wtorek, 14 lutego 2017

Pax oczami Aleksandry

Autor: Sara Pennypacker
Tytuł: Pax
Oryginalny tytuł: Pax
Przekład: Dorota Dziewońska
Ilustracje: Jon Klassen
Wydawnictwo: IUVI
Ilość stron: 296

Nigdy nie wyobrażałam sobie innego rozstania ze swym pupilem niż tego naturalnego, związanego z przyjęciem dłoni samej Śmierci przez jednego z życiowych towarzyszy. Niestety niekiedy bywa tak, że trzeba pożegnać przyjaciela znacznie szybciej, niż byśmy tego chcieli.
Odkąd Peter odnalazł osamotnionego liska w norze, nie umiał już sobie wyobrazić życia bez niego. Zastępując mu matkę stał się dla zwierzątka jedyną rodziną, co zaowocowało całkowitym zaufaniem i wdzięcznością, która nieraz została ukazywana. Pax, bo właśnie takie imię otrzymał towarzysz chłopca, prawie nie odstępował swojego wybawiciela, dzieląc się z nim swoimi zabawnymi pomysłami. Niestety ta idylla nie mogła trwać wiecznie.
Pod pozorem zwyczajnej zabawy lisek został pozostawiony przy ścieżce prowadzącej do lasu, a Peter wywieziony do dziadka mieszkającego kilkaset kilometrów od ich prawdziwego domu, aby jego ojciec mógł iść do wojska i nie martwić się o syna. Niestety popełnił błąd, bo nie dostrzegł, jak bardzo nastolatek jest przywiązany do swojego przyjaciela, co go naprawdę zgubiło.
Już pierwszej nocy Peter wymknął się z domu. Jego jedynym celem było odnalezienie Paxa, lecz on jeszcze nie wiedział, że czekało go wiele niespodziewanych zdarzeń mogących pokrzyżować mu plany.
W tym samym czasie Pax uczył się na nowo swojej dzikiej natury. Przyzwyczajony do ludzkiej pomocy musiał zdobyć wiedzę związaną z przetrwaniem. Zagłębiając się w te tajniki ani przez chwilę nie zapomniał o chłopcu, który kiedyś uratował mu życie.
Czy będzie im dane ponownie się połączyć? A może scenariusz życia nie przewidział takich przepięknych scen?
Prawdziwa przyjaźń może przetrwać wiele, ale nie wtedy, gdy ktoś wiecznie w niej miesza.

Czasami bywają takie książki, że wystarczy na nie rzucić okiem, a już wiesz, iż nie możesz zaprzepaścić okazji ich poznania. Tak było u mnie w przypadku [Paxa], który – mimo porównań do nielubianego przeze mnie [Małego Księcia] – stał się dla mnie obowiązkową lekturą. Odczekałam jednak ogromne zamieszanie wokół tej powieści i sięgnęłam po nią, kiedy już ta fala nieco się zmniejszyła. Czy losy Petera i Paxa przypadły mi do gustu do tego stopnia, że chciałam ich połączyć ze sobą na nowo? A może liczyłam na to, że nie znajdą już drogi do siebie?


Jeżeli ktokolwiek powiedziałby, że przy tej lekturze uronię choćby jedną łzę to popukałabym tę osobę w czoło i spytała, czy aby na pewno dobrze się czuje. To jasne, że spodziewałam się po niej odczucia nostalgii spowodowanej dość przykrym początkiem, jakim jest przymusowe rozstanie chłopca z wychowywanym od szczenięcia lisem. Nic poza tym. A jednak [Pax] poruszył moje serce, wycisnął co nieco słonych kropel z oczu i nakazał zainteresowanie się psem towarzyszącym mi podczas czytania. Lecz zanim mój świat rozmazał się, jakby w pokoju panoszyła się mgła, z ogromnym napięciem obserwowałam zmagania dwójki bohaterów. Każdy z nich pragnął być blisko swojego przyjaciela, jednak to Peter postanowił powrócić do swojej rodzinnej miejscowości, aby odzyskać liska. Niestety plan chłopca nie był taki prosty do zrealizowania. Wywieziony do dziadka zamieszkującego dobre kilkaset kilometrów od prawdziwego domu, spontanicznie zadecydował o niecodziennej podróży, wyruszając w nieznane z niewielkim materialnym bagażem, ale z ogromnym pakunkiem emocjonalnym. Niestety życie bywa brutalne, co autorka dobrze ukazała. Nie oszczędzała Petera, przez co ta nieprzemyślana wycieczka zbierała nieprzyjemne żniwo w postaci wypadków losowych. Nie inaczej było w przypadku pozostawionego samemu sobie Paxowi, który musiał się nauczyć życia w lesie na nowo. Jako obcy, przesiąknięty ludzkim zapachem, miał naprawdę spore problemy związane z akceptowaniem go przez inne lisy. Także przyszło mu przypomnieć sobie zatarte przez lata zwierzęce instynkty. Przymusowa nauka polowania to nie jest coś prostego dla zwierzęcia, które jest przyzwyczajone do podstawiania mu gotowego jedzenia pod sam nos. Przykro mi było patrzeć na batalie o lepsze jutro każdego z nich, kiedy tęsknota nabierała sił, czasami nie pozwalając myśleć racjonalnie. Nieraz Peter i Pax popełniali błędy, przez co dokładali sobie cierpień, nie tylko w sensie fizycznym.
Oczywiście życie nie składa się przez cały czas ze smutnych momentów, dlatego też autorka zadbała o odciążenie przejętych czytelników. Zaakcentowała je zabawnymi sytuacjami, które wywoływały uśmiech lub rozkosznie namawiały do szczerego śmiechu. Sama na nich skorzystałam, przez co musiałam przyciskać usta do poduszki, aby mój przykry dla uszu rechot nie uszkodził słuchu reszty domowników (w tym samego psa spoglądającego na mnie wtedy, jakby już planował wezwanie egzorcysty).

Jest taka choroba, która czasami dopada lisy. Sprawia, że przestają być sobą i atakują obcych. Wojna to taka choroba, tylko u ludzi.

Nie mogę także zapomnieć o nieprzewidywalności, bo to kolejny z uroków tej przepięknej książki. Chociaż z początku domyślałam się następstw pewnych zdarzeń, ale z każdym kolejnym rozdziałem byłam zaskakiwana pomysłowością autorki. Jednakże nie przeszkodziło mi w przewidywaniu końcowych zdarzeń, ale tutaj również zostałam wystrychnięta na dudka. Można powiedzieć, że zrobiono to podwójnie, bo nie byłam gotowa na szukanie po omacku paczki chusteczek, którą miałam koło siebie. Pani Pennypacker wręcz wyrwała mi serce i wrzuciła do mielarki. Nie umiałam do końca zgodzić się z zakończeniem, lecz umysł podpowiadał, że było to najlepsze rozwiązanie. Takie rozdarcia nie działają na mnie dobrze, przez co po zamknięciu książki rollercoaster uczuć długo mną dyrygował, a ja wypełniałam swoją niecodzienną rolę. Dopiero niedawno otrząsnęłam się z tego wszystkiego, co wykorzystałam na napisanie tej recenzji.
Mając dwanaście lat nie miałabym odwagi wyruszyć w pojedynkę, w naprawdę długą podróż. Tym bardziej, kiedy nie miałabym mapy pod ręką ani oszczędności wspomagających wyprawę. Peterowi nie przeszkadzały takie braki. Liczyło się jedynie jak najszybsze odzyskanie Paxa, tym samym jego dziecięca postawa wiodła prym przed udawaną dorosłością. Polubiłam tego chłopca za dążenie do wyznaczonego celu, ale chętnie skarciłabym go za bezmyślność w pewnych sprawach. Dopiero zmieniałam swoje podejście co do niego, kiedy przypominałam sobie, jak wiele może stracić, gdy całkowicie zapomni o swoim lisku. To właśnie Pax dzielił się z nim ogromną miłością, jakiej mu brakowało ze strony wiecznie nachmurzonego ojca. Chłopiec i jego czworonożny przyjaciel byli dla siebie wsparciem i rozdzielenie ich było naprawdę okrutnym czynem. Jak można zabierać własnemu dziecku kogoś tak bliskiego? A co się tyczy naszego liska to jego początki w lesie były doprawdy rozczulające. Nie był w stanie zwątpić w swojego pana i dzielnie oczekiwał jego powrotu. Dopiero naturalne potrzeby zmusiły go do zadbania o siebie. Przyjemnie się patrzyło, jak powracał on do swoich korzeni, ale świadomość tego, że robił to wręcz pod przymusem nieco przygniatała. Tym samym przez cały czas kibicowałam im obojgu, licząc na to, iż los się do nich uśmiechnie i nastanie ta magiczna chwila, kiedy wyjdą sobie naprzeciw. Naprawdę na to zasługiwali. Czy doszło do ponownego spotkania? Tego nie mogę wam zdradzić.

Zwyczajną prawdę bywa najtrudniej dostrzec, kiedy dotyczy ciebie samego. Jeżeli nie chcesz poznać prawdy, zrobisz wszystko, żeby ją ukryć.

Styl autorki nie jest jakoś szczególnie wybitny, jednak w połączeniu z dobrze przemyślaną fabułą i doskonałym przygotowaniem materiałów tworzy on niezwykle klimatyczną opowieść wsysającą już od pierwszej strony książki. A kiedy dołączymy do tego ilustracje Jona Klassena, którego kreska wprost zachwyca, mamy doskonałą całość. Żałuję jedynie tego, że było niewiele rysunków, ponieważ mogłabym się w nie wpatrywać godzinami. Oczywiście lekturę [Paxa] przedłużałam jak tylko się dało, ale osoby znające tę powieść raczej nie zaprzeczą, że ilustracje odegrały tutaj dość istotną rolę.
Jeżeli miałabym wskazać komukolwiek książkę, która uczy nas odpowiedzialności za drugą osobę (nie zwracając uwagi na gatunek) bez oczekiwania na wdzięczność, to bez wątpienia mój palec – chociaż jest to niegrzeczne – powędrowałby w stronę [Paxa]. Przepiękna przyjaźń, jaka narodziła się między chłopcem a lisem należała do tych nadzwyczajnych, gdzie każdy z nich akceptował wady i zalety tego drugiego. Nawet ludzie mają nieraz problemy z okazywaniem sobie uczuć, a im to wychodziło naturalnie. Dlatego nie warto się długo zastanawiać, kiedy dziecko prosi was o zwierzęcego towarzysza. Tutaj trzeba po prostu spełnić jego marzenie, ówcześnie informując o obowiązkach, jakie dojdą po przyjęciu nowego towarzysza w grono rodzinne.

Podsumowując:
W moim odczuciu ta książka nie ma prawa być porównywana do [Małego Księcia], bo jak dla mnie bije ją o głowę. Możecie mnie teraz wybatożyć, ale [Pax] przemawia do mnie bardziej, a uczucia, jakie żywię do Petera i Paxa są nad wyraz głębokie i szczere. Już dawno tak nie miałam, aby z pozoru zwyczajna opowieść poruszyła mnie bez reszty i nie pozwalała normalnie funkcjonować. I już się nie dziwię, iż zdobywa tyle nagród – bo jest ich warta. Polecam tę powieść całym, obolałym od zranień sercem!

Moja ocena:
Recenzja została zamieszczona na:

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu IUVI!
Książka ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017 roku!
Psst! Wiecie, że recenzję tej książki w wykonaniu Patrycji możecie przeczytać tutaj?

12 komentarzy:

  1. Zbieram się do jej przeczytania. Rozważam za i przeciw, a twoja recenzja zdecydowanie przeważa szalę na korzyść "Paxa". Mam nadzieję, że mnie również tak bardzo poruszy :) Tym bardziej, że ja nigdy nie doczekałam się swojego zwierzęcego towarzysza w postaci pieska.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pax to rewelacyjna książka. Nie spodziewałam się po niej niczego wielkiego, ale skradła moje serce. Przywołanymi cytatami przypomniałaś mi o tym jaka jest niesamowita ;)
    Buziaki ;*
    bookowe-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam te książkę! :3 Genialna chyba pod każdym względem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wahałam się... dzięki Tobie już mi przeszło i idę do księgarni :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja uwielbiam Małego Księcia, dlatego sam fakt, że Pax jest do niego porównywany, zachęcił mnie do tej książki. Czuję, że czytając ją również bardzo się wzruszę, bo tak emocjonalne historie zawsze bardzo na mnie wpływają ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, ale przez te wszystkie pozytywne recenzje jestem strasznie ciekawa tej książki i mam nadzieję, że uda mi się ją kiedyś przeczytać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam, że zakochałam się już w samej okładce :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezbyt lubię Małego księcia i gdy zaproponowano mi właśnie tą książkę do recenzji to przez to porównanie zniechęciłam się do niej. Może trochę niesłusznie..
    Buziaki :*
    Fantastic books

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam o niej wiele wspaniałych recenzji i jest na mojej liście must read. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Po pierwsze - ogromnie przepraszam Was za nieobecność, nawaliłam na całej linii, mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie.
    Po drugie - uhuhuhu! Pax!
    Sama czytałam tę książkę już jakiś czas temu, ale nadal pamiętam, że ogromnie mną wstrząsnęła - może nie płakałam przy niej jak Ty, ale nie mogę powiedzieć, że ta powieść nie jest niezwykle mądra. Uwielbiam morał, który przekazuje, nietuzinkowych bohaterów i niewiarygodnie klimatyczne ilustracje. :D
    Pozdrawiam gorąco,
    Izzy z Heavy Books

    OdpowiedzUsuń
  11. też nie lubię Małego księcia, te porównania mnie zniechęcają, ale jeśli Pax jest lepszy to dam mu szansę :D coś czuję, że bez łez się nie obejdzie! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przybycie w moje skromne progi.
Mam nadzieję, że oferowana przeze mnie treść przypadła Państwu do gustu. Będę przeszczęśliwa, kiedy zostanę nagrodzona komentarzami. To tak niewiele, a potrafi sprawić radość!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.