piątek, 15 stycznia 2016

Więzień Labiryntu oczami #Ivy

Autor: James Dashner
Tytuł: Więzień Labiryntu
Oryginalny tytuł: The Maze Runner
Seria: Więzień Labiryntu
Tom: I
Przekład: Łukasz Dunajski
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ilość stron: 424

Pamiętacie może jeden z mitów, gdzie ateńczycy zostawali zsyłani do labiryntu, aby nakarmić sobą bestię, jakiej przyszło żyć w tej przedziwnej budowli? Zapewne kojarzycie go z historii i nawet przypominacie sobie, że jednym z ważniejszych wątków w tej historii była zasługa Ariadny, zauroczonej jednym z chłopaków do tego stopnia, że postanowiła mu pomóc oszukać śmierć. Ofiarowała młodzieńcowi kłębek nici, którą rozwijał, coby zabić Minotaura i wydostać się z więzienia. Całkiem pomysłowe, jednak co z tego, jeżeli w przypadku Streferów to nie jest pomocne?
Thomas budzi się w windzie, jednak nie wie, gdzie ona w ogóle prowadzi. Za wszelką cenę próbuje pobudzić swoją pamięć, lecz przed oczami stają mu urywki z życia, które nic mu nie mówią. Przypomina sobie także swoje imię, ale to też nie ratuje jego sytuacji. Z przerażeniem oczekuje końca podróży, licząc na łut szczęścia.
Po otworzeniu wrót maszyny witają go tłumy chłopaków, którzy są zaciekawieni kolejnym towarzyszem. Thomas dowiaduje się, że aktualnie przebywa w Strefie – otwartym terenie, który znajduje się wewnątrz Labiryntu, a od tej dziwnej konstrukcji dzieli ich ogromny mur.
Chłopak próbuje dowiedzieć się, w jakim celu został tutaj zesłany, jednak nikt nie potrafi udzielić mu odpowiedzi. Streferzy jednak nie siedzą z założonymi rękoma i każdego dnia próbują rozszyfrować zagadkę. Aby ułatwić sobie zadanie tworzą swój wewnętrzny ekosystem i każdy odgrywa w nim swoją wyznaczoną rolę. Najważniejszą okazuje się bycie Zwiadowcą, który każdego dnia wbiega w niebezpieczne wnętrze Labiryntu, próbując przynieść ocalenie w postaci wyjścia, lecz konstrukcja wcale im tego nie ułatwia. Nie dość, że każdej nocy zmienia się ułożenie ścian, to jeszcze wtedy na zewnątrz wychodzą potwory, a spotkanie z nimi w cztery oczy nie wróży niczego dobrego.
Kiedy kolejnej doby do Strefy zostaje dostarczona po raz pierwszy dziewczyna, z tajemniczą wiadomością, wszyscy zdają sobie sprawę, że od tego momentu już nie będzie takie same. Thomas ma pewne przeczucie związane z nową towarzyszką. Ma wrażenie, jakby oboje zostali zesłani na tę ziemię nie bez powodu. Ta dziwna myśl nie daje mu spokoju i chłopak nie spocznie, póki nie pozna całej prawdy.
A co, jeżeli on i dziewczyna będą w stanie uwolnić zamkniętych w tym więzieniu Streferów? Czy Thomas odzyska swoje wspomnienia, które mogą być cenne? I jak zakończy się ta batalia z niewidzialnym wrogiem?
Jedno jest pewne: jeżeli nie odnajdą wyjścia – zginą!



Już od dłuższego czasu miałam ochotę przeczytać [Więźnia Labiryntu], jednak po dłuższym oczekiwaniu swojej szansy musiałam się zadowolić ekranizacją. Wiem, to ogromny grzech, ale widziałam go tak dawno temu, że większość treści uleciała z mojej głowy i możliwość odświeżenia sobie tej historii była dla mnie priorytetem. Całą trylogię otrzymałam od zarośniętego staruszka w czerwonym kubraczku, przy czym spełniło się moje marzenie. Tylko czy moja radość trwała długo? Jak oceniłam dzieło Jamesa Dashnera? Wyszłam z tego Labiryntu cała i zdrowa? A może zostałam jego więźniem, który nie potrafił dokończyć powierzonej mu misji? Zaraz wszystko wyjdzie na jaw...


Zapomni o wszystkim, co dziwne. Zapomni o wszystkim, co złe. Zapomni o tym i nie spocznie, dopóki nie rozwiąże tej zagadki i nie znajdzie stąd wyjścia.

Świat wykreowany przez pana Dashnera należy do tych, gdzie sama nie chciałabym wylądować. Kiedy poznawałam krok po kroku Strefę i jej mieszkańców miałam wrażenie, jakbym sama była tą nową, a każde nieprzychylne opinie bądź spojrzenia działały na mnie z dużą siłą. Nie mogę także zapomnieć o kalejdoskopie uczuć, który przetoczył się przeze mnie. [Więzień Labiryntu] wyzwolił we mnie emocje tak silne, że nawet w pewnym momencie zapomniałam, jak się oddycha. Przyczyniła się do tego pędząca akcja, która pochłaniała mnie już całkowicie. Przyłapywałam się na wstrzymywaniu oddechu w najbardziej ekstremalnych chwilach oraz na słabych uśmiechach podczas ciekawych wymian zdań między Streferami. I pomyśleć, że na samym początku nie było tak kolorowo...
Pierwsze rozdziały ciągną się niczym guma w babcinych reformach, powoli wciągając nas w ten skomplikowany do bólu świat, gdzie każdy ma swoją rolę i musi się z niej wywiązywać. To zrozumiałe, skoro dopiero co go poznajemy, ale jak wytłumaczyć fakt dziwacznego słownictwa, które możemy znaleźć w prawie każdym dialogu? O moich spostrzeżeniach na ten temat możecie przeczytacie nieco niżej. Dopiero w połowie książki zaczyna się wszystko rozkręcać i wtedy zaczęłam wczuwać się w tekst, a o moich reakcjach mogliście przeczytać akapit wcześniej.
Teraz przejdźmy dalej.
Thomas należy do tych głównych bohaterów, których na początku ledwo znosiłam, jednak z czasem oswoiłam się z jego obecnością, jednak nadal nie zyskiwał mojej sympatii. Przedstawiony jako inteligentny chłopak o odwadze, którą można by obdzielić pięciu innych mieszkańców Strefy, w moich oczach zabłysnął jako głupiec. No bo kto normalny wskakuje do zamykającego się na noc Labiryntu, wiedząc że wtedy wychodzą na żerowanie Buldożercy i przetrwanie wewnątrz budowli graniczy z cudem? Rozumiem, że Thomas zrobił to po to, aby uratować nowo poznanych chłopaków, jednak co z tego? Nie można mylić odwagi z głupotą. Poza tym irytowało mnie rozczulanie się Thomasa nad sobą. Dopiero później zaczął ogarniać to miejsce, gdzie na plecach zaczyna się przedziałek. To jednak nie zmienia faktu, że miałabym ochotę go udusić.
Zapewne teraz zapytacie: Skoro główny bohater tak cię irytował, to po co czytałaś dalej? Już wam zdradzam swoją tajemnicę, a raczej dwie tajemnice – Newt i Minho. Dobrze, może nie jestem oryginalna, ponieważ sporo dziewczyn wzdycha do tych postaci, jednak tylko oni przyczynili się do kontynuacji lektury [Więźnia Labiryntu]. Cierpliwy i wyrozumiały Newt oraz sypiący sarkastycznymi uwagami Minho podbili moje serce już w momencie, gdy tylko pierwszy raz przeczytałam ich imiona. Moim zdaniem to oni nadawali smaku całej historii, gdy Thomas próbował rozsadzić nasze czytelnicze kubki smakowe.
A co do pozostałych bohaterów, to mogę powiedzieć, że każdy wypełnił swoją rolę i nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło któregokolwiek ze Streferów. Nieważne są ich większe czy mniejsze dokonania. Autorowi udała się sztuka wpychania bohaterów w fabułę bez powodu, co jest na plus. I to ogromny!

Chciałabym ci w ten sposób powiedzieć, że gdybyś umarł, to bym cię zabiła.

James Dashner posługuje się prostym i zrozumiałym językiem, z pewnymi wyjątkami. Wspominałam wcześniej o specyficznym slangu, jakim posługują się Streferzy i teraz rozwinę tę myśl. Dziwne wyrażenia stosowane przez bandę dzieciaków zapewne miały nadać oryginalności książce, coby zaczęła wyróżniać się na tle innych tytułów tego samego gatunku, ale ja jestem zdania, że tak naprawdę psuły komfort czytania. James Dashner chciał dobrze, jednak wyszło jak wyszło. Może innym się to podobało, ale ja jestem zniesmaczona. I dodajmy jeszcze fakt, że jesteśmy bombardowani dziwnymi wyrażeniami już od samego początku w nadmiarze. Dopiero później to wszystko się uspokaja, ale co za dużo to nawet... Pozwólcie, że nie zakończę tej myśli.
Moim zdaniem [Więzień Labiryntu] ukazuje całą prawdę o tym, że tak łatwo przyzwyczajamy się do wygody. Rozdzielamy między sobą obowiązki i każdy się ich trzyma. Chociaż monotonność męczy, ale nie chcemy przerywać rozpoczętego ciągu. A czasami wystarczy jeden dodatkowy ruch, aby coś się zmieniło. Tylko nie można być pewnym, czy na lepsze.
Ostatnio nie wytykałam wydawnictwom literówek czy innych błędów w książkach, ale tutaj nie mogę przejść koło tego obojętnie. W prawie każdym rozdziale wykrywałam takie brzydactwa, które także wytrącały mnie z rytmu czytania. Niektórzy z was zapewne ignorują takie wydawnicze wpadki, ale ja nie potrafię. Jestem wyczulona na błędy i za ten mankament [Więzień Labiryntu] traci punkt w końcowej ocenie.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: Chociaż ten dziwny slang działał mi na nerwy, to bardzo często łapię się na tym, że sama zaczynam go stosować. Muszę to jak najszybciej wyplenić!

Podsumowując:
[Więzień Labiryntu] to książka pełna emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. Każdy rozdział rozpala wyobraźnię i nawet nie wiadomo kiedy zostajemy popchnięci do wnętrza Labiryntu, powoli stając się jednym ze Streferów. Oczywiście czyhają na nas słowni Buldożercy gotowi zepsuć nam przyjemność czytania. A czy będą w stanie to zrobić? Mnie dorwali i zrobili spustoszenie w mojej głowie, ale to nie znaczy, że was także spotka taka przykra niespodzianka.
Polecam szczególnie fanom tego gatunku, jednak jeżeli dopiero rozpoczynasz z nim przygodę, to radzę sięgnąć po inny tytuł. A jeśli uwielbiasz ryzyko – droga wolna!

Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:

Książki należące do trylogii Więzień Labiryntu
[Więzień Labiryntu] • [Próby Ognia] • [Lek na śmierć]

Książka ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!

***


19 komentarzy:

  1. Książkę mam w planach od dawna, ale jakoś nie chce mi wpaść w ręce, Może w tym roku uda mi się po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby mnie kiedyś intrygowała, ale przestała. Znając życie, skończy się jak z "Niezgodną" - na filmie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku. Poważna sprawa.

    ...ale to bez znaczenia, skoro nie mój gust, hihihi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie, ale ciągle odkładam jej lekturę na później... I trochę się jej obawiam. Że będzie kopią tego wszystkiego co znam w tym gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie osobiście książka się bardzo podobała chociaż 3 część przeczytałam do połowy i jakoś przestałam czytać i już do tego nie wróciłam :) pozdrawiam http://wiktoriaczytarazemzwami.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. "Więzień labiryntu" jest jedną z moich ulubionych książek. Sama też pokochałam Minho. ;) A slang mi nie przeszkadzał, dla mnie to było ciekawe urozmaicenie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na razie MUSZĘ odmówić, bo mam do nadrobienia sporo przez tę sesję :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak na razie "Więzień labiryntu" jest w moich czytelniczych planach i tak się zastanawiam czy mi przypadnie do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie czytałam tej serii, choć wiem, że na pewno bardzo by mi się spodobało :) Ciekawy pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi ta książka, jak i cała trylogia naprawdę się podobała. Myślę, że nawet wrócę do niej za jakiś czas :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nadrobię recenzję, jak poogarniam sajgon na uczelni! A wpadam dzisiaj szybko jak pędziwiatr, bo mam dla Was nominację do LBA: http://poczytalna-umyslowo.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Cała trylogię mam w planach :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Chociaż jedna osoba myśli o tej książce mniej więcej podobnie jak ja :) Nie lubię się ze stylem pana Dashnera. oj, bardzo się nie lubimy. Co wyszło też przy okazji czytania innej jego książki - "W sieci umysłów". Podobają mi się pomysły tego autora, ale sposób wprowadzenia ich w życie już nie, przez co bardzo się męczyłam podczas czytania. No i ten jęczący na każdym kroku Thomas...:D

    OdpowiedzUsuń
  14. Książkę od tamtego roku mam w planach! Twoja recenzja jest genialna i mam nadzieję, że uda mi się nadrobić wszystko w tym roku. Tym bardziej "Więzień labryntu" :)
    skrytaksiazka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak na razie mam za sobą tylko film, który bardzo mi się podobał. Nie wiem, czy bardzo różni się od książki, mam nadzieję, że nie, ale różnice będą na pewno. Książkę już od długiego czasu mam na swojej liście 'must read' ale jakoś nigdy nie mogę się za nią zabrać :(
    Buziaki, Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń
  16. Mnie również ta książka na kolana nie powaliła ;)
    Thievingbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Muszę przeczytać tą książke, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie.

    http://krainaksiazek0.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytałam tą książkę i bardzo mi się podobała. Ten "slang" był dla mnie wspaniałym urozmaiceniem, ale nie każdy musiał go kochać :D Po za tym pokochałam Thomasa, a Minho mnie drażnił. Cóż za odwrotność sytuacji :P

    OdpowiedzUsuń
  19. Coś słabiutko oceniasz mojego ukochanego Dashnera :D
    Aj, tylko zdzielić po głowie xD
    Nie no, żartuję :)
    Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają Jamesa i którzy za nim nie przepadają. Nie ma takich, którzy nienawidzą.
    Nie da się. Nienawidzić. Dashera.
    No, w każdym razie mi się podobało, szkoda, że cię niezbyt zaskoczyło...
    Pozdrawiam,
    Isabelle West
    Z książkami przy kawie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.