Autor:
Amy Ewing
Tytuł:
Czarny Klucz
Oryginalny
tytuł: The Black Key
Seria:
Klejnot
Tom:
III
Przekład:
Iwona Wasilewska
Wydawnictwo:
Jaguar
Ilość
stron: 320
Jak
często chcemy zrobić coś naprawdę ważnego, lecz wystarczy jedna
drobna zmiana i wszystko idzie witać się z innymi obowiązkami w
kącie „odkładania danych spraw na bok”? Przypuszczam, że wiele
razy. I panna Lasting, w tej kwestii niczym się od nas nie różni.
Violet
wraz z innymi odbitymi niewolnicami arystokratek z rozwagą
opracowuje plan mogący zlikwidować raz na zawsze rządy zepsutych
bogaczy zamieszkujących Klejnot. Prawie wszystko zostaje już
zapięte na ostatni guzik, kiedy do dziewczyny docierają informacje
o porwanej siostrze, której miejsce przetrzymywania w domu Diuszeszy
Jeziora (a tym samym jej stan fizyczny i psychiczny) nie są nikomu
znane. Nie zważając na protesty towarzyszy, postanawia opuścić
Białą Różę i pod przebraniem dwórki zamierza odnaleźć swoją
siostrę i odbić ją z rąk niezrównoważonej kobiety. Niestety to
nie jest takie łatwe, jak przewidywała. Przez cały czas musi się
mieć na baczności, by poznani wcześniej ludzie nie odkryli prawdy
o jej fałszywej tożsamości. Wystarczy tylko chwila nieuwagi, a
może zniszczyć wszystko, w czym pokładano nadzieje.
W
międzyczasie trwają przygotowania do kolejnej Aukcji, która ma być
jeszcze bardziej wyjątkowa od poprzednich. Zamężne kobiety z
Klejnotu oraz Banku wręcz nie mogą się doczekać odkrycia tego
arcyważnego wydarzenia, spekulując nad mgłą tajemnicy, jaką jest
ono spowite. Jedyne co jest w stanie oderwać ich od tych spekulacji
to nasilające się ataki Czarnego klucza, którego występki
zbierają potworne żniwo. A ludzie zamieszkujący wyższe sfery
jeszcze nie wiedzą, że to dopiero przedsmak prawdziwej zabawy, jaką
mogą zagwarantować poniżani przez lata mieszkańcy biedniejszych
okręgów.
Czy
wszystko pójdzie zgodnie z planem? Czy Czarny klucz utrze nosa
arystokracji i raz na zawsze ukróci ich samowolkę? A może Violet
zepsuje wszystko, przez co szanse na wolność odejdą w zapomnienie?
Czasami
wystarczy jeden zły ruch, aby poukładane klocki domina zdołały
się posypać.
Przedłużałam
ten moment najbardziej, jak tylko mogłam. Spoglądałam chciwym
wzrokiem na [Czarny klucz], ale nim moja ręka zdołała ściągnąć
tę książkę z półki, zawsze zdołałam ją poprowadzić w innym
kierunku, sięgając po coś innego. Jednakże ta zabawa nie mogła
trwać już dłużej. Zakończyłam ją bez chwili wahania. Tylko czy
postąpiłam słusznie? Dobrze było przerwać tę głupotę i
przeżyć ten ostatni raz przygodę w Samotnym Mieście? A może
chciałam w trakcie czytania wyrzucić tę powieść przez okno,
próbując o niej zapomnieć?
Dość
często przy ostatnich tomach serii nastawiam się na wbijającą w
fotel niesamowitą akcję, której zakończenie ma mnie wręcz zatkać
z wrażenia. Niekiedy wychodzi mi to na plus, ale czasami wyobrażam
sobie zbyt wiele, przez co spotykam się z rozczarowaniem i
niesmakiem. Zamiast próby złapania oddechu po ekscytującej
czytelniczej przejażdżce mam to odczucie, lecz jest ono ściśle
powiązane z moim gniewem. Dlatego też do lektury [Czarnego klucza]
zasiadłam z metaforyczną czystą kartą. I jestem z tego powodu
szczęśliwa, bo dzięki temu drobnemu zabiegowi odczuwałam wszystko
ze zdwojoną siłą. A działo się w tej książce sporo, oj
sporo...
Bardzo
żałowałam, że Biała Róża poszła nieco w odstawkę. Było to
spowodowane gwałtowną zmianą planów Violet, która nie mogła
znieść myśli, że jej młodsza siostra jest przetrzymywana przez
Diuszeszę Jeziora, co miało być karą za występek głównej
bohaterki. Tym samym, z żalem, opuściłam oazę Sil i ponownie
powróciłam do, z pozoru, najpiękniejszego kręgu, czyli Klejnotu.
Znacznie obawiałam się powtórki z rozrywki, bo przecież domostwo
byłej właścicielki dziewczyny zdawałoby się nie mieć już
przede mną żadnych tajemnic, kiedy prawda była znacznie inna. Wraz
z nową rolą Violet poznawała kolejne zakamarki miejsca kojarzącego
jej się z upokorzeniem, ale również miała większą możliwość
przebicia się wśród ludzi pracujących dla arystokracji. Podobała
mi się ta idea, bo doskonale łączyła się z innymi planami
związanymi z tym kręgiem, ale i tak cały czas obawiałam się o
jej życie. Przecież w każdym momencie ktoś mógł ją rozpoznać!
Wręcz obgryzałam paznokcie (obrzydliwy nałóg – nie polecam),
kiedy to na własne życzenie wpychała się w gniazdo szerszeni,
próbując skontaktować się z ukrytą w głębi pałacu siostrą,
czy też nawiązując nowe sojusze. W kulminacyjnym momencie już
niczego nie przeżuwałam, bo szeroko otwarte usta by mi na to nie
pozwoliły. Przez cały czas czuło się ten pęd, ale pod sam koniec
to już człowiek naprawdę dostawał zadyszki, a jego oczy
wychodziły z orbit. Tylko do teraz nie wiem, jak mam ocenić
ostatnie dwadzieścia stron książki. Z jednej strony odpowiadała
mi taka wersja i przyswajałam ją, kiedy z drugiej czegoś tam
brakowało. Może było to spowodowane ostudzeniem emocji i
wyprowadzenie mnie z rozżarzonych węgli na zwyczajną drogę? Może
kiedyś znajdę odpowiedzi na te pytania, ale tymczasowo zostawiam
przy nich puste pole.
Zawsze myślałam, że czynienie dobra to prosta sprawa. A jeśli nawet nie samo czynienie to określenie, co jest dobre, a co złe. Ale teraz chcę odrzucić wszystko nad czym pracowałam, żeby uczynić coś nieprzemyślanego i groźnego. Nawet nie wyglądam już jak ja.
Nareszcie
doczekałam się tego momentu, kiedy to wyidealizowana Violet
popełnia błędy niosące ze sobą poważne konsekwencje! Może w
tej chwili jestem wredna, ale miło było mi zobaczyć ją z całkiem
innej strony, tej bardziej ludzkiej. To było moim marzeniem, dlatego
też śmiało wykrzyczę: marzenia się spełniają! Przez pewien
czas mogłam ją śmiało porównać do Tris z trylogii {Niezgodna}
ze względu na podobieństwo charakterów. Obydwie panie wierzyły
jedynie w swoje umiejętności i za nic w świecie nie umiały
przyjąć do wiadomości, że ktoś może im pomóc, co ani odrobinę
nie zaszkodzi w wypełnianiu misji. Na całe szczęście panna
Lasting poszła po rozum do głowy i czym prędzej zrozumiała swój
błąd, za który pragnęła odpokutować. Podobała mi się w niej
ta postawa, dzięki czemu, już definitywnie mogę powiedzieć jedno
– naprawdę ją polubiłam. Niestety ta sympatia nie jest w stanie
wymazać niewybaczalnego błędu dziewczyny, który niósł ze sobą
katastrofalne skutki. Aż mam łzy w oczach, gdy tylko o nim myślę.
I pomyśleć, że zazwyczaj pozuję na twardą i niewzruszoną na
cierpienia dziewuchę!
Amy
Ewing nie zaniedbała również pozostałych bohaterów, dzięki
czemu miałam styczność z ludźmi, których pokochałam lub
znienawidziłam całym sercem. Może zmniejszono mi kontakt z Ashem,
Sil czy też Raven, ale za to zyskałam dostęp do Garneta, który od
pierwszego tomu przeszedł chyba największą przemianę pośród
postaci. Z pijącego do oporu imprezowicza, przeistoczył się w
godnego naśladowania młodego mężczyznę. Podobało mi się jego
nastawienie do żony, której nie kochał, lecz akceptował jej
dziwactwa i szanował. Niestety i tak było mi przykro, że musi
tkwić w tym małżeństwie, kiedy tak naprawdę darzył uczuciem
inną dziewczynę.
Dobrze,
zwrócę się teraz ku innym postaciom. Oczywistym jest to, że
przyszło mi poznać nowe twarze i ocenić, czy aby na pewno są
warte uwagi. Może kilka dodatkowych osób nie wnosiło niczego
sensownego do fabuły, ale pozostali mieli dla niej ogromne znaczenie
i utrata wielu z nich bolała mnie równie mocno, jak i tych znanych
z wcześniejszych części. Nigdy nie znosiłam tak okrutnych
rozstań, chociaż powinnam już być przyzwyczajona do tego, że
autorzy zawsze odbierają czytelnikom bohaterów, których ci
pokochają. Przecież nigdzie nie może być wyjątków od tej
przykrej reguły...
Nie zawsze to, co wybieramy, daje efekty, których byśmy chcieli albo których byśmy się spodziewali.
Może styl pisania Amy Ewing od momentu napisania [Białej Róży] poprawił się tylko odrobinę, lecz już wtedy wszedł on na wyższy poziom. Dzięki temu tej książki się nie czyta – przez nią się wręcz płynie! Największe zmiany można zauważyć przy kreacji bohaterów, którzy – w końcu – zyskali człowieczeństwo i nie przypominają mi doskonałych maszyn. Przyznam szczerze, że tak naprawdę obawiałam się o opisy scen walki (bo tego nie może zabraknąć w tomach kończących serie), ale z tym również sobie poradziła. Może nie były one idealne, ale autorka nie przyczyniła się do słownej katastrofy, dzięki czemu wszystko wyglądało naturalnie. Odwzorowała bitwę najlepiej jak potrafiła, za co ma ode mnie wielkiego plusa. Ale i tak nie podaruję jej zabawy w Ponurego Żniwiarza!
Niekiedy
jesteśmy w stanie rzucić wszystko i czym prędzej pobiec z pomocą
najbliższej nam osobie. Nasz altruizm przysłania inne, zazwyczaj
poważniejsze sprawy, byle tylko być pod wpływem jego działania.
Tym samym zaniedbujemy siebie, narażając się na przykre
konsekwencje. Tak było w przypadku Violet, która w [Czarnym kluczu]
porzuciła swoje towarzyszki i popędziła ratować siostrę. Można
jej wybaczyć troskę o rodzinę, ale tym występkiem mogła popsuć
coś, nad czym pracowała z innymi uciekinierkami z Klejnotu od
dłuższego czasu. Czasami lepiej po prostu dać ochłonąć emocjom
i na spokojnie zaplanować kolejne ruchy, by później niczego nie
żałować.
Podsumowując:
Naprawdę
ciężko mi zaakceptować fakt, że [Czarny klucz] jest zakończeniem
przygód zbuntowanej Violet i jej świty. Chociaż pierwszy tom nie
zapowiadał tego, ale naprawdę przywiązałam się do wykreowanego
przez autorkę świata oraz pokochałam jej wyobraźnię i bohaterów
przeniesionych z niej na papier. Tym bardziej nie umiem się pożegnać
z tą serią, gdyż ten tom wniósł jeszcze więcej intryg oraz
zawiłych spraw mających zaskakujące rozwiązania. Jeżeli więc
zakończyliście czytanie tej serii na pierwszej części lub w ogóle
nie znacie panny Lasting to musicie to koniecznie zmienić. Warto!
Moja
ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Książki
z serii Klejnot:
▪ Klejnot
| ▪ Biała Róża | ▪
Czarny klucz
Za
egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017
roku!
Psst!
Wiecie, że recenzję [Klejnotu] autorstwa Patrycji znajdziecie
tutaj?
Widziałam tą serię u Padmy jakiś czas temu, chociaż mnie zaciekawiła to już zdążyłam zapomnieć. Co prawda mam odnotowaną, ale zostawię sobie na później :)
OdpowiedzUsuńWiem, o którym błędzie mówisz... miałam nadzieję, że po tej scenie bohaterka się obudzi, a wszystko okaże się złym snem. Mnie również w tej części podobało się pociągnięcie wątków pobocznych, polubiłam Raven i jej charyzmę - również jest mi przykro, że to już koniec. Rozstania bywają trudne.
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera zawiodłam się na ostatniej część. Pierwszy i drugi tom był bardziej rozbudowany. W trzeciej części autorka zawiodła mnie trochę sposobem i pisania oraz tym jak przedstawiła finałowy wątek.
OdpowiedzUsuńDwie strony książek
Seria nie do końca przypadła mi do gustu, ale też nie tak, żeby w ogóle miała mi się nie podobać. Po prostu nie miała w sobie "tego czegoś". Czytało się bardzo przyjemnie.
OdpowiedzUsuńNie miałam ochoty na te serię, ale teraz jak jest już zakończona, to może kiedyś rzucę na nią okiem :)
OdpowiedzUsuńMnie ta lektura nie interesuje, a jeszcze, jak choćby przez chwilę porównujesz Violet do Tris - o nie, nie, nie, podziękuję na pewno :D
OdpowiedzUsuńTeż się zawsze nastawiam na zajebisty koniec serii, jeśli reszta była świetna <3
Zdecydowanie za dużo mam rozpoczętych serii, by sięgać po kolejną. ;/
OdpowiedzUsuńTa przygoda czytelnicza jeszcze przede mną, miło będzie sięgnąć po tę serię. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Mam chyba dwa tomy w swojej kolekcji i wiem, że muszę dokupić trzeci, żeby móc w spokoju zasiąść do całej trylogii ;). Jakoś inaczej nie umiem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Tylko tego tomu brakuje mi do szczęścia i zaczęcia serii po polsku czytana w oryginale przekonała mnie do siebie :)Dlatego też kupię nasz przekład.
OdpowiedzUsuńNie znam tej serii (tzn. słyszałam o niej, ale nie miałam okazji jeszcze przeczytać) - ale przyznam, że ogromnie mnie do niej ciągnie. Te okładki! ♥
OdpowiedzUsuńDwa poprzednie tomy mnie bardziej rozczarowały, więc i z tym nie wiążę żadnych nadziei, ale z ciekawości, jak będzie oczywiście okazja się zapoznam. ;)
OdpowiedzUsuń