, że nie jest to jednak książka dla mnie :(
OdpowiedzUsuńAle okładka jest obłędna :D
Moje serce podbiła okładka. Spojrzałam na nią i takie: WTF, to "Rywalki" jeszcze się nie skończyły? xD
OdpowiedzUsuńA opis mnie lekko zaciekawił...
Może kiedyś po nią sięgnę?
Pozdrawiam,
Isabelle West
recenzjekawoholika.blogspot.com
Właśnie tego się obawiałam, że książka będzie ociekała słodyczą. Okładka zrobiona pod modłę promocji, żeby pozycja wybiła się na sławie "Rywalek". No nie wiem, może przeczytam tylko uzbroję się w GORZKĄ czekoladę do tego :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
Nominowałam Cię do TAGA - lubimy czytać :)
OdpowiedzUsuńhttp://modnaksiazka.blogspot.com/2015/10/lubimy-czytac-tag.html
niesamowicie przypomina mi to Rywalki.
OdpowiedzUsuńa że dla mnie ta seria była miłą odskocznią od rzeczywistości i niezobowiązującą lekturą to z chęcią sięgnę i po tą pozycję. mimo tych wszystkich wad troszkę mnie interesuje :)
Ja jestem skłonna dać szansę tej książce, gdyż jej fabuła ogromnie mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńChyba za stara jestem na tę książkę...
OdpowiedzUsuńUuu.. jestem zaciekawiona, a ta słodycz w książce może nieco przeszkadzać.. Ale to nic - dam jej szanse :)
OdpowiedzUsuń