Autor:
Scott Sigler
Tytuł:
Rozpaleni
Tytuł
oryginału: Alight
Seria:
Generacje
Tom:
II
Przekład:
Marek Cieślik
Wydawnictwo:
Feeria (Feeria young)
Ilość
stron: 488
Savage,
zwana również Em, przewodzi grupie zagubionych nastolatków, którzy
– tak samo jak ona – obudziły się w trumnach. Naznaczeni
ogromnymi lukami w pamięci, przerażeni uwięzieniem w makabrycznym
miejscu przypominającym grobowiec próbują wspólnymi siłami
wydostać się z tego paskudnego więzienia, w międzyczasie starając
się poznać własne ja. Niestety wszechobecne niebezpieczeństwa w
postaci niezbadanych sił wyższych oraz tajemniczych kreatur
krzyżują ich plany, ale nie na długo...
Em
udaje się uratować swój lud i uciec jak najdalej od pokrak
uprzykrzającym im życie, a to za sprawą statku kosmicznego, który
przenosi ich na planetę Omeyocan, gdzie ma na nich czekać cisza i
spokój. Savage nie przypuszcza jednak, że to, co zobaczy, może
spędzić sen z powiek.
Omeyocan
wcale nie przypomina idyllicznego miejsca do egzystencji. Ślady
wymarłej cywilizacji są przerażające i złowieszcze, a
wszechogarniający chaos skrywa sporo przykrych niespodzianek. Także
otaczająca ich dżungla nie zachęca do grupowych spacerów, a co
dopiero w pojedynkę... Em, pomimo strachu, postanawia jednak
zaryzykować i podjąć walkę z nowymi niebezpieczeństwami.
Czy
Savage zdoła pokonać własne słabości, byle tylko udowodnić, że
jej przywództwo nie było pomyłką? A może popełni szereg
niewybaczalnych błędów, które staną się idealnym argumentem
kogoś, kto już od dłuższego czasu stara się jej zaszkodzić? I
co, jeśli dawny wróg nadal drepcze im po piętach?
Jeżeli
kiedykolwiek zorganizowałabym konkurs literacki, w którym
istniałaby kategoria „najbardziej kreatywny autor”, to bez
wątpienia brylowałby w niej nie kto inny, jak Scott Sigler. Miałam
już styczność z wieloma pomysłowymi pisarzami, ale ten pan, z
książki na książkę, zaczyna przechodzić samego siebie! Samym
tego przykładem jest ogromna zmiana zachodząca w trakcie lektury.
Jak przy [Żywych] czasami czułam się zmęczona wymyślną fabułą
i pokrętnymi zdarzeniami, tak przy [Rozpalonych] ani przez chwilę
nie odczuwałam takich emocji. Co więcej – pragnęłam coraz
więcej i więcej, a już i tak Scott Sigler zaoferował mi naprawdę
sporo.
Zmiana
otoczenia znacznie wpłynęła na pobudzenie mojej wyobraźni, choć
ciekawość nadal czekała na upragnione elementy układanki mogące
uzupełnić brakujące luki powstałe po zakończeniu pierwszego
tomu. Chciałam wraz z Em poznać ich prawdziwą tożsamość oraz
odkryć znaczenie otaczających ją i jej lud znaków i po części
doczekałam się tego. Zaserwowane fakty w jakimś stopniu zapełniły
dziury, choć zdaję sobie sprawę z tego, że jest jeszcze wiele
rzeczy do odkrycia. Ale żeby odciągnąć mnie od rozmyślania nad
tym aspektem książki, autor postanowił popracować nad moją
kondycją czytelniczą. Niemal na każdym kroku działo się coś
istotnego: akcja goniła akcję, tajemnica próbowała dogonić
tajemnice, a intryga starała się zastąpić inną intrygę.
Dorzućmy do tego jeszcze szereg niespodziewanych zwrotów akcji oraz
totalnie dystopijny klimat i mamy pakiet doskonały. Tylko w jednym
momencie miałam wrażenie Déjà
vu, a to za sprawą stworów utrudniających życie Em i jej ekipie.
W trakcie czytania fragmentu poświęconego ucieczce bohaterów przed
gigantycznym wrogiem miałam przed oczami podobną scenę z książki
innego autora, który również specjalizuje się w tego typu nurtach
gatunkowych. To właśnie jeden z drobnych elementów, który nieco
nie przypadł mi do gustu, ale pytanie: A gdzie pozostałe? Za moment
wszystko wyjdzie na jaw!
Niemówienie prawdy niczym nie różni się od kłamstwa.
Jeżeli
czytaliście moją recenzję pierwszego tomu, to zapewne pamiętacie,
że Savage przechodziła powolną przemianę osobowości. Obudziła
się jako dziecko zamknięte w dorosłym ciele, lecz z każdym
kolejnym działaniem zaczynała się zmieniać w silną i wybuchową
przywódczynię. W [Rozpalonych] raz na zawsze pożegnała się z
dziecięcą naturą, jednakże musiała stoczyć walkę sama ze sobą,
kiedy ognisty temperament próbował przejmować nad nią kontrolę.
Jako głowa ludu nie mogła sobie pozwolić na pochopne decyzje, a
właśnie ta część jej mogła to uniemożliwić, a tym samym
ułatwić zadanie zdrajcy czyhającemu na każdy zły ruch Savage.
Cały czas kibicowałam Em w walce o bycie lepszą wersją samej
siebie, bo niekiedy naprawdę zaskakiwała mnie swoimi wyskokami, i
to nie tylko pozytywnie.
Czasami miałam ochotę wziąć jej włócznię i pacnąć ją w łepetynę tak mocno, aż się opamięta. Na szczęście byli tam tacy, którzy pokazywali przywódczyni, iż przekracza granice rozsądku, tylko czy zawsze ich słuchała? Domyślcie się już sami.
Czasami miałam ochotę wziąć jej włócznię i pacnąć ją w łepetynę tak mocno, aż się opamięta. Na szczęście byli tam tacy, którzy pokazywali przywódczyni, iż przekracza granice rozsądku, tylko czy zawsze ich słuchała? Domyślcie się już sami.
Nie
tylko Savage przeszła ogromną metamorfozę. Wielu istotnych
bohaterów również postanowiło zawalczyć o samych siebie.
Oczywiście nie każdy z nich przechodził ją pomyślnie, przez co
nieraz grał mi nerwach, jednakże zdarzały się jednostki
automatycznie kupujące moje serce, przez co nawet wtedy, gdy robili
coś źle, nie umiałam się na nich gniewać. Przypuszczam, że było
to również spowodowane tym, że poznałam te postaci znacznie
lepiej, co zmieniło moją ocenę o nich. To nie zmienia faktu, iż
na niektórych dzieciakach ogromnie
się zawiodłam. W sumie zadziałała tutaj dziwna magia, bo zaczęłam
się wkurzać na ukochanych bohaterów, a rozpływałam się nad
tymi, które kiedyś mi podpadły. Czy to źle?
Przy
[Żywych] określiłam styl pisania Scotta Siglera za zwyczajny,
niewyróżniający się na tle innych autorów, gdzie jego jedyną
przewagą nad nimi wszystkimi stanowi kreatywność, tak teraz nie
jestem w stanie napisać tego samego. Otóż ten pan (jak już
wcześniej wspomniałam) wskoczył na wyższy poziom, przez co nawet
jego kunszt uległ całkowitej poprawie. Świadczą o tym lepiej
skonstruowani bohaterowie, dokładniejsze opisy czy też wachlarz
kolejnych niespodzianek porozrzucanych na kartach książki. Jeśli
utrzyma ten poziom przy trzecim tomie (lub nawet go przewyższy) to
ja zapewne będę go czytać miesiącami, byle tylko się nie
rozstawać z tym światem.
Podsumowując:
[Rozpaleni]
to kolejna z książek wyłamujących się ze stereotypu, jakoby na
dalszych tomach danych serii wisiała klątwa „gorszej jakości”,
ponieważ niweluje ona jej znaczenie już w trakcie pierwszego
rozdziału! Wystarczy tylko chwila, a już czytelnik zatraca się w
dalszych dziejach Em i jej świty. Dlatego też jeżeli zakochaliście
się w [Żywych] lub żywicie do nich urazę – zaryzykujcie i
sięgnijcie po ten tytuł. Przypuszczam, że zapłoniecie, ale nie z
powodu nienawiści do autora. Wręcz przeciwnie: Rozpali się w was
ogień niedosytu.
Moja
ocena:
Recenzja
została zamieszczona na:
Za
egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Feeria!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017
roku!
Nie miałam w planach, ale mnie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco, muszę przyznać. Tylko zanim sięgnęłabym po ten tom, musiałabym się zapoznać z pierwszym. ;) Ale po takiej rekomendacji, grzechem byłoby nie dać szansy serii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Po pierwszej części mam ochotę na więcej!
OdpowiedzUsuńW sumie to kusisz tą kreatywnością :P Postaram się przeczytać i wyjątkowo nie zacząć od 2 tomu :D
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie i oryginalnie :D Zapisuję tytuł i mam nadzieję, że uda mi się zdobyć 1 tom :D
OdpowiedzUsuńPo tej recenzji to ja już całkowicie chcę się poznać z tą trylogią! Bez dwóch zdań!
OdpowiedzUsuńDlaczego ja wcześniej nie znałam tej serii ? :O Narobiłas mi smakA!
OdpowiedzUsuń