Autor: Matthew Mather
Tytuł: Kroniki Atopii
Tytuł oryginału: Atopia
Chronicles
Seria: ??
Tom: I
Przekład: Jędrzej Polak
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ilość stron: 656
Po tragicznych w skutkach
Wojnach Pogodowych ludzie zapragnęli odseparować się od przykrych
wspomnień, chcąc czym prędzej zapomnieć o kataklizmach, jakie na
nich zsyłano. Dlatego też postanowiono przywołać do życia
Atopię – położone między Kalifornią a Azją
Południowo-Wschodnią futurystyczne miasto-wyspę, gdzie rozwijająca
się w zastraszającym tempie nauka to wszystko umożliwiała.
Tamtejszym naukowcom udało się opracować system oparty na
nanotechnologii, pieszczotliwie nazywany psis, który pozwalał
swojemu użytkownikowi na odseparowanie od własnego ciała. W tym
celu każdy, kto otrzymał możliwość testowania tego gadżetu na
własnej skórze, zyskiwał swojego sobowtóra. Dzięki temu, podczas
przebywania w wyimaginowanej przez siebie alternatywnej
rzeczywistości, wykreowany przez system przejmował pieczę nad
ludzką skorupą, dbając o jej najważniejsze potrzeby. Także to
udogodnienie pozwalało na rozwijanie się w wielu dziedzinach
naukowych, przez co Atopijczycy górowali nad resztą świata.
Niestety nie zawsze wszystko
idzie po myśli nawet największych umysłów. Pomiędzy niewinną
zabawą a wypełnianiem obowiązków oraz udoskonalanie tego zacnego
dzieła, następuje ogrom komplikacji, które ciągną za sobą
nieprzyjemne konsekwencje. Psis, uznawany dotąd za dar od samego
Boga, staje się prawie że przekleństwem, a każdy użytkownik tego
systemu zaczyna odczuwać jego skutki. Rzeczywistość zaczyna
mieszać się z wytworzonymi „techświatami”, a czający się
między serwerami wrogowie są w stanie wykorzystać nawet
najdrobniejsze błędy ofiar.
Czy Atopia nadal zasługuje
na miano raju? A może ludzie przesadzili, nadając takie miano tej
futurystycznej wyspie? I jak zareagują stwórcy, ponoć idealnego,
systemu, nad którym sami zaczynają tracić kontrolę, kiedy
niebezpieczeństwo zacznie czyhać również poza granicami ich
cudownego miasta?
Dość często zdarza mi się
marudzić z powodu nadmiaru obowiązków, jakie spadają mi
niespodziewanie na głowę. Prawie że rozpaczam nad listą
dodatkowych prac, nie wiedząc dokładnie, od czego zacząć. Wtedy
pragnę uporać się z tym w ekspresowym tempie, aby zagwarantować
sobie trochę czasu dla siebie. Jednakże w świecie wykreowanym
przez Matthew Mathera stwierdzenie „Przecież się nie rozdwoję!”
stałoby się obłudnym kłamstwem! Stworzona na miasto-wyspie
technologia, potocznie zwana psis, pozwalała każdemu użytkownikowi
na robienie kilku czynności równocześnie, choć jego ciało
grzecznie wylegiwało się na łóżku lub grzało miejsce w fotelu.
To niesamowite udogodnienie zyskiwało coraz to więcej zwolenników,
choć przeciwników również nie ubywało. Ja sama czułam się
zaintrygowana tym wszystkim i przez pewien moment pragnęłam odczuć
taki „dar” na skórze, ale kiedy autor zaczął ukazywać coraz
ciemniejsze zakamarki takiej potęgi... Nie powiem, miewałam ciary,
a czyhające zewsząd pułapki przechodziły ludzkie pojęcie!
Jednakże przeistaczająca się w wewnętrznego demona sytuacja
jeszcze bardziej mnie nakręcała. Z ogromnym entuzjazmem starałam
się zatracić w [Kronikach Atopii], chcąc chłonąć wiedzę niczym
materiał tenisówek stykający się z ogromną kałużą. Tak,
starałam, bo im głębiej wnikałam w ten świat, tym coraz ciężej
pojmowałam zawartą tutaj terminologię. Z całkiem dobrze
skonstruowanych opisów autor postanowił przeskoczyć na totalnie
naukowy bełkot. Czułam się wtedy tak, jakby ktoś uderzał we mnie
wiedzą, śmiejąc mi się w twarz, że muszę czytać jakiś
fragment wielokrotnie, chociaż i tak nie zawsze to pomagało. Nawet
krzyknięcie „Czy jest na sali tłumacz?” niewiele by dało.
Dlatego też zacisnęłam zęby i liczyłam w duchu na to, że – w
końcu – pan Mather zlituje się nade mną i wyciągnie pomocną
dłoń. I nie przeliczyłam się. Dopiero prawie ostatnie dwieście
stron (gdzie to tomiszcze zawiera ich ponad sześćset!) całkiem
sporo mi wyjaśniło, ale i tak głowa pękała od nadmiaru terminów
nie z tej ziemi. Ale nie tylko przez to potrzebowałam pewnej dawki
medykamentów przeciwbólowych...
Ogrom „miałów” oraz
„byłów” totalnie mnie zamurował! Chyba nie znalazłam strony,
gdzie nie widnieje żadne z tych słów w wielu formach. Sama
wielokrotnie przekształcałam sobie zdania z pomocą synonimów, bo
nie potrafiłam już tego znieść. Także natknęłam się na wiele
kwiatków, takich jak jedzenie „siadania” czy posiadanie brody
pod samymi oczami. I teraz nie wiem, czy sam autor zawinił i tłumacz
przetłumaczył dosłownie, co redaktorzy zaakceptowali czy jednak ci
ostatni nie dostrzegli tak istotnych błędów. Tak czy siak, z tych
właśnie powodów dosyć często odkładałam książkę na bok, bo
nie dawałam rady czytać dalej. Potrzebowałam ogromnych przerw, by
przetrawić to i lecieć dalej.
Czasem trzeba się zgubić, by móc się odnaleźć.
Kolejnym, aczkolwiek małym,
minusem jest ogrom bohaterów, jacy zostali przedstawieni na kartach
[Kronik Atopii]. Gubiłam się w plątaninie imion, próbując sobie
przypomnieć, kto jest kim dla kogo i jaka jest jego rola w tym
wszystkim. Specjalistka od reklamy Olympia Onassis,
matka-stworzycielka wszystkiego Patricia Killiam, zatracający się w
alternatywnych rzeczywistościach Bobby Baxter, przekładający pracę
nad ukochaną i przyjaciół William McIntyre, uciekający od tysiąca
zaplanowanych dla niego śmierci Vince Indigo... Można wymieniać i
wymieniać! Na całe szczęście każda z tych osób przewijała się
przez życie pozostałych, dzięki czemu z czasem udało mi się
okiełznać tę jakże trudną wiedzę i stwierdzić, czyj styl bycia
jest najbardziej przyswajalny. Nie powiem, każda z tych osób
zrobiła na mnie jakieś wrażenie, ale to Bobby oraz Patricia –
moim zdaniem – bili wszystkich o głowy, dzięki czemu chętniej
zatracałam się w tym wyimaginowanym świecie. Bob okazał się
doskonałym przykładem tego, jak współczesna technologia
umiejętnie miesza w głowach, prawie robiąc z mózgu papkę.
Wystarczyło tak niewiele, aby pozostał zniewolony przez psis, a co
za tym idzie – więźniem własnego ciała. Natomiast Patricia
zaimponowała mi swoimi „umiejętnymi” intrygami oraz chęcią
odbudowania swojej pozycji, gdzie z dnia na dzień było coraz
gorzej. To jeszcze nie koniec. Także pewien człowiek okazał się
na tyle genialnym charakterem i jego kreacja totalnie mnie
zauroczyła, ale nie chcę nikomu zdradzać, któż to taki, bo wtedy
popsuję potencjalnym czytelnikom zabawę, a to nie jest wskazane!
Matthew Mather zaskoczył
mnie swoją wiedzą oraz umiejętnym wykorzystaniem jej w [Kronikach
Atopii], nadając tej książce ogromnej siły rażenia. Już od
dawna nie zetknęłam się z tak mocno polegającym na technologii
świecie, co mnie wbiło w siedzenie. Autor udowadnia, że
posiadając rozległą wiedzę w danej dziedzinie można stworzyć
coś naprawdę... skomplikowanego? Chyba inaczej tego nie ujmę.
Niestety nie zawsze dawałam radę się tym cieszyć, o czym już
wcześniej zdążyłam opowiedzieć. Tak, cały czas jestem zła za
te formuły, przez które zwyczajny Kowalski czy nijaka Aleksandra,
prowadząca bloga Bluszczowe Recenzje, poczują się gorsi i tacy
niedokształceni w tej dziedzinie. A wystarczyło ociupinkę to
uprościć i wytłumaczyć w bardziej przystępny sposób. Oj,
zaczynam za wiele wymagać... Na szczęście nie potrzeba mojego
zrzędzenia przy przyziemnych sprawach, które też zostały
poruszone przez pana Mathera. Pomimo zaawansowanej technologii,
ludzie nadal musieli zmierzyć się z uczuciami, intrygami oraz
wszędobylskimi tajemnicami, które nieraz potrafiły zmieść mnie z
podłogi. Podobało mi się to, bez dwóch zdań!
Podsumowując:
Jeżeli kiedykolwiek
zapragnęłabym zacząć handlować „byłami” i „miałami”
zaistniałymi na kartach [Kronik Atopii], to po wyprzedaniu
wszystkich tych słów bez wątpienia stałabym się bardzo, ale to
bardzo bogata. Co nie zmienia faktu, że ta książka daje wiele do
myślenia pod kątem zniewalającej nas technologii, która już i
tak trzyma nas mocno w zmechanizowanych łapach. Dlatego też, jeżeli
czujecie się na siłach i spore błędy plus nieprzystępne dla
zwyczajnego umysłu kwestie nie są wam straszne, śmiało odkryjcie,
co nas może czekać w przyszłości! Tylko ostrzegam – nie
odpowiadam za wszelkie zniszczenia, kiedy ewentualnie postanowicie
rzucać w nerwach tą książką po pokoju!
Moja ocena:
Recenzja została
zamieszczona na:
Za egzemplarz-niespodziankę
dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona!
Książka ma zaszczyt brania
udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2017 roku!
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce i jak widać nie wiele straciłam. Współczuję ci tego oceanu powtórzeń.
OdpowiedzUsuńJestem prawie w połowie tej książki. Jak wiesz, to nie jest moja bajka, kompletnie nie czuję tej powieści, a co za tym idzie, mnogość błędów i naukowy bełkot to tylko początek góry lodowej moich zażaleń. I wątpię, żeby się to zmieniło do samego końca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mnie fabuła tej powieści zainteresowała. Ja też czasem gubię się w imionach bohaterów, gdy są podobnie brzmiące lub, gdy jest ich za dużo :)
OdpowiedzUsuńJa również ją dostałam i od dawna chciałam przeczytać - nawet ostatnio miałam ją już kupić! Dobrze, że tego nie zrobiłam :D Przyznam szczerze czuję się trochę przytłoczona tym wszystkim, co napisałaś, bo naprawdę wiele się po niej spodziewałam. Wciąż szukam czegoś równie dobrego, jak Rok 1984 i Fobia.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko opis książki mnie zaciekawił i postaram się ją przeczytać, jako że gości na mojej półce. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zapraszam na konkurs, w którym do wygrania egzemplarz książki pt. “Angielka”!
Raczej ja się za nią brać nie będę :D
OdpowiedzUsuńAle zdjęcie śliczne <3
Buziaki
coraciemnosci.blogspot.com
Niby nie brzmi tak źle, ale jednak ten ogrom bohaterów i trawienie informacji i wydarzeń... Nie, chyba jednak odpuszczę :D
OdpowiedzUsuńOj tam, nie widać, po coś się wydała, że ma czapkę? :D
Widzę, że temat super, nawet mnie zachęcił, ale boję się tego wykonania i książki, która może nie wyjść z naszego spotkania cało :D
OdpowiedzUsuń