Autor:
Małgorzata Kalicińska oraz Basia Grabowska
Tytuł:
Irena
Wydawnictwo:
W.A.B.
Ilość
stron: 416
Chyba
każdy z nas przerabiał taki moment w życiu, kiedy rodzice
rozpoczynali naszą naukę, która miała pomóc w
dorosłym życiu. Prosili o odrabianie zadań domowych i przeglądanie
notatek na następne lekcje, by przyswoić wiedzę i móc ją
później wykorzystać. Starali się przekonać nas do
porządków w swoim pokoju. W ten sposób chcieli nauczyć
nas odkładania przedmiotów w wyznaczone miejsca, by później
robić to samo z ważnymi dokumentami. Pomagali także odnaleźć
nasze pasje. Zapisywali na przeróżne zajęcia, aby odkryć
nasze przeznaczenie. Co z tego, że się przy tym wykosztowali, z
nerwów stracili sporo włosów lub osiwieli albo śni im
się wieczne powtarzanie tabliczki mnożenia? Dla nich były
najważniejsze sukcesy swojej pociechy.
Jagoda
robiła wszystko, aby móc zyskać w oczach swojej matki. Przy
każdej drobnej czynności dwoiła się i troiła, żeby tylko było
idealnie. Na próżno. Nawet teraz – jako dorosła kobieta –
nie masz szans na usłyszenie jakiegokolwiek komplementu z jej ust. A
mogłaby. Jagoda odnosi przecież sukcesy zawodowe. Jest ceniona w
swoim zawodzie i wiele firm chętnie by ją wykradło do siebie. To
jednak nie przekonuje jej mamy.
Dorota
(bo tak właśnie nazywa się kobieta, która urodziła Jagodę)
uważa, że jej córka została świadomą niewolnicą swojej
korporacji. Zamiast tych lichych sukcesów w tej sferze
wolałaby, aby jej córeczka wyszła za mąż. Problem jednak
polega na tym, że nigdy nie dostrzegła przy boku swojej jedynaczki
mężczyzny. A to źle wróży.
Wieczne
konflikty między kobietami doprowadzają do ich rozłąki. Powód
ich waśni wydaje się błahy, lecz wina tego sporu leży znacznie
głębiej. Jagoda i Dorota skrywają przed sobą mroczne sekrety,
których nie zamierzają sobie wzajemnie wyjawić. Kiedy pani
bizneswoman próbuje odciąć się od własnej rodziny –
wtedy do akcji wkracza „ciotka” Irena. Świeża wdowa ma już
dość tej potwornej atmosfery i, raz na zawsze, zamierza ją
przegonić.
Jakie
sekrety skrywa ta niewinnie wyglądająca rodzina? Czy Irenie uda się
pogodzić zwaśnione od wielu lat kobiety? A może wszystko zakończy
się tragedią?
Bo
czasami z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. I wtedy
najlepiej stanąć z boku, by – w razie czego – móc się z
niego wyciąć.
Od
czasu do czasu sięgam po książki polskich autorów. Po
prostu nie wypada wiecznie siedzieć w zagranicznej literaturze i
promować obcobrzmiące nazwiska. Dlatego też sięgnęłam po
[Irenę], którą zakupiłam za śmiesznie niską cenę podczas
wyprzedaży w pewnej księgarni internetowej jakiś rok temu. Nieco
obawiałam się lektury, bo rzadko kiedy karmię swój umysł
obyczajówkami. Postanowiłam jednak nie poddać się tym
głosikom namawiającym na odłożenie książki i rozpoczęłam nową
przygodę. A jak ona wyglądała?
„Felek mawiał, że pracuje się, aby żyć, a nie żyje, aby pracować.”
Przez
pewien czas zastanawiałam się, czy aby na pewno dobrze czytam tę
książkę. Nie mam na myśli tego, że mogłaby być ona odwrócona
do góry nogami. Chodzi mi raczej o jeden aspekt: czas. Tutaj
panuje jego istna mieszanka! W jednej chwili czytam o zdarzeniach w
teraźniejszości, by chwilę później ktoś robił to samo,
ale już opierając się o słowa dość mocno wskazujące na
przeszłość. Przez ten zabieg byłam nieco zdezorientowana.
Dlaczego autorki skorzystały z takiej zabawy? Przecież od zawsze
wiadomo, że jak coś piszemy, to stawiamy tylko na jeden czas i się
go trzymamy. A jak już chcemy użyć oba to jakoś odznaczamy ten
tekst i nie tworzymy czegoś w stylu: Myję owoce z prędkością
światła, bo sałatka sama się nie zrobi. Wzięłam salaterkę i
dokładnie jej się przyjrzałam – była brudna. Dlatego też ona
także trafia pod kran na spotkanie z zimną wodą. Można zwariować,
prawda? Przyzwyczajenie do tej „psychozy” nieco potrwało, ale w
tym czasie trzeba było jeszcze zwrócić uwagę na fabułę.
Z
początku co rusz się śmiałam, chociaż sytuacja wcale nie była
komiczna. Już na samym starcie mamy informację o śmierci męża
tytułowej Ireny, do którego każda z bohaterek jest dość
mocno przywiązana. To jednak nie przeszkodziło na ukazanie momentu
przyswajania sobie tej informacji w dość... specyficzny sposób.
To był jeden z patentów autorek na ukazanie czytelnikom
charakterów naszych pań, aby powoli ukazywać wszelkie zmiany
zachodzące w nich. Oczywiście śmierć bliskiego człowieka potrafi
mieszać w głowach, lecz tutaj największymi paskudami psującymi
więź matki z córką były te przeklęte tajemnice! To one
napędzały wszelkie kłótnie i ciągi nieporozumień między
Dorotą a Jagodą. I chociaż dalej odnajdywałam śmieszne momenty,
to jednak problemy rodzinne zaczęły grać pierwsze skrzypce. Przez
to wszystko chwilami miałam wrażenie przerysowania i te wszelkie
waśnie wydawały się nad wyraz sztuczne, jednak później
wracało to wszystko do naturalnego poziomu. Nie zmieniało to jednak
jednego – męczenia czytelnika. Torturowano go coraz to większymi
problemami, przerywając to – na szczęście – ciekawszymi
fragmentami. Tylko czemu to nie mogło trwać wiecznie? Przez to cały
czas miałam nadzieję, że w końcu wszystko wyjdzie na jaw i cała
sytuacja się ustabilizuje. Po prostu męczyło mnie już zachowanie
obu pań i tylko czekałam na jakiś zwrot akcji. Doczekałam się go
dopiero pod koniec książki. Czy dostałam to, czego chciałam? Tego
już wam nie zdradzę!
„Prawdziwa kobieta to ta, która ma w dupie swoje kompleksy!”
W
tym momencie pragnę napisać tylko jedno – miałam ochotę zabić
główne bohaterki, bo one naprawdę potrafiły doprowadzić
człowieka do szewskiej pasji! Na samym początku [Ireny] stałam
murem za bujającą w obłokach Dorotą i szczerze jej współczułam
tych brzydkich relacji z córką. Strasznie drażniła mnie
postawa Jagody – wywyższającej się bizneswoman, pokazującej na
każdym kroku swoją niechęć do matki. Z czasem jednak zmieniłam
zdanie i bardziej obstawałam za młodszą z kobiet, a szczeniackie
zachowanie tej drugiej doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Po
krótkim namyśle stwierdziłam, że gdybym miała wybierać,
na tę chwilę, swoją faworytkę, to nie wypowiedziałabym imienia
żadnej z nich. Bez mrugnięcia okiem wskazałabym na Irenę –
osiemdziesięciolatkę z temperamentem krnąbrnej nastolatki i głową
pełną pomysłów. Wyobrażacie sobie to, że udawała
złamanie ręki, aby pogodzić Dorotę i Jagodę? Najgorsze w tym
wszystkim było to, iż jak matkę z córką dzieliło
wszystko, tak łączyło je jedno – upór. Czy naprawdę nie
mogły mieć wspólnych pasji, tylko musiały dzielić ze sobą
tę cechę? Chociaż Irena została ukazana jako twarda babka, to
właśnie zawziętość tych pań doprowadzała ją do szału. I nie
tylko ją...
A
co się tyczy pobocznych bohaterów... Każda z nich wydawała
mi się mdła i taka wyprana z jakichkolwiek cech wyróżniających
ich na tyle, by się jakoś przebiły. Jakby autorki wrzuciły ich do
pralki i rozpoczynały jej misję, wsypując najtańszy proszek z
nieznaną nazwą. No dobra... było parę osób, co pobijały o
głowę Jagodę i Dorotę, lecz na dłuższą metę też bym z nimi
nie wytrzymała.
„(...) lepiej późno, niż w cholerę za późno.”
Obie
panie posługują się prostym i zrozumiałym dla czytelnika
językiem, jednak przerysowanie fabuły w niektórych momentach
czy ta manipulacja czasowa mogą napsuć krwi czytelnikowi. No i
kreacja bohaterów wymaga wiele do życzenia. Obstawiam jednak,
że to był celowy zabieg, lecz nie każdemu on może przypaść do
gustu. U mnie to było zmienne, co można dostrzec powyżej.
[Irena]
ukazuje, jak brzemienne w skutkach mogą być wszelkie tajemnice
skrywane przed najbliższymi osobami. Sekrety zakorzeniają się,
wyrastając i puszczając pędy kłamstw nakładających się na
siebie. Wystarczy jednak chęć obu stron na zaufanie sobie, aby
wyplenić ten chwast i pozwolić zakiełkować wzajemnemu zaufaniu.
Podsumowując:
[Irena]
nie jest złą książką, ale do wybitnych również nie
należy. Jeżeli ciekawią cię rodzinne waśnie wybudowane na
kłamstwach i niedopowiedzeniach oraz uwielbiasz obserwować, jak to
wszystko komplikuje życie bohaterów – właśnie odkryłeś
coś dla siebie. Uprzedzam jednak o skutkach ubocznych wspomnianych w
recenzji. Jeżeli ten tytuł nie przypadnie ci do gustu i – w
trakcie jego lektury – wyrwiesz sobie wszystkie włosy z głowy, to
proszę nie pisać do mnie o zwrot kosztów za perukę!
Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!
***
Jako
że rzadko kiedy spoglądacie na kolumny zamieszczane po bokach,
dlatego też pragnę przypomnieć o dwóch akcjach, jakie
dzieją się na naszym blogu. Wystarczy kliknąć na wybrany przez
siebie obrazek, aby przeniósł Was w wyznaczone miejsce. Mamy
nadzieję, że jednak skorzystacie z tej oferty. :)
Zapisy na Bluszczowy Book Tour tylko do 30 czerwca! |
Raczej sobie odpuszczę tę pozycję, ponieważ jakiś czas temu czytałam książkę, która doprowadziła mnie do skraju wytrzymałości. A włosów wolę sobie nie wyrywać ;)
OdpowiedzUsuńPomimo bardzo ciekawej zbieżności imion głównych bohaterek zdecydowanie sobie odpuszczę. Raz kupiłam sobie obyczajówkę, przeczytałam kilkanaście stron i później się poddałam. Chyba nie ma opcji, żebym przestawiła się na ten gatunek, ale nie wiem, co będzie za kilkanaście lat ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKompletnie nie mam przekonania do tej lektury :)
OdpowiedzUsuńJakoś tak po przeczytaniu recenzji nie jestem zachęcona. Szczególnie chyba przez te odpychające główne bohaterki, skoro tak irytowały to pewnie czyta się dość nieprzyjemnie. Raczej sobie odpuszczę :P
OdpowiedzUsuńAle polską literaturę polecam ogólnie !
Książkę raczej sobie odpuszczę. Coś czuję, że nie wytrzymałabym z takimi bohaterkami ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, gdy już będzie mniej książek do czytania...
OdpowiedzUsuńChyba jednak spasuję. Nie przepadam za takimi książkami, po prostu mnie nudzą. Lubię, kiedy jest akcja, kiedy coś się dzieje! :D
OdpowiedzUsuńWidze, że mamy przy tej książce ten sam problem. Jagoda to naburmuszona bizneswoman doprowadzająca ludzi do szału. Dorota to wyrośnieta hipiska (chociaż nie należała do nich) wiecznie taka biedna bo ona ma najgorzej. Ja tam najbardziej lubiłam pewnego zwierzaka od pana, który został masochistą i związał sie z... Dobra, nie bede tego zdradzać.
OdpowiedzUsuńPo za tym nie pasowała mi narracja. Wolalałabym to wszystko z perspektywy Ireny. Wtedy wszystko było by lepsze.
Pozdrawam :*
Ja również nie sięgam często po obyczajówki, a ta raczej mnie do siebie nie zachęciła, skoro nie jest wybitną lekturą ;)
OdpowiedzUsuńHistoria sama w sobie nie zachęca, a Twoja opinia mnie utwierdza w przekonaniu, że to nie jest książka dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę posiada moja ciocia więc jak będę miała trochę luzu u siebie na półce to ją od niej pożycze. Stanie się to raczej nie prędko, ale przeczytam na pewno :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
happy1forever.blogspot.com
Ja za długo hodowałam swoje włosy, żeby teraz poddawać je rwaniu :D Więc na razie podziękuję :D
OdpowiedzUsuńPo polskich autorów sięgam dość często i z książki na książkę coraz bardziej się do nich przekonuję. Chyba jeszcze nie czytałam żadnej książki stworzonej przed autorki duet, dlatego to mnie trochę ciekawi. No, a do tego sama nie wiem co, ale coś mnie do tej książki przyciąga, dlatego przeczytam na pewno ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
A moim zdaniem te wszystkie kłótnie między Dorotą a Jagodą miały swoje znaczenie w tej książce i ja dokładnie się im przyglądałam. Nie powiem jednak, że uwielbiam te panie. Lubię je, a u mnie (jak i u ciebie) wygrywa babko-ciotka Irena, która była genialna! I muszę się zgodzić z tym, że niektórzy bohaterowie byli wyprani praktycznie ze wszystkiego, ale hej! - te trzy panie uzupełniały te braki. Uzupełnienia są ważne! ☺
OdpowiedzUsuńI dopiero teraz spostrzegłam, że masz rację co do tych czasów! Jak czytałam tę książkę to tego nie wyczułam. Ale ty jesteś bardziej na to uczulona, niż ja.
I ogromne brawa za tak śmiałą recenzję książki polskich autorek, bo ostatnio nasi rodacy nie przyjmują złych słów na klatę. Chociaż za granicą też tak może być, ale te sprawy nie są nagłaśniane i do nas nie docierają. Takie mam wrażenie.
~Wagabunda🌺