Autor:
Suzanne Collins
Tytuł:
W pierścieniu ognia
Tytuł
oryginału: Catching Fire
Seria:
Igrzyska śmierci
Tom:
II
Przekład:
Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Wydawnictwo:
Media Rodzina
Ilość
stron: 360
Pesymiści
mają to do siebie, że choćby zdarzyło się w ich życiu coś
pozytywnego, to i tak od razu wiedzą, iż lada moment się to
zmieni. Podskórnie wyczuwają limit czasowy szczęścia i szybki
powrót ciemnych burzowych chmur płynących nad ich głowami. I
chyba są czarodziejami, bo takie życzenia szybko im się spełniają!
Całe
państwo Panem nie umie wyjść z szoku po tym jak 74. Głodowe
Igrzyska wygrała nie tylko szesnastoletnia Katniss Everdeen, ale
również jej partner z Dystryktu Dwunastego, Peeta Mellark. I
chociaż Kapitol żyje ich „związkiem”, to jednak prezydent Snow
i jego ludzie nie potrafią znieść postawy dziewczyny, za co pragną
jak najszybciej ją ukarać. A potrzebują to zrobić w taki sposób,
by zrozumiała swój karygodny błąd w dość okrutny sposób...
Katniss,
po powrocie do domu, nie potrafi się odnaleźć w znajomym
otoczeniu. Żyjąca wciąż okropnymi zdarzenia z Igrzysk cierpi z
powodu niedotrzymania słowa pewnej mieszkance Dystryktu Jedenastego,
ale również jej uczucia stają się niezwykle zagmatwane. Na
potrzeby mediów dalej odgrywa zakochaną w Peecie nastolatkę, lecz
serce dziewczyny jakoś dziwnie zaczęło mocniej bić w obecności
najlepszego przyjaciela, Gale'a. Każdy z nich jest dla niej ważny i
nie wyobraża sobie, aby którykolwiek cierpiał przez jej decyzje.
Sprawy
miłosne niezbyt długo zajmują głowę panny Everdeen, a to za
sprawą kolejnych Głodowych Igrzysk. Ćwierćwiecze tej
niebezpiecznej gry zawsze oznaczało dodatkową atrakcję dla
pragnących mocnych wrażeń Kapitolińczyków i tym razem nie mogło
być inaczej. Dlatego też do rywalizacji mają stanąć dawni
zwycięzcy, aby móc wyłowić najlepszego z najlepszych. Tym samym
staje się jasne, że Katniss – jako jedyna kobieta, która
przetrwała tę chorą farsę z Dwunastki – musi ponownie stanąć
oko w oko ze śmiercią.
Czy
buntująca się systemowi władzy panna Everdeen ponownie zdoła
pokonać wszystkich rywali i udowodni, że nie warto z nią
zadzierać? A może zwycięzcy z innych dystryktów nawiążą ze
sobą sojusz i zabiją ją, zanim ta zdoła krzyknąć? I jak
zareaguje Katniss, kiedy zrozumie swoją prawdziwą rolę w tym
wszystkim?
Bo
czasami wystarczy iskra, aby wzniecić ogień, ale jedna kropla nie
zdoła się przemienić w morze, by go ugasić.
W
dzisiejszych czasach rzadko kiedy można spotkać kogoś, kto nie ma
za sobą trylogii {Igrzysk śmierci}, przy której zdania są
podzielone: jedni kochają ją nad życie, gdzie drudzy mieszają z
błotem. Ja jeszcze pamiętam, jak po przeczytaniu pierwszego tomu,
zachwycona wykreowanym światem przez Collins, pofrunęłam jak na
skrzydłach do księgarni po kolejną część. Tylko czy po jej
lekturze nadal chwaliłam wyobraźnię autorki? A może zapragnęłam
zamienić się z Katniss miejscami i pozwolić się zabić?
Powiem
szczerze, że po dość mocnych wrażeniach zafundowanych w
[Igrzyskach śmierci] nie spodziewałam się, że Suzanne Collins
zdoła podnieść sobie poprzeczkę i pokazać, iż stać ją na
znacznie więcej. Po prostu nie byłam w stanie oderwać się od tej
książki, ponieważ zachodzące tutaj wydarzenia mi na to nie
pozwalały. Praktycznie od pierwszego rozdziału działo się tutaj
tak wiele, że emocje sięgały zenitu!
Ponownie
wkraczając na drogi Panem, nie spodziewałam się, że od momentu
wygranej Katniss i Peety doszło do tak drastycznych zmian.
Dziewczyna po swej prowokacyjnej akcji pobudziła ludzi do działania,
co naprawdę nie przyniosło pożądanych efektów. Zamiast
upragnionej swobody otrzymywali jeszcze więcej ograniczeń, co
przyczyniało się do kolejnych buntów. A sytuacji nie poprawiał
również fakt, że główna bohaterka ponownie miała zawalczyć o
własne życie. Drżałam o nią niemiłosiernie, bo doskonale
zdawałam sobie sprawę, że wśród tych wszystkich osób była...
obca. Sama Katniss dobrze o tym wiedziała, co nie poprawiało jej
samopoczucia. Ulgi nie przynosił również fakt, że towarzyszył
dziewczynie sam Peeta, którego ta chciała chronić najlepiej, jak
tylko mogła. Dlatego też, z przerażeniem w oczach, obserwowałam
ich zmagania podczas Głodowych Igrzysk. Kiedy tylko w ich otoczeniu
pojawiał się jakiś wróg, miałam nadzieję na to, że po prostu
pójdzie sobie dalej, ale przecież na takie szczęście nie mogli
liczyć. Rzeczywistość bywa brutalna i właśnie to autorka, po raz
kolejny zresztą, mi udowodniła.
Już
prawie pod koniec książki akcja nabrała takiego tempa (wcześniej
też dostawałam czytelniczej zadyszki, ale nie tak ogromnej, jak
tutaj), że naprawdę nie wiedziałam, czy moje oczy nadążają za
tekstem. Suzanne Collins zasponsorowała mi niespodziewany wybuch
bomby z niespodziewanym zwrotem akcji, który mnie oszołomił. Ale
jak? Gdzie? Dlaczego? Byłam skołowana, a zarazem przeszczęśliwa
takim zakończeniem. Naprawdę mnie usatysfakcjonowało, bo
automatycznie zapragnęłam biec do księgarni po trzeci, a zarazem
ostatni tom trylogii, a o to chyba chodziło, nieprawdaż?
Każda rewolucja zaczyna się od iskry.
Jeżeli
otrzymałabym możliwość huknięcia czymś w głowę samej Katniss
Everdeen – wykorzystałabym ją bez chwili wahania. Nie, nie mam
teraz na myśli jej zachowania, ponieważ przywykłam już do
postawy, jaką reprezentowała w pierwszym tomie. Ceniłam ją za
upór i chęć udowodnienia, że nie trzeba podążać wytyczonymi
przez kogoś ścieżkami, ale nie umiałam znieść jej wahania
miłosnego. Rozumiałam, że miłość do Peety była jedynie
odgrywana dla uciechy Kapitolińczyków, a ona sama traktowała go
bardziej jak brata, niżeli chłopaka, ale nieraz mu współczułam
położenia. Próbowałam to sobie tłumaczyć tym, że w ten sposób
chroni nie tylko swojego towarzysza niedoli, ale również własną
rodzinę, jednak i tak lekki niesmak pozostawał.
Za
to inaczej miały się sprawy z nowymi bohaterami, których było mi
dane poznać. Chyba nikt nie zaprzeczy, że wojownicza i zadziorna
Johanna Mason czy też kochający być w centrum uwagi Finnick Odair
nadali nowych barw książce swoją obecnością. Uwielbiałam cięte
riposty dziewczyny oraz poczucie humoru chłopaka i każdy fragment z
nimi stawał się z automatu moim ulubionym! Oczywiście nie tylko
oni zostali przeze mnie zauważeni. Autorka powołała do życia
jeszcze inne postaci, obdarzając je czymś charakterystycznym, przez
co ciężko byłoby nie zwrócić na nie uwagi. Zapadały one w mojej
pamięci, a że nie wszyscy bohaterowie w ten dobry sposób to już
całkiem inna bajka!
W pewnym momencie trzeba przestać uciekać, odwrócić się i stawić czoło tym, którzy pragną twojej śmierci. Najtrudniej jest znaleźć w sobie odwagę.
Czasami
media kreują dane osoby na kogoś godnego uwagi. Kogoś, kogo
obdarzamy ogromną sympatią i pragniemy go naśladować. Niestety,
zaślepieni tą idealnością, nie dostrzegamy tego przerysowania,
jakim zostajemy obdarowani. Tak samo jest w przypadku [W pierścieniu
ognia]. Nie wszyscy poznawani ludzie są tacy, za jakich ich
bierzemy. Dopiero kiedy możemy lepiej poznać te osoby, jesteśmy w
stanie wyrobić własną opinię, a ona nieraz bywa zaskakująca.
Podsumowując:
Czasami
boimy się sięgać po kontynuację danych książek tylko ze względu
na stereotyp, że będzie ona o wiele słabsza od poprzedniczki. Ja
mogę śmiało powiedzieć, że [W pierścieniu ognia] z impetem
niszczy te przypuszczenia. Ponownie przeżywając trudy życia w
Panem z Katniss doświadczycie takich dreszczy emocji, że nie
będziecie w stanie odłożyć tej książki ani na chwilę. Mimo
drobnego potknięcia Suzanne Collins i tak odwaliła kawał dobrej
roboty, pod czym podpisuję się rękoma i nogami.
Moja
ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Książki
należące do trylogii Igrzyska śmierci:
Igrzyska śmierci | W pierścieniu ognia | Kosogłos
lubię tą trylogię!<3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. Obserwuję Twojego bloga. :* Z przyjemnością, będę zaglądać częściej! :)
Nie zdążyłam przeczytać recenzji na e-mailu to przeczytałam ją już na blogu XD. Lepiej późno niż wcale! Przynajmniej odwdzięczę się komentarzem na blogu, ha!
OdpowiedzUsuńTom drugi Igrzysk jest moim ulubionym, za to nienawidzę trzeciego. Ughhh. Ale w sumie Igrzyska czytałam, gdy miałam 17 lat. Kto wie, jakbym teraz na nie zareagowała :o?
Popieram. Wątek miłosny i te trójkąty... JEZU CHRYSTE! Sama miałam ochotę zabić Katniss za to cholerne niezdecydowanie! Pomijając to, że jako bohaterka sama w sobie nie była zła.
Finnick i Johanna <3 byli epiccy! Te ich teksty rozszerzały mi zawsze pyśka w promiennym uśmiechu c:
Kupiłam kiedyś 2 i 3 tom od Cleo, bo tata jest fanem Igrzysk. Czekają na mnie w domu, więc... może kiedyś zrobię sobie powtórny maraton :D!
Nie pozdrawiam, bo i tak codziennie ze sobą rozmawiamy >D!
#SadisticWriter
powiem tak: osobiscie zakupilam ja po tym jak udalo mi sie po dluzszym czasie dostac tom 1 w bibliotece uznalam ze ma to swoj potencjal. nawet wielki. jest specyficzna ale nie jest zla. zakupilam trylogie. przeczytalam 1 i 2 tom (o 3 nic nie powiem :P) i przyznam ze mialam podobne obawy. Czy jest gorzej? tak sie zastanawiajac dochodze do wniosk uze jak wtey czytalam to rozumialam to i owo, cos irytowalo cos denerwowalo a cos innego cieszylo. Katnis taka jest! Tak mialo byc i kropka. Dlatego jestem podobnego zdania. Jak dla mnie to dobra czesc. pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńFinnick jest cudowny, ale oprócz niego uwielbiam również Peete. Tak, tak jestem #teamPeetaMellark :D Ta część chyba podobała mi się najbardziej ze wszystkich. Ogólnie uwielbiam Igrzyska :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Skryta Książka
Jak ja dawno czytałam "W pierścieniu ognia"! A chyba musiałabym nadrobić, bo to najlepsza część ze wszystkich! Pomijając irytujący trójkąt miłosny dość powszechny w książkach dla młodzieży to naprawdę przeżyłam ogromne emocje. Arena z tej części z pozoru wyglądała cudownie, ale kiedy uruchomiły się odpowiednie trybiki... wtedy była miazga! A Finnicka i Johannę pokochałam od razu! Rany, sporo tycb wykrzykników w jednej wypowiedzi... Tak czy inaczej kocham tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nic nie ciągnie mnie do tej serii, mimo że podobne klimaty w książkach lubię. Jakoś brak przyciągania. ;/
OdpowiedzUsuń