Autor: Victoria Scott
Tytuł: "Kamień i sól"
Oryginalny tytuł: "Salt and stone"
Tom: II
Wydawnictwo: IUVI
Ilość stron: 365
Udało jej się przedrzeć
przez dżunglę oraz pustynię. Teraz czekają na nią ocean i góry.
Piekielny Wyścig wciąż trwa. Ludzie wciąż walczą o cudowny
lek, który jest zdolny uleczyć ich najbliższych, ocalić ich przed śmiercią,
wyrwać z jej szponów. Uczestniczą w czymś na kształt Głodowych Igrzysk, przez
chwilę można zauważyć pomiędzy nimi podobieństwo, które jednak znika tak
szybko, jak się pojawiło. Pryska jak bańka mydlana.
Choroba nie jest dla nikogo rzeczą lekką, którą można wziąć
na swoje barki i przerzucić przez nie bez problemu jak potencjalnego,
fizycznego przeciwnika. Jest czymś gorszym. Duchem, czającym się pod łóżkiem,
podejrzanym kształtem czyhającym za rogiem. Atakuje w najmniej spodziewanym
momencie, obezwładniając cię. Nieważne, że jej celem nie musisz być ty. Cios
wymierzony w jakąkolwiek bliską ci osobę boli prawie tak samo, jakbyś to ty
właśnie została powalona na ziemię.
Tak właśnie czuje się Tella. To właśnie choroba brata
sprawiła, że postanowiła wziąć udział w pełnym niebezpieczeństw wyścigu.
Ryzykuje swoje życie, aby podarować je Cody’emu razem z cudownym lekiem. W
międzyczasie poznaje nowych przyjaciół, których chroni za wszelką cenę.
Nawiązuje mocne więzi ze swoimi Pandorami, Madoxem i Potworem, oryginalnie
nazywanym AK – 7. Zakochuje się w jednym z najprzystojniejszych osobników, którzy
chodzą po tej ziemi, doskonałym dowódcy. Mogłaby podążać za nim aż do grobu.
Co jednak jest takiego pięknego w kontynuacji „Ognia i wody”
od Victorii Scott.
Zmiana, która wydaje się być feniksem wstającym z popiołów.
Właśnie to chyba jest idealne określenie tej serii. Kiedy myślisz już, że ptaszysko
zginęło, przydeptane przez czarne charaktery, kiedy wiesz, że to już koniec,
ono powstaje z hukiem w kolejnej części.
Piszę tą recenzję praktycznie chwilę po przeczytaniu
ostatniego zdania i szczerze mówiąc, czuję się tak, jakbym właśnie była naćpana.
Chcę więcej, i więcej, i więcej. Chcę wiedzieć, co będzie dalej. Chcę znać
dalsze losy głównych bohaterów. Chcę trzeciego tomu. Gdzie jest trzeci tom?
Nie potrafię chyba opisać „Kamienia i soli” normalnymi,
logicznymi i składnymi zdaniami. Jestem w szoku, że druga część okazała się być
tak niesamowita. Spodziewałam się po Victorii Scott czegoś dobrego, ale
kontynuacja „Ognia i wody” wbiła mnie w siedzenie. Leżę, nie wstaję.
Z czytaniem dobrej książki zazwyczaj jest tak, że chce się
ją jak najszybciej skończyć, a jednak nie chce się jej kończyć w ogóle. Chcesz
znać zakończenie, chcesz wiedzieć, co w końcu wydarzy się dalej, ale kiedy
pomyślisz, że trzeci tom dopiero w drodze, a końcówka wyzwoli w tobie tak
wielkie emocje, że będziesz przypominać balonik na skraju wytrzymałości, masz
ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Wiecie co?
Z „Kamieniem i solą” jest chyba jeszcze gorzej.
Ta książka rozdziera cię od środka. Jest czymś w rodzaju
wirusa, na którego lek możemy znaleźć razem z Tellą poprzez udział w Piekielnym
Wyścigu. Ta historia wciąga nas do środka, ale my nie opieramy się. Wręcz
przeciwnie – podążamy grzecznie za nią i sami stajemy się uczestnikami gry o
cudowne lekarstwo. Czytelnik staje się Tellą, staje się jej duszą, dzięki czemu
nie jest ona tylko pustą skorupką, naznaczoną na kartkach przez parę słów. To
my ją ożywiamy, a ona ożywia nas.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam
za „Ogniem i wodą”, dopóki nie sięgnęłam po kontynuację. Och, wróciły stare
wspomnienia, wróciły dawne emocje. Starzy bohaterowie dawali mi w pewien sposób
wrażenie, że nic się nie zmieniło, jednak nowi wprowadzali tutaj coś nowego –
zwłaszcza Cotton. Ach, mój Cotton. Kolejna osoba, w której potrafiłam się
zakochać.
Tella wydawała się być o wiele mniej irytująca niż w części
pierwszej. Wzięła sprawy w swoje ręce, przestała w końcu podążać ślepo za
Guyem, czym zdobyła u mnie dodatkowe punkty w przeciwieństwie do Zielonego
Beretu, któremu chwilami miałam ochotę wymierzyć parę porządnych policzków,
kończąc na tym samym uczuciu, które zapałało do niego przy naszym pierwszym
spotkaniu.
Akcja płynie tutaj wartko, co jakiś czas zaskakując nas
czymś niespodziewanym. Kunszt pisarski autorki wyraźnie jest bardziej
podszkolony niż w części pierwszej, zachwyca i daje plastyczny obraz danego
miejsca, w którym aktualnie znajdują się bohaterowi. Opisy są utrzymane w
dobrej proporcji co do akcji, dzięki czemu podczas czytania nie mamy nawet
chwili na nudę. Możemy odczuć zimno, jakie bohaterowie odczuwają podczas pobytu
w górach, serce przyspiesza w sytuacjach pełnych grozy. Książka jest niczym
film akcji, którzy sami odtwarzamy w naszej głowie za pomocą słów, a efekty,
jakie przy nim towarzyszą, nie mogą równać się z tymi, jakie możemy wykupić w
kinach.
Dobra nowina dla antyfanów romansów – w tej części „Ognia i
wody” również nie znajdziecie go w zbyt dużych ilościach. Smaczku do całości
dodają kłótnie, jakie rodzą się między nimi. Mimo że nie trwają zbyt długo, są
oznaką, że to nie kolejna cukierkowa para, z którą to tak często mamy do
czynienia w tanich romansach. Z jednej strony kibicowałam im, wrzeszcząc w
głębi serca, jednak z drugiej – o dziwo – miałam też nikłą nadzieję na to, że
uczucie zaiskrzy również pomiędzy nią, a pewnym innym męskim, przystojnym
bohaterem, który to dołączył do nas w tej części i którego ubóstwiam. Co nie
znaczy jednak, że ten fakt czynił lekturę mniej interesującą. O nie, tego
zdecydowanie nie można o niej powiedzieć.
Na zakończenie dodam, że książka trzyma nas w swoich szponach
do ostatnich zdań. Właściwie to one są tam największą kulminacją. Oddech
przyspiesza, serce bije w rytmie serca Telli, a z każdą kolejną kartką chcesz
coraz więcej. Historia ta niesie za sobą morał, o którym wspomniała już #Ivy w
swojej recenzji – że nawet w najgorszych chwilach można walczyć ze swoją
zwierzęcą naturą. Ja dorzucę swoje trzy grosze i powiem, że to nie jedyna
wartościowa myśl, jaką można wyciągnąć z całości. Mówi także o tym, aby nie
podążać ślepo nawet za osobą,
którą kochamy, aby nie być marionetką i być kimś, a nie jedynie czymś. Mówi o
tym, jak wiele można zrobić dla bliskiej osoby, aby uratować ją ze szpon
choroby, opowiada o stracie, przyjaźni, więzi nie tylko pomiędzy człowiekiem,
ale i zwierzęciem. W skrócie – tworzy niesamowitą historię, po którą – mówię to
bez cienia wahania – naprawdę warto sięgnąć.
Podsumowując:
„Kamień i sól” jest genialną wręcz lekturą, która nie
dorównuje swojej poprzedniczce, ale ją przerasta. Niespodziewane zwroty akcji
sprawiają, że serce przyspiesza, a nasze ciało sztywnieje z przerażenia,
świetne opisy autorki przenoszą nas w świat wykreowany w powieści, a
bohaterowie uśmiechają się do nas niemo z kart książki, zapraszając nas tylko
do siebie.
Moja ocena:
Książki należące do serii [Ogień i woda]:
✦ Ogień i woda ✦ Kamień i sól ✦ ??? ✦
Za przedpremierowy egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu IUVI!
A z okazji nadchodzących wielkimi krokami Walentynek,
poświęciłam trochę czasu na zrobienie paru kartek dla zakochanych!
oraz w nieco innej wersji...
oraz w wersji anglojęzycznej w dymkach...
oraz wersja dla panów...
Z serduszkiem lub bez...
Nie czytałem pierwszego tomu, ale mam straszną ochotę :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja ^^
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
czytamboczytam.blogspot.com
Te kartki są świetne :) zwłaszcza ostatnia najbardziej przypadła mi do gustu :) Tę serię mam przed sobą :)
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Tak bardzo, bardzo, bardzo nie mogę się doczekać, by sięgnąć po tę książkę! Ale tłumaczę sobie ciągle: Pamiętaj A. jeszcze tylko zdaj ten cholerny jeden przedmiot, nadrób zaległości recenzyjne i "Kamień i sól" w końcu będzie Twoją idealną lekturą na jakiś wieczór! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że kontynuacja okazała się tak dobra, bo skoro "Ogień i woda" porwało mnie bez reszty, to tutaj będzie jeszcze lepiej. :D
Pozdrawiam
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
"Czytelnik staje się Tellą, staje się jej duszą" - o nie, tylko nie to! xd Nie zapałałam do Tessy zbytnią sympatią. Jednak z tego co piszesz wynika, że autorka znacząco poprawiła warsztat. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się o tym przekonać. :)
OdpowiedzUsuńAleż emocjonująca recenzja ! Najbardziej mnie zachęciłaś tym, że tego romansu nie ma za dużo, te cukierkowe pary jak to określiłaś już mnie męczą :P
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie też ta walka ze swoją zwierzęcą naturą, to rzecz którą lubię w tego typie literaturze, pokonywanie ludzkich ograniczeń i walka z samym sobą. Bardzo chcę przeczytać!
Te walentynki rozpierniczają system, Króliku! :D
OdpowiedzUsuńMam ochotę tarzać się ze śmiechu po całym domu.
A co do "Kamienia i soli"...
Najpierw muszę przeczytać "Ogień i wodę" - to wiem na pewno.
Ale cieszę się, że książka jest świetna, bo kupiłam ją przyjaciółce na urodziny - może jej się naprawdę spodobać.
Ściskam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Super! Nie mogę się doczekać momentu kiedy będe miała okazję przeczytać pierwszą część i tą recenzowana! ;)
OdpowiedzUsuńNie zawsze zdarza się, że druga część jest nawet lepsza od swojej poprzedniczki. Ja nie miałam jeszcze okazji jej przeczytać, ale na pewno to zrobię. Dobrze, że romans nie wysuwa się tutaj na pierwszy plan, bo zdecydowanie tego nie lubię ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo przypadła mi do gustu :) A walentynki są niesamowite! :)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu, ale mam w planach czytelniczych na ten rok. Co z tego wyjdzie to się okaże :D
OdpowiedzUsuńPiękne walentynki! :)
skrytaksiazka.blogspot.com
Ja zanim zapoznam się z tym tytułem to muszę nadrobić pierwszy tom ;)
OdpowiedzUsuńBooże, jaki świetne walentynki! :D
Po przeczytaniu pierwszego tomu jestem wniebowzieta stylem Victorii Scott! Tella nieco drażni swoim zachowaniem ale Guy i Harper nadrabiają straty. Teraz musze kupic 'Kamień i sól', bo ciekawość tak mnie zżera od środka.. :)
OdpowiedzUsuń