Autor:
Sara Pennypacker
Tytuł:
Pax
Oryginalny
tytuł: Pax
Przekład:
Dorota Dziewońska
Ilustracje:
Jon Klassen
Wydawnictwo:
IUVI
Ilość
stron: 296
Nigdy
nie wyobrażałam sobie innego rozstania ze swym pupilem niż tego
naturalnego, związanego z przyjęciem dłoni samej Śmierci przez
jednego z życiowych towarzyszy. Niestety niekiedy bywa tak, że
trzeba pożegnać przyjaciela znacznie szybciej, niż byśmy tego
chcieli.
Odkąd
Peter odnalazł osamotnionego liska w norze, nie umiał już sobie
wyobrazić życia bez niego. Zastępując mu matkę stał się dla
zwierzątka jedyną rodziną, co zaowocowało całkowitym zaufaniem i
wdzięcznością, która nieraz została ukazywana. Pax, bo właśnie
takie imię otrzymał towarzysz chłopca, prawie nie odstępował
swojego wybawiciela, dzieląc się z nim swoimi zabawnymi pomysłami.
Niestety ta idylla nie mogła trwać wiecznie.
Pod
pozorem zwyczajnej zabawy lisek został pozostawiony przy ścieżce
prowadzącej do lasu, a Peter wywieziony do dziadka mieszkającego
kilkaset kilometrów od ich prawdziwego domu, aby jego ojciec mógł
iść do wojska i nie martwić się o syna. Niestety popełnił błąd,
bo nie dostrzegł, jak bardzo nastolatek jest przywiązany do swojego
przyjaciela, co go naprawdę zgubiło.
Już
pierwszej nocy Peter wymknął się z domu. Jego jedynym celem było
odnalezienie Paxa, lecz on jeszcze nie wiedział, że czekało go
wiele niespodziewanych zdarzeń mogących pokrzyżować mu plany.
W
tym samym czasie Pax uczył się na nowo swojej dzikiej natury.
Przyzwyczajony do ludzkiej pomocy musiał zdobyć wiedzę związaną
z przetrwaniem. Zagłębiając się w te tajniki ani przez chwilę
nie zapomniał o chłopcu, który kiedyś uratował mu życie.
Czy
będzie im dane ponownie się połączyć? A może scenariusz życia
nie przewidział takich przepięknych scen?
Prawdziwa
przyjaźń może przetrwać wiele, ale nie wtedy, gdy ktoś wiecznie
w niej miesza.
Czasami
bywają takie książki, że wystarczy na nie rzucić okiem, a już
wiesz, iż nie możesz zaprzepaścić okazji ich poznania. Tak było
u mnie w przypadku [Paxa], który – mimo porównań do nielubianego
przeze mnie [Małego Księcia] – stał się dla mnie obowiązkową
lekturą. Odczekałam jednak ogromne zamieszanie wokół tej powieści
i sięgnęłam po nią, kiedy już ta fala nieco się zmniejszyła.
Czy losy Petera i Paxa przypadły mi do gustu do tego stopnia, że
chciałam ich połączyć ze sobą na nowo? A może liczyłam na to,
że nie znajdą już drogi do siebie?
Jeżeli
ktokolwiek powiedziałby, że przy tej lekturze uronię choćby jedną
łzę to popukałabym tę osobę w czoło i spytała, czy aby na
pewno dobrze się czuje. To jasne, że spodziewałam się po niej
odczucia nostalgii spowodowanej dość przykrym początkiem, jakim
jest przymusowe rozstanie chłopca z wychowywanym od szczenięcia
lisem. Nic poza tym. A jednak [Pax] poruszył moje serce, wycisnął
co nieco słonych kropel z oczu i nakazał zainteresowanie się psem
towarzyszącym mi podczas czytania. Lecz zanim mój świat rozmazał
się, jakby w pokoju panoszyła się mgła, z ogromnym napięciem
obserwowałam zmagania dwójki bohaterów. Każdy z nich pragnął
być blisko swojego przyjaciela, jednak to Peter postanowił powrócić
do swojej rodzinnej miejscowości, aby odzyskać liska. Niestety plan
chłopca nie był taki prosty do zrealizowania. Wywieziony do dziadka
zamieszkującego dobre kilkaset kilometrów od prawdziwego domu,
spontanicznie zadecydował o niecodziennej podróży, wyruszając w
nieznane z niewielkim materialnym bagażem, ale z ogromnym pakunkiem
emocjonalnym. Niestety życie bywa brutalne, co autorka dobrze
ukazała. Nie oszczędzała Petera, przez co ta nieprzemyślana
wycieczka zbierała nieprzyjemne żniwo w postaci wypadków losowych.
Nie inaczej było w przypadku pozostawionego samemu sobie Paxowi,
który musiał się nauczyć życia w lesie na nowo. Jako obcy,
przesiąknięty ludzkim zapachem, miał naprawdę spore problemy
związane z akceptowaniem go przez inne lisy. Także przyszło mu
przypomnieć sobie zatarte przez lata zwierzęce instynkty.
Przymusowa nauka polowania to nie jest coś prostego dla zwierzęcia,
które jest przyzwyczajone do podstawiania mu gotowego jedzenia pod
sam nos. Przykro mi było patrzeć na batalie o lepsze jutro każdego
z nich, kiedy tęsknota nabierała sił, czasami nie pozwalając
myśleć racjonalnie. Nieraz Peter i Pax popełniali błędy, przez
co dokładali sobie cierpień, nie tylko w sensie fizycznym.
Oczywiście
życie nie składa się przez cały czas ze smutnych momentów,
dlatego też autorka zadbała o odciążenie przejętych czytelników.
Zaakcentowała je zabawnymi sytuacjami, które wywoływały uśmiech
lub rozkosznie namawiały do szczerego śmiechu. Sama na nich
skorzystałam, przez co musiałam przyciskać usta do poduszki, aby
mój przykry dla uszu rechot nie uszkodził słuchu reszty domowników
(w tym samego psa spoglądającego na mnie wtedy, jakby już planował
wezwanie egzorcysty).
Jest taka choroba, która czasami dopada lisy. Sprawia, że przestają być sobą i atakują obcych. Wojna to taka choroba, tylko u ludzi.
Nie
mogę także zapomnieć o nieprzewidywalności, bo to kolejny z
uroków tej przepięknej książki. Chociaż z początku domyślałam
się następstw pewnych zdarzeń, ale z każdym kolejnym rozdziałem
byłam zaskakiwana pomysłowością autorki. Jednakże nie
przeszkodziło mi w przewidywaniu końcowych zdarzeń, ale tutaj
również zostałam wystrychnięta na dudka. Można powiedzieć, że
zrobiono to podwójnie, bo nie byłam gotowa na szukanie po omacku
paczki chusteczek, którą miałam koło siebie. Pani Pennypacker
wręcz wyrwała mi serce i wrzuciła do mielarki. Nie umiałam do
końca zgodzić się z zakończeniem, lecz umysł podpowiadał, że
było to najlepsze rozwiązanie. Takie rozdarcia nie działają na
mnie dobrze, przez co po zamknięciu książki rollercoaster uczuć
długo mną dyrygował, a ja wypełniałam swoją niecodzienną rolę.
Dopiero niedawno otrząsnęłam się z tego wszystkiego, co
wykorzystałam na napisanie tej recenzji.
Mając
dwanaście lat nie miałabym odwagi wyruszyć w pojedynkę, w
naprawdę długą podróż. Tym bardziej, kiedy nie miałabym mapy
pod ręką ani oszczędności wspomagających wyprawę. Peterowi nie
przeszkadzały takie braki. Liczyło się jedynie jak najszybsze
odzyskanie Paxa, tym samym jego dziecięca postawa wiodła prym przed
udawaną dorosłością. Polubiłam tego chłopca za dążenie do
wyznaczonego celu, ale chętnie skarciłabym go za bezmyślność w
pewnych sprawach. Dopiero zmieniałam swoje podejście co do niego,
kiedy przypominałam sobie, jak wiele może stracić, gdy całkowicie
zapomni o swoim lisku. To właśnie Pax dzielił się z nim ogromną
miłością, jakiej mu brakowało ze strony wiecznie nachmurzonego
ojca. Chłopiec i jego czworonożny przyjaciel byli dla siebie
wsparciem i rozdzielenie ich było naprawdę okrutnym czynem. Jak
można zabierać własnemu dziecku kogoś tak bliskiego? A co się
tyczy naszego liska to jego początki w lesie były doprawdy
rozczulające. Nie był w stanie zwątpić w swojego pana i dzielnie
oczekiwał jego powrotu. Dopiero naturalne potrzeby zmusiły go do
zadbania o siebie. Przyjemnie się patrzyło, jak powracał on do
swoich korzeni, ale świadomość tego, że robił to wręcz pod
przymusem nieco przygniatała. Tym samym przez cały czas kibicowałam
im obojgu, licząc na to, iż los się do nich uśmiechnie i nastanie
ta magiczna chwila, kiedy wyjdą sobie naprzeciw. Naprawdę na to
zasługiwali. Czy doszło do ponownego spotkania? Tego nie mogę wam
zdradzić.
Zwyczajną prawdę bywa najtrudniej dostrzec, kiedy dotyczy ciebie samego. Jeżeli nie chcesz poznać prawdy, zrobisz wszystko, żeby ją ukryć.
Styl
autorki nie jest jakoś szczególnie wybitny, jednak w połączeniu z
dobrze przemyślaną fabułą i doskonałym przygotowaniem materiałów
tworzy on niezwykle klimatyczną opowieść wsysającą już od
pierwszej strony książki. A kiedy dołączymy do tego ilustracje
Jona Klassena, którego kreska wprost zachwyca, mamy doskonałą
całość. Żałuję jedynie tego, że było niewiele rysunków,
ponieważ mogłabym się w nie wpatrywać godzinami. Oczywiście
lekturę [Paxa] przedłużałam jak tylko się dało, ale osoby
znające tę powieść raczej nie zaprzeczą, że ilustracje odegrały
tutaj dość istotną rolę.
Jeżeli
miałabym wskazać komukolwiek książkę, która uczy nas
odpowiedzialności za drugą osobę (nie zwracając uwagi na gatunek)
bez oczekiwania na wdzięczność, to bez wątpienia mój palec –
chociaż jest to niegrzeczne – powędrowałby w stronę [Paxa].
Przepiękna przyjaźń, jaka narodziła się między chłopcem a
lisem należała do tych nadzwyczajnych, gdzie każdy z nich
akceptował wady i zalety tego drugiego. Nawet ludzie mają nieraz
problemy z okazywaniem sobie uczuć, a im to wychodziło naturalnie.
Dlatego nie warto się długo zastanawiać, kiedy dziecko prosi was o
zwierzęcego towarzysza. Tutaj trzeba po prostu spełnić jego
marzenie, ówcześnie informując o obowiązkach, jakie dojdą po
przyjęciu nowego towarzysza w grono rodzinne.
Podsumowując:
W
moim odczuciu ta książka nie ma prawa być porównywana do [Małego
Księcia], bo jak dla mnie bije ją o głowę. Możecie mnie teraz
wybatożyć, ale [Pax] przemawia do mnie bardziej, a uczucia, jakie
żywię do Petera i Paxa są nad wyraz głębokie i szczere. Już
dawno tak nie miałam, aby z pozoru zwyczajna opowieść poruszyła
mnie bez reszty i nie pozwalała normalnie funkcjonować. I już się
nie dziwię, iż zdobywa tyle nagród – bo jest ich warta. Polecam
tę powieść całym, obolałym od zranień sercem!
Moja
ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Za
egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu IUVI!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017
roku!
Psst!
Wiecie, że recenzję tej książki w wykonaniu Patrycji możecie
przeczytać tutaj?
Zbieram się do jej przeczytania. Rozważam za i przeciw, a twoja recenzja zdecydowanie przeważa szalę na korzyść "Paxa". Mam nadzieję, że mnie również tak bardzo poruszy :) Tym bardziej, że ja nigdy nie doczekałam się swojego zwierzęcego towarzysza w postaci pieska.
OdpowiedzUsuńPax to rewelacyjna książka. Nie spodziewałam się po niej niczego wielkiego, ale skradła moje serce. Przywołanymi cytatami przypomniałaś mi o tym jaka jest niesamowita ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
bookowe-love.blogspot.com
Uwielbiam te książkę! :3 Genialna chyba pod każdym względem.
OdpowiedzUsuńWahałam się... dzięki Tobie już mi przeszło i idę do księgarni :D
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Małego Księcia, dlatego sam fakt, że Pax jest do niego porównywany, zachęcił mnie do tej książki. Czuję, że czytając ją również bardzo się wzruszę, bo tak emocjonalne historie zawsze bardzo na mnie wpływają ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Na początku byłam sceptycznie nastawiona, ale przez te wszystkie pozytywne recenzje jestem strasznie ciekawa tej książki i mam nadzieję, że uda mi się ją kiedyś przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że zakochałam się już w samej okładce :)
OdpowiedzUsuńTeraz to się czuję na nią nakręcona!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Niezbyt lubię Małego księcia i gdy zaproponowano mi właśnie tą książkę do recenzji to przez to porównanie zniechęciłam się do niej. Może trochę niesłusznie..
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Fantastic books
Czytałam o niej wiele wspaniałych recenzji i jest na mojej liście must read. :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - ogromnie przepraszam Was za nieobecność, nawaliłam na całej linii, mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie.
OdpowiedzUsuńPo drugie - uhuhuhu! Pax!
Sama czytałam tę książkę już jakiś czas temu, ale nadal pamiętam, że ogromnie mną wstrząsnęła - może nie płakałam przy niej jak Ty, ale nie mogę powiedzieć, że ta powieść nie jest niezwykle mądra. Uwielbiam morał, który przekazuje, nietuzinkowych bohaterów i niewiarygodnie klimatyczne ilustracje. :D
Pozdrawiam gorąco,
Izzy z Heavy Books
też nie lubię Małego księcia, te porównania mnie zniechęcają, ale jeśli Pax jest lepszy to dam mu szansę :D coś czuję, że bez łez się nie obejdzie! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń