Autor: Virginia Boecker
Tytuł: Łowczyni
Oryginalny tytuł: The Witch Hunter
Seria: The Witch Hunter
Tom: I
Przekład: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 400
Jak często zdarzyło się nam ocenić
kogoś po wyglądzie? Wystarczył rzut oka na całkiem obcego
człowieka i już ocenialiśmy go bez jakichkolwiek skrupułów.
Starsza kobieta z beretem na głowie była w naszych oczach wierną
słuchaczką słynnego na cały kraj katolickiego radia, a młody
chłopak przyodziany w dresy sprawiał wrażenie miejskiego
chuligana. Nikt wtedy nie myślał, że ta pani może chować pod tym
beretem kolorowego irokeza, gdy młodzieniec właśnie zrobił pranie
i to właśnie te nieszczęsne spodnie okazały się na tyle czyste,
by móc pojechać po młodszą siostrę do przedszkola. Pozory
mogą mylić, nieprawdaż?
Szesnastoletnia Elizabeth Grey jest
wszystkim znana jako pomoc kuchenna, jednak tylko nieliczni wiedzą o
jej drugiej specjalizacji. Kiedy nie przygotowuje posiłków
służy ona w doborowej jednostce królewskich łowców
czarownic. Wraz z najlepszym przyjacielem (a zarazem kompanem w
misjach) Calebem odnajduje szemrane towarzystwa ubóstwiające
zabawę magią, której praktykowanie w Anglii jest prawnie
zakazane. Ich zadaniem jest pojmanie tego typu jednostki, by ci –
na oczach tłumów – zostali spaleni na stosie lub poddani
jeszcze innym karom.
Elizabeth dość długo cieszyła się
swoją podwójną naturą, ale to co dobre nigdy nie trwa
wiecznie. Pewnej nocy zostaje oskarżona o posługiwanie się
czarami, aresztowana i skazana na śmierć. Czeka ją ten sam los,
jak wszystkich tych, których sama przyłapywała na zakazanych
incydentach. Jej wybawcą okazuje się mężczyzna, którego
uważała za największego wroga Anglii, a tym samym za swojego –
Nicholas Perevil, najpotężniejszy mag w królestwie. W zamian
za otrzymaną pomoc oferuje on skazanej pewien układ, który
będzie ciężko wprowadzić w życie.
Była łowczyni czarownic musi wykonać
pewną misję, a pomagać jej będą najbardziej zaufani ludzie tego
człowieka. Nie może im ona jednak zdradzić informacji o swojej
przeszłości. Jeżeli odkryją oni prawdę to przepowiedziana
wcześniej przez wieszczkę przyszłość może rozsypać się niczym
domek z kart, a życie wielu osób zostanie wystawione na
próbę.
Czy Elizabeth będzie w stanie
współpracować z kimś, kogo nienawidzi całym sercem? A może
odrzuci to wstrętne uczucie i pozwoli sobie zaufać Nicholasowi? I
jak zareaguje na myśl, że życie wśród magicznej otoczki
staje się jej uzależnieniem? Czy to zasługa otrzymania drugiej
szansy? A może tkwi w tym wszystkim coś innego? Coś znacznie
silniejszego, jak... miłość?
Stare przyzwyczajenia zostaną wystawione
na ciężką próbę. Dobrze, że człowiek ma możliwość
uczenia się przez całe życie. Nawet w kwestii poznawania natury
drugiego człowieka.
Przyznam szczerze, że bałam się tej
książki. [Łowczyni] to debiutancka powieść Virginii Boecker, a
ja z doświadczenia wiem, że z tego typu książkami bywa różnie.
Dlatego też nie nastawiałam się na jakieś cudo i rozpoczęłam
swoją przygodę z Elizabeth. Czy moje obawy zostały rozwiane już w
trakcie lektury pierwszego rozdziału? A może do końca nie umiałam
wniknąć do wyimaginowanego przez autorkę świata?
„Najlepszym sposobem, by pokazać innym, że jest się człowiekiem godnym zaufania, jest pokazać, iż potrafi się samemu ufać.”
Nawet nie zdążyłam dobrnąć do
drugiej strony pierwszego rozdziału, a już wiedziałam, że ta
książka to strzał w dziesiątkę. Wręcz spijałam zapisane na
kartkach słowa, chłonęłam je całą sobą. Autorka wręcz
oczarowała mnie swoim wyobrażeniem alternatywnej szesnastowiecznej
Anglii. Zręcznie połączyła zwyczajny świat z tym magicznym,
tworząc wyśmienitą mieszankę oddziałującą na nasze kubki
czytelnicze. Dopieściła także detale, które pomagają nam
wczuć się w tamte realia. Strasznie bolało mnie, gdy musiałam
odkładać [Łowczynię], bo nawet zatrzymywanie się na końcu
danego rozdziału wywoływało niedosyt i chciało się więcej i
więcej! Tutaj zawsze coś się dzieje! Tajemnica goni tajemnicę, a
akcja goni akcję. Nie ma mowy na nudę. Owszem – zdarzały się
przewidywalne momenty, jednak nie zabrakło również
zaskakujących chwil, gdy czytelnik jest zły na samego siebie, że
dał zapędzić się w kozi róg. Muszę także wspomnieć o
znakomitych opisach oraz utrzymanym na dobrym poziomie humorze. Kiedy
już trzymałam telefon, coby dzwonić na pogotowie (zawał był już
blisko), wtedy następowało rozluźnienie, a ja wybuchałam
niekontrolowanym śmiechem. Nawet mój pies patrzył na mnie
jak na wariatkę! Nie zapomnę także o momentach grozy, gdy włosy
stawały mi dęba...
Elizabeth to z pozoru krucha i delikatna
nastolatka, jednak kiedy widzimy ją w akcji to już nikt nie
odważyłby się nazwać jej aniołkiem. Właśnie te cechy pomogły
jej zostać łowczynią czarownic, bo nikt nie mógł
przewidzieć, że mają do czynienia z tak niebezpieczną osobą.
Poza fizycznymi atutami uwielbiałam pannę Grey za jej poczucie
humoru oraz wolę walki. Niestety irytowała mnie swoim uzależnieniem
od woli Caleba, co było męczące. Na szczęście nie miałam
powtórki z rozrywki związanej z niecodzienną relacją, jaka
towarzyszyła mi w trakcie lektury powieści Morgan Matson [Odkąd cię nie ma]. Wtedy bym się pocięła szarym mydłem lub wyła z
rozpaczy. No i należy wspomnieć, że warto było mieć po swojej
stronie główną bohaterkę, bo za swoimi przyjaciółmi
była skłonna wskoczyć w ogień, jednak wiedziała, gdzie są
jakieś granice.
Każda z pobocznych postaci została
wykreowana tak znakomicie, że nie mam do czego się przyczepić.
Moją uwagę zwrócili jednak uzdrowiciel John, szpieg George
czy uczennica Nicholasa, Fifer. Stało się to za sprawą trwania u
boku Elizabeth, chociaż nie wszyscy pałali do niej sympatią.
Gdybym miała wybierać z całej trójki najlepszą postać to
zdecydowanie była nią czarownica. Fifer była całkowicie oddana
misji i nie wyobrażała sobie, by coś poszło nie po jej myśli.
Nawet momentami była zazdrosna o byłą łowczynię, co wywoływało
całkiem ciekawe sytuacje. No i muszę wspomnieć o Calebie, który
na początku kupił mnie swoją stanowczością i pewnością siebie,
jednak po pewnym czasie... Tego już nie mogę zdradzić!
Na początku bałam się, że
doświadczymy tego, co zazwyczaj pojawia się w młodzieżówkach.
Mowa tutaj o słynnym trójkącie miłosnym. Już zapowiadało
się na coś takiego, gdy nastąpił w tej materii niespodziewany
zwrot akcji i – z ulgą – muszę napisać, że przyjemnie było
patrzeć na kwitnące uczucie między Elizabeth a Johnem. Oczywiście
rzucono im wiele kłód pod nogi i ich miłość stanęła pod
znakiem zapytania. Czy dali radę pokonać przeciwności losu? Tego
już nie zdradzę!
„– Mógłbym zobaczyć? Twoje znamię? Jeszcze nigdy takiego nie widziałem. – Nie ma czego oglądać. – Przykładam dłoń do brzucha. – Ujawnia się tylko wtedy, kiedy jestem ranna, i znika zaraz, gdy wracam do zdrowia. – Zawsze mogę cię dziabnąć... – George z uśmiechem wskazuje na nóż.W odpowiedzi znacząco unoszę kciuk.”
Wśród wielu debiutanckich
powieści można dostrzec pewne niedociągnięcia, które nie
zostały przyuważone i pozwolono im wyjść w świat. Mowa tutaj o
skromnych (bądź zbyt mocno rozbudowanych) opisach, sztucznie
brzmiących dialogach między postaciami czy źle wykreowanych
głównych bohaterach. Na szczęście Virginia Boecker nie
zalicza się do powyższej grupy. Zręcznie posługuje się piórem,
tworzy tak plastyczne opisy, że czytelnik może poczuć się jak
jeden z bohaterów podążający wytyczoną przez tę autorkę
ścieżką. I podoba mi się to, że w tej książce nie natkniemy
się na przekleństwa. Owszem – raz na jakiś czas dana postać
wypowie brzydkie słowo, ale jest to tylko wspomniane i czytelnik
może się domyślać, o jaki wyraz chodzi. Gorzej, jak zamiast
jednego czy dwóch przez jego głowę przewinie się ich
kilkanaście...
[Łowczyni] pokazuje, że bardzo często
wydaje nam się, że znamy jakąś osobę jak własną kieszeń,
kiedy to tylko pozory. Nieraz uważamy kogoś za swojego najlepszego
przyjaciela, gdy tak naprawdę za maską życzliwości i zaufania
skrywa się potwór szykujący się do ataku. To bolesne
doświadczenie zostawia brzydką bliznę, jednak łatwo
zminimalizować ją dzięki pomocy kogoś, kto wyciągnie ku nam
pomocną dłoń. Dopiero wtedy odkrywamy, na czym tak naprawdę
polega przyjaźń.
Podsumowując:
[Łowczyni]
to nie tylko udany debiut literacki. To książka, która może
doprowadzić czytelnika do Boeckeroholizmu! Nawet tego nie czujecie,
a uzależniacie się od kunsztu pisarskiego autorki, przenikacie do
wyimaginowanego przez nią świata i wchodzicie w skórę
Elizabeth, stając się nią. Aż się boję pomyśleć, że Virginia
Boecker dopiero rozwija swój warsztat pisarski. Już teraz
jestem uzależniona, a co będzie po kolejnym tomie? Obstawiam głód
czytelniczy, bo po takim książkowym narkotyku nie może być
innego!
Moja ocena:
Książki należące do serii The Witch Hunter:
Recenzja została zamieszczona na:
Za
egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar!
Książka
ma zaszczyt brania udziału w wyzwaniu Przeczytam 52 książki w 2016 roku!
***
Jak widzicie mój krótki urlop dobiegł końca, a co za tym idzie - powracam do blogosfery! Już na dniach pochwalimy się naszym cudnym osiągnięciem. Dla osób śledzących nas na fanpage nie będzie to niespodzianka, aczkolwiek nieco się rozpiszę i... więcej nie zdradzę. ;)
Do napisania!
Od dawna planuje przeczytać tą książkę. Zbiera bardzo dobre recenzje, więc mam nadzieję, że uda mi się ją dorwać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jestem bardzo ciekawa tej powieści, a Twoja recenzja jeszcze bardziej mnie do niej zachęciła :)
OdpowiedzUsuńTa okładka już często przewijała mi się gdzieś na rozmaitych blogach. Jednak nie byłam przekonana co do książki, aż do poznania Twojej recenzji. Musze przyznać, że narobiłaś mi apetytu na tę powieść, więc jest duże prawdopodobieństwo, ze niebawem po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Justyna z książko, miłości moja
Nie czytałam jeszcze tej powieści, ale planuję się za nią zabrać, ponieważ ma wiele dobrych recenzji ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
bookowe-love.blogspot.com
Mam wielką ochotę na tą książkę, bo uwielbiam klimaty Anglii i polowania na czarownice :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie, że wracasz. Książka zapowiada się ciekawie, ale jeśli naprawdę jest taka cudowna to chyba wolę poczekać na kolejne części. XD
OdpowiedzUsuńDwiestronyksiazek.blogspot.com
Kiedyś okładka tej książki przewinęła mi się przed oczami, ale jakoś nie zwracałam na nią szczególnej uwagi. Teraz mogę powiedzieć, że jestem wręcz zafascynowana! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
https://books-world-come-in.blogspot.com
Ale kusisz!! Tak wychwaliłaś tę książkę, że teraz nie mam pojęcia jak zdobyć jakieś fundusze na nią! No i co ja teraz zrobię? Jestem zaintrygowana!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com/
Nasz patronat <3 (ale to też powód dlaczego jeszcze jej nie przeczytałam - jak nie ma przymusu, żeby zrecenzować to książki leżą i czekają)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym przeczytać tę książkę, bardzo mnie zainteresowała. To chyba coś dla mnie, moje klimaty zdecydowanie! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
https://natalie-and-books.blogspot.com/
Uwielbiam tą powieść! Cieszę się niezmiernie, że ci się podobała. :) Także nie potrafiłam uwierzyć, że tak wspaniała pisarka została wcześniej nieodkryta. Bardzo dobrze, że została wydana w Polsce, ponieważ moim zdaniem jest to jedna z najlepszych książek roku 2016 :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Czytelniczka.
Pierwszy raz się spotykam z taką oryginalną fabułą, więc może się skuszę na tę powieść :)
OdpowiedzUsuńPotwierdza się to, co pisałaś mi o tej książce w naszych konwersacjach. Myślę, że mogłabym się z Łowczynią polubić. Ostatnio trochę myślę o sentymentalnym powrocie do młodzieżówek, podejrzewam, że po dwóch książkach bym się znudziła, ale może z odpowiednim nastawieniem potrafiłabym się po prostu dobrze bawić.
OdpowiedzUsuńW ogóle rozwalił mnie tytuł drugiej części, bo na przykłąd w takiej Pieśni Lodu i Ognia The KIng SLayer jest popularnym określeniem :D
Jak drażnią Cię mocno przekleństwa, to sobie Grę o tron odpuść, bo to tylko jedno z wielu obliczy brutalności w książkach Martina.
przyznam ze bardzo chcialabym przeczytac :D
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem...
OdpowiedzUsuńNie jestem do końca przekonana. Chyba to nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że koniecznie musze sięgnąć po tę pozycję! Dopisuje ją do listy książek, które muszę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~Nataliaaa
happy1forever.blogspot.com
Oj wiele razy zdarzyło nam sie kogoś ocenić po pozorach. Ja swojego narzeczonego oceniałam jako typowego cwaniaka a prawda była inna..
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej książki. Chetnie bym ją przeczytała ale zakupie ją dopiero po wypłacie w czerwcu bo teraz mam inne wydatki. Albo przejde sie do biblioteki.. czas pokaże ;))
O kurcze :D Ale zrobiłaś tej książce laurkę, chyba nie mogę powiedzieć jej w takim razie: nie przeczytam cię, ale: jak będę miała szekle to cię kupię :D Myślę, że i mnie jej lektura mogłaby się spodobać :> Nie ma miłosnego trójkąta <3 Uwielbiam też piękny język, a tutaj mam wrażenie, że właśnie taki się pojawił, plastyczne opisy, to co Matyldy lubią najbardziej. Lubię powieści, które rzutują na emocje, niby akcja, niby humor, trochę grozy :D Tak, to coś dla mnie! :D Dziękuję za recenzje, mój portfel znów będzie beczeć... No cóż :D
OdpowiedzUsuńKsiążka intryguje, naprawdę.
OdpowiedzUsuńTrójkąta miłosnego brak = coś dla mnie.
Ta niby niepozorna książeczka przypomina mi o najlepszych chwilach w tym roku szkolnym i o filmie "Łowca czarownic" z Vinem Dieselem w roli głównej :)
Pozdrawiam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Oj, pozory mogą faktycznie mylić, często wynika to nie tylko z niedopowiedzeń, ale i z niezrozumienia danej sytuacji... Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki, może znajdę ją w swojej bibliotece :)
OdpowiedzUsuńMalwina